19 paź 2020

Lennie CD Shu⭐zo

Chłopak wrócił do psiej formy i położył się obok mnie, z łebkiem odwróconym w drugą stronę. Położyłem głowę obok niego i pogłaskałem go po głowie.
- Wiesz czemu kazałem Viviemu teleportować ciebie tutaj? Mógłbyś posiedzieć w areszcie, trzy czy cztery dni i może zostałbyś zwolniony pod obietnicą, że nie opuścisz miasta i będziesz stawiać się na komendzie. Nie pozwoliłem na to, ze względu na dziecko – dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę, że większość rzeczy, jakie robiliśmy, były podparte z myślą o nienarodzonym dziecku. W każdej chwili mogliśmy je stracić i planowane czy nie, (a raczej czy możliwe czy nie) oboje wiedzieliśmy, że ze wszystkich sił sprawimy, że przyjdzie na ten świat. Chodźmy namiot okrążyły i wężę i policjanci naraz. - To po pierwsze, a po drugie, może gdybyś tam został, tobie by się coś stało? Skoro ktoś go zabił i wrobił ciebie, musiał być w jakimś stopniu przygotowany. Nie ważne, czy byś został, czy nie, pewnie by umarł. A ja się cieszę, że tobie się nic nie stało – przytuliłem go. - I małej Lilotte – położyłem dłoń na jego psim brzuszku, który nawet w tej formie nabrał krągłości. - Albo Liam'a.

To wszystko było szalone jak całe nasze życie, więc może czas się przyzwyczaić? Może nam nie dane jest żyć spokojnie, może to jest cena za samo szczęście? Nie chciałem znać odpowiedzi na to pytanie. Wolałem żywić nadzieje, że to przypadek losu, że wszystko nam się wali na głowę. Dlaczego Shuzo poszedł wtedy do lasu? Pod tym względem byłem na niego zły, aczkolwiek gdyby tego nie zrobił, jego ojciec mógł nigdy nie zaznać spokoju. Nie mógł jednak mi wcześniej o tym powiedzieć? Zrobiłbym mu kazanie, gdyby nie ta cała sytuacja. Mój mąż został oskarżony o zamordowanie własnego ojca. To jakieś żarty! Chociaż śmieszniejsze było to, że policjanci sądzili, iż zrobił to widelcem. Widelcem! Głupota ludzka nie zna granic. Wystarczą im suche fakty i zbieg okoliczności, aby tylko nie pobrudzić sobie rączek. Nie oddam cię im.
Tak jak się spodziewałem, policja po zniknięciu Shuzo w wozie, pierwsze kogo odwiedziła, to mnie. Akurat wstałem z łóżka, na którym leżałem dwadzieścia minut z psem. Mężczyźni weszli bez żadnego pukania, szybko się rozejrzeli, a ja posłałem im mordercze spojrzenie.
- Gdzie pan Ishida? - zapytał wyższy, podchodząc do mnie, kiedy wstawałem. Dopiero wtedy spostrzegłem, że psiaka nie było na materacu.
- Nie rozumiem – zmarszczyłem brwi. - Zabraliście go. Macie taki syf u siebie, że już nie pamiętacie, kto... - mężczyzna mi przerwał.
- Niech pan nie kłamie. Uciekł jakoś z wozu i... - spojrzał w bok, kiedy jego towarzysz zwrócił na siebie uwagę krótkim słowem "tutaj". Wskazywał na szafę, w której coś zaszeleściło. Mój rozmówca posłał mi zwycięskie spojrzenie, po czym kazał otworzyć mebel. Sądząc, że w środku pojawi się uciekinier, położyli dłonie na pistoletach. Obserwowałem jak drzwi się otwierają, a na ubraniach... leży pies. Rudy zwierzak pisnął cicho, po czym się skulił.
- Świetnie, psa mi wystraszyliście – mruknąłem niezadowolony. - Proszę stąd wyjść. Skoro wam uciekł, chyba nie sądzicie, że by tu wrócił – wyprowadziłem mężczyzn do wyjścia. - To wasz problem, że uciekł. A ja mam chociaż więcej czasu, aby dowieźć, że nie zabił ojca – po tych słowach zamknąłem namiot, zostawiając ich na zewnątrz. Podszedłem do szafy i wziąłem psiaka na ręce. - Grzeczna psina – podrapałem go po głowie. - Nie martw się. Dowiem się, kto go zabił. 

Kiedy byłem pewny, że policja całkowicie opuściła cyrk i nie panoszyła się nawet na obrzeżach, pozwoliłem Shuzo wrócić do ludzkiej postaci. Miał smutny wyraz twarzy, oczy mętne i nie miał ochoty rozmawiać. Przyniosłem mu kolację.
- Jutro pokażesz mi, gdzie się spotkaliście – mówiłem spokojnie. Pokiwał głową. - I będziesz musiał ciągle być psem, na pewno ktoś mnie będzie śledził – znowu pokiwał i jadł w kompletnej ciszy. Westchnąłem, po czym usiadłem obok niego i objąłem. - Nie martw się, nie pójdziesz siedzieć.
- Jak mam się nie martwić – pisnął cicho, wypełniając usta sałatką. - Do końca życie nie będę mógł wrócić do ludzkiej postaci, bo jestem ścigany za morderstwo – załkał. 
- Nie ty go zabiłeś. Jak zjesz, zagramy w coś, abyś przestał się tym zadręczać.
- Nie mam ochoty – mruknął.
- A co byś chciał porobić?
- Spać – lekko się uśmiechnąłem i tylko pokiwałem głową. Usiadłem obok i zacząłem jeść swoją porcję. Zauważyłem, że Shuzo wrócił apetyt i nie wiem, czy to przez wcześniejsze głupie pomysły, które groziły śmiercią dziecka, czy może kolejne następstwa ciąży. Mimo wszystko cieszyłem się, że wraca do normy.

Tak jak chciał, poszedł spać. Przed snem wpadłem na dziwny pomysł, aby porozmawiać z maluszkiem, którego nawet płci nie znałem. Byłem tym tak zakłopotany, a jednocześnie podniecony, że język mi się plątał i koniec końców nie miałem pojęcia, czy coś z tego wyszło. Głownie się chyba śmiałem, ale to nie był problem, kiedy na twarzy czarnowłosego widniał uśmiech. 
Następnego dnia jeszcze przed południem "wyprowadziłem psa". Wziąłem go na ręce i weszliśmy do lasu, gdzie potem go położyłem na ziemię, aby mógł mnie pokierować. Nie obchodziło mnie, czy rzeczywiście policja wynajęła jakiegoś detektywa, który ma mnie obserwować i donieść, gdzie się chowa Shuzo. Jak będzie trzeba, to go i do kapelusza schowam!
- Śledztwo czas zacząć! - oznajmiłem uroczyście, kompletnie nie mając pojęcia, co mogę zrobić. Całe miejsce albo zostało już sprzątnięte, albo jeszcze jest oblegane przez śledczych. Naszą, a raczej Shuzo jedyną rzeczą, która stawiała go na czołówkę, była wiedza, gdzie się spotkali i jaki teren przeszli. Policja tego nie wie, więc nie mogła usunąć czegokolwiek, co możemy znaleźć.

<Shu? Zabawa w policjantów xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz