25 lip 2021

Jumper CD. Vogel

Przyglądałem się mu przez moment. Nie miałem najmniejszej ochoty na wywiad, na rozmowę o mnie czy o tym, co robię. Dałem mu to do wiadomości, a jednak uparł się przy swoim zadaniu. Gdyby nie fakt, że on również nie był tym zachwycony, wyszedłbym stąd i po raz enty odmówił. Po za tym w pewnym stopniu nie szanowałem leniwych ludzi, idących na skróty – nawet, jeśli ja tak czasami robiłem i przez to nienawidziłem siebie jeszcze bardziej.
- Dobra, ale potem się ode mnie odczepisz – skierowałem na niego palec wskazujący, dając mu do zrozumienia, że to rozkaz. Ten tylko skinął głową i ujrzałem na jego twarzy cień uśmiechu. Wróciłem do jedzenia. Naleśniki już dawno wystygły, przez co straciły swój pierwotny smak, ale nie były takie złe. Ważne, że były słodkie. Podczas posiłku ponownie zerknąłem na kartkę, którą mi dał i dokładniej jej się przyjrzałem. Mój opis wyglądu i… kilka(naście) skarg. Nawet się nie zdziwiłem. Wszystkie uwagi dotyczące mnie były anonimowe, ale po treści potrafiłem rozróżnić niektóre sytuację. Odwróciłem kartkę, gdy po chwili mężczyzna mi ją zabrał. – Ej! – zdenerwowałem się i instynktownie chciałem mu wbić widelec w rękę, ale zdążył ją cofnąć, przez co wbiła się w stół. Przez moment między nami panowała cisza, patrzyłem ciągle na sztuciec i zastanawiałem się, co mnie tak poniosło. 
- Już rozumiem czemu tyle tu skarg – przerwał ciszę, spoglądając na kawałek papieru. Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem widelec. Wytarłem go o chusteczkę i zjadłem ostatni kawałek naleśnika, nie odzywając się. Wyobraziłem sobie, jak następnym razem rzucam w niego nożem. Ostatni kęs ciężko przeszedł mi przez gardło, gdy wyobraziłem sobie masę krwi pod stołem. – Chcesz porozmawiać tu, czy…?
- Chodźmy stąd – wstałem i zabrałem naczynia. Odstawiłem je na miejsce, po czym skierowałem się do wyjścia. Nie było nawet mowy o rozmowie w tym miejscu. Na pewno będę krzyczał, zdenerwuje się… lepiej darować sobie kolejne skargi. Innego miejsca, w którym mógłbym chwilę pobyć, nie miałem. Zajęcia tak samo.
Mężczyzna zaraz do mnie dołączył.
- Tak właściwie jak się nazywasz? – zapytałem jakby od niechcenia. Skoro miałem z nim gadać, niech poznać chociaż imię tego faceta.
- Vogel – wyciągnął w moją stronę dłoń. Niechętnie ją uścisnąłem.
- Jumper, ale wolę po imieniu, więc Colin – Vogel skinął głową. 
Stwierdziliśmy, że skoro i tak miał mnie zaprowadzić do Pika, najlepiej przeprowadzić wywiad w trasie. Nie miałem temu nic przeciwko. Szybko zaczęły się pierwsze pytania: czemu stwarzam takie problemy, czemu tak szybko się złoszczę, co mnie denerwuję, czemu nie umiem nad sobą zapanować, czy chce tu należeć, czy umiem się dogadać z innymi… Oczywiście większość odpowiedzi była prosta: nie wiem. Tak naprawdę nie mam pojęcia po co mnie szukał, równie dobrze mógł sam to wpisać. Nie wyczytałem z jego twarzy ani satysfakcji ani zawiedzenia z otrzymanych odpowiedzi.
- A cokolwiek wiesz? Pik chyba nie będzie zadowolony tą rozmową – stwierdził obojętnie.
- Przecież i tak do niego idziemy, co za różnica. Po za tym co ja ci będę odpowiadał na pytania, kiedy to jest oczywiste. Wkurzają mnie ci wszyscy ludzie, albo sami mi się plączą między nogami. Niech bardziej uważają, jak rzucam nożami, albo niech będą bardziej opanowani i trzymają gębę na kłódkę – przewróciłem oczami. Vogel nie zdążył nic opowiedzieć, ponieważ po chwili weszliśmy do namiotu Pika. Aktualnie czytał jakąś książkę. Szybko podniósł na nas wzrok.
- Widzę Vogel, że sobie poradziłeś – chłopak podszedł do szefa i podał mu kartkę. Przeleciał po niej wzrokiem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a wręcz przeciwnie. Jakby wiedział, jak to się skończy.
- Posłuchaj mnie Jumper. Krótko mówiąc, wiele osób składa na ciebie skargi. Jesteś agresywny i nie możesz się dogadać z innymi. Jeśli chcesz tu należeć, musisz znaleźć z resztą wspólny język. Albo chociaż nie sprawiać problemów – Pik spojrzał na drugiego chłopaka. – Vogel, możesz nas zostawić na chwilę samych? – chłopak pokiwał głową. – Ale nie odchodź, mam dla ciebie nowe zadanie – widziałem, jak ten marszczy brwi i bez słowa wychodzi. Szef znowu zwrócił się do mnie.
- Posłuchaj, to nie jest miejsce dla kogoś, kto będzie psuł atmosferę, bo ma problem z utrzymaniem emocji. Nawet, jeśli coś cię denerwuje, nie masz prawa używać przemocy, wrzucać kogoś do jeziora i… wiesz co mam na myśli – wskazał na papierek. – Jeśli jutro wpłynie na ciebie kolejna skarga lub inny donos, przemyślę usunięcie ciebie z tego cyrku. Zrozumiałaś? – ostro zaakcentował ostatnie słowa. ZrozumiałAś? ŁAŚ? Nienawidziłem, kiedy mówił do mnie w ten sposób.
- Tak - wymamrotałem cicho.
- Cieszę się. Aby mieć pewność, że nic nie kombinujesz, Vogel cię trochę popilnuje - spojrzałem na niego. Chyba zwariował, że ktoś będzie mnie niańczył... nim jednak zdołałem zaprotestować, kontynuował swój monolog o tym, po co jest ten cyrk i jacy powinni być tutaj ludzie. Niestety ja nie pasowałem do żadnego opisu. 

<Vogel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz