29 gru 2020

Lennie CD Shu⭐zo

Czy to możliwe, aby wziąć ślub z jedną osobą, a żyć z kimś innym? Czasami zapominałem o jego drugiej osobowości, a kiedy się objawiała, nie byłem pewny, czy miałem żałować, czy się cieszyć. Pokochałem raczej tego radosnego Shuzo, którego łatwo rozproszyć, który kocha dzieci i który wiedział, jak mi polepszyć nastrój. A jeśli się kiedyś okażę, że to właśnie ta strona była fikcją? Że tak naprawdę to ponury i wredny jest prawdziwy. Co wtedy mam zrobić? W końcu to ta sama osoba, wziąłem z nim niedawno ślub. Kochałem go, a jednak nie potrafiłem się „przyzwyczaić” do jego gorzej strony. A gdyby tak za każdym razem uderzać go w głowę?
Zostałem w tyle sam ze swoimi myślami. Nie wiedziałem o czym myśleć, o policji, która siedzi nam na karku, czy może o jego zmianach osobowości, które są tak różne, jak woda i ogień. Jeśli kiedyś ten miły całkowicie zniknie, mam go zostawić? Czy przestanę go kochać? 
Spojrzałem na misia trzymanego w rękach. Prezent od tej małej dziewczynki został wyrzucony do kosza i sam nie wiem, co było gorsze: to, że wylądował w śmieciach czy to, że wykonawcą tego był Shuzo. Westchnąłem zrezygnowany, po czym usiadłem na ławce. Dlaczego jak coś ma się stać, to wszystko kumuluje się w ciągu jednego momentu? 
Nagle poczułem mocny ból na głowie. Ktoś mnie czymś uderzył, tylko tyle zdążyłem sobie uświadomić, nim straciłem przytomność. 
Wkrótce to będzie naszą rutyną. Czy my byliśmy aktorami w filmach gangsterskich? Znowu przechodziłem przez to samo. Od razu rozpoznałem, że miałem związane dłonie i nogi, tym jednak razem na czymś siedziałem. Czując coś twardego pod zadkiem i za plecami, domyśliłem się, że to jakieś stare, drewniane krzesło, które pode mną skrzypiało z każdym moim ruchem. Mimo tego, że znajdowałem się już w podobnej sytuacji, strach jaki mnie ogarniał w takich chwilach, nigdy się nie zmniejszył. Towarzyszył mi za każdym razem, niczym sunący za mną cień. O co mogło chodzić tym razem? Nie miałem pojęcia, mogłem się tylko domyślać, że miało to związek z aktualną sprawą. Może to któryś policjant chce mnie zmusić do gadania? A może to jakiś niebezpieczny bandyta, który groził panu Andersenowi? Nie miałem pojęcia i pierwszy raz w życiu nie chciałem wiedzieć. 
Długo się nic nie działo. Wokół mnie panowała cisza, żadnych szmerów, żadnego oddechu, jedynie ja i moje bijące serce. Nie odzywałem się, nie widziałem w tym sensu, póki coś się nie stanie. Miałem przynajmniej wiele czasu na rozmyślenia, a kiedy to "coś" w końcu nadeszło, okazało się, że nie będzie tak kolorowo. 
- Zbliża się. Bądź gotowy - do środka ktoś wszedł i mówił szeptem. Było ich dwóch. - Jak drzwi się otworzą, od razu strzelaj. Jak tamten zginie, to tego też zastrzelimy - dodał jeszcze i w tym samym momencie otworzyły się drzwi. Usłyszałem huk pistoletu, jak dobrze mi znany w dzisiejszych czasach i w moim położeniu. 
Na moment zapadła cisza. Słyszałem tylko czyjeś kroki.
- Hej, a tobie co? - rozpoznałem ten głos. Opaskę z oczu zdjął mi Shuzo. - Nie powiem, zaskoczyłeś mnie - odrzucił pistolet w bok i usiadł mi na kolana. Kątem oka dostrzegłem jakiś błysk przy ścianie. Przez taśmę na ustach jedyne co mogłem powiedzieć, to jakiś bełkot bez znaczenia. - Ale widzieć cię w takim wydaniu spokojnie mogę uznać za przeprosiny - w końcu zerwał mi taśmę z ust. Poczułem pieczenie. - Wyglądasz tak bardzo seksi, że aż żal mi cię uwalniać.
- To pułapka - odezwałem się w końcu i znowu usłyszałem wystrzał. Myślałem, że trafił w mojego męża. Tak bardzo przeraził mnie ten fakt, że nie poczułem ciepłej cieczy na swoim ramieniu. Trafił w moje przedramię. 
Wystrzelił znowu. Pyk.
Usłyszałem tylko puste puknięcie. 
- Kurwa, wiedziałem, że za mało - usłyszeliśmy obcy głos przy ścianie. Shuzo nie tracąc ani chwili, doskoczył do swojego wcześniej odrzuconego pistoletu i skierował go w stronę mężczyzny.
- Pokaż się - powiedział ostro. Człowiek przez moment się nie ruszał, w końcu jednak ujawnił się nam mężczyzna po trzydziestce z wiszących brzuchem i świeżo zgoloną brodą. - Ktoś jeszcze tu jest? - mężczyzna pokręcił głową. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. 
- Nikogo nie ma. Odwiążesz mnie? - poprosiłem. Dopiero w tej chwili docierał do mnie fakt, że miałem postrzelone ramię. Shuzo ostrożnie do mnie podszedł, nie spuszczając lufy z jego kierunku. 
- Trzymaj - podał mi pistolet, aby posłużyć się dwiema rękami. Kiedy w końcu ciasne sznury opadły na ziemie, oddałem mu broń, a sam złapałem się za krwawiące przedramię. Czułem, jak pulsowało. - Ty jesteś Anderson? - zapytał. Obcy przez moment się nie odpowiadał, dopiero gdy mój mąż przypomniał mu, że w każdej chwili może go zastrzelić, przedstawił się jako Anderson. 

<Shuzo? Przepraszam, że takie słabe ;c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz