2 gru 2020

Lennie CD Shu⭐zo

Shuzo zaczął panikować. Chodził po łazience cały roztrzęsiony, więc złapałem go za ramiona i ustabilizowałem w jednym miejscu. 
- Nawet jeśli zadzwonią na policję, minie z dziesięć minut, nim przyjadą - przynajmniej mam taką nadzieję, w końcu nie wiedziałem jak daleko jest posterunek policji. A może nawet ich sąsiad nim był? - W tym czasie może się czegoś od nich dowiemy. Zgubiliśmy kapelusz, wszystkie ślady, a po tej burzy raczej nic nie znajdziemy - przyznałem z lekkim przygnębieniem, aczkolwiek starałem się uśmiechnąć, aby dać mu chodź odrobinę spokoju. Ten wziął dwa głębsze oddechy i położył dłoń na brzuchu. 
- Ale obiecujesz, że zaraz stąd wyjdziemy? Nim przyjedzie policja? - zapytał szybko, prawie na jednym wdechu. Pokiwałem głową.
- Jak będzie trzeba, to wyjdziemy nawet oknem - starałem się zażartować, co poskutkowała delikatnym uśmiechem na jego bladej i zmęczonej twarzy. W końcu odwróciliśmy się w stronę drzwi, mając zamiar wrócić do gospodarzy. - Czekaj - zatrzymałem go. - Usłyszałeś, co mówili? - pokiwał głową i spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Jestem półpsem.
- Wiem, ale nie pomyślałem, że jako człowiek też masz tak dobre zmysły - przyznałem trochę tym zafascynowany. Ten przewrócił oczami i otworzył drzwi łazienki. Lekko zestresowani wróciliśmy do reszty. W salonie prócz kobiety i jej dwójki dzieci, siedział jeszcze jej mąż i jedno ze starszych dzieci. Te najstarsze było nieobecne. Pewnie czeka na policję. 
- No, już jesteśmy - przerwałem ciszę, panującą w salonie. - Dobrze, że trafiliśmy na was w tę burze.
- Tak, wyszliście na spacer, czy może w jakimś konkretnym celu? - zapytał mężczyzna. Spojrzałem na niego, zastanawiając się, czy on także próbuje coś z nas wyciągnąć.
- W konkretnym. Ostatnio się trochę nam życie pokomplikowało - podrapałem się po karku i starałem się delikatnie uśmiechnąć. 
- Mogę zapytać, w jaki sposób? - Julien spojrzała na swojego męża, a jej wzrok mówił "Tak się nie robi". 
- Jakby to delikatnie ująć... Ten pan - wskazałem na swojego męża. - został niesłusznie o coś oskarżony - westchnąłem. 
- Niesłusznie?
- Hm... - na chwilę się zamyśliłem. - Czy gdzieś w okolicy dochodziło ostatnio do dziwnych rzeczy? Może grasują tutaj jacyś niebezpieczni ludzie? - mężczyzna wydawał się tym pytaniem zdziwiony. Spojrzał na swoją żonę.
- Nie wydaje mi się... - Julien mu przerwała.
- A ci gangsterzy, co szantażują ludzi? - położyła swoją dłoń na dłoni mężczyzny. - Rossaline mi ostatnio opowiadała - spojrzała na nas. - że jacyś podejrzani ludzie ostatnio przychodzili do pana Andersona - dokończyła. Fabien westchnął zrezygnowany; chyba nie chciał nam o tym mówić.
- Czy moglibyśmy dostać na niego namiary? - to pytanie wywołało lekką falę gniewu u mężczyzny.
- A po co? - znowu na chwilę zamilkłem, zastanawiając się, co odpowiedzieć.
- W pewnym sensie - odezwał się Shuzo. - Też jesteśmy poszkodowanymi i szukamy rozwiązania. Skoro pan Anderson może mieć podobne problemy co my, może uda się wspólnie je rozwiązać - uśmiechnąłem się do chłopaka.
- Czyli nie jesteście tymi gangsterami? - zapytał Bellami, uważnie nam się przyglądając. Krótko się zaśmiałem.
- Skądże. Pewnie na waszym miejscu też bym tak pomyślał. Obcy ludzie przychodzą niezapowiedziani, ale spokojnie, nie jesteśmy nimi. Chyba bym nosił ze sobą jakąś broń czy cos - poklepałem się po ubraniu, aby im pokazać, że nic nie mamy. Twarz Bellamiego i Fabiena momentalnie złagodniała.
- A chcieliśmy już dzwonić na policję - mruknął syn, za co został zbesztany przez swojego ojca.
- Przepraszam za niego. Naoglądali się za dużo kryminałów. Tak na prawdę nawet o tym nie pomyślałem. W każdym razie pan Anderson mieszka...

Nagle usłyszeliśmy głośne wycie syreny policyjnej. 
W pierwszej chwili mnie zamurowało. rzez moje ciało przeszedł dreszcz, potem sądziłem, że mi się wydaje, ale gdy spojrzałem na miny wszystkich obecnych w tym pokoju, okazało się, że nie zwariowałem. Odwróciłem głowę w stronę Shuzo, który teraz siedział z twarzą biała jak pergamin. Momentalnie zaschło mi w gardle. 
- Kłamałeś? - spojrzałem na mężczyznę, który tak samo jak my i swoja żona wyglądał na zdziwionego. Ten szybko pokręcił przecząco głową, ale nie chciałem mu wierzyć. Kiedy wstał, ja także. On podszedł do okna, a ja chwyciłem dłoń swojego męża i rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakby w nadziei, że otworzą się przed nami drzwi ewakuacyjne.
- Nigdzie nie dzwoniłem - powiedział mężczyzna, zerkając dyskretnie przez zasłonięte żaluzjami okno. Na ich posesji na prawdę znajdował się wóz policyjny! 
- Ja zadzwoniłem - usłyszałem cichy głosik, dobiegający z korytarza. W pokoju pojawił się najstarszy syn.
- Co ty zrobiłeś? - jego ojciec spojrzał na niego ze wściekłością w oczach. - Mówiłem ci, że to mogą być domysły. I się nie myliłem!
- Potem to usłyszałem, nie mogłem przecież jeszcze raz dzwonić do nich - wyglądał na zmieszanego i zawstydzonego. Nie chciał nawet na nas spojrzeć; może i dobrze, ja także byłem wściekły na tego gówniarza. 
- Policja! - usłyszeliśmy za drzwiami. Shuzo wstał i nagle zamienił się w psa. Wziąłem go na ręce.
- Chodźcie na strych - odezwała się Julien. Ponagliła nas ruchem dłoni i ruszyła pierwsza. - A ty coś wymyśl i się ich pozbądź - wskazała palcem na męża. Ten tylko popatrzył na nią szerokimi oczami, ale nim zdążył odpowiedzieć, kobieta zaciągnęła nas na górę po schodach. Trzymałem psiaka na rękach, wiedząc, że nie oddam go w łapy policji. Stanęliśmy na środku korytarza, kobieta po chwili otworzyła właz na suficie i pociągnęła go do siebie, dzięki czemu wysunęła się drabina. Z psiakiem w rękach wszedłem na górę, a kobieta po chwili zamknęła za nami drzwiczki. Zostaliśmy sami na strychu. 
Kucnąłem i postawiłem Shuzo na ziemi. Otrzepał się i rozejrzał, aby po chwili ruszyć w kąt. Dzięki światłu wpadającemu przez niewielkie okienko, mogłem go śledzić. Po kilku chwilach siedzieliśmy na kocu przy ścianie, między pudłami. Shuzo wrócił do ludzkiej postacie, objąłem go.
- A mówiłem, że powinniśmy uciekać - wymruczał załamany. Zacząłem go głaskać po głowie.
- Jest dobrze - powiedziałem szeptem, po czym przysunąłem usta do jego ucha. - Pomyśl o czymś miłym. Na przykład... jak nasze dziecko ma w szkole bal przebierańców. Co byś mu uszył?

<Shuzo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz