24 cze 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Trudno opisać radość, jaką poczułem, gdy zobaczyłem Lennie'go razem z Yutusiem, wychodzących zza drzew. Maluch od razu przybiegł do mamy. To był taki uroczy widok, gdy się przytulili. Uświadomiłem sobie wtedy, że nadchodzi pora się pożegnać. Już mi było smutno na samą myśl o tym. Tyle się dzisiaj działo i pomimo tak krótkiego czasu, przywiązałem się do chłopca. Spędziłem z nim raptem jedno popołudnie. W dodatku nie całe, ale już wiem, że na pewno będę tęsknić. Jednak nie chciałem się tym zadręczać. Odwróciłem się do Lennie'go.
- Trzeba się wrócić do miasta i znaleźć jakiegoś lekarza. Pani ma złamaną rękę. - poinformowałem kochanego przyjaciela, a potem znowu zwróciłem się do kobiety i Yutusia. Szybko wszyscy się zebraliśmy. Lennie wrócił po konia, ja pomogłem kobiecie, a potem sprawnie wróciliśmy do miasta.
Znalezienie jakiegoś lekarza nie było zbyt trudne. Nim się obejrzałem, już siedzieliśmy w poczekalni. Matka Yutusia była już na badaniach, a ja trzymałem chłopca na kolanach, siedząc koło Lennie'go. Co jakiś czas przechodziły koło nas pielęgniarki, czasem też paru lekarzy. Na miejscach w korytarzu siedziało dużo osób. Prawie co druga była chora. Wszyscy mieli takie przygnębione miny. Smutno mi się robiło na sam ich widok. Położyłem po sobie uszy i omiotłem wzrokiem cały korytarz, chcąc odwrócić czymś swoją uwagę. Gdy tylko poruszyłem psimi uszkami, mała dziewczynka siedząca naprzeciwko mnie aż podskoczyła ze zdumienia. Miała spięte blond włosy w dwa warkoczyki i czarną opaskę z uszami kotka, do tego ładną różową sukienkę i białe buciki. Szybko pociągnęła swoją mamę za rękaw, opowiadając jej to, co zobaczyła przed sekundą. Jej matka zbytnio się tym nie przejęła, a dziewczynka wstała z miejsca i podeszła do mnie.
- Jak pan nimi rusza? - spytała dość nieśmiało.
- Shu jest pieskiem. - odpowiedział za mnie Yutuś, który cały czas siedział mi na kolanach i bardzo się nudził. - Prawda? - spojrzał na mnie, a potem na Lennie'go, który dopiero co wyrwał się z krainy myśli. Jego mina była bezcenna, gdy zobaczył przyglądające mu się dzieci i nie wiedział, o co chodzi. Zaśmiałem się cicho. Gdy już miałem zamiar się odezwać, z jednej z sal wyszła matka Yutusia z opatrzoną ręką. Maluch od razu do niej pobiegł. Ja z Lenniem też wstaliśmy z miejsc.
- To prawda czy nie? - zapytała dziewczynka z niezadowoloną miną.
- Zależy czy uwierzysz. - odpowiedziałem jej w końcu z uśmiechem i poruszyłem puszystym ogonem. Dziewczynka otworzyła buzie, widząc mój ruszający się ogon.
- To naprawdę jest pan... - nie dokończyła, a ja jedynie pokiwałem głową, poszedłem do Yutusia i kobiety, a potem razem opuściliśmy to miejsce.
Niedługo potem musieliśmy się pożegnać. Zmierzali w zupełnie innym kierunku niż my. Wtuliłem chłopca na do widzenia i oddałem mu mojego pluszaka. Co prawda był od Lennie'go dla mnie, ale temu malcowi bardziej się przyda niż mnie. Natomiast kobieta nie wiedziała jak nam dziękować ani jak się odwdzięczyć. Nic od niej nie chcieliśmy i wiele razy musieliśmy jej tłumaczyć, że to nie był żaden kłopot, że nic nam nie jest winna. Koniec z końców dała się przekonać. Chłopiec pomachał do nas jeszcze, a potem odszedł razem z matką w swoją stronę. Podobno niedaleko w tym mieście mieszka ich krewny, który już od rana czeka na nich w swoim domu. Właśnie do niego się wybierali. W sumie dobrze, że wszystko się skończyło. Gdy już straciłem maluszka z oczu, oparłem się o Lennie'go i westchnąłem.
- Dzieci tak szybko dorastają. - przytuliłem się do jego ramienia. Lennie nie za bardzo zrozumiał, o co mi chodzi. W sumie się nie dziwię. Kto normalny rzuca takim tekstem, patrząc za małym dzieckiem, które szczęśliwie odchodzi z matką? Jedynie ja, ale co jest niby we mnie normalnego? To nie tak, że uważam się za jakiegoś wariata. Po prostu wiem, że jestem dość oryginalny i wyróżniam się z tłumu.
Nie ciągnąłem tego tematu. Parę chwil później obaj już wracaliśmy w spokoju w stronę cyrku. Wszystko wydawało się dobrze. Super nam się rozmawiało, było dużo śmiechu. Jednak to szybko się skończyło... Sam nie wiem, co się działo. Śmialiśmy się i nagle poczułem, że coś zaczyna zżerać mnie od środka. Robiło mi się coraz słabiej. Świat widziany moimi oczyma stał się strasznie niewyraźny. Wszystkie dźwięki się nasiliły. Zaczęła mnie boleć od tego głowa. Myślałem, że się przewrócę. Na szczęście zdołałem złapać się ręką ramienia Lennie'go, przy okazji zatrzymując go.
- Zaczekaj... - jęknąłem płaczliwym głosem i to by było na tyle.
Magik oczywiście od razu zareagował, odwrócił głowę w moją stronę, a ja... Przywaliłem mu prosto w ten durny ryj. Znaczy się, miałem taki zamiar, ale nie wyszło. Skapnął się czy coś, bo od razu odsunął głowę i przy okazji złapał mnie za rękę. Westchnąłem niezadowolony i przewróciłem oczami.
- Okej to chociaż mi przyłóż. Tylko mocno, a najlepiej to jeszcze kopnij ze dwa razy. - mówiłem śmiertelnie poważnie. Tkwię teraz w głębokiej melancholii, chce mi się płakać, umrzeć, zwyczajnie ze sobą skończyć. (W końcu moje życie stało się wielkim gównem) Chciałem poprawić sobie humor. Nic z tego nie wyszło. Cóż mam teraz innego począć?


(Lennie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz