6 lip 2020

Lennie CD Shu⭐zo

Patrzyłem na te tanie sztuczki, nie wierząc, że ludzie to kupowali. Obok mają cyrk, prawdziwy! A oni się zachwycają taką tandetą… przecież to oczywiste, że karty i kwiaty są ukryte, tak samo królik w kapeluszu. Widziałem takie sztuczki, potrafiłem je nawet zrobić, ale to takie błazenada. Wstyd dla czarodzieja! Kiedy wskazałem obcej kobiecie drogę, miałem zamiar pokazać temu oszustowi, co to prawdziwa magia, kiedy zdałem sobie sprawę, że Shuzo gdzieś zniknął. Zacząłem się rozglądać, aż w końcu wyszedłem z tego tłumu. Gdy już miałem go zawołać, ujrzałem jego ogon za szybą. Spojrzałem na szyld nad drzwiami, a kiedy przeczytałem, że to salon z sukniami ślubnymi, w mojej głowie pojawiły się sceny, w której główną rolę grał Shu w pięknej, białej sukience. Wszedłem do środka i wtedy zobaczyłem, że właśnie rozmawiał z jakąś kobietą. 
- Dzień dobry – przywitałem się, podchodząc do narzeczonego.
- O, jesteś – czarnowłosy odwrócił się w moją stronę.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć? - zapytała niska blondynka, która bacznie zmierzyła mnie wzrokiem, a potem wróciła nim do poprzedniego klienta, a konkretniej, to przyglądała się jego uszom.
- No, Shuzo, co byś chciał? - spojrzałem na chłopaka, posyłając mu chytre spojrzenie.
- Zapytać o to, co jest teraz modne – prychnął i spojrzał na dziewczynę. - Szukam inspiracji – po tych słowach dziewczyna zaczęła nas oprowadzać, mówiąc o dzisiejszych trendach, których ja oczywiście nie znałem, oraz pokazując suknie. Oboje patrzyliśmy na kreacje z zaciekawieniem i za każdym razem jedna prośba cisnęła się na moje usta.
- To wszystko – kobieta się zatrzymała.
- Bardzo dziękuje – Shuzo wyglądał na bardzo szczęśliwego, ale nim wyszliśmy, zatrzymałem go i wskazałem mu sukienkę z falbankami i gwiazdkami. Spojrzałem na niego wymownie, wręcz błagalnym spojrzeniem. Wiedział, o co mi chodzi. Najpierw spojrzał na mnie zdziwiony, potem jak na idiotę, przez chwilę nie wiedział co zrobić, spojrzał na nic nie wiedzącą kobietę, po czym westchnął zrezygnowany i się zgodził. Zobaczę Shuzo w sukni ślubnej!
Kiedy poszedł z kobietą do przebieralni, ja niecierpliwie czekałem na niego. Sam nie wiem co mi tak odbiło na punkcie tej sukienki, może to dlatego, że już dwa razy go widziałem w niej? I za każdym razem wyglądał ślicznie, a suknie ślubne są uznawane za najpiękniejsze? „I tak wiem, że w swojej kreacji będzie piękniejszy.” Najpierw wyszła kobieta, a za nią mój narzeczony. Wyglądał nieziemsko. Falbanki jak najbardziej mu pasowały, tak samo gwiazdy i sam krój. Podszedłem do niego, prawdopodobnie wyglądałem teraz jak on, kiedy się czymś fascynował.
- Zadowolony? - pokiwałem energicznie głową.
- Jesteś taki piękny – powiedziałem z uśmiechem, na co ten się zarumienił.


Kiedy wyszliśmy z salonu, oboje mieliśmy bardzo poprawiony humor. Mój niestety od razu się zepsuł, kiedy zobaczyłem tego błazna na ulicy, udającego magika.
- Jeszcze nie poszedł? - wymruczałem. Poczułem, jak Shu chwyta moją dłoń. - Nie mogę na to patrzeć – popatrzyłem na chłopaka smutno, ale po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - Nie mogę pozwolić, aby oszukiwał tych ludzi! - powiedziałem dumnie.
- Czy po prostu to ubliża magikom? - zerknąłem kątem oka na czarnowłosego.
- Też – przyznałem mu rację, po czym podszedłem do tłumu. Przecisnąłem się przez nich i stanąłem na samym środku, Shu został z boku. - Witam szanowne panie i szanownych panów – ukłoniłem się grzecznie, zdejmując kapelusz. - Chciałbym tylko zadeklarować, że znam lepszą magię, a w cyrku zobaczycie lepsze sztuczki – oznajmiłem.
- Na prawdę? Jakoś mi się nie chce w to wierzyć, aby być czarodziejem nie trzeba się tylko ubrać. Należy mieć talent! - oznajmił pseudoczarownik, stając naprzeciwko mnie. Odwróciłem się do niego.
- Tak?  - ściągnąłem znowu kapelusz i wyciągnąłem z niego królika. - Proszę bardzo – puściłem zwierzaka na ziemię. Usłyszałem tylko głośny śmiech i po chwili mężczyzna wyciągnął ze swego melonika dwa, podobne do mojego, zwierzaczki.
- Więc teraz zejdź, publiczność chce prawdziwej magii! - odwrócił się do ludzi, unosząc ręce do góry. Publiczność mu zawtórowała, bucząc na mnie. Odwróciłem się w ich stronę, nie tracąc równowagi.
- Skoro tak – odwróciłem kapelusz tak, że jego otwór skierowany był w stronę ziemi. Zastukałem w niego trzy razy, wsadziłem rękę, chwilę nią poruszałem w środku i wyciągnąłem biały korek, wielkości melonika. Po chwili z kapelusza zaczęły wypadać króliki. Jeden, drugi, trzeci, piąty, ósmy, piętnasty, dwudziesty, trzydziesty… sypały się i sypały bez ustanku, a na twarzach publiczności i błazna pojawiło się zszokowanie, dzieci zaś pierwsze zaczęły ganiać za stworzonkami, które dały się tulić i całować. Po chwili zobaczyłem, że z dziesięć białych zwierzątek obległo mojego Shuzo, który kiedy kucnął, został przez nie praktycznie ukryty. Króliki w końcu przestały wylatywać, a ja spojrzałem zdziwiony na swoją część garderoby. - Chyba się coś zablokowało – wsadziłem rękę z powrotem i zacząłem grzebać, a kiedy ją wyciągnął, w mojej dłoni pojawił się mały ptaszek. - Króliki się skończyły – podniosłem głowę, spoglądając na publiczność. - Ale jeśli chcecie zobaczyć, co jeszcze mogę z niego wyciągnąć, zapraszamy do cyrku! Gramy w każdą sobotę! - po tych słowach teatralnie się ukłoniłem, spotykając się z brawami. Nałożyłem kapelusz na głowę i podszedłem do Shuzo, ściągając z jego głowy białego króliczka. - Dobrze się bawisz? - spojrzałem na jego szeroki uśmiech.

Kochanie? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz