10 lut 2018

Rue CD Akuma

Pokręciłam głową, by pozbyć się niepotrzebnych myśli.
- Nie ważne. Zróbmy z nimi to, co mieliśmy zrobić - zażądałam. Chciałam stąd już odejść. Miałam dość tych przygód, ryzykowania życia, niezrozumianych zagadek, tajemniczych postaci, chcący nas na każdym kroku zabić i całego tego świata, w którym handluje się niewolnikami. Z jakiej racji to spotyka akurat nas?! Jesteśmy zwykłymi cyrkowcami, a nie jakimi biznesmenami, dążącymi do władzy, których dla bezpieczeństwa trzeba zneutralizować, a dokładniej to zniszczyć i wdeptać w ziemie.
- Tak tak - powiedział spokojnym głosem. - Dajce jeden. Sprawdzę go, czy to nie podróby. Nie warto się męczyć, by potem się okazano, że nie są prawdziwe. Skoro zrobił sobie z nich kolczyki, wszystko jest możliwe - Akuma podał mu jeden talizman. Obserwowałam, jak chwyta go dwoma palcami, delikatnie jak panienka i podchodzi do biurka. Nałożył okulary i zaczął mu się bardzo uważnie przyglądać. Wzięłam od chłopaka drugi egzemplarz i zaczęłam go obracać palcami.
Tyle kłopotów, przez takie małe gówienko. Ryzykowanie życia, dla biżuterii. Toż to niedorzeczne. Coś czuje, że po powrocie w nasze czasy, nigdy w życiu nie nałożę niczego na szyję. Każdy najcieńszy sznureczek będzie mi się kojarzył z podróżowaniem w czasie i z dziwnymi stworami. Właśnie... czy w tych czasach na prawdę istniały takie zmutowane stwory, które spotkaliśmy na początku "gry"? Czy ludzie mieli tego świadomość? Czy może to my wylądowaliśmy w miejscu, które jest niewidoczne dla innych, a te stwory to magiczne istoty stworzone na potrzeby gry? Właśnie... dalej nie rozumiem sensu tej gry. Wylądowaliśmy w czasach Szekspira i to nie wygląda na jakąś gierkę, gdzie umrzesz i wrócić do swojego świata, lub twoje rany będą automatycznie się goić. Jeśli się dowiem, kto za tym wszystkim stoi, wydłubie mu oczy, wsadzę mu je do gardła, połamie nogi i ręce i rzucę na pożarcie przez jakieś zmutowane stwory.
Akuma podszedł do ściany i się o nią oparł, a ja kucnęłam przy świeczce na ziemi, nie daleko przyjaciela. Nastawiłam przy płomieniu wisiorek, by móc mu się lepiej przyjrzeć. Był taki ładny, a taki niebezpieczny. Z czasem trzymając go nad ogniem, zauważyłam, że zmienił kolor z czerwonego na błękitny. Przyjaciel też to zobaczył i po chwili kucał obok mnie. Gdy dotknął palcem kamienia, natychmiast zabrał rękę sycząc z bólu, gdy się poparzył. William zwrócił na nas uwagę.
- Co wy robicie? - spojrzałam na niego. W okrągłych okularach wyglądał jeszcze zabawniej niż zwykle. Lekko się uśmiechnęłam, widząc jego powagę w oczach za tymi brylami. Wstałam i pokazałam mu kryształ w środku.
- Zmienił kolor - oznajmiłam. Wziął go do ręki i natychmiast puścił na biurko, gdyż zrobił ten sam błąd, co Akuma. Przeklął coś pod nosem i szczypcami podniósł wisiorek. Oparłam się rękami o biurko przyglądając się, co robił. Po chwili spojrzał na mnie krzywym wzrokiem.
- Wyjdźcie. Rozpraszacie mnie - nakazał. Wstałam ze zmarszczonymi brwiami. Mamy wyjść? I na razić się na jakąś bandę, która będzie się pytała, gdzie są kolczyki? - Wracajcie do budynku Logana. Tam wam nic nie grozi - zażądał. Po chwili obok mnie stanął Akuma.
- Wątpię. Widział wszystko, jak próbowaliśmy odzyskać naszyjniki - powiedział. William wstał pozostawiając oba naszyjniki na stole; jeden czerwony, drugi niebieski.
- Zaufajcie mi. Jak na razie to jest najbezpieczniejsze dla was miejsce. Nie szwendajcie się po mieście i przyjdzie do mnie jutro. Wszystko przygotuje - i wypchnął nas z pomieszczenia. Zamknął z tyłu drzwi, a my staliśmy na zewnątrz wryci w ziemię.
- Nie cierpię go - mruknęłam i się rozejrzałam gwałtownie na boki. Droga była czysta, bynajmniej tak mi się wydawało. Akuma nie odpowiedział. Ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie. - Myślisz, że możemy tam wrócić? - zapytałam go mając obawy co do tej decyzji. Logan nas zabije, jeśli nie powiemy mu prawdy. Mnie to na pewno zabije, za to, że go nie słuchałam, jako iż był "moim panem". Im dłużej to powtarzam, tym gorzej to brzmi.
- A mamy inne wyjście? - wzruszył ramionami, a ja poczułem ból w brzuchu. Żołądek z głodu chyba zaczął sam się trawić, albo przynajmniej zjadać mnie.
- Chodźmy coś zjeść. Od rana nic nie jedliśmy - skrzywiłam się, kiedy zaburczało mi w brzuchu. Przez te wszystkie wydarzenia, całkowicie zapomniałam o tym, że odkąd się obudziliśmy nie tknęliśmy żadnego żarcia. W tej chwili zjadłabym chyba najgorsze możliwe świństwo, jakie wpadnie mi do rąk.

<Akuma? Nauczyciele nie znają litości po feriach>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz