24 paź 2019

Ozyrys CD Esther

Gdy dziewczyna zaczęła mówić o zwierzętach i że oni się bardziej boją od nas, czuł się niczym w depresji. Nie należał do tych ludzi i wiedział, że to on się zachowuje jak zwierzę; boi się bardziej niż wszyscy. Gdyby był w stanie, roześmiałby się na jej słowa, ale teraz się tylko zastanawiał, jak ma się nie bać czegoś, czego nie widzi? I nie miał pojęcia, czy lepiej by było, żeby mu się to tylko zdawało, niż żeby to coś naprawdę istniało. Przez chwilę zapragnął posiadać takie moce, jak dziewczyna, chciał ujrzeć to coś, co mu tak ciągle towarzyszyło, ale gdy sobie pomyślał, że mógłby spotkać się twarzą w twarz z czymś wielkim i strasznym, chyba skoczyłby z mostu. Jego przemyślenia zaćmiły na chwilę jego umysł, dlatego pytanie usłyszał dopiero po chwili. 
- M-możesz spróbować – powiedział cicho. Esther pokiwała głową i podeszła do drzewa, przy którym nie dawno siedziała. Chłopak ruszył za nią, martwiąc się, że to coś idzie za nim, a po spojrzeniu dziewczyny, która rzuciła okiem pod moje nogi, wiedział, że to coś nie uciekło. Ze wszystkich sił starał się nie myśleć i wmawiał sobie, że na pewno się myli. Że to nic strasznego.
Esther usiadła pod drzewem i wyjęła z torby notatnik i ołówek. Zaczęła szkicować, co jakiś czas rzucając okiem na różne strony, co oznaczało, że niewidzialny stwór się poruszał. Chłopak stał jak wryty i czekał, aby ujrzeć to coś. Wydawało mu się, że czas niemiłosiernie się dłuży, zacząłem nerwowo bawić się palcami, a gdy dziewczyna zaproponowała, by usiadł, pokręcił głową i dalej czekał. W końcu się podniosła i odwróciła w jego stronę kajet. Wyglądało tak, jak mu go opisała.
- Jest dość straszny – powiedział przyglądając się jego skrzydłom. Po chwili zdał sobie sprawę, jak te słowa zabrzmiały, szybko starał się poprawić. - Znaczy chodzi mi o to stworzenie, nie o rysunek. Bo ten niewidzialny kotonietoperz jest straszny, nie twój obrazek – gdy zaczął mu się plątać język, zamknął buzię. 

<Esther?>

Shu⭐zo CD Lennie

Nie chciałem się wtrącać i teoretycznie się nie wtrącałem, a to, że akurat udało mi się wszystko usłyszeć. To jest zupełnie inna sprawa. Poza tym nie rozumiem. Jakim trzeba być, za przeproszeniem idiotą, żeby po takiej wiadomości zwyczajnie sobie iść?! Nie chce tu nikogo wyzywać, ale powinno tak być. Mój kochaniutki potrzebował teraz wsparcia, a nie umawiania się na dalsze pogawędki. Gdy Lennie już został sam, od razu do niego wróciłem. Chłopak tępym wzrokiem gapił się w przestrzeń, a jego fiołkowe oczy były zeszklone i przepełnione głębokim żalem. Od razu zrobiło mi się przykro. Nie sądziłem, że zobaczę go kiedyś w takim stanie. Bez słowa do niego podszedłem i przytuliłem. Lennie zwyczajnie się we mnie wtulił, a potem nastała długa chwila ciszy. Chciałem mu bardzo pomóc, tylko nie wiedziałem w jaki sposób. Słowa "wszystko będzie dobrze" nie wydawały mi się odpowiednie. W końcu co ja mogę na ten temat wiedzieć? Nigdy nie doświadczyłem takiej straty.
- Życie nie kończy się na śmierci... Wszyscy, którzy odeszli żyją wciąż w naszych serduszkach. - zacząłem mówić, gładząc delikatnie magika po głowie. - Będą żyć, dopóki o nich nie zapomnimy. - pocałowałem go w głowę, patrząc się przed siebie.
- Ale... Ty nic nie rozumiesz... Ja ją zabiłem. - wymamrotał w końcu cicho.
- Lennie... Nie ma się co zadręczać i obwiniać. - puściłem go i kucnąłem przed nim, patrząc prosto na jego smutną twarzyczkę. - Żadna mama... - położyłem obie dłonie na jego policzkach, mówiąc spokojnym i jednocześnie troskliwym tonem. - A przede wszystkim twoja. Nie chciałaby, aby jej dziecko, czyli ty. Obwiniało się w jakikolwiek sposób w takiej sytuacji. Mam rację? - zapytałem z lekkim uśmiechem na twarzy, patrząc prosto w jego fiołkowe oczy.

(Lennie~?)

22 paź 2019

Halloween

Poszukiwanie dyń na stronie.

Aby rozpocząć event, każdy musi z was odnaleźć dynie na poszczególnych stronach.
Pierwsza dynia 🎃: Pierwsza dynia znajduje się na stronie gdzie każdy z was może zobaczyć gdzie kto śpi :)

Dyń jest w sumie trzy, po odnalezieniu ich, proszę o przesłanie hasła na discordzie lub howrse w wiadomości prywatnej.

Dla osób kochających pisanie!

Waszym zadaniem jest opisanie swojej nocy Halloweenowej. Wiecie jesteśmy w Wielkiej Brytanii, tyle legend ile jest wiązane z tym krajem pomoże wam trochę w pisaniu opowiadania, przynajmniej mam taką cichą nadzieję! ^^
Możecie napisać opowiadanie w parze!

Dla osób kochających rysować!
Narysujcie swój kostium na Halloween dla swojej postaci lub dla innej postaci z dedykacją.

Dla osób leniwych! (nie no żartuję, dla osób które nie maja dużo czasu)
Możecie pomóc innym się zmotywować  ^^

Event trwa do 8/11/2019r.


Powodzenia!

Esther CD Ozyrys

Jak widać było, stwór był dosyć niezwykły. Chyba czasami całkowicie znika mi z zasięgu wzroku i mogę jedynie się domyślać, gdzie aktualnie jest. Szczerze mówiąc, to mnie jeszcze bardziej fascynowało w tym czymś. Tymczasem kot, jakby znowu wyczuwając, że na niego patrzę, zniknął w ułamku sekundy. Być może jutro znowu go spotkam, chociaż wydaje się jedynie łazić za Ozyrysem, co jest kolejnym odstępstwem od ich typowej natury. Zwykle nie przywiązują się do człowieka.
- Nie możesz go zobaczyć, bo nie zostałeś obdarzony taką mocą, a to jest normalnie i myślę, że całkiem zrozumiałe. Niektórzy czytają w myślach, a ja mogę je zobaczyć. Sądzę, że jest to jedna z bardziej przydatnych umiejętności. Potwory też mają swoje własne moce, a jeśli ktoś potrafi się z nimi porozumieć i ma z nimi dobre relacje, może je poprosić, aby użyły swoich mocy. To jest jakby zwykła przysługa. Między innymi dlatego sądzę, że banie się ich nie jest konieczne. Dla nich to my jesteśmy potworami. Mniej więcej tak jak zwierzęta, boją się nas bardziej niż my ich - chyba trochę się zapędziłam i zaczęłam mówić o rzeczach kompletnie niezwiązanych z tematem. Niestety trochę to częste, przez co niezbyt lubię mówić o takich tematach, gdzie teoretycznie mam dużą wiedzę i mogę się jakkolwiek wypowiedzieć - Podsumowując, to moja specjalna umiejętność, myślę, że jest dosyć niepowtarzalna, prawie jak każda moc - dodałam skracając całą moją wypowiedź do jednego prostego zdania. W międzyczasie, ciemny kot ponownie pojawił się w koło nóg chłopaka. Kucnęłam przed stworzeniem i wyciągnęłam do niego rękę. Być może da się nawet i oswoić, ale chyba mi się to nie uda. Widać, że podąża za Ozyrysem krok w krok - Szczerze to bardzo mnie on fascynuje. Nigdy nie widziałam nic podobnego - powiedziałam, lekko się dziwiąc, że zwierzę ode mnie nie uciekło, a nawet trochę się przybliżyło do mojej wyciągniętej ręki. Jeden krok do przodu. Wciąż był tak bardzo dziki i niepewny, że aż było to trochę straszne.
- Jeśli chcesz go zobaczyć, mogłabym spróbować go narysować. Nie będzie to oddawało jego wyglądu w stu procentach, ale zawsze przybliża - dodałam patrząc do góry na Ozyrysa. Pewnie z boku wyglądało to dosyć dziwnie, ale jednak dla mnie było stuprocentowo normalne.

<Ozyrys? >

21 paź 2019

Riddle CD Robin&Vivi

W każdej opowieści są drzwi, których nie powinno się otwierać. Tak i w tej jest namiot, do którego nie powinno się wchodzić, bowiem pochłonie każdego jak potężny odkurzacz. Połknie niczym wygłodniałe zwierzę. A dopiero chwilę później do nieproszonych gości dociera, że przyszło im leżeć we własnej trumnie, w absolutnej ciemności i ciszy...
Można powiedzieć, że to przegięcie, jednak po Riddle'u można się wszystkiego spodziewać. Już od dawna snuje dziwny plan, którego etapy zadziwiają wszystkich. Obecnie był trochę zdegustowany dziecinną zabawą Robina i Vivie'go. Twierdził, że trafił na równych przeciwników. Niestety teraz już spokojnie przyznaje, że się mylił.
- Ludzie, dusze i demony... Tak i nienawiść będzie powracać w nieskończoność, Vivienne. - delikatne dźwięki wiolonczeli wydostały się z jednego z namiotów i poniosły się wraz z wiatrem po niebie, jednocześnie z zachodzącym w oddali słońcem. - Ofiaruję to requiem wszystkim lamentującym, szukającym pocieszenia duszom oraz... Mordercy mojego wyznawcy. - uśmiechnął się pod nosem, kontynuując swoją grę. - Moje kondolencje. - muzyka ucichła, a tłum zebrany w ogromnej sali odruchowo uklęknął. Riddle wstał ze swojego miejsca i rzucił czarną różę na dębowe wieko trumny.

Widok Vivie'go udającego delfina przydałoby się uwiecznić. Ten demon nigdy nie przestanie się wydurniać. Jest skazą na honorze całej swojej rasy. Jednak jego samego w ogóle to nie rusza, a demony nie zawracają sobie nim głowy. Traktują go dość pobłażliwie, co kiedyś może się na nich poważnie odbić. Gdy razem z Robinem wyszli na brzeg, słońce prawie całkowicie zniknęło za horyzontem. Stopniowo nastawała noc, spoglądająca swoim tysiącem oczu naokoło. Cały Avalon powoli udawał się na spoczynek, a ci dwaj też już mieli wracać do cyrku. Vivi nie miał się co przejmować wodą. Za sprawą magicznego pstryknięcia palcami był suchusieńki. Robin natomiast otrzepał się jak jakiś piesek. Było to dość śmieszne i słodziutkie. Tak oto wcześniejsze wydarzenia zostały puszczone w niepamięć (przynajmniej na chwilę). Obydwaj byli szczęśliwi i na tym mogłoby się wszystko skończyć. Jednak zawsze musi się znaleźć jakieś "ale". Życie nie jest bajką. Riddle wciąż tu grasuje, a dziś Robin zrobił coś niedopuszczalnego. Już mniejsza o to, że zabił i stał się mordercą. Ważniejsze kogo i jakie to teraz będzie mieć konsekwencje. W niedalekiej odległości dało się usłyszeć jakiś idący tłum. Vivi momentalnie poruszył uszami i spojrzał w tamtym kierunku. Uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy. Robin, widząc jego poważną minę, sam skierował wzrok w tę stronę. Z zabójczą szybkością zbliżał się do nich wściekły tłum z widłami i pochodniami, a na ich czele dało się zauważyć, znanego już demona, który wciąż pragnie przerobić Robinka na durszlak. Niestety z zupełnie innego powodu niż to zbiorowisko. Riddle pojawił się już parę kroków od Vivie'go, poprawiając swoje białe futro.
- Ileż się tu działo podczas mojej nieobecności. Moje gratulacje, Robin. - uśmiechnął się. - Pierwsza ofiara, ale mogłeś oszczędzić członka mojego zgromadzenia. Inni nie radzą sobie ze stratą tak jak ja. - spojrzał z uśmiechem na lud, który bardzo ładnie ich okrążył.

(Robin? Vivi? Mam nadzieję, że za szybko nie uciekniecie xd)

15 paź 2019

Ozyrys CD Esther

Kiedy dziewczyna zapytała, dlaczego to coś za mną chodzi, myślałem, ze dostanę zawału. To mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że od dzisiejszej nocy ktoś mnie obserwował, był obok mnie, łaził za mną i dawał o sobie znać w ten czy inny sposób. Zbladłem ze strachu, tym bardziej, że nie widziałem tego czegoś, a dziewczyna wskazała to nawet palcem. Miałem ochotę się rozpłakać, coś niewidzialnego postanowiło mi uprzykrzać życie. Słowa dziewczyny, że czasem to coś jest łagodniejsze od ludzi, wcale mu nie pomogło, tym bardziej, gdy dodała wzmiankę o wyjątkach. Czyżby mi się trafił jakiś wredny osobnik?
- Mam na imię Esther – te słowa wyciągnęły mnie z głębokie namysłu, czemu to coś się mnie uczepiło. Nie obchodzi mnie, że zobaczyło we mnie coś ciekawego, chciałem tylko, by dał mi spokój, a tym bardziej, by dał mi się wyspać.
- Ozyrys – powiedziałem niepewnie, wyciągając do nowopoznanej dłoń. Kiedy ta ją uścisnęła, znowu spojrzała w miejsce… gdzie prawdopodobnie ostatnio było to coś. Przełknąłem gulę, jaka zatrzymała się w moim gardle. - A jak wyglądało to coś? - zapytałem. Dobrze by było wiedzieć, czego się spodziewać, jeśli któregoś dnia to coś postanowi mi się ujawnić.
- Hm… trochę przypomina krzyżówkę kota z nietoperzem. Taki wyrośnięty kot ze skrzydłami – ręce zaczęły mi drżeć ze zdenerwowania.
- To nie brzmi przyjemnie – powiedziałem wręcz szeptem. - I dlaczego go nie mogę zobaczyć? - w tych słowach nie kryła się ani odrobina złości czy żalu, nie chciałem widzieć tego czegoś, poznając jego opis, ale z drugiej strony nie widzenie czegoś, co cię prześladuje, jest chyba gorsze.
- Wygląda lepiej niż w opisie, nie martw się – powiedziała miło, dzięki czemu minimalnie się uspokoiłem, ale drżenia rąk nie mogłem opanować. Skryłem je w kieszeniach, by tego nie widziała. Czekałem na odpowiedź na drugie pytanie, a przez ten czas, znowu poczułem czyjś wzrok; to coś patrzyło się na moje ramię. Jego ślepia przeszywały mnie na wylot i chociaż silnie starałem się sobie wmówić, że stwór nie ma złych zamiarów, nie mogłem przestać myśleć o tym, jak może wyglądać. Opis kota zmieszanego z nietoperzem wcale nie wyglądał przyjaźnie, a wręcz przeciwnie.

<Esther?>

14 paź 2019

Esther CD Ozyrys

Być może było to trochę nieuprzejme, jednakże nie za bardzo zwracałam uwagę na słowa bordowowłosego, o ile cokolwiek mówił. Mój wzrok podążał za skaczącym wokół nóg chłopaka czarnego stworzenia. Zdawałam sobie sprawę, że masa czy dym, cokolwiek to było, z czego było ono zbudowane może zmieniać swoje kształty, jednakże aktualnie przypominał krzyżówkę kota z nietoperzem. Dosyć wyrośniętego kota, z szerokimi skórzastymi skrzydłami. Może go już gdzieś widziałam, jednak nie mogłam sobie w tej chwili przypomnieć takiej chwili.
- Dlaczego to za tobą chodzi? - powiedziałam podnosząc rękę i pokazując palcem miejsce, w którym aktualnie stało stworzenie. Odrobinę mnie smuciło, że muszę mówić o tym czymś w formie bezosobowej, a przynajmniej na razie. Chłopak odwrócił się i popatrzył w miejsce, w które wskazywałam. Pewnie pomyślał, że robię sobie z niego żarty, kiedy niczego nie zauważył, jednakże i tak czarny kot, kiedy wzrok jego białych oczu padł na moje, czmychnął gdzieś w krzaki i później się nie pokazywał. A przynajmniej na razie - Nie możesz tego zobaczyć. Poza tym, i tak gdzieś poszedł. Ale pewnie jest w tobie coś, co go przyciąga. Z natury nie są złośliwe, nawet czasami są łagodniejsze od ludzi. Lecz najwyraźniej nawet u nich istnieją wyjątki... - powiedziałam opuszczając rękę i gładząc materiał spódnicy, który lekko się zmiął po szybkiej akcji ratunkowej.
Dopiero kiedy upewniłam się, że stwór całkowicie zniknął mi z zasięgu wzroku popatrzyłam na chłopaka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mówiłam do niego, ale nie wiedziałam jak się nazywa. Miałam wrażenie, że to ja powinnam zacząć, więc zaczęłam się zastanawiać czy mam się przedstawić swoim prawdziwym imieniem czy też pseudonimem. Dopiero z perspektywy czasu zorientowałam się, że było to całkowicie niepotrzebne.
- Mam na imię Esther.

<Ozyrys? cx>

Ozyrys CD Esther

Nie mogłem spać. Gdy zamykałem oczy, miałem wrażenie, że coś siedzi w moim namiocie i mnie obserwuje. Co zasypiałem, od razu się budziłem, a uczucie nie chciało odejść. Czułem się nieswojo we własnym łóżku, dlatego gdzieniegdzie zapaliłem świeczki. Mimo to, dalej nie mogłem spokojnie się położyć, dlatego kiedy pierwsze promienie słońca oświetliły naszą polanę, natychmiast wstałem. Ubrałem się w czarny strój i wyszedłem z namiotu. Było dość chłodno, co tylko mnie orzeźwiło. Ruszyłem przed siebie, mając nadzieje, że to dziwne uczucie zaraz zniknie. Najpierw zawitałem do bufetu, ale było zbyt wcześnie, aby można było sobie zrobić śniadanie, dlatego musiałem się nacieszyć owocową herbatą. Po jej wypiciu zrobiło mi się cieplej, cały namiot był pusty. Nic dziwnego, kto wstaje przed siódmą, kiedy nie musi? Podobała mi się ta cisza, nawet pozwoliłem sobie wyczarować mały płomyk, który skakał na stole, kiedy nagle… zniknął. Tak jakby ktoś go zdmuchnął, wtedy zaczynałem się naprawdę bać, że coś za mną chodzi, jest obok mnie, a ja tego nie widzę. Dopiłem herbatę, starając się nie myśleć o tym, a następnie poszedłem się przejść. Musiałem odświeżyć swój umysł, może to tylko paranoja?
Wybrałem kierunek lasu, idąc ścieżką, słuchałem wiatru i ptaków. Kompletna cisza bardzo mi sprzyjała, kiedy nagle wywróciłem się o krzak. Krzak stał na środku drogi… jakim cudem? Przed chwilą go tu nie było, a teraz leżę na ziemi, jak ostatnia ofiara, bo coś, co ciągle mi towarzyszy, podsunęła mi roślinę pod nogi. Jestem pewien, że coś mnie śledzi, coś niewidzialnego, albo ktoś robi sobie ze mnie jaja. Szybko wstałem, otrzepałem się z ziemi i wtedy zdałem sobie sprawę, ze czuje swąd palonego ubrania. Odwróciłem się. Przypadkowo, a nawet z przyzwyczajenia, podpaliłem część krzaka, a ogień zajął się także moją nogawką. Zacząłem skakać, chcąc ugasić ogień, gdy nagle ktoś do mnie podbiegł i zaczął przysypywać płomienie piaskiem. Kiedy moja nogawka została uratowana, pomogłem obcemu i zasypaliśmy krzak, aż przestał się palić. Spojrzałem na wybawiciela. Była to niższa ode mnie białowłosa dziewczyna, której grzywka przysłaniała czerwone, spokojne oczy.
- D-dzięki – jęknąłem marne podziękowania i poprawiłem nerkę, która się przechyliła na bok.

<Esther?>

Lennie CD Shu⭐zo

Jak zawsze musiałem się obudzić w nocy i to nie raz, a kiedy zrobiłem to po raz trzeci i obok mnie zobaczyłem psa, miałem wrażenie, że śnie na jawie. Podniosłem się, przetarłem oczy, a następnie je przymrużyłem, dokładnie obserwując śpiące zwierzę. Chwilę mi zajęło, nim zorientowałem się, że to Shuzo. Nie mając serca i energii by go budzić i pytać, co tu robi, po prostu okryłem go kawałkiem kołdry, a kiedy to zrobiłem, przypadkiem się do niego podsunąłem i zasnąłem blisko psiaka. 
W nocy obudziłem się jeszcze z dwa razy, po ostatnim razie okazało się, że Shu śpi wtulony we mnie. To było słodkie, był taki miękki i puszysty, że nie powstrzymałem się przed objęciem go i przytuleniem do siebie, niczym pluszaka. Znowu zasnąłem, tym razem wstałem dopiero rano.  
Obudziłem się pierwszy. Wstałem, starając się nie obudzić Shuzo, a kiedy byłem pewny, że dalej słodko śpi, okryłem go i się przebrałem. Wyszedłem z namiotu do bufetu, z którego wziąłem śniadanie, czyli tosty, herbatę i kakao. Wszystko przyniosłem do swojego namiotu, na moje szczęści chłopak akurat otwierał oczy. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem, a potem zmienił się w człowieka. Postawiłem tacę z jedzeniem na stół i uśmiechnąłem się do chłopaka.
- Przyniosłem ci tosty i herbatę – powiedziałem, do siebie przysuwając szklankę z kakao. Chłopak z uśmiechem wstał i podszedł do mnie, przetarł oczy.
- Dziękuje – powiedziałem nieśmiało i wziąłem do ręki herbatę. Zaczęliśmy jeść tosty, a po jakiejś chwili zadałem pytanie, które pojawiło się w mojej głowie w środku nocy.
- Tak właściwie, czemu spałeś u mnie? - Shuzo popatrzył na mnie, lekko się speszył, zastrzygł uszami i nerwowo pokręcił ogonem.
- Wiesz, miałem nieprzyjemne sny i… - nie potrafił dokończyć, dlatego pokiwałem głową.
- Rozumiem – zerknął na mnie z uśmiechem i zabrał się za kolejnego tosta. Wtedy ktoś wszedł do mojego namiotu.
- Lelun, to ty? - odezwał się do mnie nieznajomy chłopak. Był podobnego wzrostu co ja, miał kruczoczarne włosy, niebieskie oczy i był ubrany w brązową kurtkę i szare jeansy. Spojrzałem na niego, nikogo mi nie przypominał.
- Tak, a ty kto? - zapytałem. W tamtej chwili wydawał się być oburzony.
- Nie poznajesz własnego przyjaciela? No dobra, widzieliśmy się z jakieś… sześć lat temu, ale to nie oznacza, że mogłeś mnie zapomnieć – wzruszyłem ramionami, gdyż dalej z nikim go nie kojarzyłem. - To inaczej. Pamiętasz takiego małego gówniarza, który cię zabierał do lasu? Ten, do którego miałeś przyjść, a ty zaś zniknąłeś z miasta – wytłumaczył. I dopiero wtedy zrozumiałem, o czym on mówił. Odwróciłem się do Shuzo, który nie miał kompletnie pojęcia co tu się działo.
- Shuzo, możesz nas zostawić samych? - zapytałem poważnie. Chłopak pokiwał głową, wziął tosta, dopił herbatę i wyszedł.
Zostałem sam z przyjacielem z dawnych czasów, który usiadł na miejscu młodszego. 
- I co? Pamiętasz mnie?
- Michaił – powiedziałem pewnie. Ten pokiwał głową z uśmiechem. - Ale co ty tutaj robisz?
- Jestem tu przypadkiem. Przyjechałem z dziewczyną na wczorajszy festyn, a potem obiło mi się o uszy, że w cyrku jest jakiś magik Lennie. Musiałem to sprawdzić, a przeczucie jak zawsze mnie nie myliło – powiedział dumnie. Patrzyłem na niego, nie widząc co powiedzieć. - Powiesz mi, czemu zniknąłeś? - zapytał, a mi gula stanęła w gardle. To było tak dawno temu, starałem się o tym nie myśleć, ale sny nigdy nie pozwoliły mi tego wymazać z pamięci. - Nikt nie wie, co tam się tak naprawdę stało.
- Bo ja go zabiłem, tego idiotę – Michaił na chwilę zamilkł.
- Właśnie tego nikt nie rozumie. Z kamer na ulicach widać tylko, jak idziesz pasami, a on nagle się zatrzymuje i… coś się dzieje z jego samochodem. Ludzie, którzy to widzieli na własne oczy, mówią to samo. Jak to ty go zabiłeś, skoro nawet się nie poruszyłeś? - spojrzałem na niego.
- Też nie wiem, ale to ja zmiażdżyłem jego samochód. Magią – chłopak nerwowo się zaśmiał.
- Nie wygłupiaj się – posłałem mu znaczące spojrzenie. Przez chwilę żaden z nas się nie odzywał. - Przecież to niemożliwe – wyszeptał.
- No widzisz – zdjąłem kapelusz. - Zerknij do środka. Nic tam nie ma, prawda? - pokiwał głową. Po chwili wyciągnąłem z niego przeróżne rzeczy; śrubokręt, spinki do włosów, liście, kamienie, nawet tego podstawowego królika. - Ja naprawdę czaruje, to nie są tanie sztuczki. A to, co się z nim stało, to moja wina. Tylko nie wiem jak – Michaił przez chwilę się nie odzywał, próbując zrozumieć. Schowałem przedmioty i wypiłem do końca swój napój. W końcu delikatnie się uśmiechnął.
- Teraz rozumiem… Ale nie musiałeś uciekać.
- Bałem się.
- Wiesz co twoi rodzice przeżywali? - słyszałem w jego głosie oskarżenie. Nie musiałem pytać, by mi powiedział. - Ojciec rzucił pracę i szukał cię wszędzie, a matka… - zamilkł.
- Co z nią?
- Nie żyje – te słowa były niczym uderzenie młotem. - Wiesz dobrze, że była bardzo delikatna, tak się załamała, że chyba po roku nafaszerowała się tabletkami uspokajającymi i więcej nie otworzyła oczu – po chwili chłopak wstał. - Spotkajmy się o dziewiętnastej w kawiarni na skrzyżowaniu, pogadamy sobie – po tych słowach Michaił spokojnie wyszedł, a ja zostałem z mrocznymi myślami.
Zabiłem własną matkę.

<Shu? Idź go przytul>

6 paź 2019

Robin CD Vivi & Riddle

Najpierw sądził, że ma zwidy. Na pewno ze złości jego mózg nie mógł  patrzeć na chłopaka, dlatego wykreował coś kompletnie innego… ale to nie mogła być prawda, dlatego Robin widząc Viviego w postaci trytona, zaczął się cicho śmiać. Teraz nie potrafił się na niego złościć. Chłopak zakręcił ogonem i posłał mu urokliwe spojrzenie. David podszedł do niego i pokiwał głową.
- Tak – dodał jeszcze i usiadł na trawie, nie móc przestać patrzeć na nową formę chłopaka. Vivi przez chwilę milczał, widocznie się zastanawiając, jaką pieśnią go zauroczyć, aż w końcu z jego ust wyszedł melodyjny dźwięk.
Hush now, my Storeen,
Close your eyes and sleep.



Pieśń była spokojna i przyjemnie grała w uszach chłopca, nie mógł odwrócić od niego wzroku i nie potrafił go przestać słuchać. To była piękna pieśń, do tego wydawało mu się, że pierwszy raz słyszy jak ktoś śpiewa. Poczuł coś odległego, jakby wspomnienie z dzieciństwa właśnie powróciło i dało mu o sobie znać w melancholicznym nastroju. Pamiętał coś… pamiętał piosenki, jakie śpiewała mu… matka. Tak samo jak ta, były spokojne, miały stwarzać uczucie bezpieczeństwa i rozwiać wszystkie złe myśli. Robin uśmiechnął się troskliwie, nie myślał o tej kobiecie od… paru lat. Odkąd w sumie pamięta, tylko… gdzie ona teraz jest? Co się z nią stało? I dlaczego… zapomniał? Czy można zapomnieć o własnej rodzicielce?
Gdy Vivi skończył śpiewać, Robin się podniósł i podszedł do niego. Nie wiadomo czy nie był już na niego zły, czy był mu po prostu wdzięczny, ale dał mu całusa w policzek. Gdy demon posłał mu zdziwione spojrzenie, ten uśmiechnął się głupkowato.
- Tak marynarz dziękuje za piękną pieśń – wytłumaczył mu się. Chłopak odwzajemnił uśmiech, a potem złapał chłopca za rękę.
- A wtedy syrena wciąga zauroczonego marynarza pod wodę – na te słowa młodszy nabrał w płuca powietrza i po chwili został wciągnięty pod taflę. Zamknął oczy, a gdy je otworzył, zobaczył przed sobą przyjaciela. Płynęli głowami do dna, Vivi puścił jego dłonie i okrążył chłopca. Robin się obrócił i powiódł za nim wzrokiem, by po chwili złapać jego ogon. Demon płynął przed siebie, a Davidowi nie przeszkadzały turbulencję, podciągnął się i trzymając się za początek ogona, czyli mniej więcej na biodrach chłopaka, płynął z nim. Kiedy ten przyspieszył, prawie się w niego wtulił, aż skończyło mu się powietrze w płucach i puścił przyjaciela, wypływając na powierzchnie. Zaśmiał się do niczego i zgarnął kosmyki włosów z twarzy.

<Riddle? Vivi?>

Shu⭐zo CD Lennie

Bardzo miło wspominam tamto spotkanie. Nowa praca, chciałem się wykazać już pierwszego dnia. Do głowy wciąż napływały mi nowe pomysły i w końcu natknąłem się na ten idealny kapelusz i jego właściciela, który zawzięcie go bronił przede mną i moimi szalonymi planami. Jednak i tak w końcu wyszło na moje. Początek nie był taki prosty, ale lepiej się poznaliśmy i teraz jestem tu właśnie z Lenniem, a nie z kimś innym. Ani trochę tego nie żałuję. Nikogo lepszego nie mogłem poznać.
- Miło mi to słyszeć. - nie kryłem swojego zadowolenia. - Ale w takim jest ci bardzo ładnie. - odwróciłem się do Lennie'go, łapiąc go również za drugą rękę. - Nie trzeba nic dodawać ani zmieniać. - uśmiechnąłem się i znów zatraciłem się w jego spojrzeniu cudownych fiołkowych oczu. - Jest... Idealnie. - przez chwilę dałem się ponieść chwili. Odpłynąłem we własnych marzeniach. Wpatrzony w niego, lekko przymknąłem powieki. Pragnąłem go pocałować, przeżyć choć raz coś tak cudownego, ale... To jest takie nierealne. W ostatniej chwili odsunąłem głowę i spojrzałem w stronę brzegu. Puściłem jego dłonie, sam objąłem swoje ramiona, a potem jedynie cicho westchnąłem. Czuję, jakbym to robił wbrew samemu sobie. To takie dziwne...
- Coś nie tak? - spytał po chwili Lennie. Od razu poruszyłem psimi uszami i przeniosłem wzrok na niego.
- Nie nie nie. - lekko się uśmiechnąłem. - Trochę mi zimno. Nic takiego. - odpowiedziałem wesoło, znów kierując swój wzrok na brzeg. Nie chciałem go niepokoić, sam też wolałem się nie zadręczać czymś takim. Nie ma pośpiechu. Jeśli coś jest nam przeznaczone, wydarzy się, tylko we właściwym czasie.
Po zejściu z łódki nie robiliśmy już nic interesującego. Na spokojnie przeszliśmy się po mieście, a potem wróciliśmy do cyrku, ciągle o czymś rozmawiając. Gdy już wróciłem samotnie do swojego namiotu, jeszcze przez długi czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Aktualnie leżałem już w łóżku, przebrany w moją ukochaną różową piżamę w białe owieczki, przykryty do połowy kołdrą i tuląc się do jednej z moich poduszek. Zamknąłem oczy i szybko zdołałem zasnąć.

Miałem na sobie zwykły mundurek i aktualnie wystrachany wbiegłem na teren jakiejś szkoły. Obejrzałem się za siebie, a potem wskoczyłem w jakieś krzaki w pobliżu głównej drogi, która prowadziła pod same drzwi placówki. Zza krzaków przeszedłem za drzewo i w tej samej chwili na podwórko szkolne wszedł ktoś jeszcze. Był to chłopak uderzająco podobny do Lenniego. Szedł dumnym krokiem przed siebie, trzymając w jednej ręce otwartą książkę, był skupiony na czytaniu, a jednocześnie w drugiej ręce podrzucał czerwone jabłko. Przyglądałem się mu zza drzewa, wzdychając zauroczony co jakiś czas. Gdy już wszedł poza zasięg mojego wzroku, wspiąłem się na drzewo, dźwignąłem się w górę, aby jeszcze lepiej go widzieć i niestety uderzyłem głową o gruby konar, który był tuż nade mną, od razu też znowu się schowałem. Serce waliło mi jak oszalałe, bo chłopak odwrócił się i spojrzał w moim kierunku. Nie zauważył mnie. Położyłem ręce na klatce piersiowej i odetchnąłem cicho, gdy tylko postanowił pójść dalej. Moje serce jednak ani trochę się nie uspokoiło i dosłownie wyskoczyło mi z piersi, pojawiło się tuż koło mnie. Miało urocze oczka, unosiło się nad ziemią i miało takie małe czarne patyczkowate rączki. Wyglądało, jakby było narysowane i pokolorowane zwykłą różową kredką. Byłem w wielkim szoku. Serce od razu zauważyło Lenniego i zadowolone poleciało w jego kierunku. Ja od razu zacząłem panikować. Spadłem z drzewa prosto w krzaki, przez co miałem już we włosach i ogonie zielone listki i nawet jakieś pojedyncze gałązki. Nie było jednak czasu na ogarnięcie się. Serce zręcznie zamieniło się miejscem z jabłkiem, które podrzucał Lennie. Cicho się do niego podkradłem i niepewnie wyciągnąłem dłoń w kierunku serduszka. Chłopak przybliżył dłoń z tym dziwnym sercem do ust, myśląc, że jest to dalej jabłko. Nie ma się co dziwić, skoro ciągle był wpatrzony w książkę. Obawiając się najgorszego (czyli tego, że je zwyczajnie skonsumuje) od razu sięgnąłem po to serce, jednak ono szybko uciekło i sam złapałem rudzielca za dłoń. Ten od razu oderwał się od książki i spojrzał na mnie zdziwiony. Ja cały już czerwony, od razu zabrałem rękę z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Zauważyłem serce za nim i od razu nie zważając na nic, zacząłem je gonić. Rudzielec nie wiedział, co się dzieje, a ja biegałem wokół niego, starając się chwycić to serce. Już miałem je złapać, jednak przed sobą zobaczyłem twarz Lenniego, od której dzieliło mnie parę milimetrów, ręce miałem oparte o jego ramiona, a nosami już się prawie stykaliśmy. Znów tak mało brakowało do całusa. Jednak jakaś ładna uczennica też akurat weszła na podwórko szkolne, słysząc ją za sobą, od razu schowałem się w koszu na śmieci. Trudno mi to wytłumaczyć. Lennie niepewnie spojrzał na kosz, w którym siedziałem, ale finalnie podszedł z uśmiechem do tej dziewczyny i razem skierowali się do szkoły. Po chwili wyjrzałem ze śmietnika. Byłem trochę brudny przez to i w ogóle smutno mi było, że Lennie sobie poszedł. Serduszko pojawiło się tuż przy mnie i wskazało na Lennie'go, który już był centralnie przed drzwiami do szkoły. Od razu pokręciłem głową. Wiedziałem, że to serce chciało polecieć za nim. Oczywiście się nie posłuchało. Momentalnie wyskoczyłem ze śmietnika i pobiegłem za nim prosto do szkoły. Gdy tylko wparowałem do środka przez główne drzwi, Lennie już
siedział na podłodze, a serce ocierało się o jego policzek. Od razu je złapałem do rąk, ale ono nie dawało tak łatwo za wygraną. Złapało za mój palec i chwyciło drugą łapką palec Lennie'go, który nie wiedział, co się tak właściwie tutaj dzieje. Stałem nachylony nad nim, a to małe serduszko było między naszymi dwoma palcami i trzymało się nich kurczowo. Wszyscy zebrani wokół nas zaczęli się nam przyglądać z pogardą i coś szeptać między sobą. Ktoś tam się nawet zaczął śmiać. Lennie przez to jedynie wodził wzrokiem po podłodze, trochę zawstydzony spojrzał prosto na mnie, a potem odwrócił głowę. Chciałem jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Poczułem się jak jakiś intruz. Zacząłem ciągnąć serduszko w swoją stronę, a ono dalej nie zamierzało żadnego z nas puścić. Zaczęło delikatnie pękać i w końcu rozerwało się na pół. Ja uciekłem na zewnątrz z jedną połową, druga została przy Lenniem.

Otworzyłem oczy, czułem się tak, jakbym dosłownie przed chwilą ukończył jakiś maraton. Było mi strasznie słabo, cały byłem mokry, a najgorsze było to, że nie mogłem w ogóle oddychać. Byłem przerażony, miałem wrażenie, jakby ktoś zwyczajnie na mnie siedział i mnie dusił. W dodatku nie mogłem się ruszyć, jedynie wodzić wzrokiem po kątach namiotu. Widziałem parę postaci stojących przy niektórych z mebli. Wszystkie uważnie mnie obserwowały. Postanowiłem zamknąć oczy i jakoś się uspokoić. Dzięki temu stał się cud. W końcu poderwałem się gwałtownie w górę, biorąc oddech. Byłem sam pośród ciemności wraz z własnymi myślami, czyli jak co wieczór. Ten sen był okropny, a to, co się przed chwilą stało jeszcze gorsze. Nie chciałem tu przebywać sam aż do rana. Trochę się bałem, że następnym razem zwyczajnie się uduszę. W sumie wątpiłem, że jeszcze dzisiaj w ogóle się prześpię. Zmieniłem się w pieska i zacząłem cicho skamleć, rozglądając się przy okazji po ciemnym namiocie. Te wszystkie porozwieszane ubrania zaczęły mi przypominać ludzi, czasem nawet miałem wrażenie, że niektóre zaczęły się ruszać. Dlatego właśnie znowu przyszedłem do Lennie'go z nocną wizytą. Oczywiście magik już dawno spał u siebie. Nie chciałem go budzić, dlatego cichutko się położyłem na skraju materaca, patrząc, jak słodziutko śpi. Jestem małym psem, więc miałem nadzieję, że mnie z tego łóżka nie zrzuci przez przypadek. Ja zdecydowanie nie mogłem już za nic zasnąć. Ciągle się zastanawiałem nad tym snem. Co by się stało, gdybym się tak szybko nie obudził?

(Lennie~?)

2 paź 2019

Vivi CD Robin & Riddle

Vivi spojrzał na chłopaka. Był teraz jakiś nieobecny. Pogładził go po głowie i wręczył mu krwawo czerwoną różyczkę.
- Słuchaj... Popełniłem błąd, wiem o tym i ja naprawdę - Robin nie dał mu dokończyć.
- Możemy o tym nie mówić? - odsunął się od niego. Brunet westchnął jedynie i poprowadził go nad jezioro. Na miejscu rozejrzał się, niebo odbijało się w spokojnej tafli wody. Podszedł do brzegu, zdejmując buty i zaczął brodzić w wodzie.
- Wiesz Robin, jeśli będziesz chciał, mogę dla ciebie tego człowieka ożywić... - pstryknął palcami, a w jego ręce pojawił się pręcik, który podpalił drugim pstryknięciem palców. Odwrócił się do Robina z uśmiechem. - Zimne ognie, ładne prawda? - Lis zaczął machać pałeczką, malując w powietrzu najróżniejsze fantastyczne kształty. Od kwiatów do gwiazd, serc, później zwierząt i budowli.
- Podoba się mój drogi? - Położył po sobie uszka, widząc niezainteresowaną minę chłopaczka.
No dobra... To spróbujmy coś innego...
Zmienił się w lisa i chwycił jakiś patyk leżący na plaży. Podreptał do Robina i usiadł przy nim, machając ogonem. Białowłosy schylił się do zwierzaka i rzucił mu patyk. Vivienne pobiegł za patykiem i go złapał, wskakując do wody. Już miał wracać do chłopaka, gdy go coś olśniło. Puścił patyk i zniknął pod wodą, gdzie znów przyszedł czas na użycie jego zmiennokształtnych zdolności. Wynurzył się, opierając dłonie na jakimś kamieniu.
- Tutaj jesteem~ - pomachał do szukającego go Davida i usiadł na kamieniu. Tylko że nie miał nóg a lśniący rybi ogon pokryty łuskami. Machnął nim, strzepując krople wody.
- Mam ci pośpiewać zmęczony żeglarzu? - kusząco wyciągnął ręce do chłopaka, uśmiechając się szelmowsko.

(Robin? Riddle?)