19 lis 2017

Akuma CD Rue

Przestąpił z nogi na nogę, w zasadzie to parę razy, zaciskając wargi w cienką linię. Chciał rzucić się na pomoc przyjaciółce, ale wierzył, że da sobie radę. W momencie, gdy cios w brzuch sprawił, że zacisnął pięści, role się odwróciły. Z zaledwie parę sekund to Rue zyskała przewagę, miał ochotę walnąć z całej siły w wielki gong, które kiedyś widział w Japonii podczas walk. Przypisywał on tylko jednej osobie, ale teraz chętnie rzuciłby się na niego z pięściami - z frustracji i gniewu, a także szczęścia i ulgi. Na jego twarz wpełzł uśmiech, gdy pieniądze zostały przekazywane z rąk do rąk, wokół rozległy się szmery, a niektórzy po prostu mierzyli wzrokiem zwyciężczynie, zapewne próbując ją rozszyfrować. A raczej tajniki tego, co właśnie wykonała. Ciche przeklęcia, głośne śmiechy, gwar nastąpił w jeszcze krótszą chwilę, niż wygrana została przesądzona. Ludzie rozeszli się po całej sali, czasem wskazując palcem na Rue, do której właśnie zmierzał, a czasem po prostu lustrując ją zazdrosnym lub wściekłym spojrzeniem.
- Piękny występ - pochwalił, uśmiechając się. Odpowiedziała tym samym, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się... normalnie. Chyba tak można to ująć. Jakby owy występ był najzwyklejszym w jej życiu, nie dotyczył krwawej walki właśnie rozegranej. O ile można powiedzieć, że jej popisy są najzwyklejsze. Niecodziennie można popatrzeć na osobę lawirującą pomiędzy obręczami, trapezami, linami, a czasem nawet i płomieniami, czy ostrzami, jak sobie przypomina.
- Ale wszystko okay? Dostałaś - nie musiał dokańczać, bo odruchowo dotknęła zapewne wciąż bolącego miejsca. Cios nie wyglądał dobrze, ale może nie jest tak źle. Nie wiedział jednak, ile bólu właśnie ukrywa, wydając się zdrową.
- Obstawiłem dwieście że przegrasz - pojawił się wściekły Logan. Założył ręce na piersi. Akuma ledwo powstrzymał własne nogi i ręce, by się na niego nie rzucić. Czyli to jej wina, że wygrała? Po pierwsze, było powiedziane, że jest w tym dobra. I że potrafi kogoś obezwładnić, a co się z tym wiąże, wygrać. A po drugie, to ona wcale nie miała nic do powiedzenia! Musiała jakoś dać sobie radę, by nie oberwać! A po trzecie, gdyby przegrała, ten blondaś nie byłby bardziej szczęśliwy, niż teraz. Po prostu posłał mordercze spojrzenie typowi. Jednak teraz zauważył, że podobnie jak niektórzy wcześniej, mierzy z lekkim podziwem sylwetkę wkurzonej dziewczyny. Zaśmiałby się normalnie widząc ją w takim stanie, ale sytuacja mu to uniemożliwiała.
- Teraz ty - powiedział, odwracając się do szarowłosego i wskazując na niego brodą. Zaśmiał się nerwowo. Ale to nie był żart. Cholera.
- Ja nie potrafię walczyć - próbował wybrnąć z niekorzystnej sytuacji. Zaczął gorączkowo wymyślać różne sposoby walki. Nie mając przy sobie swojej broni nic nie zdziała. NIC. A więc wymówka. Jaka? Boli noga? Jest się chorym? Ma się jakąś dziwną fobię?
- To co niby potrafisz robić? - zmarszczył brwi. Po chwili nieco uniósł ręce w geście irytacji. - Słuchaj, młody. Żeby przeżyć, musisz się czymś wybić. Widziałeś reakcję publiczności na jej walkę? To było względne zadowolenie. Jeśli nie wyjdziesz na ring lub czegoś nie wymyślisz, skończysz marnie.
- Nie będę walczył - powtórzył uparcie, ku jemu zdziwieniu głos mu nie drżał - brzmiał pewnie, a nawet i groźnie, niczym podczas napadu z bronią i pewnemu zgarnięciu stu dolarów.
- Słuchaj... - zaczął ponownie tą samą gadką. Nagle wybuchnął, zwracając na siebie uwagę paru osób.
- Nie wiem, co mógłbym, kurwa, zrobić! Wyrecytować Szekspira? Zagrać na pianinie? Stworzyć coś na podobieństwo bomby dymnej? Zanucić hymn?! - coraz bardziej ściszał głos, poczuł jak Rue kładzie mu dłoń na ramieniu, dodając otuchy i lekko uspokajając. Spojrzał w dół, uświadamiając sobie, że zrobił parę kroków do tyłu. Z wolna cofnął się, posyłając wzrok przepełniony pragnieniem mordu Loganowi, przyglądającemu się mu z zaciekawieniem. Niczym kot przekrzywiał głowę.
- Szekspir? - spytał. Na moment go wmurowało.
- Tak, Szekspir, no i co z tego? - mruknął, kręcąc głową i gestykulując rękoma.
- Skąd wiedziałeś? - spytał blondyn. Zmarszczyli brwi, obaj. Mógłby się założyć, że Rue także to zrobiła.
- Ale co wiedział? - podeszła Rue, zrównując się z Hayato. Posłal jej krótkie spojrzenie, widząc jedynie kątem oka nieodgadniony wyraz twarzy.
- No... Szekspir to nazwisko mojego nauczyciela. Prywatnego. William Szekspir. Jak dotąd tylko ja i parę osób wiemy, że pisze. Skąd ty to wiesz? - ponowił pytanie, naciskając na "ty". To chyba jakiś żart. Szekspir? Ten Szekspir? Czy oni rozmawiają o tej samej osobie?

< Rue? Ja nie wiem co ja z życiem swoim robię ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz