22 sie 2022

Orion CD Cherubin

Odnoszę wrażenie, że finalnie za bardzo wkręciłem się w tą niewinną zabawę, co nie do końca było moim zamiarem. Jednakże nie mógłbym powiedzieć, że tego żałuję. Samo doświadczenie było bardzo przyjemne, a do tego nie sądziłem, że Cherubin potrafi być taki uroczy w tym wszystkim. Każdy jego delikatny ruch, przy którym albo zaciskał palce na pościeli czy też wbijał bezlitośnie paznokcie w moje plecy, każde sapnięcie czy też jęk, przed którym ciężko mu się było powstrzymać, czy chociażby rumieńce, które uparcie nie chciały opuścić jego twarzy - sprawiało to, że ciężko mi było oderwać od niego wzrok. Było w nim coś bardzo podniecającego, co tylko jeszcze bardziej zmuszało mnie do coraz większego działania, niż do zaprzestania. Stąd też nie będę nawet próbować przypomnieć sobie wszystkiego, co działo się przez zdecydowanie większą część nocy. Jedynie co, to nie kojarzę, abym z kimś innym na tyle dobrze się bawił, by kończyć całą zabawę praktycznie blisko świtu. Czyli blisko pory, o której tak na dobrą sprawę miałem w zwyczaju wstawać i brać się za życie. Stąd też choć udało mi się zamknąć oczy i usnąć, to nie trwało to za długo. Moja głowa płatała mi niezłe figle, przez co ciągle się przebudzałem. Nie były to jakieś gwałtowne zrywy, ale za to mozolne unoszenie powiek, by po prostu nie ciągnąć "koszmaru" rozgrywającego się w mojej podświadomości. Czego w sumie też nie potrafiłem pojąć, zważywszy na bardzo fajny amulet w postaci łapacza snów, który sobie wisiał gdzieś nad moją głową. Zawsze ciężko mi było mu znaleźć fajne miejsce, a teraz mogę rozważać, czy po prostu go nie wyrzucić. Moja autosugestia już nie jest taka jak kiedyś i tak wiem, straszny ze mnie sceptyk, ale bardzo chciałbym sobie w spokoju pospać. Niestety widoki rozkładającego się ciała jakiegoś zwierzęcia, które jeszcze wbija centralnie w ciebie ten zamglony wzrok czy też obserwowanie jak ktoś bezlitośnie wbija nóż w twoje przedramię i ochoczo je rozcina, by swobodnie... Zresztą nie chce nawet kończyć. To zaledwie wierzchołek góry lodowej i ogólnie to załamać się idzie. Jednak po wielu próbach za którymś razem już dałem sobie spokój i po prostu tępo wpatrywałem się przed siebie. Przy okazji też delikatnie bawiąc się włosami Cherubina, który za to spał jak najprawdziwszy aniołek, wtulony w mój tors.
- To będzie ciężki dzień... - wymamrotałem sam do siebie, cicho wzdychając. Choć gdzieś w głębi duszy łudziłem się, że może będzie inaczej.
Mimo wszystko nie byłem w stanie tak długo wysiedzieć, a szczególnie w jednej pozycji. Nie chciałem też przedwcześnie obudzić Cherubina, więc wstawanie było dość powolnym i ostrożnym procesem. Finalnie się udało, za co mogłem sobie szczerze pogratulować. Z takich małych zwycięstw warto się cieszyć, choć to nie tak, że chciałem się od niego już uwolnić. Akurat śmiało mogę się określić misiem, jak chodzi o te sprawy, a szczególnie jeśli mówimy o przytulaniu, ale zwyczajnie nie mogłem wytrzymać. Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje i przede wszystkim skąd te niepokojące sny. Może się komuś naraziłem i mam na sobie klątwę- ... Nie nie nie nie, to absurd. Bzdury wyssane z palca.
- Hej, aniołku. - wyszeptałem do niego. Zaczęło już się robić późno, a przecież oboje mamy pracę do wykonania. Już nawet nie będę mówić, że od pół godziny słyszę tylko desperackie: "Rubin! Rubin!" na pół cyrku, jakby co najmniej zaginął. Chyba nie muszę dodawać, jakie to było irytujące? Poszedłbym i skutecznie uciszył, ale nie powinienem się aż tak wtrącać. Szkoda tylko, że nikomu się nie chciało za mną tak wołać. Zresztą co mnie to obchodzi.
- Jeszcze pięć minut... - wymamrotał w odpowiedzi, obracając się do mnie plecami i bardziej naciągając na siebie kołdrę. Świetnie. Jeden się wydziera, a drugi ma mnie w dupie. Ja to mam szczęście.
- Ale kawa ci wystygnie, bo przyniosłem. - spróbowałem ponownie, siadając na łóżku i będąc jedynie przepasany ręcznikiem na biodrach oraz trzymając dwa kubki kawy. - Plus tak nawiasem mówiąc, twój kochaś się za tobą wydziera od dobrych trzydziestu minut. - wymamrotałem pod nosem z prędkością światła, by po prostu było, że powiedziałem. Nie będę się nawet tłumaczyć, dlaczego powiedziałem 'kochaś'. Plus nie chciałbym, żeby Cherubin tak szybko mnie zostawiał (i to dla tego tego- wrrrr...). - Nie wiedziałem, ile dajesz cukru... - kontynuowałem, już normalnym tonem, a w trakcie już chłopak się dźwignął do siadu.
- Która godzina? - spytał zaspanym tonem, przecierając jedno oko ręką. - I kto tak się wydziera? - dopytał, mimo wszystko słysząc pokłosie poszukiwań Blacka. Pierwsze co to wręczyłem mu kawę, niezbyt się śpiesząc nad odpowiedzią.
- Była dziesiąta, jak sprawdzałem niedawno... A krzyki. - machnąłem lekceważąco ręką. - Warto zignorować. - odpowiedziałem, trochę niepewnie, nie wiedząc, jak ten zareaguje. W końcu skąd mogłem wiedzieć, jakie miał plany na dzisiaj, ale po tym zamieszaniu łatwo mogłem się domyślić, że jednak coś mógł mieć i to jakoś o tej porze. Inaczej nikt by go nie szukał, chociaż mogę się mylić.

(Cherubin~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz