28 sie 2023

Lennie CD Shu⭐zo

Kłopoty – zdecydowanie za często je miewaliśmy. Nawet teraz nie potrafiłem ich wszystkich sobie przypomnieć, ale nie zapomniałem, jak chcieli pociąć Shuzo, tylko dlatego, że potrafił się zamieniać w pieska. Ludzie są chorzy, a jeśli mieliśmy wieść spokojne życie i wychować syna, musieliśmy się za bardzo nie wychylać. Im ludzie mniej wiedzą, tym lepiej śpią. Jeszcze zaczną szukać biologicznego powodu, dla którego mój mąż urodził dziecko, a podejrzewałem, że już miał dość szpitalnych miejsc, śmierdzących środkami odkażającymi. 
- Wyciągniesz go, prawda? – zapytał po raz enty czarnowłosy. Posłałem mu niepewny, ale szczery uśmiech.
- Postaram się – ucałowałem go w czoło. – Tylko nie tutaj – dodałem i skierowałem się do wyjścia z namiotu. 
- Idę z tobą. Musze mieć pewność, że nic nie wykombinujesz – odparł, zabierając ze sobą bluzę. Cicho się zaśmiałem i przepuściłem go w wejściu.
- Nie ufasz mi? – zapytałem, udając smutnego. Przecież musiał ufać swojemu partnerowi, inaczej gdzie miała się podziać wierność?
- Tobie ufam, ale nie rozumiem jak działa twój kapelusz i nie ufam Gabe’owi – przyznał, zakładając cieplejsze ubranie i się zapinając. Pogoda rzeczywiście nie była najprzyjemniejsza. 
- Obronisz mnie przed nim? – zapytałem zaczepnie, idąc za chłopakiem i nachylając się nad jego karkiem. Pomachał mi ręką przed twarzą, jakby odganiał wredne muchy. 
- W przeciwieństwie do ciebie, mi raczej krzywdy nie zrobi – wyjaśnił, po czym nałożyłem kapelusz na głowie, ponieważ cały czas trzymałem go w rękach, mając wrażenie, że jeśli go przechylę, mężczyzna wypadnie z niego niczym masa tortowa z miski. 
- Pewnie tak, już kilka razy się z nim spotkałeś – odparłem trochę ciszej, przez co spotkałem się z jego niezadowolonym spojrzeniem. 
- Wcale się z nim nie spotykałem! To on do mnie przyłaził – wyjaśnił.
- Nie mogłeś mu kazać się odwalić? – podniosłem lekko głos, on również.
- On jest bardziej tępy niż ty! – lekko go szturchnąłem w bok, ale nie odpowiedziałem. Przez moment szliśmy w ciszy. Kierowaliśmy się w stronę jego przyczepy, by wyciągnąć go w jego lokum, nie narażając się na zbędnych gapiów, oraz, w miarę możliwości, wyjaśnić mu, że to, co się wydarzyło, wcale nie miało miejsca, a on sobie to przyśnił; przynajmniej miałem taką nadzieję, że tak to rozwiążemy. – Przepraszam – odezwał się po dłuższej chwili Shuzo. Podszedłem do niego bliżej i objąłem ramieniem.
- Nie ważne już. Wiem, że mnie z nim nie zdradzisz, ale denerwuje mnie ten typ – westchnąłem zmęczony.
- Nie słyszałeś powiedzenia, żeby nie trącać gniazda os, bo pokują? – skinąłem głową, ale nie zrozumiałem go. – Dajmy mu czas, w końcu się musi znudzić – niechętnie przystanąłem na tą propozycję. 
- Brak mi cierpliwości, ale się postaram  - Shuzo lekko się uśmiechnął. Atmosfera między nami się uspokoiła, a my wkroczyliśmy do pustej przyczepy osiłka bez dalszych kłótni. Przez chwilę obserwowaliśmy jego lokum, wypełnione hantlami, ciężarkami, sprzętem do ćwiczenia oraz pucharami. Koleś musiał mieć przez nie bardzo wysokie ego. Gdyby nie to, że w kącie stała gitara, sądziłbym, że jest nudniejszy, niż się wydawało. 
- Wyciągaj go i znikamy stąd – ponaglił mnie chłopak. Zdjąłem kapelusz i położyłem go na ziemi. Nim wsadziłem rękę do jego wnętrza, czułem, że zaczynałem się trząść. Nigdy nie schowałem do środka człowieka, więc nigdy tez takowego nie wyciągnąłem. Czy jest to możliwe? Ale skoro mogłem go tam wsadzić, to powinienem móc go wyciągnąć, prawda? A jeśli nie?
Wsadziłem rękę do środka i zacząłem w nim grzebać. Myślałem o siłaczu, ale z kapelusza wyciągałem tylko przypadkowe rzeczy. Na mojej twarzy namalowała się niepewność, a na twarzy Shuzo strach. Gdy za piątym razem wyciągnąłem talię do gier, chłopak wykrzyczał swój stres.
- Nie mogę go znaleźć – przyznałem. – Wystarczy, że o czymś pomyślę, ale on, jakby zniknął – zacząłem się tłumaczyć. Dalej wyciągałem z kapelusza różne rzeczy: małą łopatkę, packę na muchy, kalkulator, ale nie było śladu po mężczyźnie.
- Co my teraz zrobimy – jęczał chłopak. – Po jaką cholerę go tam wsadzałeś?! – zaczął mnie obwiniać o całą sytuację. Nie dziwiłem mu się, zrobiłem to pod przypływem emocji i nie pomyślałem o konsekwencjach. – Na pewno się domyślą, że to my – podszedłem do chłopaka i go przytuliłem, aby go uspokoić, ale ten tylko się wyrywał. Nie potrzebował wsparcia, potrzebował, abym wyciągnął osiłka z kapelusza. 
- Przestań krzyczeć, bo zaraz ktoś przyjdzie – zakryłem mu usta ręką. – Zaraz coś wymyślę, poczekaj.
I rzeczywiście to zrobiłem. Pomysł był niemożliwie głupi i bezsensowny, ale… czy miałem inny wybór, niż wejście do kapelusza i znalezienie osiłka?

<Shu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz