13 lip 2020

Vivi CD Robin

Tym pytaniem całkowicie zbił mnie z tropu. Co mogłem mu powiedzieć. Spuściłem wzrok, spoglądając na swoje łapki. Jak miałbym mu to wyjaśnić... Zadrżałem, wpatrując się w jego oczy.
- N-no cóż... Zawsze się o ciebie martwię i bardzo się cieszę, gdy jestem z tobą... Po prostu mi na tobie bardzo zależy... - wymamrotałem. Schowałem twarz w łapkach. - Cóż, ciężko mi to nazwać... - zwiesiłem głowę, wzdychając. - Może porozmawiamy o tym kiedy indziej, ponieważ to taka dość dziwna sytuacja.... - zacząłem, bawiąc się kosmykiem włosów i głęboko wzdychając. Nie mogłem powiedzieć, nie dało się. Dostałem już wystarczającą nauczkę. Cały wszechświat był przeciwny temu. Sam bym miał kłopoty, a szczególnie on by je miał. Już go wplątałem w całą tę sprawę z łowcą demonów. Wszystko przeze mnie i moją głupotę. Przez to, że nie potrafię wziąć się w garść. Po prostu nie potrafię. Mój umysł krzyczy co innego, a serce robi swoje. Chociaż jak miałem się niby obwiniać... Ten chłopak był... Był idealny, cudowny... Wspaniały... Od stóp do głów jego ciałko zawierało tyle... Dobra... Jego światło mnie przyciągało. Ta chęć życia, radość z tylu wspaniałych otaczających nas rzeczy, miłość do zwierząt. Dałem się wciągać w to. A teraz było już za późno. Byłem w tej miłosnej zabawie po uszy... Chyba wyjść się już nie dało. Nie przeżyłbym bez niego przy mym boku. Była to moja jedyna rodzina... Czemu po prostu nie potrafiłem mu tego wszystkiego powiedzieć? Dlaczego sytuacja była taka, a nie inna? Musieli mu to wyjaśniać? Może w głębi duszy się cieszyłem z tego wszystkiego. Może nawet tego chciałem. Jednak to może mu poważnie zaszkodzić... Bliższe kontakty ze mną przeważnie tak się kończyły, śmiercią. Jak więc miałem odwrócić jego uwagę.
- Ahm.... Robin, może nie mówmy już o tym. Co powiesz na uroczy spacerek po lesie...? Znaczy się, może odwiedzisz swojego misia.... - niewinnie się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że całkiem niedawno się z nim widział... No, ale co innego miałem wymyślić.
Chłopak spojrzał na mnie sceptycznie.
- Przecież dopiero co od niego wróciliśmy. A mnie to naprawdę interesuje, to co powiedziałeś, nawet nie było odpowiedzią... - Oznajmił, wbijając we mnie swoje słodkie oczka.
Nawet się delikatnie zarumieniłem, zmuszony odwrócić wzrok. Cholera, jak ja go kochałem. Teraz to się stało jasne. Jak to się mawia, nie wiesz, jak bardzo coś kochasz, dopóki tego nie stracisz. Prawie go straciłem, a teraz już bardzo dobrze wiedziałem, że nigdy nie będę chciał go więcej stracić w całym moim życiu, po życiu czy cokolwiek.
- W...wiem, że wróciliśmy niedawno. Jednak wydawało mi się, że może byś chciał znowu się z nim zobaczyć. Widać byłem w błędzie. - podrapałem się w tył głowy. - To na pewno byś nie chciał gdzieś pójść?
- Bardzo mi na tym zależy Vivi... Błagam... - wziął mnie na ręce, przysuwając mnie bliżej do swojej twarzy. - Możemy się wymienić informacjami...
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Ach tak? A co ja z tego będę mieć co? - cicho zachichotałem, jakoś tak mimowolnie mi się wymsknęło. Miałem być poważny, więc coś chyba mi nie wyszło. Wziąłem głęboki oddech. Raczej nie pozostawało mi nic więcej jak się... Przyznać? Położyłem po sobie uszka. Czy to był naprawdę dobry pomysł?
- Słuchaj... to dość... Ciężko mi to wszystko wyrazić. Do tego naprawdę nie chcę cię na to wszystko narażać. - zacząłem, jednak przerwało mi gwałtowne pukanie do drzwi. Z zaskoczenia prawie spadłem na ziemię.
- Robin?! Robin jesteś tu? - nie koniecznie potrafiłem rozpoznać głos owego osobnika, ale łatwo było stwierdzić, że nie byłem z tego zadowolony.
Chwyciłem paluszek Robina.
- A...ale nie możesz iść. Jeszcze nie teraz. - wymruczałem, ciągnąc go za palec.
Chłopak i tak poszedł otworzyć drzwi zaaferowanej osobie.
- Coś się stało?
Odpowiedź padła dość szybko.
- T...tygrysica zaczęła rodzić i nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć.
Wbiłem proszące spojrzenie w białowłosego. Nie mógł tam teraz iść... To nie w porządku. To było ważniejsze niż jakiś kot.

( Robinku~? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz