3 kwi 2022

Lacie CD Orion

Widziałam, jak go zabierali, nieśli nieprzytomnego, ale o dziwo, co przez tłum jak i samych ratowników ochrzczone zostało prawdziwym cudem, na pierwszy rzut oka nic poważnego mu nie było. Był jedyną ocalałą osobą znalezioną wewnątrz namiotu. Wszyscy, którzy pozostali w środku i nie udało im się uciec, zostali rozszarpani przez bestie, które notabene w tym momencie z powrotem były ludźmi i opuścili namiot cyrkowy w nieidentyfikowalnych strzępach zapakowanych do czarnych worków. Mój eksperyment zdecydowanie zawiódł, rozczarował na całej linii, nie dość, że czar był niezmiennie krótkotrwały, to jeszcze niedane mi było zobaczyć chaosu, który się rozpętał w środku, żadna bestia nie zdołała wyjść poza obręb namiotu. Słychać było spazmatyczne krzyki, rozdzierający ryk stworów, po prostu rozgrywane tam piekło, ale nic poza dźwiękiem, ku mojemu niezadowoleniu nie pokonało bariery materiału. Jednocześnie w głowie kołatała mi się myśl, czy zaklęcie blokujące potwora wewnątrz chłopaka, który ukrywał się w moim wozie będzie zdecydowanie trwalsze? Od tego dosłownie zależało moje życie, którego nie zamierzałam poświęcać. Musiałam albo mieć pewność, że tak będzie, albo dokładnie wyliczyć czas, jaki mi pozostał do przełamania magii.
Rozstąpiłam się razem z tłumem, robiąc medykom przejście. Gdy ci przeszli z noszami obok mnie, między zaciśniętymi palcami Oriona wyłapałam niebieski błysk, tak piękny i tak czysty, że nie mogłam wyrzucić go z głowy, zapanował nade mną całkowicie i nieodwracalnie. To był jeden z tych momentów w moim życiu, w którym przepadłam bezpowrotnie, smocza choroba pożarła moje serce, mając na celu tylko jedno, a ignorując całkowicie pozostałe bodźce. 

Czy tak wygląda obsesja? To szaleństwo w czystej postaci, które oplata i zaciska się coraz bardziej odcinając zarówno powietrze jak i jakiekolwiek racjonalne myślenie. Sprawia, że nie można skupić się na niczym innym tylko na swoim obłędzie, z uciechą pogrążając się w nim coraz bardziej. Słyszałam jak chłopak, którego przyprowadziłam, miał oddech spokojny i miarowy, nie mając drugiego łóżka, zaoferowałam mu fotel i koc poza wydzieloną niewielką sypialnią. Nawet w takim, całkowicie obcym dla niego miejscu potrafił bez przeszkód spać, ja leżąc w wygodnym, przede wszystkim własnym łóżku, które wymieniłam, gdy tylko przybyłam do cyrku, beznamiętnie wgapiałam się w sufit, nie mogąc zasnąć. Cały czas miałam je przed oczami. Niebieskie szkiełko całkowicie mnie opętało, nie mogłam myśleć o niczym innym jak ono. Pazury paranoi zaciskały się mocniej, a ja niczym zaszczute w kącie zwierzę, nie miałam możliwości ucieczki. Czułam, że jeszcze moment i zwariuję, musiałam je dostać wszelkim możliwym sposobem. Niezależnie od wysokości ceny, tego co lub kogo będę musiała poświęcić. 
Tylko skąd się u niego wzięło? Jakim cudem, ktoś taki jak on miał je i skąd je wziął podczas występu? Nie powinien go mieć przy sobie, nie powinien mieć wtedy żadnych zbędnych przedmiotów, które mogły utrudnić mu przedstawienie. A wątpliwym też byłoby, że zamiast ratować swoje życie, zbierał zgubione przez rozszalały tłum błyskotki. Czy to był zwykły przypadek? Ktoś mu go dal? A może próbując pomóc jednej z artystek, chwycił za jej strój, a fragment został mu w dłoni gdy padł nieprzytomny? Każde pytanie rodziło następne, a niewiadome pleniły się jak króliki.
Miałam świadomość, że ten niebieski kamień, błyszczący i lśniący niczym szafirowe iskry, będzie prześladował mnie nawet w snach, dopóki go nie zdobędę. Popadając praktycznie w wariactwo, nie mogłam skierować swoich myśli na żaden inny tor. W końcu po kilku godzinach takiego bezsensownego leżenia podniosłam się bezszelestnie i ubrana wyszłam na zewnątrz. Noc była  chłodna, a w powietrzu cały czas unosił się zapach tragedii, która wydarzyła się wcześniej tego dnia. Zapach makabry, rozpaczy ludzkiej, taśmy policyjne nadal zagradzające wejście do głównego namiotu i krwawe plamy pozostawione na glebie przez uciekających.
Moje nogi same zaprowadziły mnie do tamtej kapliczki, kapliczki, gdzie spędziłam wcześniej wiele nocy, towarzysząc bestii. Gdzie bezwstydnie obserwowałam ją, każdego razu patrząc w oczy samej śmierci. Dokładnie za każdym razem mogła się zerwać z uwięzi i rozerwać mnie ma drobne kawałki. Ślady pazurów na drewnianej posadzce, a właściwie ich rozmiar i ilość, dobitnie wskazywały, że nie było tu mowy o małej puchatej kulce, która ostrzy swoje pazurki, tylko o krwiożerczej bestii gotowej ukrócić czyjeś życie w ułamku sekundy. Teraz budynek wydawał mi się wyjątkowo obcy, z każdego kąta wyzierała niepokojąca ciemność. I ta niepewność, czy ukrywa ona przyczajone w mroku zło, aż ciarki przechodziły po ciele. Mimo że wiedziałam, że bestii tu nie ma, nie powinno być, mój organizm panicznie chciał wydostać się stamtąd, jakby czuł, że coś lub ktoś mnie obserwuje, czego jednak moje oczy nie były w stanie dostrzec. 

Wiedziałam, że młody chłopak w mojej przyczepie będzie tam wiernie, jak przygarnięte szczenię, czekał. Nie spodziewałam się jednak, że oprócz niego będzie tam również Orion, na dodatek związany i rzucony w kąt niczym stara zabawka. Mój wzrok automatycznie zatrzymał się na szkatułce, w której trzymałam kosztowności. Niby niewielka różnica, ale doskonale widziałam, że ktoś ją ruszał. Pytanie, który z nich to zrobił?
— Jeśli będzie czegokolwiek brakować, nie zdajesz sobie sprawy, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdziesz — nie mówiłam o oskarżeniu o próbę kradzieży, właściwie to też, ale Orion mógł mieć znacznie większe problemy. Nie zamierzałam mu tego dopowiedzieć, informacja jest zbyt cenna, by dzielić się nią na prawo i lewo, a już zwłaszcza z kimś, kto brawurowo odważył się włamać do mojego azylu. Otworzyłam wieczko. Niedbale powrzucana biżuteria, zamiast być ułożona w odpowiednie przegrody, była niezbitym dowodem na to, że niepowołana osoba bezczelnie wykorzystała moją nieobecność i ruszyła coś, czego nie powinna. Którykolwiek z nich to był, mogło to być kłopotliwe, bardziej niż na pierwszy rzut oka się wydaje.
Jeśli to był mój gość, a amulet ochronny, który tkwił w jego ramieniu, nie zadziała łagodząco na te klątwy, istniała obawa, że Orion zacznie snuć niewygodne domysły, lub co gorsza, szok spowodowany bólem mógł obudzić bestię, co nie było pożądaną opcją przez nikogo. Z drugiej strony jeśli był to Orion, wszystko także mogło się skomplikować. Jeśli dotknął kamieni, to na własnej skórze przekona się, że biżuteria jest zaklęta, za czym idzie, że naszyjnik Diane, który przyniósł do mnie, także był obłożony klątwą.
Co gorsza, nie mogłam iść do Pika, że jeden z jego pracowników zakradł się w nocy i włamał się do mojego wozu. W jaki sposób wytłumaczyłabym mu, dlaczego jest on związany bez ujawniania obecności osoby trzeciej? Mimo że do najbardziej postawnych nie należy, ja także nie grzeszę posturą i siłą, nie miałam szans go obezwładnić. Jednak tak po prostu wypuścić go też nie mogłam.
Patrząc na związanego chłopaka, w głowie mignęła mi myśl, dosłownie zarys planu, by zamienić Oriona w bezrozumne monstrum. Jednak tak szybko jak wpadłam na ten pomysł, tak samo z niego zrezygnowałam. Jeszcze nie teraz, zbyt szybko i zbyt pochopnie. Wszystko byłoby zbyt grubymi nićmi szyte, łatwo można byłoby zauważyć, że nie jest to przypadek. Najpierw bestie dwukrotnie pojawiły się w cyrku, szybko zmieniając się z powrotem w ludzi, a teraz nagle z jednym z pracowników stało się  dokładnie to samo. Zbyt wiele przypadków działo się w cyrku, dla odwrócenia uwagi tym razem powinno to być całkiem inne miejsce, inna osoba kompletnie niezwiązana z trupą. Dodatkowo nie miałam pojęcia, jak wiele wspomnień zostanie Orionowi, od tego ile będzie pamiętał, może zależeć praktycznie wszystko. Nie mogłam pozwolić sobie na stracenie swojej intratnej posady, nie teraz, gdy byłam tak blisko. 
Emocje wewnątrz i natłok myśli nieco osłabły wyostrzając jedną refleksję, tą, która od jakiegoś czasu nie dawała mi spokojnie żyć. Przeszywający na wskroś niebieski błysk, czy było możliwe, że Orion miał przy sobie obiekt moich westchnień? 
Gdy w końcu poczułam pod palcami chłód kamienia, ogarnęła mnie ulga, która była nie do opisania. Rozszalała obsesyjna burza wewnątrz mnie uspokoiła się całkowicie, ustępując miejsca ciszy. Zapatrzona w kamień nie zwracałam uwagi na Oriona, który szarpał się na podłodze. W końcu go miałam, był mniejszy, niż przypuszczałam, jednak nadal oszałamiający. Czysty paryski błękit przeplatał się z cyjanem i chabrowym, w ciepłym świetle niewielkiej lampki, która paliła się wewnątrz, mienił się niczym żywy. Z fascynacją przyglądałam się, jak kamień zmieniał swoją barwę, stopniowo nagrzewał się, a wraz z tym jego chłodna barwa zmieniła się na ogniste czerwienie. Mrugnęłam kilkakrotnie, jednak nie było to moje przewidzenie, oczy mnie nie oszukiwały, a kamyk faktycznie był innego koloru. To było niesamowite, przeszukiwałam myślami spis znanych mi klejnotów i ich właściwości, byłam niemal pewna, że z taką jeszcze się nie spotkałam. Wszystko wskazywało na to, że kamień był zaklęty, więc nie było mowy o żadnym przypadku. Skąd on go wziął? Kto mu go dał? I po co? Ocknęłam się z letargu, to nie był najlepszy czas na zadumę, miałam bardziej naglącą sprawę.
— I co z tym zrobimy? To zwykły konflikt interesów, niewygodna sytuacja, którą jakoś trzeba rozwiązać. Wierzę, że jako dorośli ludzie z pewnością dojdziemy do porozumienia — w końcu spojrzałam na Oriona, próbując ukryć za maską obojętności niezdrową fascynację szkiełkiem, które trzymałam w dłoni. Mimo dość ciemnego otoczenia widziałam, jak jego wzrok powędrował na moje zaciśnięte palce.
— A kamień? Ukradłaś go. Masz mi go natychmiast oddać — rzucał się niczym ryba wyciągnięta z wody, więzy jednak dość mocno go trzymały, lepiej było, żeby nie puściły, dopóki zgoda między nami nie będzie zawarta
— Jeśli masz z tym problem, idź do Pika i powiedz mu o wszystkim. Że w środku nocy zostałeś obezwładniony, związany przez nieznajomego, a ja do tego okradłam cię w swoim własnym powozie. Już pomijam, że to kuriozalnie i całkowicie niedorzecznie brzmi, to będzie twoje słowo przeciwko mojemu, więc trudno będzie dotrzeć do prawdy. Najprawdopodobniej spyta się, dlaczego się tu w ogóle znalazłeś, więc wyjedzie na jaw, że się tu włamałeś. Szczerze wątpię, że dyrektor będzie szczęśliwy jeśli znowu będziesz zamieszany w jakąś aferę, nie nauczyłeś się tego po ostatnim zawieszeniu? — ciche przekleństwo przeświadczyło mnie, że uderzyłam w jego czułą strunę. Czyżby jego piętą achillesową był Pik i jego zdanie? Aż tak cenił go sobie, czy może się go bał?
— Tylko nasza dwójka wie gdzie — chwyciłam klejnot w palce tak, żeby mógł go zobaczyć — on jest. Jeśli zniknie, będę miała pewność, że znowu postanowiłeś wtargnąć tam, gdzie cię nie chcą. A wtedy bez skrupułów cię wydam. Potraktuj więc to jako opłatę za moje milczenie.
— Zabiorę co swoje i mnie nie ma, zapominamy o sprawie, głupio zrobiłem, że tu przyszedłem — zmiana strategii może i była mądrym posunięciem, jednak nie była tak skuteczna, jakby sobie tego życzył. Nie  zamierzałam oddać mu błyskotki, bezpowrotnie zmieniła właściciela i nic nie mogło nakłonić mnie do zmiany zdania. 
— Ten kamyk jest mój — syknęłam chłodno patrząc z pogardą na Oriona

Orionie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz