15 mar 2021

Shu⭐zo CD Lennie

Prawdą jest, że pierwsze co usłyszałem, gdy Yuki przyszedł na świat był jego płacz. Czułem wtedy niewyobrażalne szczęście, lecz byłem wtedy bardzo senny i dziwnie zmęczony, choć nie robiłem nic poza spaniem. Praktycznie wszystkim zajął się wtedy lekarz, a ja pomimo tego, że minął już dobry tydzień od całego zamieszania z porodem, wciąż czuję, że coś przewraca mi się w żołądku, a do tego okazało się, że... Mogę karmić piersią? Nie zareagowałem na tą wiadomość jakoś bardzo emocjonalnie. Chciałem to tylko zachować dla siebie, co i tak mi nie wyszło. Lennie okazał się być bardziej spostrzegawczy niż myślałem. Coraz częściej się zastanawiam, jak on tak naprawdę mnie widzi... Jestem takim dziwadłem.
- Mhhhm. - chcąc nie chcąc przytaknąłem na jego słowa, obracając się na bok i chowając się pod kołdrą. Nie widziałem w tym, co zrobiłem żadnego powodu do dumy. Zrobiłem to, bo nie było innego wyjścia. Czemu dziecko miałoby się męczyć, a wręcz cierpieć z mojego powodu? Czemu Lennie też miałby się męczyć i ciągle zarywać nocki, wstawać i sam praktycznie wszystko robić, bo ja zdecydowanie za bardzo się nad sobą użalam? Gdybym nie czuł tego już praktycznie odrażającego uczucia zmęczenia, sam bym poszedł do tego sklepu... Jednak teraz nie miałem nawet co protestować. Zasnąłem szybciej niż zdołałem się obejrzeć.

***

Zaspany podniosłem się do siadu. W namiocie panowała cisza, ale tylko pozorna. Nie mógłbym nie słyszeć swojego śpiącego maleństwa, które co jakiś czas poruszało się w kołysce. Był teraz taki grzeczny i cichy... Nie miał praktycznie żadnych powodów do płaczu i niczego mu nie brakowało. Był takim małym bezbronnym aniołkiem, które mogło liczyć tylko na swoich rodziców. Mnie i Lenniego. Nachyliłem się do kołyski i choć robiłem to dość często, to wciąż nie mogłem się napatrzyć na własnego synka. Chyba wciąż do mnie nie docierało, że to się serio stało i od niespełna dwóch tygodni albo i dłużej jestem pełnoprawnym rodzicem. Obstawiam, że z czasem na pewno się to zmieni, ale jak na razie była to dla mnie na tyle nową sytuacją, że zupełnie nie byłem w stanie się z nią oswoić. Co prawda był to temat, który przez bardzo długi czas nawiedzał moją głowę, lecz gdy teraz przyszło co do czego, to zwyczajnie nie umiem się nawet za bardzo dostosować. Wszystko stało się tak szybko...
- Już jestem. - wyszeptał Lennie, który właśnie wrócił do namiotu. Od razu na niego spojrzałem z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Cześć kochanie. - przywitałem się sam z siebie, a ten po chwili usiadł tuż obok na łóżku i mnie pocałował, przy okazji jeszcze przytulając zimnymi łapskami, które mi wpakował pod koszulkę. Od razu drgnąłem czując jego zimne palce na własnej skórze i pierwsze co zrobiłem to za nie złapałem i odciągnąłem od siebie. Lennie oczywiście zaczął się cicho śmiać, a ja tylko przewróciłem oczami. Przynajmniej czułem się bardziej pobudzony, co teraz na pewno pomoże mi sprawniej ruszyć tyłek z łóżka.
- No wybacz mi. - dodał, gdy tylko zobaczył moją minę i pocałował mnie w czoło. W sumie nie miałem w planie się gniewać. Brakowało mi chwili tego luzu, gdzie byłem po prostu ja i on, który się śmieje, bo zrobił moim zdaniem coś totalnie głupiego. Nie da się ukryć, że za takie małe rzeczy właśnie go kocham. Jedyne co byłem w stanie zrobić, to się do niego przytulić, darując sobie zbędne komentarze. Miałem dziwne wrażenie, że bardzo mi go brakuje, choć w rzeczywistości praktycznie ciągle jest przy mnie i przy Yukim.
Niestety ta wyczekiwana przeze mnie chwila spokoju nie mogła trwać wiecznie. Lennie objął mnie ramieniem i miałem takie przeczucie, że chce mi coś powiedzieć.
- Wiesz za niedługo mam występ... - zaczął tak dość niepewnie, ale nie zwracałem na to uwagi. Pierwsze co zrobiłem to skinąłem głową, potwierdzając to co sam powiedział. - Muszę się w końcu wziąć za próby. - kontynuował, a ja znów przytaknąłem. - Chciałbym się tym dzisiaj zająć. Poradzisz sobie sam z małym przez jakiś czas? - spytał i od razu na mnie spojrzał. Moja odpowiedź nie była jakoś zaskakująca.
- Oczywiście. - odpowiedziałem pewnie i nawet w pakiecie się uśmiechnąłem do męża. Wiedziałem, że prędzej czy później ten moment nastąpi. W końcu obowiązkiem Lenniego jako członka grupy zaawansowanej jest przecież ćwiczenie i przygotowywanie się do występów. Ja jako zwykły szary pracownik miałem o tyle sprawę ułatwioną, że prościej mi było własne obowiązki połączyć z czymś jeszcze, jak chociażby opiekowanie się Yukim, dlatego chcąc nie chcąc musiałem dać sobie radę. - Możesz w spokoju iść. - dodałem jeszcze, puszczając go w końcu.
- Ale wiesz jak jesteś zmęczony, to mogę poprosić Robina-... - od razu mu przerwałem. Nie chciałem nawet o tym słyszeć.
- Nie nie nie. Czuję się wyjątkowo dobrze. - zapewniłem, choć byłem świadom, że z pewnością tak nie wyglądam. Za każdym razem patrząc w lustro mam wrażenie, że nie widzę siebie, a jakieś straszydło. Potargane włosy, podkrążone oczy i wiele innych rzeczy, na których myśl ogarnia mnie głębokie obrzydzenie, więc wolę o nich nie wspominać. - Możesz w spokoju iść. Będziemy razem na ciebie czekać. - dodałem jeszcze, a ten uśmiechnął się słysząc moje słowa. Nie chcę się nawet zastanawiać czy kwestionował moje zapewnienia, ale powinien też dobrze wiedzieć, że nie ma nic dla mnie gorszego jak brak takiej pracy czy w ogóle czegokolwiek do roboty. Byłem już zmęczony byciem zmęczonym i choć wciąż czułem, że moje wnętrzności są wywracane do góry nogami, to wolałem się zmusić do wstania i ogarnięcia się, niż dalszego leżenia.
Lennie niedługo potem wyszedł, a ja zostałem sam z dzieckiem. Jak na razie byłem dość optymistycznie nastawiony do całej sytuacji. Yuki słodziutko spał, a sam dobrze wiedziałem czym już muszę się zająć. Co zmierzyć, przyciąć, pozszywać, bądź doszyć. Na samą myśl o tych czynnościach czułem nieodpartą ekscytację. Strasznie się za tym stęskniłem. Tak to już jest, gdy robi się to, co się po prostu lubi. Obecnie nie pozostało mi nic innego, jak w końcu się przebrać i zabrać się do roboty. Tak też zrobiłem. Otworzyłem na oścież szafę i zacząłem w niej szukać czegoś przede wszystkim wygodnego, a potem już przebrany, usiadłem za biurkiem. Jeszcze tak hipotetycznie spojrzałem w stronę kołyski, ale nie dochodziły z niej żadne niepokojące dźwięki, więc logiczne było, że mój mały aniołek ciągle jeszcze spał. Nie będę ukrywać, że było to dla mnie dość zaskakujące, ale nie będę przecież narzekać.
Z czasem sielanka się skończyła i musiałem przerwać pracę, słysząc jak moje maleństwo zaczyna płakać. Przyjąłem to dość spokojnie, bo przecież to nie była pierwsza sytuacja, gdy musiałem go uspokoić. Od razu podszedłem do kołyski i wyciągnąłem z niej ostrożnie maluszka.
- Ojejku co to się dzieje? - spytałem stroskany, zaczynając go lekko kołysać w swoich ramionach i chodzić z nim po namiocie. Cóż problemem nie była biedna pieluszka, więc pozostało mi dalej zgadywać. Na moje szczęście był po prostu głodny i po daniu mu butelki, od razu się uspokoił. Złapał ją nawet jedną łapką, przy okazji otwierając swoje piękne i niebieściutkie oczka. Wpatrywał się prosto we mnie, gdy ostrożnie z nim usiadłem na łóżku. Bez wątpienia mam bardzo uroczego synka. - I po problemie. - oznajmiłem sam dla siebie. - Całkiem nieźle nam idzie bez taty. - po tych słowach z uśmiechem pogładziłem maleństwo po głowie.
Nie minęła nawet godzina i znów oderwał mnie od pracy płacz. Jednak nie miałem się czym przejmować. Tym razem musiałem po prostu przewinąć tego małego delikwenta i nagle nastał blogi spokój. Yuki potrafił się tak budzić naprawdę dość często i nie będę ukrywać, że z czasem zaczęło mnie to trochę niepokoić. Może robiłem coś źle? Ten znowu zaczął płakać.
- Co się dzieje słoneczko? - spytałem, zrywając się po raz kolejny z miejsca w stronę łóżeczka mojego synka. Wziąłem go na ręce tak, jak za każdym razem, gdy zaczynał płakać. Tym razem zupełnie nie wiedziałem o co może mu chodzić. W takich chwilach po prostu zacząłem żałować, że nie może mi tego wprost powiedzieć. Butelka - nie. Pieluszka - nie. Bezradny wpatrywałem się w synka. Chodziłem z nim po pokoju, starając się coś wymyślić, ale im dłużej przysłuchiwałem się tym płaczą, to ogarniała mnie coraz większa panika. A może on jest chory? Może coś go boli? O mało co się z nim nie wywróciłem, prawie wchodząc w Pika, który zajrzał do środka.
- Ah, Pik. - spojrzałem na niego trochę zmieszany, przytulając do siebie maluszka. - W czym mogę pomóc? - spytałem, trochę się cofając. W gorszym momencie nie mógł się zjawić.
- Mam koszule bez paru guzików. Pomyślałem, że mógłbyś na to zerknąć i jakieś doszyć. - odpowiedział. - Ale jak widzę jesteś trochę zajęty. - dodał, przenosząc wzrok na dziecko. Widocznie nie chciał mi się naprzykrzać i już chciał proponować, że przyjdzie później.
- Nie umiem go po prostu uspokoić, ale to nic. - w sumie tym bardziej nie wiedziałem, co zrobić. Yuki, Pik, płacz, guziki... Żałuję, że nie mogłem się rozdwoić. - Ja już się tym... - już chciałem odłożyć dziecko do kojca, ale nie wiedząc czemu, zatrzymałem się i odwróciłem do Pika. Ten płacz już dźwięczył mi w uszach, a świat przed oczami, zaczął się delikatnie kręcić. Pik się nagle rozdwoił, a po chwili i potroił. Jeden z nich do mnie podszedł jakoś bliżej i o dziwo był rudy...
- Już jestem. - usłyszałem łagodny głos Lenniego, jednocześnie czując, że odbiera ode mnie płaczącego Yukiego. Kamień spadł mi z serca i odruchowo położyłem dłoń na jego ramieniu. Jednak nie dałem rady odetchnąć, tak jak chciałem, tylko praktycznie parę sekund później bez ostrzeżenia wybiegłem z namiotu i padłem na kolana parę metrów dalej, jakoś dziwnie kaszląc. Zemdliło mnie trochę, ale na szczęście moje śniadanie zostało w całości w żołądku, a ja uspokoiłem się po paru zimnych wdechach. Trochę chwiejnie wstałem na nogi, odgarniając dłonią włosy do tyłu, a potem biorąc głęboki wdech, wyprostowałem się i wróciłem już do namiotu.
Zaglądając do środka zauważyłem, że Pik już się ulotnił, a Lennie nachylał się do łóżeczka.
- Oo... Już nie płacze. - zerknąłem w ich stronę z widoczną ulgą, a potem też podszedłem. - O co chodziło?
- Wystarczyło go tylko przykryć. Zimno mu było. - odpowiedział, poprawiając kocyk, którym okryte było maleństwo.
- Zimno? - zerknął na niego, a potem w dół na synka. Płakał, bo jego genialna mama nie wpadła na coś tak oczywistego... Nie ukrywam zrobiło mi się trochę głupio i od razu przez to położyłem po sobie uszy. - Cóż... Cieszę się, że teraz może już spać w spokoju. - oznajmiłem, lekko się uśmiechając, choć nie czułem powodu do radości. Dziś to się popisałem swoim rodzicielstwem. - Jak było w ogóle na próbie? - spytałem, chcąc po prostu zmienić temat i przy okazji przytulić się do męża.

(Lennie~? Trochę to trwało, ale też już wracam)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz