3 maj 2019

Robin CD Vivi

Czuł się, jakby to wszystko jeszcze się nie skończyło. Gdy tylko przypomniał sobie o przebitym ramieniu, strach znowu powrócił. Z ledwością słuchał Vivi’ego, opowiadającego historię poznania demona. Mimo to jedno słowo dotarło to niego bardzo wyraźnie.
- Jak to jego… śmiercią? - zapytał, lekko drżącym głosem, spoglądając na niego.
- No wiesz mój drogi, demonem możesz się także stać po śmierci, a ja mu to zapewniłem – odpowiedział. Robin przez chwilę się zastanawiał nad jego słowami, a w jego sercu budziła się nutka wątpliwości i niepewności.
- Demony są niebezpieczne? - zapytał po chwili ciszy.
- Oj są i to bardzo. Chyba zdążyłeś to zauważyć i poczuć – na jego słowa chłopak sięgnął ręką do ramienia. Oczekiwał bólu, ale nie poczuł nic. Delikatnie nacisnął, jednak dalej nic nie czuł. Czyżby przez ten tydzień rana zdążyła się zregenerować? Gdy już przestał myśleć o ramieniu, wrócił myślami do chłopaka. Spojrzał w jego oczy.
- A ty? Też chcesz mnie... zabić? - zapytał niepewnie, dość cicho. Gdyby nie panująca cisza wokół, Vivi nie mógłby go usłyszeć.
- Ja? - spojrzał na niego zaskoczony. - Ależ Robinie czemu bym miał? - chłopak zamilknął. Tatuaże świecące bez przyczyny i te słowa „ja mu to zapewniłem” razem z jego opowieścią, były przerażającymi oznakami. Mimo wszystko nie był pewny, równie dobrze może to być jego strach, który w tej chwili zawładnął jego umysłem. Dlatego nie znając konkretnej odpowiedzi, nie odpowiedział, zamiast tego wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. - Oh... Boisz się mnie, co? No cóż mogłem się tego spodziewać – Vivi przerwał ciszę.
- A powinienem?
- To ci raczej twoje tatuaże powiedzą mój drogi. Co ci mówią teraz hm? - słysząc to, Robin momentalnie zbladł i zestresowany schował się cały pod kołdrą. Nikt nie znał jego tajemnicy, chodź była trudna do utrzymania, że względu na znaki na twarzy, a tu się okazuje, że jednak ktoś poznał właściwości jego tatuaży. Z tą myślą czuł się okropnie, jakby właśnie coś ważnego zostało mu odebrane.
- Skąd wiesz? - zdołał z siebie wydusić, dalej zostając pod kołdrą.
- Wręcz jaśniały jak cię opatrywałem – odpowiedział. Robin przez chwilę milczał, zamknął oczy, marząc, by to wszystko było jednym wielkim snem.
- One też nie wiedzą. Pokazują zagrożenie, a nie naturę człowieka – stwierdził, gdy zrozumiał, że zamykanie oczu w niczym nie pomoże i musi się zmierzyć z rzeczywistością.
- A jaki jestem twoim zdaniem? - Davida całkowicie zatkało. Jaki był jego zdaniem? Nie chciał odpowiadać, bo jego dusza i myśli były rozerwane na dwie części. Jedna mówiła, że to pomocny człowiek, przy którym można się czuć bezpiecznie, który cię wyleczy i pomoże poznać świat, a druga wręcz krzyczała, że jest niebezpieczny i tylko czeka na odpowiedni moment, by zadać cios, a wystarczy do tego chwila nieuwagi, czy zwykłe przewinienie, które wypuści jego złość, a razem z nią… demona.
- Możesz mi zrobić herbatę? - zmienił temat, czując, jak bardzo ma sucho w gardle. Koniecznie musiał się napić, a przyniesienie wody było zbyt szybkie. Chciał przez parę sekund pobyć sam.
- Dobrze – powiedział spokojnie. Chłopiec usłyszał jak wstaje i wychodzi, wtedy wyciągnął głowę spod kołdry i sprawdził, czy pokój był pusty. Gdy się już upewnił, zsunął kołdrę do pasa, usiadł na łóżku i przyłożył dłoń do rany. Nacisnął i pomyślał, że musiała się już zagoić, chociaż z przebiciem jakiejkolwiek kończyny nie miał jeszcze do czynienia. Odwinął bandaż, który chyba nawet nie był brudny. Robił to powoli, nie wiedząc, czego się spodziewać. Usłyszał gwizd czajnika z kuchni, a następnie zobaczył swoje ramię. Nie było krwi, a w miejscu dziury, pojawiło się czerwone wypełnienie. Robin z ciekawości jej dotknął, była miękka i ciepła. - Zagoiło się? - z namysłu wyrwał go głos lisa. Vivi niósł dla niego kubek z gorącą herbatą. Usiadł na krześle obok i podał naczynie do rąk chłopca, który w odpowiedzi skinął głową. Usłyszał ciche ćwierkanie, a po chwili do środka przez okno wleciała mała ptaszyna.
- Shani, kochana – powiedział łagodnie, witając się ze swoją przyjaciółką. Trzymając w jednej dłoni kubek, na drugą pozwolił jej usiąść. Przytulił ją policzkiem, a wtedy przez okno wleciały jeszcze trzy kolorowe ptaki i ruda wiewiórka. 

<Vivi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz