22 sie 2022

Riddle CD Robin&Vivi

Przeszłość skrywa w sobie wiele tajemnic. To w niej znajdują się wszystkie minione wydarzenia, podjęte decyzje, cudze wspomnienia, jak i pierwszy poranny wdech świeżego powietrza do płuc tuż po przebudzeniu. Powszechnie również wiadomo, że to właśnie przeszłość kształtuje daną teraźniejszości. Chociażby właśnie to, co kiedyś się wydarzyło, popchnęło Riddle'a do stworzenia tego jakże przedziwnego miejsca.
- Robin, posłuchaj. - odezwał się ptaszek, będąc już na skraju ich wspólnej podróży. Usiadł na jednej z gałęzi, spoglądając na chłopaka, którego wzrok w tym momencie już dawno powędrował w zupełnie inne miejsce. Był to wyblakły namiot, ukryty wśród szarawych zarośli. - Tutaj już musimy się rozdzielić. To jest twoje wyjście. - dodał, gdy chłopak pogrążony ewidentnie własnymi myślami, postąpił parę kroków do przodu. Czuł, że droga przez namiot jest tą właściwą, choć na pierwszy rzut oka można uznać to za absurdalne. W końcu był to namiot, dla którego czas nie był zbyt łaskawy. Widać, że swoje przeszedł i najgorsze, że tak naprawdę nie wiadomo, co takiego skrywał w środku. Co, jeżeli Riddle już tam na niego czeka? Przecież był tutaj, to dlaczego wciąż się jeszcze z nim nie spotkał po raz drugi?
- Skąd mam wiedzieć, że mnie nie okłamujesz? Dlaczego nie odprowadzisz mnie do samego końca? - spytał, przerywając milczenie, popchnięty natłokiem własnych obaw. Czy w świecie stworzonym przez demona mógłby zaufać komukolwiek?
- Mój duch od momentu śmierci należy do tego świata. Ty masz ciało, jesteś wolny. - wyjaśnił w skrócie. - Nie zmarnuj tej szansy przez swój strach. Chyba chciałbyś wrócić, a nie zostać tu na zawsze? 
- Cóż... Masz rację. - przyznał, postępując znowu krok do przodu. - Chciałbym wrócić. - dodał, o wiele pewniejszym głosem. Chciałby wrócić do cyrku. Chciałby wrócić do Viviego, móc go znowu zobaczyć i przytulić. Chciałby jeszcze raz zobaczyć Yukiego i porozmawiać z Shu. Dlatego też nic go nie zatrzyma przed spełnieniem tego celu. Wtedy też pewnym krokiem wszedł do środka namiotu, a w środku zaskoczyła go bezkresna ciemność. Momentalnie jego nastawienie się zmieniło, a strach powrócił ze zdwojoną siłą. Czyli jednak to była pułapka! Przerażony spojrzał za siebie na wejście. Nagle było o wiele dalej od niego, a co gorsza w zawrotnym tempie robiło się ono coraz mniejsze i mniejsze.
- Nie! - krzyknął, zrywając się do biegu w stronę malejącej dziury. Już wyciągał w jej stronę dłoń, lecz niestety ta zamknęła się tuż przed jego nosem. Nastała zupełna ciemność, pośród której to on był jedynym światłem. - Nie... - powtórzył, wpatrując się w swoją wyciągniętą to przodu dłoń. - Nie! - krzyknął, lecz dźwięk bez problemu zniknął w ciemnościach. Wszystko momentalnie runęło w gruzach. Jak on mógł do tego dopuścić? Załamany rozejrzał się dookoła za czymkolwiek, niestety bezskutecznie. Razem z tą chwilą nadeszła również głęboka rozpacz, a przede wszystkim łzy. Chłopak pod wpływem tego wszystkiego usiadł, obejmując swoje kolana i spuszczając głowę w dół. To była jedna z najgorszych chwil w jego życiu. Co biedak miał teraz począć? Jak ma się wyrwać z objęć ciemności?

| Jakiś czas później |

Wścibskie pieski dostały za swoje. Mimo wszystko ten problem i tak nie został rozwiązany, a stworzenie kolejnych dwóch marionetek niezbyt mnie zadowalało. Za dużo z tym zachodu, a nie zamierzałem się aż tak bardzo wysilać. Chwila zamętu nawet byłaby mi na rękę bardziej. 
- Wiesz, gdzie jest Robin? - spytał praktycznie od razu Lennie, po wpadnięciu do przyczepy Viviego. Wyglądał na przejętego, co demon zauważył, mierząc go wzrokiem. Odchylił się na swoim stołku, odjeżdżając trochę do tyłu od leżącego na kozetce Yukito i mimo wszystko posłał rudzielcowi podstępny uśmieszek. Akurat z nim to uwielbiał się droczyć. 
- Zależy, o co chodzi. - odparł krótko, brzmiąc na lekko rozbawionego, co jedynie wprawiło Lenniego w irytację. 
- Nie mogę znaleźć Shu i Yukiego. - wyjaśnił krótko z założonymi rękami, jednocześnie czekając na odpowiedź. Vivi'emu od razu uśmieszek zszedł z twarzy. Wszystkie wcześniejsze myśli ponownie go uderzyły. Wszystkie te podejrzenia, niepewność, nieufność względem jego ukochanego... Przecież to jest na tyle szalone, że aż niemożliwe. Pewnie ten jego piesek jest gdzieś, chociażby w mieście, a jego rudy mężuś jest po prostu przewrażliwiony. - Hej? Odebrało ci mowę, czy jak? - odezwał się Lennie, już się niecierpliwiąc. Wiedział, że coś jest nie tak. Shuzo nie mógł sobie ot, tak zniknąć i go zostawić. Musiał go znaleźć jak najszybciej, a niestety wszystkie opcje powoli mu się kończyły. - Gdzie jest Robin? 

| w międzyczasie |

Wszystko się zmieniło, gdy w pewnym momencie usłyszał dźwięk zapalających się reflektorów. Wtedy też chłopak poderwał głowę w górę, a jego oczom ukazał się ogromny namiot oświetlony tysiącami lampek, które wyłaniały się z ciemności. Od razu też się rozejrzał dookoła. Czy to był jakiś podstęp? A może jednak jego upragnione wyjście? Mimo wszystko poza wejściem do środka nic za bardzo mu nie zostało. Dźwignął się w górę i zrobił parę kroków w stronę namiotu. Przypominał mu bardzo ten, który był w cyrku. Ten największy, do którego co wieczór przychodziło tyle ludzi, by oglądać najróżniejsze występy całej trupy. Mimo wszystko nie był przekonany do wejścia. Wcześniej tego tutaj nie było, przez co w jego głowie narastało coraz więcej pytań. To miejsce było naprawdę dziwne. Jednak nie wiedział, co innego zrobić. Może po prostu za bardzo daje się pochłonąć własnej paranoi? Co, jeśli to właśnie jego droga do domu, o której mówił ptaszek? 
Był zmuszony zaryzykować.
W środku przywitały go rządy pustych siedzeń oraz ogromna, oświetlona scena, ukryta za czerwoną kurtyną. Robin był tym trochę skonsternowany. W końcu powinny tutaj być trybuny oraz duża arena. Przeszedł parę rzędów w przód, uparcie rozglądając się za innym wyjściem. Może znajdzie coś na scenie? Bez zbędnych ceregieli po prostu do niej podszedł i z łatwością na nią wszedł. Jednak gdy ledwo co udało mu się dotknąć materiału kurtyny, zza niej wyjrzała starsza od niego kobieta. Chłopak momentalnie się wzdrygnął, spoglądając na nią.
- Co ty tu robisz? - spytała pretensjonalnie, wychodząc całkowicie zza kurtyny. Wtedy też Robin zobaczył ją w całej okazałości. Nie da się ukryć, że z pewnością też była duchem, jednak jej najbardziej charakterystycznym elementem poza powalającą urodą, były ogromne trzy pary skrzydeł. Zupełnie jak u anioła. - Siadaj na miejsce, jak chcesz oglądać. - odparła, idąc cały czas w jego stronę. Chłopak mimo wszystko nie chciał się z nią zderzyć i odruchowo się cofał, dopóki nie zabrakło mu gruntu pod nogami. Wtedy też spadł ze sceny, jednak nie miał bardzo twardego lądowania, bo spadł na jeden z foteli, który później momentalnie się wycofał do swojego rzędu.
- Ale-... Zaczekaj! Ja szukam... - urwał, zauważając, że kobietę to w ogóle nie obchodzi i sama już wraca się za kurtynę. Mimo to sama jej obecność zaczęła go zastanawiać. Miał wrażenie, że skądś ją kojarzył, choć był też pewien, że widzi ją pierwszy raz w życiu. Dobrze pamiętał innego anioła, a w zasadzie upadłego. Już tyle czasu minęło od jego ostatniego spotkania z Castielem, ale wciąż gdzieś tkwił w jego głowie. Tak samo, jak inne wydarzenia z tamtego okresu.
Wszystkie przemyślenia przerwała mu delikatna muzyka jakiegoś strunowego instrumentu. Następnie kurtyna została odsłonięta i zaczęło się właściwe przedstawienie. Jak widać, Robin był już zmuszony, aby je obejrzeć. Może po zakończeniu ktoś raczy mu pomóc.
Na środku sceny w świetle reflektorów siedział chłopiec. Ten sam, którego spotkał wcześniej. Był skulony i obejmował rękami swoje nogi, a sama bardzo realistyczna sceneria pokazywała, jakby siedział w samym środku lasu. Miejsce było o tyle charakterystyczne, że na przód było wysunięte bardzo stare grube i pewnie już wyschnięte drzewo, gdyż nie miało na sobie żadnych liści.
- Dlaczego mi pomogłeś? - spytał chłopiec. - Nie mam już nic. Nie mam jak się odwdzięczyć. - wymamrotał dodatkowo, spoglądając na drzewo. Na jednej z jego gałęzi dało się zauważyć czarną ludzką sylwetkę, która w spokoju leży, opierając się plecami o główny pień drzewa. 
- Nie martw się Fiodor. Nie chcę nic od ciebie. Jesteś tylko dzieckiem. - odparła ta postać. Po głosie bez wątpienia można było stwierdzić, że był to jakiś mężczyzna, jednak wciąż nie było możliwości, aby zobaczyć jego twarz. - Zresztą nie zasługujesz na taki marny koniec, jako uliczny szczur. - chłopiec po tych słowach, jedynie mocniej objął swoje kolana. Jak widać, los postanowił mu trochę poplątać życie i sprowadził go na samą granicę, gdzie nie zasługiwał nawet na jedzenie tego, co zwykłe świnie. 
- Ludzie mówią co innego. - wymamrotał, a łzy napłynęły mu do oczu. Wtedy też tajemnicza postać, zeskoczyła z gałęzi prosto na ziemię i postąpiła parę kroków w kierunku chłopca.
- W końcu to ludzie. Ciekawe, co powiedzą, gdy będą się już smażyć w piekle. - skwitował, splatając dłonie za plecami. - Jedno słówko i we dwójkę moglibyśmy się przekonać. - dodał, brzmiąc przy tym bardzo wesoło. Chłopiec aż się uśmiechnął na jego słowa, ale finalnie pokręcił głową.
- Bylibyśmy wtedy tacy sami jak oni. 
- No proszę, jaki ty mądry. - pochwalił chłopca. - Może już pójdziemy? Zresztą bardzo chciałbym ci kogoś przedstawić.
- Naprawdę? - chłopiec momentalnie się podniósł, wyglądając na podekscytowanego. - Kogo?
- Moich przyjaciół. - odparł krótko, już ruszając przodem. Fiodor od razu pobiegł w ślad za nim.
- A gdzie oni są? - spytał chłopiec, z czystej ciekawości. 
- W tym lesie, ale zamknięci. - odparł krótko. - Mam zamiar pomóc im wyjść. Nie zasługują na taki los, na jaki zostali skazani. - wyjaśnił. - Zresztą ja również, ale mam sposoby na wychodzenie z takich sytuacji. 
- Sam widziałem. W super sposób sprawiłeś, że te korzenie zatrzymały tamtych ludzi. Jesteś naprawdę magiczny. - odparł chłopiec, wciąż będąc oczarowany ratunkiem ze strony nieznajomego. Wiedział, że nie jest człowiekiem, ale również był świadom, że jest bardzo dobry, nie tak jak ludzie, których miał okazję spotykać na swojej drodze. - Poza tym... Jak się nazywasz?
- Cóż, imię nie ma dla mnie większego znaczenia. Jak chcesz na mnie mówić? - spytał, spoglądając za siebie na chłopca. Niekoniecznie chciał mu się przedstawiać.
- Hmmm, niech pomyślę. - zaczął się zastanawiać. - Riddle! Riddle, brzmi ładnie. - odparł, szeroko się uśmiechając.
- Heh, to niech zostanie Riddle. - odparł rozbawiony. - W ogóle jesteś może głodny? - spytał, kierując się już do zejścia ze sceny.
- Bardzo. - odparł chłopiec, podążając za nim wesołym krokiem. Wtedy też światła zgasły, a cała scenografia magicznie zaczęła się zmieniać. 
- Riddle. - odezwał się chłopiec, wbiegając na scenę. Znów światła były skierowane tylko na niego, a druga postać wciąż pozostała czarną sylwetką. - Co z twoimi przyjaciółmi? Minęło już tyle czasu... Kiedy ich poznam?
- Już niedługo. To już tutaj praktycznie. - odparł, rozglądając się naokoło. Znajdowali się w dość specyficznym miejscu. Wyglądało to na stare ruiny jakiejś budowli, którymi już zdążyła się zaopiekować matka natura. Chłopiec się podekscytował na jego słowa, ale mimo wszystko cierpliwie szedł, trzymając się swojego na tym etapie — opiekuna. Idąc przez dobrą chwilę po popękanej kamiennej posadce, w końcu dotarli do właściwego miejsca. Było to częściowo już zawalone pomieszczenie, na którego środku widniał narysowany okrąg, a dookoła znajdowały się ogromne kamienne posągi przedstawiające ludzi ze skrzydłami. 
- Wow. - odezwał się chłopiec, rozglądając się dookoła, a z czasem w ogóle rozbiegając się po całej sali. - Echo! - krzyknął ze śmiechem, jeszcze przez chwilę biegając na wszystkie strony. W przeciwieństwie do Riddle'a, który tak na dobrą sprawę jedynie stał i nasłuchiwał. Jakby na coś wyczekiwał. 
- To jakieś za proste. - wymamrotał do siebie, a młody Fiodor w międzyczasie dostrzegł na samym środku wyrysowany okrąg. 

| tymczasem w cyrku |

- Nie znalazłeś go? - spytał Vivi, zaczepiając rudego magika przy jednym z namiotów. Sam starał się znaleźć Robina, ale zapadł się pod ziemię tak samo, jak zresztą te dwie psowate istotki. Coś tutaj serio było nie tak, tylko wciąż jeszcze nie wiedział co takiego. Intensywnie jego myśli nasuwały mu Riddle'a. W końcu ostatnimi czasy bardzo się wyciszył i wręcz zniknął z jego i Robina życia. 
- A wyglądam, jakbym to zrobił? - spytał, nieprzyjemnym tonem i założonymi rękami. Zdecydowanie nie był w nastroju na rozmowy. Jednak w tym momencie stało się coś przełomowego — między nimi przebiegł spanikowany Robin z płaczącym Yukim na rękach.
- Hej, uciekajcie stąd! - krzyknął, biegnąc dalej, a tamci oboje spojrzeli za nim zaskoczeni i praktycznie równocześnie obrócili głowy do tyłu. Wtedy też z jednego z namiotów, praktycznie rozrywając go w pół, wyskoczyła kilkumetrowa bestia. 
- Shuzo?! - krzyknął zszokowany Lennie, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. W końcu jego oczom ukazała się ogromna psowata i przede wszystkim puchata kulka futra o brązowawym kolorze, a do tego gdzieniegdzie z kolorowymi pasmami. 

| tymczasem u Robina |

Rzeczywiście do prostych cała wycieczka nie należała. Nim zdążyli się obejrzeć, drogę zagrodzili im strażnicy tego zapomnianego przez ludzkość więzienia. 
- Cofnijcie się i odejdźcie, jeśli wam życie miłe. - oznajmiła groźnie anielica, z wycelowanym ostrzem dzidy w ich stronę. Tuż przy niej stał drugi anioł. Mężczyzna równie bacznie przygotowany do ataku, jak ona. Nietrudno było w nim rozpoznać Castiela w pełnej okazji. Jedyne co to teraz jego plecy zdobiły dostojne trzy pary śnieżnobiałych skrzydeł. 
- Riddle... Może lepiej pójdziemy? - zaproponował mały Fiodor, widocznie przestraszony całą sytuacją. Riddle niestety nie mógł sobie odpuścić w takiej chwili. Miał cel do osiągnięcia i nikt mu w jego spełnieniu nie mógł przeszkodzić.
- Ja się nigdzie nie ruszam. - oznajmił, postępując dumnie parę kroków do przodu. Był bardzo dumny, jak na demona, który w pojedynkę nie miał żadnych szans. Jak widać, musiał mieć jakiegoś asa w rękawie. Castiel już miał ruszyć w jego stronę, jednak w momencie został zatrzymany przez kobietę. 
- Zaczekaj, tutaj jest dziecko. Bądź ostrożny. - poleciła, a ten już po prostu odsunął jej dłoń i przeszedł do rzeczy. Riddle momentalnie odepchnął od siebie chłopca, samemu odskakując w drugą stronę. W momencie również podniszczone ściany całej sali zaczęły się niespokojnie trząść, a przez szpary zaczęła się wydobywać, coraz większa ilość korzeni razem z liśćmi. Łatwo było się domyślić, że była to sprawka Riddle'a. Jednak mimo wszystko nie miał on na tyle siły, aby skutecznie odpychać wszystkie ataki Castiela, jak i drobne asysty jego koleżanki. Po paru bolesnych zderzeniach się czy to z jednym z pomników, czy też zwykłą ścianą, ostatkami sił odepchnął tę dwójkę natrętów, zmieniając całą salę w jedną wielką dżunglę oraz bezlitośnie wszystko i wszystkich oplatając korzeniami. 
- Riddle! - wykrzyczał chłopiec, gdy nastała głucha cisza, jednocześnie szarpiąc się z jednym korzeniem. Finalnie udało mu się wyswobodzić i wbiegł w cały zielony gąszcz, rozglądając się za swoim... Tak naprawdę jedynym przyjacielem w tym smutnym życiu. - Riddle... - z każdym jego kolejnym krokiem wszystkie rośliny dookoła zaczynały stopniowo wysychać i się kruszyć. Nie uważał tego za dobry znak. Koniec z końców trafił na Riddle'a, który w sumie już nie przypominał samego siebie. Ostre szpony zamiast palców, rogi, gadzi ogon, a do tego przeszywający na wskroś zimny i pusty wzrok zalany jaskrawą zielenią. Miał wrażenie, że widzi potwora, a nie swojego przyjaciela. Mimo to, od razu przy nim kucnął.
- Mówiłem, żebyśmy stąd poszli. - przytulił się do demona, pociągając nosem. - Masz mnie. Twoi przyjaciele na pewno zrozumieją, że nie dałeś rady. - dodał, starając się go odwieźć od tej bezsensownej walki. Wiedział, że może się to dla nich źle skończyć. Riddle jednak, zamiast go wysłuchać, skwitował to ponurym rechotem. 
- Nie nie nie nie. - odparł, odpychając od siebie chłopca i z trudnością starając się podnieść.
- Nie wstawaj, proszę. - wymamrotał chłopiec i tak znów przy nim kucając, przyglądając się mu zmartwionym wzrokiem. 
- Wiedziałem, że to się tak skończy. - zaczął, śledząc wzrokiem otoczenie. Te anioły mogły się pojawić w każdej chwili. 
- Skończy? Nic się nie skończy Riddle. - zaprzeczył, łapiąc się jego ręki i starając się nie płakać, choć jego głos z każdą chwilą coraz bardziej się łamał. 
- Wkrótce zwiędnę jak kwiat. - odpowiedział, a wszystkie rośliny, jakie przywołał do sali, zaczęły stopniowo usychać. - Trafię do miejsca, którego chciałem tak bardzo cały czas uniknąć.
- Co? Wcale nie. - znowu zaprzeczył, kręcąc głową. - Pójdziemy stąd razem i znowu opowiesz mi jakąś bajkę przy ognisku, zrobię ci kolejny wianek, choć wiem, że za nimi nie przepadasz. Zrobimy jeszcze tyle rzeczy. - wtedy też już nie wytrzymał i się rozpłakał.
- Heh, nic nie jest stracone. Ty wciąż jeszcze możesz coś zrobić młody. - dodał, szturchając go palcem. - Potrzebuje ciała, które mógłbym przejąć. 
- Ciała? To moje, weź moje. - zgłosił się, od razu ocierając policzki z łez, na co Riddle zareagował podstępnym uśmiechem.
- Ale jesteś pewny? - dopytał, wyciągając już w jego stronę dłoń.
- Tak. Ty mnie uratowałeś, teraz ja uratuje ciebie. - wymamrotał, łapiąc go za rękę.
To przeważyło szalę na korzyść Riddle'a, który wykorzystał tak na dobrą sprawę niewinne dziecko. Ukrył się i w najmniej spodziewanym momencie uderzył. 
- Castiel! - krzyknęła anielica, gdy opętane dziecko cisnęło jej kompanem o ścianę, która pod wpływem silnego uderzenia dodatkowo się zawaliła. Sama już ledwo stała na nogach. Co prawda Riddle nie dysponował wielką siłą, ale jego zagrywki były na tyle cwane, że ta dwójka nie miała szans. - Castiel, proszę... - po tych słowach, osunęła się na kolana, coraz ciężej oddychając. 
- Ojeju, ale biedne aniołki. - odezwał się chłopiec, kucając przed nią. Jego głos brzmiał jak nie z tego świata, a z głowy wystawały zakręcone rogi. Kobieta była przerażona jego widokiem, choć nie była to wina samego wyglądu, a tego, co Riddle zrobił biednemu dziecku. Do czego to wszystko doprowadziło. - Dam wam spokój, jak dostanę to, czego chcę. Otwórzcie moim przyjaciołom. Na pewno chcą już od dawna wyjść.
- Po moim trupie. - wywarczała, starając się jakoś dźwignąć na nogi.
- Doprawdy? - złapał ją za podbródek, by ta na niego spojrzała. Podstępny uśmiech i tlące się w oczach szaleństwo. To dziecko już przepadło. - Da się zrobić...

- Aria! - wykrzyczał aniołek, wygrzebując się z gruzów, lecz gdy tylko podniósł wzrok, zamarł w bezruchu. - Co... Puszczaj ją, demonie! - wykrzyczał wściekły, co Riddle skomentował wesołym śmiechem. Siedział sobie przy leżącej dziewczynie, gładząc ją po śnieżnobiałych włosach. 
- Jeden krok aniołku, a pożegnasz się z nią tu i teraz. - odparł z uśmiechem, zaciskając mocniej dłoń na jej włosach. - Otwierasz przejście, a ja ci ją oddaje. Czyż to nie uczciwa umowa? 
- Castiel, nie. Nie wolno ci... - odezwała się słabo kobieta, co sprawiło, że aniołek jeszcze bardziej stroskany jej się przyjrzał.
- Tik-tak, tik-tak. Czas ci ucieka. - jeszcze mocniej szarpnął dziewczynę za włosy, a ten od razu się wzdrygnął.
- Okej, wygrałeś... Ale nic jej już nie rób. - odpowiedział koniec z końców, od razu się zabierając do roboty.
- Nie! Castiel, to nie może się tak...
- Cichutko. - nachylił się bardziej do niej, zakrywając jej usta dłonią. - To jego męska decyzja. - wyszeptał jej do ucha. 
Wszystko nabrało rozpędu, gdy więzienie zostało otwarte. W podłodze otworzył się ogromny portal, wzniecając potężny wiatr. 
- Nie! Castiel! - krzyknęła znowu kobieta, tym razem już się podnosząc, przy czym i tak się o mało co znowu nie wywróciła. - Zamknij to, proszę... - wymamrotała, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. - Castiel! - w międzyczasie dało się zauważyć, że wiele maszkar wydostaje się na zewnątrz, niekoniecznie się zatrzymując przy wyjściu. Wszyscy uciekali, jak najdalej się tylko dało, a Riddle z rozkoszą się wszystkiemu przyglądał. Za to kochany Castiel, zdążył zauważyć swoją towarzyszkę. Stała tam i wbijała w niego zrozpaczone spojrzenie. Cała obolała, słaba i płacząca, gdy nagle z portalu wyskoczył ogromny lis, chwytając ją w swoje zębiska, a następnie szarpiąc nią jak własną zabawką. To był ułamek sekundy Castiel nie miał jak zareagować, na co Riddle nie mógł powstrzymać śmiechu. 
- Mój drogi przyjacielu. Nie wiedziałem, że też siedziałeś w środku. - oznajmił rozbawiony, na co lis opuścił wątłe ciałko anielicy i przyjrzał się opętanemu dziecku. 
- Zmalałeś coś. - zauważył, nachylając się do niego. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego i z wyższością zmierzył dziecko wzrokiem, po czym bez słowa się rozpłynął. Sam Castiel wcale nie miał lepszej sytuacji, jakieś inne maszkary dosłownie go otoczyły, nie dając mu przejść do swojej ukochanej. Jak widać, demony są bardzo mściwe i puszczenie go wolno było im w niesmak. Riddle mógłby bez przerwy przyglądać się, jak ten uparcie walczy o życie, ale wiedział, co się zaraz stanie, a z oddziałami anielskimi nie chciał mieć do czynienia.
W tym momencie światła sceny zgasły i opadła kurtyna, zza której wciąż dało się usłyszeć diabelskie zamieszanie. Minęła chwila, nastała głucha cisza, światła się zapaliły, a Robin trochę bardziej rozluźnił się na własnym fotelu, lecz nie trwało to długo. Ciszę przerwały czyjeś pojedyncze oklaski, dobiegające z tyłu sali. Chłopak momentalnie się spiął, mocniej wbijając palce w fotel. Mimo wszystko bardzo bał się odwrócić i przekonać się kto to był. Z chwili na chwilę oklaski zaczęły znacznie się spowalniać, a Robin, biorąc głęboki oddech, postanowił powoli spojrzeć za siebie.
- Arcydzieło. - usłyszał, jednocześnie zauważając siedzącego w ostatnim rzędzie Riddle'a, który momentalnie złapał z nim kontakt wzrokowy.

(Robin~? Vivi~? Kto się tego spodziewał?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz