4 sty 2023

Lacie CD The Beast

W tym jednym momencie, przez dosłownie ułamek sekundy poczułam się jak sparaliżowana, jak ofiara, zwierzyna, którą czeka niechybna zguba w szponach głodnego drapieżnika. Jakbym wpadła w swoje własne sidła i teraz bezczynnie czekała na swój nieuchronny koniec. Wyniosłe i chłodne spojrzenie, do którego jestem przecież tak bardzo przyzwyczajona, przeszyło mnie na wylot, a kryształowo niebieskie tęczówki wyglądały zupełnie, jak gdyby wiedziały, co planuję i tylko, bezczelnie naigrywając się ze mnie, testowały moje zachowanie. Jednak to niespotykane dotychczas przeze mnie uczucie, tak bardzo mi obce, tak samo szybko, jak przyszło, odeszło całkowicie w niepamięć. Jakby ręką odjąć, jakby w rzeczywistości nigdy nie istniało i było tylko odległym złudzeniem.
Na chłodno analizując sytuację Chevaliera, nie jego szaleństwo czy umiejętności, które niejednego z pewnością powaliły na kolana były dla mnie największym zagrożeniem. Nie doświadczenie na froncie zdobyte w walce na śmierć i życie ani koneksje rodzinne mocno kryjące plecy. Chevalierowi Irenejusowi von Urachowi nie zostało już nic, nawet jego arystokratyczny tytuł mu odebrano. Ale to właśnie brak czegokolwiek do stracenia sprawia, że jest wybitnie niebezpieczny, jest bowiem w stanie zrobić wszystko, by cokolwiek zyskać. To daje mu niezwykłą przewagę. Zdesperowane zwierzę odcięte od drogi ucieczki zawsze zaatakuje, mnie, by uniknąć rozgoryczonego ataku, pozostaje zostawić mu niewielką lukę, którą może urwać się, ale dokładnie w tym kierunku, który samą wybiorę.

Cyrk jest zaskakująco dziwnym miejscem, wszystkie wieści przemieszczają się właściwie z prędkością światła. Z jednej strony cyrkowego terenu ktoś zapyta, a z drugiej kilka chwil później słyszy odpowiedź. A środowisko artystów jest na tyle małe, że chcąc nie chcąc wszystkie, nawet te najbanalniejsze plotki docierają także do tych, którzy całkowicie nie są ciekaw bzdurnych opowiastek, w tym także i do mnie. Pyszną większość opowiadającą o wesołych igraszkach trupy ignorowałam, wybierałam nieliczne, które niosły jakąkolwiek wartość do wykorzystania. Jedną z nich, chociaż początkowo wyjątkowo nieprawdopodobną była samowolna wycieczka litewskiego księcia. Szeptanki o jego eskapadzie obrosły już tak bardzo, że nie jeden bajkopisarz pozazdrościłby kreatywności lokalnej społeczności. Ale wszystko sprowadzało się do jednego — faktem było, że blondwłosa bestia, Chevalier zniknął.  Krążyły plotki, że ponownie widziano potwory, które pod płaszczem nocy rozszarpały litewskiego księcia na strzępy, nad czym jakoś wyjątkowo bym nie ubolewała. W końcu mój uwierający problem sam by się rozwiązał. Inni, zwłaszcza kobiety, głosiły płonne nadzieje o ognistym romansie, który tak bardzo poruszył kamienne serce mężczyzny, że ruszył za swoją wielką miłością, zostawiając wszystko za sobą. Znalazł się także odważny twierdzący, że niedoszły monarcha nie odnalazł się w naszym nietypowym środowisku, że nic go tu nie trzymało i postanowił rozstać się bez rzewnych pożegnań na zawsze. Zwłaszcza to ostatnie, to stek wierutnych bzdur. W końcu w moich rękach cały czas jest coś, czego z pewnością nie zostawi, co dziwnym zrządzeniem losu wpadło w jego ręce i przy drobnej pomocy może wszystko odmienić. Więc niezależnie od jego chęci, wróci, choćby na moment, by odebrać swoją domniemaną własność, z którą nie zamierzałam się rozstawać.
Jednak jedno musiałam przyznać, niekoniecznie świadomy, oddał mi przysługę, kupił mi czas, którego tak bardzo mi brakuje. Nadal niezbyt wiele, jednak dzięki temu nie czułam tak blisko oddechu upływających minut na karku. Choć to zapewne było złudne, mogłam na krotki moment odetchnąć z ulgą, zwolnić, przestać biec na oślep i  na złamanie karku, by tylko wytrwać i wyrwać się bezwzględnemu. Przemyśleć kilka rzeczy, by nie popełnić rażącego błędu i wybrać najkorzystniejsza dla siebie z opcji.
W ciągu pierwszych dwóch dni nie znalazłam odpowiedniego rozwiązania mojego palącego kłopotu. Oczywiste było, że pierwsze co zrobiłam, to zabezpieczyłam Orange. Diament, jako najwspanialszy przedstawiciel kamieni szlachetnych, zwłaszcza ten, pomarańczowa łza zasługiwała na niezrównane zaklęcie, nie kilka prostych, wręcz prymitywnych słów, które nie oddałyby mu należytej czci. Zaklęcie godne największego diamentu w nasyconej barwie Vivid. Starannie wyczyszczony i przede wszystkim wydobyty z tandetnego okucia białym złotem chwilowo otrzymał swoją indywidualną, niewielką szkatułkę o podwójnym dnie. Leżący na burgundowym atlasie, ukryty, wewnątrz Orange maskowało pierwsze dno wraz z równo ułożonymi kilkoma pęsetami. Docelowo zamierzałam go mieć zawsze przy sobie, wewnątrz kamei przypiętej na wysokości obojczyków. To jedyna gwarancja, że nikt nie położy na nim swoich brudnych rąk podczas mojej nieobecności. Jednakże nie to stanowiło istotną komplikację, żadne zaklęcie ochronne nie wymaże istnienia diamentu ze świadomości księcia, jeśli nie dotknie on odpowiedniego kamienia. Gdybym to w Orange ukryła magię kasującą wspomnienia, te mogłyby wrócić, gdy tylko spojrzałby na niego. Ewentualnie posypałyby się niewygodne pytania, prowadzące do śledztwa czym jest minerał w jego dłoni. To zdecydowanie musi być inny brylant. Bynajmniej w  ciągu tego owocnego, aczkolwiek niezbyt długiego spotkania nie zaobserwowałam żadnej biżuterii u niego, nawet pod rękawiczkami, nie widać było charakterystycznego kształtu sygnetu. Brak jakiejkolwiek biżuterii dobitnie dawał do myślenia, że nie ma w zwyczaju noszenia kosztowności, a brak jakiegokolwiek kamienia stawiał mnie w wybitnie niekorzystnej sytuacji. Należało więc w jakiś umiejętny sposób podsunąć mu klejnot, tak by nie zorientował się, że mam w tym jakąś ukrytą intencję. Skoro wszelka biżuteria odpadała, kolczyki, medaliki, obrączka czy inne świecidełka, co z pewnością wzbudziłoby czujność, gdybym zdecydowała się ją sprezentować, należało znaleźć inne wyjście. Zatrzymałam wzrok na półce z książkami. Musiałam sprawić, żeby sam do mnie przyszedł, by myślał, że mam coś, czego on ode mnie chce, nie odwrotnie. 

Chev?

3 sty 2023

Lacie CD Orion

Orion, śmiałek, który najpierw z jakiegoś nieznanego mi powodu odważył się włamać do mojego lokum, mojego azylu, prywatności, która jest dla mnie jak święta, a następnie bezczelnie sugeruje powiązanie mojej osoby z krwawymi atakami bestii na terenie cyrkowym, podczas których życie straciło tak wiele ludzi. Niezależnie od tego, jaka prawda jest, nie mając żadnych dowodów obciążających, były to po prostu obrzydliwe pomówienia bezpodstawnie oczerniające mnie. A nikt tak dobrze jak on, z pewnością nie będzie wiedział, że fałszywe oskarżenia potrafią skutecznie utrudnić życie. Nauczony swoim bolesnym przykładem powinien uważać na słowa, zamiast niesprawiedliwie krzywdzić nimi innych. Jak widać nauczka, nie była wystarczająca, skoro miele językiem na prawo i lewo nie zważając na to, co mówi. Być może powinnam rozważyć szepnięcie słówka Pikowi, by ukrócił wyskoki członka jego trupy.
Wpatrywałam się nieprzerwanie w kamień, z każdą następną chwilą zdumiewał mnie coraz bardziej. Wewnątrz tej niewielkiej błyskotki kryło się coś nieznanego, wręcz mistycznego, coś, co emanując swoją niezwykłością, wołało do mnie, przywoływało,  nie pozwalając uciec. Bezwiednie wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, kątem oka zauważyłam ruch, Orion zrobił dokładnie to samo co ja. Właśnie wtedy się ocknęłam z tego dziwnego letargu, jakby hipnozy, która w żadnym wypadku nie powinna na mnie działać. Kamea na mojej szyi wykonana z czarnego onyksu miała chronić mnie w takich przypadkach. Wpatrując się prosto w oczy Oriona, nagle dotarło do mnie, co się dzieje. Wypuściłam ciemnowłosego tak po prostu, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakby nie włamał się do mojej przyczepy, nie widział mojego nowego współlokatora. A co gorsze, dosłownie kilka centymetrów dzieliło go od kamienia, który tak bardzo mnie fascynuje. Jak mogłam dać się tak rozproszyć? Czy to obecność nieznanego mi minerału tak na mnie wpływała? A może Orion znalazł jakiś sposób, by złamać stare rodzinne zaklęcie, o którym nawet nie powinien mieć pojęcia, postanowił odwrócić role i pobawić się moim kosztem? Nie, to było niemożliwe. Ten zadufany w sobie cyrkowiec nie mógł dowiedzieć się o magii zaklętej w mojej biżuterii. Nie zmieniało to faktu, że musiałam się pozbyć Oriona jak najszybciej, żeby jak najmniej widział, a jednocześnie, żeby tym, co już wie, nie mógł się podzielić z innymi. 
— W ostatnim czasie wypadłeś z łask Pika. Lepiej więc by dla ciebie było, żebyś się nie wychylał i nie podpadł po raz kolejny. A jak myślisz, co się stanie, jeśli zacznę teraz krzyczeć i z płaczem ucieknę z przyczepy, a wewnątrz znajdą ciebie? — Mimo że Orion wybitnie wyprowadził mnie z równowagi, nie tylko swoimi niezapowiedzianymi odwiedzinami, ale także zapewne omyłkowo powiązaną z jego obecnością anomalią, wyuczony od małego dziecka chłodny głos nie zadrżał mi ani razu. 
Im dłużej wpatrywaliśmy się w siebie, tym jasność kamienia wzrastała. W końcu intensywność światła była tak wysoka, że z półmroku, który panował w przyczepie cyrkowej, wyłoniła się cała zawartość, do tej pory ukryta była w cieniu. Zupełnie jakby był środek dnia albo ktoś włączył górną lampę. Jedynie barwa światła mówiła, że coś jest nie tak. Połowa pomieszczenia, ta od strony Oriona, oświetlona była na paryski błękit, druga, ta, gdzie stałam ja, zamigotała krwisto czerwoną poświatą. Zareagowałam odruchowo, instynktownie, jakby coś wewnątrz mnie kierowało moim ciałem bez mojej wiedzy i zgody. W momencie zakryłam kamień fartuchem jubilerskim przewieszonym przez oparcie krzesła obok mnie, chcąc zdusić podejrzany blask, zanim ktokolwiek z zewnątrz zwrócić na niego uwagę. Barwna zorza, co było do przewidzenia, natychmiast zgasła. Jednak razem z nią zgasła niewielka lampka dotychczas oświetlająca delikatnie wnętrze. Zapanowała całkowita ciemność, nawet światło wpadające z zewnątrz przez okna nie przenikało mroku, zupełnie jakby odbijało się od jakiejś niewidzialnej bariery.
— Wynoś się, w tej chwili. I zapamiętaj dobrze, że mimo twojego widocznego nietaktu byłam na tyle uprzejmą, by pozwolić ci wyjść stąd, nie ponosząc najmniejszych konsekwencji — ze zdziwieniem odkryłam, że tym razem mój głos delikatnie, ledwie zauważalnie, ale jednak zadrżał, a serce nieznacznie przyspieszyło swój rytm. Czy tak wygląda niepokój? Obawa, że coś może pójść niezgodnie z oczekiwaniami? W czerni, mimo że nie wiedziałam kompletnie nic, cały czas czułam obecność dwóch osób. A właściwie Oriona tuż przede mną, czego byłam pewna, ale także drugiej postaci, istoty, która oddalona od nas o kilka metrów stała w całkowitym, wręcz niemożliwym bezruchu. I to właśnie było najbardziej niepokojące. Chłopak, którego przyprowadziłam, nie wydawał żadnych dźwięków, nie było nawet słychać jego oddechu, zupełnie jakby go tam w ogóle nie było. Tylko że dokładnie każda część mnie, w tym ta racjonalna, która zwykle była w sporze z mistyczną, nagle zgodnie mówiła, że on po prostu nie mógł opuścić powozu. Że on tam jest, a ja stoję idealnie między nim a Orionem i wyjściem. Czymkolwiek w tym momencie ten chłopak był, zagradzałam jego najbliższą drogę ucieczki. Nie byłam pewna czy to strach, ale przez moje myśli zaczęły przebiegać modlitwy, by to wszystko okazało się głupim wytworem mojej wyobraźni.

Orionie?