18 lut 2019

Robin CD Vivi

Chłopak poszedł do namiotu, który w jakimś znaczeniu należał do niego. Pomagał Pikowi go rozłożyć, do środka został wprowadzony i materac i trochę ubrań dla Robina. Był to mały domek chłopaka, który mógł tam nawet nocować, ale w chwili obecnej to było dla niego za dużo, zbyt obce. Może w wiosnę, kiedy przyjaciel niedźwiedź się obudzi, David zdecyduje się na sen w tym miejscu, tylko raz. W końcu w namiocie nie widać gwiazd, które zawszą mu towarzyszą, gdy otworzy oczy – nie licząc jaskiń. W sumie, to namiot w pewnym stopniu mógł porównać do jaskini: jest cieplej, nie wieje, nie ma piasku i nie ma gwiazd. Ale namiot… pachniał zbyt intensywnie zapachem ludzkim. Podszedł do niego tylko po ubrania, by Vivi się na niego nie złościł. W rzeczywistości mógł siedzieć w przemoczonych, nic by mu się nie stało. Przegrzebał niewielki kufer, zdjął z siebie ubrania i nałożył długie czarne spodnie przylegające do ciała, które był elastyczne i i idealne do wspinania się na drzewa, oraz szaro-czerwoną bluzę. Chodź nie miał lustra, czuł, że w tym ubraniach wyglądał jak normalny człowiek. Efekt ten jednak został zniszczony, gdy na czworaka wyszedł z namiotu i ruszył do przyczepy. Dopiero gdy Vivi się obudził, chłopak stanął na dwóch nogach.
Słysząc o złym humorze i przyjmując jednocześnie filiżankę, Robin poczuł się zmieszany: było mu głupio, że go obudził, ale też miał wątpliwości, czy zaznajamianie się z tym osobnikiem nie przyniesie mu żadnych kłopotów. Skoro od złego humoru może zrobić komuś krzywdę, ratuje kogoś pozwalając mu wpierw zobaczyć całe życie, które przelatuje przed oczami przed śmiercią, to co może zrobić, gdy będzie chciał kogoś na prawdę skrzywdzić? Robin spojrzał na brązową ciecz w filiżance, która zaczynała być coraz bardziej ciepła. Chłopak chwycił ją za ucho, jak uczył go Pik i powąchał herbatę. Miała aromatyczny pomarańczowy zapach.
- Wszystko jest w porządku – oznajmił w końcu spoglądając na chłopaka, który z podobnym naczyniem usiadł na przeciwko. - Poszedłem chociaż do „swojego” namiotu – stwierdził, mrucząc bardzo do siebie.
- Czyli masz tu swoje lokum? - zapytał Vivi, na co Robin niepewnie pokiwał twierdząco głową. Czy miejsce, w którym są rzeczy dla ciebie, możesz tam przebywać ile chcesz, a jednak nie zaglądasz do niego trzy dni z rzędu, można nazwać lokum? - To czemu śpisz w lesie? - nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Spał tak, odkąd pamiętał. Zapomniał, że był człowiekiem i utożsamił się ze zwierzętami. Czy to źle, że woli być w miejscu, w którym czuje się bezpiecznie? Cyrku jeszcze nie poznał dokładnie, tak samo ludzi. A czuł, że skoro to dziwne, że taki dzieciak żyje w lesie nie pamiętając niczego, nie mogło być zwykłym przypadkiem lub jakąś głupią zabawą. Tylko dalej nie mógł tego zrozumieć.
- A ty jak się czujesz? - zapytał po paru chwilach ciszy, podczas której powinien odpowiedzieć, ale nie potrafił. Powoli zanurzył usta w gorącej cieczy, starając się nie poparzyć, jak to zrobił na samym początku podczas rozmowy z Pikiem. Chociaż teraz wyszło mu lepiej, nie udało się nie poparzyć ust i języka. Odstawił filiżankę do wystygnięcia.

<Vivi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz