10 lis 2021

Orion CD Dana

Nie będę ukrywać, że trochę mnie to zaskoczyło. Mało kto pyta o takie rzeczy, a nawet jeśli, to chyba nie na początki znajomości. Chociaż osobiście jestem w stanie zrozumieć jej ciekawość, dlatego z chęcią chciałem rozwiać jej wszelkie wątpliwości.
- Oczywiście. Mój oryginalny pseudonim. - odpowiedziałem, szczerząc się przy tym jak mysz do sera. - A dlaczego akurat taki? - od razu w odpowiedzi wzruszyłem ramionami. - Miałem problem z wymyśleniem czegoś sensownego, gdy zaczynałem tu pracę. Chciałem coś, co by do mnie pasowało i myślę, że poniekąd Orion taki jest. - wyjaśniłem pokrótce, bez żadnego owijania w bawełnę. Zresztą to nie była jakaś wielka tajemnica. - Co prawda nie wpadłem na to sam. Parę lat wcześniej już ktoś mnie tak nazwał i później jakoś sobie o tym przypomniałem, śmiało to wykorzystując do pracy.
- To... Dlaczego ten ktoś tak cię nazwał? Domyślasz się może? Jakiś powód musiał za tym stać. - zauważyła i w sumie słusznie. Miała rację, w końcu nic w tym życiu nie dzieje się bez przyczyny.
- Na pewno stał. - przyznałem. - Nie chciała poznać mojego prawdziwego imienia, więc tak mnie nazwała. Stwierdziła, że trudno mi jest być zwykłym szarym człowiekiem, gdy widzę się wśród samych gwiazd, a Orion w mitologii po swojej śmierci właśnie trafił na nieboskłon. - odpowiedziałem, choć tak naprawdę to dziwnie mi było się tym chwalić nieznajomej osobie. - Ale samo to prowadzi nas do jeszcze głębszej historii, ale nie chcę cię tym zanudzać. - dodałem, chcąc się poniekąd wykręcić od dokładniejszych i głębszych pytań ze strony dziewczyny. Po zniknięciu ojca przyszło mi żyć w dziwnym świecie i niekoniecznie chciałbym się tym dzielić tak na starcie wspólnej znajomości. W życiu już tak jest. Lepiej, żeby sprawy z przeszłości właśnie w przeszłości zostały.
- Nie wydaje mi się, żeby to miało być czymś nudnym. - odparła, idąc wciąż tuż przy mnie. - Ogólnie wyglądasz mi na bardzo interesującą osobę. - oznajmiła z uśmiechem, chyba już wcześniej zauważając, że cenię sobie takie komplementy. Wygląda na to, że jestem bardzo prosty do rozpracowania.
- Trudno mi zaprzeczać. Zostaje mi się tylko zgodzić. - odpowiedziałem, spoglądając na nią, a gdy tylko złapaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy, puściłem do niej oczko. Dana nie zareagowała jakoś gwałtownie na ten gest. Zero rumieńce, zakłopotania. Tylko ten sam piękny uśmiech i krótkie wywrócenie oczami. Nie tak, że chciałem ją sprawdzić albo tym bardziej poderwać, co i tak w przypadku Dany pewnie nie jest proste. Już na arenie zauważyłem jej wyjątkową "powściągliwość", choć nie wiem, czy to takie odpowiednie słowo. Akurat już dochodziliśmy do naszego celu podróży — namiotu ze zwierzętami. Po czym to poznałem? Oczywiście, że po dźwiękach wydobywających się z jego wnętrza. Osobiście jednak nawet nie zamierzałem się pakować do środka. Nie z powodu jakiejś niechęci do zwierząt czy coś podobnego, ale sam fakt gołych stóp skutecznie mnie odpychał od wejścia. Wolałbym nie ryzykować.
- Tak, więc jak możesz usłyszeć, w środku odbywa się niebywały koncert. - żartowałem, choć nie było to takie śmieszne, jak mogło mi się wydawać w głowie. - Jesteśmy na miejscu. - dodałem, prostując się i chowając dłonie do kieszeni spodni. - Gdy tak się rozejrzysz, to zauważ, że widać praktycznie wszystko, a przynajmniej te najważniejsze punkty, jak arenę skąd przyszliśmy i namioty grupy zaawansowanej. W tym ten mój. - śmiałem zauważyć, lekko szturchając dziewczynę. - Zapraszam serdecznie o każdej porze. - wtrąciłem jeszcze. - Poza tym tam jest bufet, przyczepa z różnymi rekwizytami, namioty grupy uczniaków, pracowników, więc twój namiot też.
- Co ty nie powiesz.
- Może kiedyś będę mieć ten zaszczyt i cię odwiedzę. - odparłem z uśmiechem. - Ale na razie z dumą mogę oświadczyć, że na tym możemy zakończyć naszą wycieczkę. - wzruszyłem ramionami. - Nie wiem, czy masz chęć na dokładniejsze zwiedzanie i wiesz, mam nadzieję, że nie przynudzałem za bardzo. - dodałem, z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Zachciało mi się pajacować.
- Coś ty. - odpowiedziała rozbawiona. - Dziękuję ci bardzo.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odparłem, kłaniając się tak, jak miałem w zwyczaju robić na arenie pod koniec występu. Brakowało mi tylko owacji na stojąco, ale potrafię się bez nich obejść. - Z chęcią bym ci potowarzyszył jeszcze w tym momencie, ale muszę dzisiaj zaliczyć bibliotekę w mieście i oddać, to co nie moje. - powiedziałem, wzruszając ramionami. Najlepsze jest to, że nie mam pojęcia, jakie są godziny zamknięcia. Jak się spóźnię, to będzie przypał... Nie będzie mi się chciało tej sterty kartek w grubej oprawie tachać z powrotem. - Może chciałabyś się przejść ze mną? - zaproponowałem.

(Dana~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz