17 sty 2021

Shu⭐zo CD Lennie

Ta informacja była dla mnie dość przerażająca. Żyłem już od dawna ze świadomością, że kiedyś nadejdzie ta chwila i dziecko będzie musiało jakoś ze mnie wyjść, ale nie umiałem się w żaden sposób do tego przygotować. Jedyne co dodawało mi otuchy w tym momencie to była dłoń Lenniego, którą cały czas ściskał moją rękę.
- Ty musisz wyjść. Nie mam czasu na mdlejących tatuśków. - usłyszałem lekarza, który patrzył teraz na mojego męża. Sam równocześnie poczułem niebywałą senność i nie słyszałem dalszego fragmentu rozmowy. Vivi już wcześniej mnie o tym poinformował - nie obędzie się bez znieczulenia ogólnego. W sumie zdołał mi wszystko krok po kroku opowiedzieć, jak będzie przebiegać, by teraz oświadczyć wprost, że będzie mnie kroić. Nie była to dla mnie zbyt pocieszająca informacja. Mój namiot zamienił się w jakąś polową sale operacyjną, a teraz sam zasnę i nie jestem pewny kiedy się obudzę i czy w ogóle się obudzę. Na domiar złego czułem, jak Lennie puszcza moją dłoń. Zostałem sam, ale z drugiej strony cieszyłem się, że nie będzie widzieć, jak mnie rozcinają. Zrobiło mi się już ciemno przed oczami, lecz za nim zdążyłem w stu procentach odpłynąć, poczułem, że ktoś i tak złapał mnie za rękę. Podejrzewałem Robina i gdybym był w stanie, to bym mu od razu dozgonnie za to podziękował. Przynajmniej czułem, że mimo wszystko nie przechodzę przez to sam, bo jest ktoś obok.
Potem nastała ciemność...
"- Pomóc w czymś?" Pierwsze słowa Lenniego skierowane w moją stronę. Pomyśleć, że gdyby nie jego kapelusz...
"- Shu Ishida, ale tutaj jestem Shuzo." Ta radość w moim głosie. Tego się nie zapomina.
"- O hej. To pewnie twoja sprawka nie?" Pokazał mi wtedy naprawiony kapelusz. Cóż miałem innego zrobić poza szczerą zgodą?
"- Nic nie chce, serio. Pogadajmy od czasu do czasu i będę szczęśliwy." Do tej pory nie przestaje mnie to uszczęśliwiać. Z grubsza od tego się wszystko zaczęło...
"- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele." Co równało się i tak z pierwszą nocą w jego namiocie.
"- Lennie... Masz jakieś marzenie? Ja teraz tylko jedno. " Pierwszy przytulas. Skąd wiedział, że chodziło właśnie o niego?
"- Mam cię tu pocałować czy jak?" Niebywała pobudka i twierdząca odpowiedź.
"- Weź go! Weź stąd. Zabij, pozbądź się! Błagam!" Najbardziej przerażający moment w moim życiu, a Lennie o mało co nie stracił życia.
"- Zamknąłem swojego byłego w szafie..." Najbardziej komiczna sytuacja ze wszystkich. Niewiarygodne do czego jestem zdolny w panice.
"- Hola hola, kto tak dybie na moją cnotę?" Nie pamiętam dokładnie tej sytuacji. We wspomnieniach mam tylko litry alkoholu i jakąś rudą księżniczkę, która mnie zdjęła z blatu.
"- Znaczy się, wiesz, jak to ciastka mają. Nie mówię, że wyglądasz jak ciastko. Kto by chciał mieć lukier na całej twarzy... Ale nie wszystkie ciastka mają lukier... Mają różne rzeczy. Nie mówię, że tobie czegoś brakuje. Jesteś cudowną mordką, tylko że... Nie no to jakieś dziwne." Nie chcę tego nawet komentować. W życiu tak bardzo się nie poplątałem we własnych słowach.
"- Wiesz co? Teraz mógłby ci powierzyć mój kapelusz." Były to bardzo miłe słowa i w sumie idealnie pokazały jak głęboka była wtedy nasza relacja. Choć jeszcze nie byliśmy razem.
"- Wyjeżdżam." To było niczym nóż prosto w moje serce. Jednak cóż innego mi pozostało poza wyjechaniem razem z nim?
"- Łapiemy stopa na lotnisko." Kolejna sytuacja, która w skutkach okazała się dość tragiczna. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a my znaleźliśmy się u celu podróży.
"- Gdzie byłeś? Stęskniłem się." Pierwsza nasza noc w hotelu, w którym zwykłe żarty okazały się być prawdą.
"- Postaram się wrócić jak najszybciej." Wtedy nie wierzyłem w jego słowa. Postanowiłem ruszyć za nim, nie znając jeszcze konsekwencji.
"- Ale co mu się stało? Przeżyje? Proszę mi powiedzieć..." W takich chwilach już żadne wcześniejsze niesnaski nie miały sensu. Mimo wszystko dalej był dla mnie ważny. Nie mogłem znieść myśli, że mógłby się nigdy nie obudzić.
"- Ale wiesz co? Teraz nie ważne, co się stanie, już nigdy cię nie zostawię." Kryzys zażegnany. Złamana noga i nowe mieszkanie oraz najgłupsze co mogło mu wpaść w tym stanie do głowy.
Cóż przynajmniej po tym wszystkim i ja zdecydowałem się na poważny ruch. "- Mogę to ja tobie się tak oficjalnie oświadczyć?"
Nie zgadniecie co powiedział.
"- Nie udawaj durnia. Najpierw żresz za siedmiu chłopów, a potem wymiotujesz. Może masz bulimię?" Bulimią się to nie okazało, a czymś, co wywróciło nasz świat do góry nogami.

W czasie dziewięciu miesięcy również działo się bardzo dużo, a przynajmniej na początku. Moment, gdy mój brzuch zaczął przypominać piłkę do koszykówki sprawił, że wszystko zwolniło. Nastały czasy spokoju, w których mogliśmy w przygotować się na nadejście dziecka i kolejne zmiany w naszym życiu. Może i brzmi to tak łatwo, ale wcale takie nie było. Lenniego, który skręcał kołyskę dobre pół nocy, będę pamiętać do końca życia. Całe wspominanie przerwał mi trochę stłumiony dźwięk. Jakby płacz, który sprawił, że zacząłem otwierać oczy. Na początku przez ostre światło było to dość trudne, ale z czasem tylko słabo przeleciałem wzrokiem w bok. Zauważyłem wtedy Robina, który trzymał coś małego zawiniętego w pieluszki. Niemiłosiernie płakało, ale ja miałem szeroki uśmiech na twarzy.
- To chłopiec. - przekazał mi, co sprawiło, że oczy momentalnie mi zaszły łzami. Chciałem tak bardzo wziąć od niego maleństwo i je przytulić. Niestety chcąc nie chcąc musiałem jeszcze poczekać.
- Muszę jeszcze cię pozszywać. - mruknął Vivi, stojąc przy Robinie. - Dlatego jeszcze musisz iść spać. - dodał, a ja tylko ciężko skinąłem głową i dopóki nie straciłem przytomności, patrzyłem na moje maleństwo w rękach Robina.
Znów nastała ciemność, lecz pomimo jej przytłaczającej obecności, czułem ogromną ulgę. Wiedziałem, że już po wszystkim.

***

Gdy w końcu się ocknąłem, dalej leżałem w łóżku. Po Vivim i Robinie nie było śladu. W ogóle wszystko magicznie zniknęło tak samo, jak się pojawiło. Łóżko było nietknięte i nigdzie nie było żadnych śladów po moim "porodzie". Zostało tylko zszyte nacięcie na moim brzuchu, a tak to wszystko wyglądało jak po staremu. Choć zmieniła się jedna rzecz: kołyska. Była teraz praktycznie przy samym łóżku. Czułem się strasznie słabo, lecz tak bardzo chciałem zobaczyć maluszka, że przynajmniej wyciągnąłem dłoń w tamtym kierunku, mając nadzieję, że zaraz sam się dźwignę w górę i zajrzę do środka. Jednak za nim to nastąpiło, poczułem, że ktoś mnie łapie za drugą rękę. Gdy tylko odwróciłem głowę do tej osoby, to oczy znów mi zaszły łzami. Był to Lennie, który siedział z drugiej strony łóżka.
- Mamy synka, Lennie. - odezwałem się z uśmiechem na twarzy i poczułem, jak jedna łezka spłynęła mi po policzku. - Mamy dziecko... - choć było to już wszystkim wiadome, musiałem to powiedzieć na głos. Wciąż mimo wszystko ciężko było mi w to uwierzyć, ale czułem się najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Nie ważne, jak to wszystko bardzo absurdalnie brzmiało. Lennie ucałował moją rękę, a później bardziej się do mnie schylił, abym mógł się do niego przytulić i po prostu rozpłakać. To był kolejny najpiękniejszy dzień w moim życiu. Choć teraz to w zasadzie bardzo wczesny poranek.

(Lennie~? Zostałeś tatą!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz