26 wrz 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Każdy kolejny prezent był lepszy od poprzedniego. Jednak sama wycieczka była czymś nie do przebicia. Może i nie byłem za bardzo za kolejnym wyjazdem, ale na rozmowę o tym jeszcze przyjdzie pora.
- Pewnie tak. - powiedziałem, odkładając bilety i przytulając się do Lenniego. - Już mi wystarczy tego oglądania. - wymruczałem, przymykając oczy i kładąc po sobie uszy. Chłopak od razu objął mnie ręką i pocałował w głowę, na co mój ogon od razu zaczął delikatnie machać z czystej radości. Czułem, że jeszcze z chęcią bym się przespał z godzinkę albo może dwie. Dookoła była cisza i spokój. Przytulałem najważniejszą dla mnie osobę na całym świecie. Jak tu nie spać w spokoju?
Gdy byłem bliski odpłynięcia prosto do krainy snów w objęciach własnego męża, nasz spokój i przede wszystkim mój został zakłócony nagłą wizytą Pika. Na początku w ogóle się tym nie przejąłem. Nawet nie drgnąłem, będąc przekonanym, że to nic ważnego. Lennie na pewno cokolwiek by to było, załatwi w mgnieniu oka. Niestety... Cóż on mógł zdziałać w mojej sprawie?
- Wybaczcie to najście. - aż przeleciał po mnie delikatny dreszcz, gdy usłyszałem jego grobowy ton. To nie mogło być nic dobrego. Od razu w miarę możliwości się podniosłem, a Lennie mimo wszystko nie wypuszczał mnie ze swych objęć. Oczywiście do czasu...
- Co się stało? - spytał, a ja wolałem się tylko przysłuchiwać.
- Mam w gabinecie niespodziewanych gości. Chcą porozmawiać z Shuzo. - odpowiedział, przenosząc na mnie wzrok. - Tylko z Shuzo. - dodał pewnie, aby Lennie ze mną nie poszedł. Tylko dlaczego? Zupełnie wtedy nie wiedziałem, o co chodzi. Lennie z resztą też.
- Kogo? - spytałem, wymykając się z objęć chłopaka i wstając na równe nogi.
- Chodź ze mną. - powiedział, ignorując moje pytanie i wychodząc na zewnątrz. Czy to już mogło mi sugerować coś złego? Niby tak, ale wolałem być dobrej myśli i nie martwić się na zapas. Szybko złapałem za swoją bluzę i przy wyjściu na chwilę się zatrzymałem, aby spojrzeć na męża.
- Zaraz wrócę kochanie. - pomachałem mu z uśmiechem na twarzy i wyszedłem za Pikiem, naciągając na siebie bluzę. Dziś już pogoda nie była taka dobra. Od rana coś się chmurzyło i ciągle wiał taki nieprzyjemny zimny wiatr. Miałem nawet przeczucie, że po południu może zacząć padać deszcz. Teraz na szczęście jeszcze niebo wyglądało dobrze. Idąc już za Pikiem, postanowiłem nie dopytywać o tych domniemanych gości. Mój wzrok tylko ciągle uciekał gdzieś w tył w stronę mojego namiotu, w którym został Lennie. Czułbym się lepiej, gdyby poszedł ze mną. Jednak gdy już chciałem się po niego wracać, okazało się, że już jesteśmy parę kroków od gabinetu. Pik stanął przed wejściem i puścił mnie przodem, co już mnie trochę zaniepokoiło. Coś w środku kazało mi stąd uciekać, ale było już trochę za późno. Po przekroczeniu progu gabinetu moim oczom ukazała się dwójka identycznie ubranych i uzbrojonych policjantów, którzy już na wstępie pokazali mi swoje odznaki.
- Shu Ishida? - spytał następnie jeden z nich. Przez wcześniejsze doświadczenia z policją, już chciałem się zerwać do biegu, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Przecież nic na mnie nie mają. Nie mam narkotyków i z nikogo nie pobiłem. Postanowiłem zachować spokój. W końcu miałem się nie stresować. Od razu skinieniem głowy potwierdziłem swoją tożsamość, a ci od razu wyciągnęli pistolety, celując prosto we mnie. Momentalnie uniosłem obie ręce w geście poddania się. Co miałem innego zrobić? O co im w ogóle chodzi?
- Jesteś oskarżony o zamordowanie Yosuke Ishidy. - powiedział jeden z nich, a ja wręcz zamarłem, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. - Odwróć się do ściany i powoli połóż na niej ręce. - przez dobrą chwilę byłem totalnie głuchy na ich słowa. Zrobiło mi się duszno, a nagły natłok myśli sprawił, że zaczęło mi się kręcić w głowie.
Jeszcze raz... Co ja zrobiłem?
- Już! - krzyknął nagle jeden z policjantów, przywołując mnie do porządku. Jednak okazało się to zbędne, bo jego kolega już zdążył mnie złapać i pchnąć mną o ścianę. Tak mocno i niespodziewanie, że aż poczułem jej zimno policzkiem. To jakiś nieśmieszny żart... Później już było tylko gorzej. Nie dość, że jeden mnie całego obmacał, by sprawdzić, czy nie mam przy sobie żadnej broni, to później jeszcze zostałem skuty i wytargany z przyczepy, jak jakiś kryminalista.
Pytanie, czy mogło być gorzej?
Mogło i było.
Gdy tylko moje stropy dotknęły wydeptanej ziemi przy przyczepie, od razu zacząłem się szarpać na wszystkie strony, by jakoś wyrwać się policjantom. Oczywiście na początku w ogóle się tego nie spodziewali, dlatego przez parę sekund byłem wolny. Odbiegłem od nich, lecz za nim zdążyłem się nacieszyć wolnością, jeden z nich wręcz się na mnie rzucił w wyniku czego miałem niezbyt miłe spotkanie z gołą ziemią i trochę się jej najadłem. Aż wracają wszystkie nieprzyjemne wspomnienia...
- Uspokoisz się? - usłyszałem, ale nie zamierzałem tego zrobić. Jest sposób, abym się wydostał z głupich kajdanek, a później pozbycie się tych dwóch gadzin nie będzie trudne. Co prawda rąk sobie nie odgryzę, ale złamać kciuk na upartego zawsze mogę. Potem mogę ich nawet podziurawić jak durszlak. Wystarczy tylko przejąć jeden z pistoletów.... Tak. To był plan idealny. Plan stworzony przez osobę, która była zaaferowana na ucieczce. Nie myślałem o niczym innym. Chciałem wrócić do Lenniego. Schować się w jego objęciach, a nie trafić do pudła za niewinność. Nie czułem żadnego bólu ani zmęczenia. Za wszelką cenę chciałem wstać spod ciężaru tego policjanta. Nie przejmowałem się ani trochę, że drugi miał mnie na muszce i coś krzyczał. Ja wstanę i nie zatrzymają mnie. Jednak nagle zamarłem, a w moich oczach stanęły łzy. Wzrok powędrował w górę na osobę, która wtrąciła się do tego całego zamieszania.
- Ja... - nie umiałem przez chwilę nic z siebie wydusić. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zgniata mnie dwa razy większy i pewnie też cięższy gliniarz. - To... Nic nie zrobiłem. Nic... Przysięgam. - rozpłakałem się. Równocześnie w tym samym momencie zostałem pociągnięty gwałtownie w górę. Stanąłem już na własnych nogach, patrząc przez łzy prosto na mojego męża. W ustach wciąż czułem ziemię i lekki posmak krwi. Podczas nagłego upadku, najprawdopodobniej przypadkowo ugryzłem się w język. Ewentualnie dość mocno zaryłem zębami o podłoże, ale nie zaprzątałem sobie tym myśli. Teraz żałowałem, że nie powiedziałem Lenniemu wcześniej, gdzie byłem w trakcie zabawy. Teraz te gnidy mogą mu wszystko wmówić, a mnie jak widać o wszystko oskarżyć i wsadzić. Co, może jeszcze dostanę dożywocie?!
- Co się tutaj dzieje do cholery? - spytał Lennie, patrząc to na mnie, to na policjantów. Za nim jednak zdążyłem otworzyć usta, jeden z policjantów odciągnął mnie do tyłu, przez co o mało co się nie przewróciłem.
- A pan jest kim, żeby się w ogóle o to pytać?
- Mężem oskarżonego i żądam wyjaśnień. - odpowiedział praktycznie od razu.
- W lesie nieopodal miejsca odbywającego się wesela zostały znalezione zwłoki, a dowody wskazują na pańskiego męża.
- To nie byłem ja! Dlaczego miałbym zabić własnego ojca?
- Powiesz to w sądzie. - odezwał się drugi policjant, który cały czas mnie trzymał. Poprowadził mnie w stronę radiowozu, podczas gdy Lennie rozmawiał dalej z drugim gliniarzem. Już nie umiałem się uspokoić. Tym razem stracę to dziecko. Nie przeżyje samemu w pace. W dodatku bez Lenniego..

(Skarbie? Potrzebuję adwokata...) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz