17 lut 2023

Ozyrys CD Lacie

Skinąłem głową, dając jej do zrozumienia, że wykonam to zadanie jutro. Po tym machnęła dłonią i pozwoliła mi odejść, dzięki czemu mogłem zająć się swoimi obowiązkami, które składały się z opieki nad Doll’em oraz rozwojem własnej umiejętności, aby nareszcie móc wystąpić na scenie – Pik dał mi jasno do zrozumienia, że wkrótce musi nadejść ta chwila, ponieważ po pierwsze, należałem tutaj już wystarczająco długo, aby w końcu „się na coś przydać” oraz brakowało nam czegoś nowego. Niestety dzisiejszy trening był okropny, powiedziałbym, że być może najgorszy ze wszystkich, ale z tego względu, że nie podpaliłem żadnego namiotu, tylko kawałek swoich włosów, Smiley, która ze mną trenowała doszła do wniosku, że nie było tak najgorzej. 
Opieka nad chłopcem była już prostsza, głównie dlatego, że on sam o siebie potrafił dobrze zadbać. Dzięki temu, że postanowił przenieść trening z Orionem na godzinę nieco późniejszą, dając mi tym samym wolną chwilę, zaszedłem do Smiley, która właśnie oddawała siwego ogiera do stajni. Nie dawno skończyła swój trening, dlatego aktualnie była spocona i śmierdziała końmi, na których ćwiczyła akrobatykę.
- Masz może chwilę? – zatrzymałem ją. Dziewczyna skinęła głową i idąc w kierunku pryszniców, zapytałem ją, czy nie zna jakiejś wiedźmy, czarodziejki lub kogokolwiek, potrafiącego ściągać różne zaklęcia i uroki. Początkowo wydawała się zdziwiona moim pytaniem, ale powstrzymała się od zapytania, po co mi ta wiedza. Zamiast tego zastanowiła się i gdy byliśmy przy jej namiocie, z którego chciała zabrać czyste ubrania, odparła, że nie zna żadnej. Cóż, nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
- Ale zapytaj Moon, wiesz, tej starszej kobiety, która przewiduje przyszłość – dodała jeszcze. Podziękowałem jej za informacje, po czym skierowałem się do namiotu Moon.
Kobieta była około czterdziestoletnią murzynką. Miała afro większe od swojej głowy i zawsze ubierała się „na bogato”. Jej garderoba składała się wyłącznie z długich sukien, a jej szyja wręcz uginała się od ilości naszyjników, medalionów i innych wisiorków. Na pewno wpasowywała się w kanony piękna, jeśli chodzi o czarownicę, ale czy naprawdę taką była, miałem się dopiero przekonać.
Nie zastałem jej w namiocie, tylko za nim. Aktualnie podziwiała miasto, jakie rozciągało się naprzeciwko niej. 
- Przepraszam, Moon, tak? – zaczepiałem kobietę, która nawet na mnie nie zareagowała. – Miałbym małą sprawę – nie byłem pewny, czy mogę mówić. Mimo wszystko do starszych osób czułem ogromny respekt. Na moje szczęście Moon w końcu skinęła głową i machnęła dłonią, „zapraszając” mnie do podziwiania urokliwego miasteczka. – Potrafisz może ściągać klątwy i inne uroki? – ponieważ kobieta nic nie mówiła, kontynuowałem. – Bo widzisz, nie dawno jedna czarownica rzuciła na mnie urok, że odczuwam ogromny ból, zaczynający się w dłoniach i zamiast go usunąć, dała mi sygnet, który hamuje urok. Potrafiłabyś może go zdjąć? – dopiero teraz Moon na mnie spojrzała, a nawet się lekko uśmiechnęła.
- Od rąk mówisz? Pokaż ten sygnet – wyciągnęła w moim kierunku rękę, na którą położyłem swoją prawą dłoń. Uważnie zaczęła się przyglądać pierścieniowi, a następnie zamknęła oczy i równie dokładnie oglądała moją dłoń, dotykając jej w różnych miejscach pod różnym kątem. Niekiedy używała tyle siły, że czułem mały dyskomfort. W końcu otworzyła oczy i kiedy szykowałem się na dobrą nowinę, stwierdziła, że nie może mi pomóc.
- Mój drogi, ja niestety zajmuje się mniejszymi zaklęciami, a to wygląda na coś poważniejszego – puściła moją dłoń, a ja sposępniałem. – Możesz spróbować porozmawiać z moją ciotką, ona jak na złość ma większy talent i umiejętności – mówiąc to wyglądała, jakby jej zazdrościła i nie podobało jej się, że los obdarzył jej ciotkę większą mocą. – Pracuje na obrzeżach miasta w małym sklepiku z zabawkami dla dzieci. Łatwo ją znajdziesz – słysząc to, wstąpiła we mnie nowa nadzieja. Miałem zamiar udać się do niej jutro.

~*~

Ponownie wciśnięty w niewygodny strój formalny z poważną miną biznesmena i zimnymi oczami, których nie pożałowałby żaden krwiopijca z banku, stanąłem przed budynkiem, który Lacie zamierzała kupić. Przetarłem zmęczoną twarz dłonią i westchnąłem. Przybyłem tutaj niecałe pięć minut temu, a czas tak wolno płynął, że miałem wrażenie, iż upłynęło dobre piętnaście. Czułem się niekomfortowo w takich sytuacjach i jak na moje nieszczęście, wiedziałem jak w takich sytuacjach się zachowywać; co za ironia. 
Zapukałem przez szkło, mając nadzieje, że właściciel zaraz się pokaże, jednak się przeliczyłem. Wszedłem do środka i się rozejrzałem. Miejsce to wyglądało na zupełnie puste, gdy nagle do moich uszu dobiegły ciche szepty. 
- …pokażesz i będzie udawał, że wszystko gra.
- Ale ja się strasznie stresuje. Wie pan, ja niezbyt potrafię kłamać.
- To lepiej się naucz, bo inaczej może ci się przydarzyć wypadek.
Rozmowę prowadziła dwójka mężczyzn. Jeden zdecydowanie wystraszony i drugi bardzo agresywny. Słysząc tą podejrzaną rozmowę, chciałem się wycofać. Stałem blisko drzwi, dlatego chwyciłem klamkę i otworzyłem wejście, gdy w tym momencie z drugiego pomieszczenia, którego otwarte drzwi znajdowało się za ladą, wyszedł niski mężczyzna. Przecierał właśnie czoło chusteczką. To z nim ostatnio rozmawialiśmy, a kiedy usłyszałem jego głos, wiedziałem, że był tym wystraszonym rozmówcą. 
- Ah to pan! – powiedział to wręcz za głośno, co zdradzało jego stres. Schował chusteczkę, uśmiechnął się i niczym aktor, wszedł w swoją role. – Nie sądziłem, że pana tutaj dzisiaj zobaczę – momentalnie jego głos się zmienił. Teraz brzmiał jak człowiek, który wygrał na loterii.
- Miałem przyjść później, ale byłem akurat w okolicy. Zależy mi na szybkim kupnie tego lokalu, dlatego chciałem zapytać, jak pan stoi z dokumentami – moja dłoń puściła klamkę, a głos się nieco obniżył. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, nie spuszczając go z oczu.
- Dokumenty, tak tak – wyglądał, jakby mówił do siebie. – Wszystkie są już prawie przygotowane. Jeśli panu zależy, mogą być gotowe na jutro – pokręciłem głową.
- Niech wszystko będzie gotowe na za trzy dni. Moja… - w tym momencie przypomniałem sobie, jaką rolę odegrała wtedy Lacie. - …żona również musi je zobaczyć, a tak się składa, że wolne dostanie za trzy dni – skłamałem, na co on tylko pokiwał serdecznie głową.
- Nie ma problemu. Trzy dni – powtórzył. 

Wróciłem do Lacie, która aktualnie pracowała nad jakąś biżuterią. Miała wory pod oczami, a twarz jakby poszarzałą. Wyglądała, jakby dzisiaj nie najlepiej spała, a mimo tego jej wygląd zewnętrzny nie zdradzał żadnych oznak niewyspania. Ponad to jej twarz wykazywała ogromne skupienie nad pracą, nawet kiedy pojawiłem się w jej przyczepie, nie przerwała pracy.
- Omówiłem nas za trzy dni w jego lokalu o godzinie trzynastej – powiedziałem. Dziewczyna skinęła głową i w milczeniu kontynuowała pracę. Przez moment stałem jak słup soli, zastanawiając się, czy podzielić się z nią tym, co dzisiaj usłyszałem. – Jesteś pewna, że chcesz ten lokal? – słysząc to, zerknęła na mnie kątem oka.
- Dlaczego pytasz? – cała odwaga, jaką zaprezentowałem w tamtym lokalu zniknęła w momencie, w którym z niego wyszedłem, dlatego teraz już nie byłem pewny tego, co usłyszałem.
- Te dokumenty… i ten mężczyzna jest najwyraźniej bardzo zestresowany. Jeśli to jakiś przekręt, nie lepiej poszukać czegoś innego? – zasugerowałem, na co ona oblała mnie zimnym spojrzeniem.

<Lacie?>

15 lut 2023

Lennie CD Shu⭐zo

- Yhym – przytaknąłem, lekko się uśmiechając, chociaż wcale ta sytuacja mi się nie podobała. Zastałem Shuzo w dziwnej (żeby nie powiedzieć dwuznacznej) sytuacji i na szybko zacząłem kalkulować, co tu się działo. Mój mąż przytulał się do jego ramienia – błąd – mój mąż mierzył jego ramię; tylko czemu nie używał miarki? 
- Witaj Lennie – odezwał się Gabe, uśmiechając się do mnie szyderczo. 
- Dobrze ci poszły próby? – Jasnowłosy przestał „masować” ręką jego biceps, po czym sięgnął po miarkę i kontynuował swoją pracę.
- Yhym – znowu przytaknąłem, ściągając z siebie kurtkę. 
- Język ci ucięli? – zażartował jasnowłosy, skupiając się na mierzeniu Gabe, chociaż to jego „skupianie się” bardziej polegało na fascynowaniu się jego ciałem. Poczułem się nagle taki słaby i mały.
- Jestem tylko zmęczony – odparłem, po czym podszedłem do niego i przywitałem się z nim całując go w policzek. Gabriel uważnie nam się przyglądał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. 
Powiedzieć, że siłacza „poznałem” to złe określenie. Prędzej bym mógł stwierdzić, że zamachnął się na moje życie, ale to by była przesada, w końcu w cyrku mają miejsca różne wypadki i przypadki, w których to zagrożone jest czyjeś życie: zwierzę uciekło z klatki, akrobatka postanowiła ćwiczyć bez pomocniczej siatki pod sobą, zaklinacz węży stracił kontrolę nad nimi, coś wystraszyło konie, na których ćwiczył skoczek albo siłaczowi spociły się dłonie, a mimo tego postanowił ćwiczyć podrzucanie do góry swoje ciężarki, aż w końcu jedna z nich wypadła mu i prawie wylądowała na głowie jakiegoś magika. 
W namiocie rozległo się coś na wzór paplania kogoś, kto miał buzię wypełnioną kaszką. Aż prawie zapomniałem o synku, który przez ten cały czas grzecznie siedział na kocyku i się bawił swoimi zabawkami. Podszedłem do niego, kucnąłem i wziąłem na ręce. 
- Nie wiedziałem, że masz syna – odezwał się Gabe. Zerknąłem na niego kątem oka widząc, jak specjalnie napina swoje mięśnie, a w oczach Shuzo widziałem tańczące gwiazdki. 
- Za krótko rozmawialiśmy – rzeczywiście, po całym tym zajściu wymieniliśmy ze sobą kilka zdań. Dowiedziałem się, że przyjechał tu na jakiś czas, aby występować (jakaś wymiana cyrkowa) jako siłacz. Pochodzi z Los Angeles, a do cyrku dołączył mając czternaście lat. Na początku grał rolę zwykłego pomocnika, pomagał i kręcił się wszędzie, robił wszystko, o co go prosili, aż zaczął pracować nad sobą. Obecnie miał trzydzieści dwa lata i podejrzewam, że gdyby nie w cyrku, to na ringu zrobiły karierę. 
- Kiedyś to nadrobimy, może Shuzo również dołączy – posłał uśmiech jasnowłosemu. Widziałem, że go zignorował. To mi dało chociaż do myślenia, że jest zafascynowany samym jego ciałem, a nie osobą; przynajmniej taką miałem nadzieje.
- Jeśli tylko Yuki nam pozwoli – odpowiedział. 
Chcąc nie myśleć już o Shuzo, przytulającym umięśnione ramiona i klatkę piersiową siłacza, który najwidoczniej był z tego bardzo zadowolony, skupiłem się na dziecku. 

Gdy Gabe wychodził, podziękował Shuzo za poświęcenie dla niego uwagi w dość… za bliski sposób jak dla mnie. Mimo, że był to tylko uścisk ręki, oczy ich obu się spotkały i jestem pewien, że gdyby nie fakt, że Shuzo ma męża i dziecko, a to jest realne życie, to scenka, jaką odegrali przy wyjściu, pasowałaby to każdego romantycznego filmu, który kończy się pocałunkiem. Siłacz nareszcie opuścił namiot, a ja poczułem, jak wzbiera we mnie złość. W dalszym ciągu skupiałem się na dziecku, które w rzeczywistości bawiło się samo, a ja siedziałem obok.
- Masz posępną minę – zauważył jasnowłosy, odkładając miarkę na stół. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Nie zareagowałem. – Mówię do ciebie, czemu się nie odzywasz? – zapytał spokojnie.
- Po prostu jestem zły – sięgnąłem ręką do jego włosów, poczochrałem je, po czym wstałem na równe nogi. Plecy zaczynały mnie boleć od tego siedzenia na ziemi po turecku.
- O co? – zaśmiał się nerwowo. Zmarszczyłem brwi. Nie chciałem pozwolić sobie, aby emocje wzięły w górę. Może się mylę, może to tylko moja wyobraźnia, przecież gdyby Shuzo miałby mnie dość i chciałby mnie zdradzić, nie robiły tego w tak otwarty sposób. Może jestem przewrażliwiony.
- O nic – mruknąłem. Aktualnie staliśmy naprzeciwko siebie. Oboje patrzyliśmy na siebie chłodnymi spojrzeniami, a atmosfera wokół zaczęła gęstnieć.
- Nie można być złym o nic – zauważył. – Tylko nie mów, że jesteś zazdrosny – powiedział to, jakby się ze mnie nabijając.
- Nawet jeśli, to chyba to normalne.
- To znaczy, że mi nie ufasz – mówił coraz bardziej rozzłoszczony. Mnie złość również zaczynała dosięgać, ale nie z powodu tej sytuacji, tylko dlatego, że on się denerwował. 
- Wiesz jak to dwuznacznie wyglądało, jak się tuliłeś do niego?
- Przyszedł, abym uszył mu nowy kostium. Po za tym to był żart.
- Który kiepsko ci wyszedł – w tej chwili Yuki zaczął płakać. Miałem ochotę się do niego odwrócić i powiedzieć „nie teraz”, ale Shuzo mnie ubiegł. Spojrzał na maluszka i wręcz na moment zamarł. 
- Lennie, patrz – pociągnął mnie za ubranie i wskazał na dziecko. Zniechęcony odwróciłem do niego głowę.
Nasz prawie roczny synek (ile mu zostało do pełnego roku? Miesiąc czy dwa?) rozpłakał się, łzy spływały mu po policzkach. Na pewno była to wina jego kłócących się rodziców – jacy normalni rodzice kłócą się przy tak małym dziecku? Jednak nie to zszokowało Shuzo, ale fakt, że nasz mały berbeć stał na dwóch nogach i wcale się o nic nie opierał. Jasnowłosy chłopak kucnął przy dziecku i zaczął go uspokajać, a mi do głowy przyszła myśl, że to wyglądało, jakby Yuki chciał, aby jego rodzice przestali się kłócić, więc wstał i chciał nas zbesztać, ale jedyne, co mógł zrobić, to tylko się rozpłakać. Moją tezę utwierdziło to, że synek szybko się uspokoił. Oboje z Shuzo znowu się uśmiechaliśmy i chwaliliśmy małego za jego nowe umiejętności. Gdy w namiocie nastała cisza, nie przerywana płaczem lub próbą mówienia przez Yukiego, odezwałem się.
- Przepraszam. Chyba mam gorszy dzień i tyle – patrzyłem na synka, który właśnie wpakował sobie na ust nogę pluszaka. – I rzeczywiście miał większy biceps niż twoja głowa. Powiedziałbym, że nawet jego głowa jest mniejsza od ramienia.

<Shu? Wybacz za opóźnienie>

13 lut 2023

Ozyrys CD Doll

Zastygłem w bezruchu, widząc szyderczy i dumny z siebie uśmiech, który odbił się w przednim lusterku. Mężczyzna patrzył na chłopca, ale po chwili skrzyżował wzrok ze mną. Zmarszczył brwi, po czym sięgnął ręką do kieszeni. Nie musiał mi pokazywać, co z niej wyciągnął. Wiedziałem, jak to wszystko może się zaraz skończyć. 
Udawany policjant wyciągnął z kieszeni płaszcza czarny pistolet – lub rewolwer? Czym to się tak właściwie od siebie różni? – który wycelował w moją głowę. To już drugi raz w tak krótkim czasie. Czy moje życie naprawdę ma się zakończyć od strzału w głowę? Z drugiej strony to była szybka śmierć, czy bolesna, zaraz się przekonam.
- Ty nie będziesz nam potrzebny – stwierdził, odblokowując broń, która wydała przy tym charakterystyczne kliknięcie. – Szkoda tylko tapicerki ubrudzonej twoją krwią, ale trudno, auto nie moje – dalej zastygłem w bezruchu. Nie wiedziałem, co mógłbym teraz zrobić. Patrzyłem się tylko w czarny otwór w broni, z której zaraz nadleci kula. Byłem ciekawy, czy przed śmiercią zdążę zobaczyć jej tor lotu.
Dlaczego w takich chwilach nachodzą mnie takie myśli?
- Nie! – był to krótki, ale głośny krzyk, od którego w całym aucie zrobiło się zimno. Wręcz lodowato.
Doll wyciągnął dłoń w kierunku broni, a z jego czubków palców wyleciały biało-niebieskie nicie, coś jak strużka zamarzniętej mgły. Dosięgnęły one broni oraz dłoni mężczyzny. Wtedy, jakby w zwolnionym tempie, mężczyzna nacisnął spust, ale pocisk zatrzymał się w środku broni. Mogę dać sobie rękę przyciąć, że widziałem nawet zarys śmiercionośnej kulki w lufie, która jak cała broń i jego ręka do połowy ramienia, stała się jasnoniebieska. W pojeździe zrobiło się bardzo zimno, ale zignorowałem to uczucie, ponieważ skupiłem się wpierw na zamarzniętych częściach policjanta, a potem na ręce chłopca, która również była zamarznięta. 
Spojrzałem w jego przerażone oczy, jego twarz mówiła sama za siebie – nie wiedział co się stało i jak to zrobił. Nie mógł również poruszać połową dłoni; jego cztery palce były zamarznięte. Widzisz, nawet on jest od siebie odważniejszy. Weź się chłopie w garść! 
Szybko zamknąłem jego zamrożoną dłoń w swoich rękach. Zacisnąłem ręce i skupiłem się, aby się ogrzały. Chociaż ognia nie potrafiłem stworzyć, mogłem sprawić, że moje ciało robiło się ciepłe. Na szczęście to wystarczyło, aby lód szybko zniknął z jego palców, po czym spojrzałem na policjanta, który próbował rozbić lód o drzwi auta. Spojrzałem na kierownicę i zobaczyłem kluczyki w stacyjce. Gdybym tylko potrafił kierować, mógłbym wypchnąć policjanta na zewnątrz i zwinąć im auto, ale zamiast tego wyciągnąłem je tylko i trzymając w dłoni, nacisnąłem przycisk, odblokowujący drzwi. 
- Wysiadaj! – powiedziałem do Doll’a. Gdy chłopiec otworzył drzwi, mężczyzna, którego dłoń dalej nie chciała odmarznąć, złapał mnie za szyję drugą, wolną ręką.
- Zabije cię – powiedział. Przez krótką chwilę próbowałem zdjąć jego rękę z mojej szyi, ale był zbyt silny. Gdy przypomniałem sobie o kluczyku w dłoni, odwróciłem go ostrzejszą częścią na zewnątrz, po czym wbiłem mu ją w oko. Mężczyzna krzyknął i mnie puścił. Gdy chciałem już wyjść, spojrzałem na zamarzniętą broń. Złapałem ją, ogrzałem dłońmi, a następnie mocno uderzyłem o metalową część, znajdującą się na hamulcu ręcznym. To wystarczyło, aby ręka puściła broń. Chwyciłem ją i szybko wyskoczyłem z auta, słysząc za sobą jeszcze rzucane przekleństwa. Kluczyk schowałem do kieszeni, a broń ogrzewałem w dłoniach.
Zobaczyłem, jak Doll szarpie się z tym drugim policjantem, który wcześniej wysiadł z auta. Krzyczeli coś, ale nie mogłem niczego zrozumieć, ponieważ w mojej głowie szumiało od nadmiaru adrenaliny.
Musiałem mu jakoś pomóc, ale w mojej głowie na nowo zagościła pustka, każąca mi siedzieć w bezruchu i czekać. Tym razem jednak nie posłuchałem. Miałem zająć się nim, pilnować, by nie stała się mu krzywda, a aktualnie to on mnie ratował.
W tej chwili broń odmarzła całkowicie, a z lufy swobodnie wypadła kulka. Podniosłem pistolet do góry.
- Doll! – krzyknąłem do niego, aby zwrócił na mnie uwagę. Widząc, co zamierzałem zrobić, uderzył mężczyznę łokciem w twarz i odskoczył na bok. Trzymając broń w obu dłoniach, strzeliłem w kierunku udawanego policjanta.
Oczami wyobraźni widziałem na ziemi krew i martwego człowieka, a potem wątpliwości i strach nakazały mi zobaczyć, że nie strzeliłem w policjanta, ale w chłopca, który teraz leżał martwy w kałuży krwi. Te wizje sprawiły, że nie poczułem nawet, jak broń po wystrzale mocno wbiła mi się w rękę. Dalej ją mocno trzymałem i mimo, że miałem otwarte oczy, niczego nie widziałem.
Obudziło mnie dotknięcie Dolla, który złapał mnie za rękę i pociągnął. Przywrócił mnie tym samym do tego świata i sprawił, że znowu myślałem trzeźwo.

<Doll?>