26 cze 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Znowu on, przynajmniej takie miałem wrażenie. Zaczynałem się do tego przyzwyczajać, ale prośba, bym go uderzył, była dziwna. Trzymałem go za ręce, w obawie, ze znowu spróbuje mnie zaatakować, ale on stał teraz jak ten słup soli, ze zmarszczonym czołem i grymasem bólu na twarzy. Co mu się mogło stać?
- Shuzo, co ci? - zapytałem łagodnie, próbując mu spojrzeć w oczy, ale on tylko się wiercił i machał głową.
- No pierdolnij mi! - krzyknął głośniej, prosto w twarz. Nie domyślając się takiego obrotu sprawy, wyprostowałem się jak sprężyna, przy okazji odsuwając od niego swoją twarz. Milczałem przez chwilę, obserwując jak jego twarz się zmienia. Na początku grymas bólu zmienił się w złość i przeszywający wzrok, a potem zobaczyłem smutek i żal. Co się stało? Czyżby właśnie przechodził jakieś załamanie?
- Uspokój się – powiedziałem spokojnie, ale on znowu zaczął się wyrywać, machał rękami, bym go puścił, ale ja tylko wzmocniłem uścisk. W końcu wiedząc, że gdzieś tam w tym małym ciałku, siedział mój miły towarzysz, postanowiłem zaryzykować i po prostu przytuliłem chłopaka. Mocno go do siebie przycisnąłem i po jakimś czasie szamotanie minęło. Nie objął mnie, ale stał spokojnie i milczał, jakby zapadł w sen. Nie wiedziałem co robić, bo nie znałem się na medycynie, ani psychologi. - Chodźmy do cyrku – odezwałem się po chwili, jednak gdy się od niego odsunąłem, dalej do mnie przylegał, jakby się o mnie opierał. Gdy jeszcze mocniej się odsunąłem, on się przechylił. Spojrzałem na jego twarz, zamknięte oczy, twarz nie ściągnięta w żadnym wyrazie. Chcąc sprawdzić swą tezę, puściłem jego dłonie. Te automatycznie opadły wzdłuż jego ciała, a nogi nagle się po nim załamały. W ostatnie chwili, gdy miał runąć na ziemie, złapałem jego wątłe ciałko i podniosłem, nie zareagował. Zasnął, dlatego bez słowa zaniosłem go do cyrku, a potem do jego namiotu. Zastałem tam kompletny bałagan, którego nie pamiętałem, gdy stąd wychodziliśmy. Trzymając Shuzo jak pannę młodą, przeleciałem wzrokiem po jego pokoju, szafa, w której zamknął mięśniaka, była otwarta, a sam chaos polegał na porozrzucaniu ubrań, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie mając chęci, ani sił, by to posprzątać, zabrałem go do siebie. Położyłem na łóżku i okryłem, sprawdzając, czy nie miał gorączki. Był zdrowy, więc jego zachowania nie mogłem zrzucić na chorobę. Byłem strasznie zmęczony, dlatego nawet nie zauważyłem, kiedy położyłem się obok niego i zasnąłem. 

<Shu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz