28 mar 2019

Robin CD Vivi

Zrobił, jak kazał. Usiadł w kącie, podciągnął do siebie nogi i patrzył, jak chłopak wychodzi. Gdy drzwi się zamknęły, jego wystraszona ptaszyna podleciała do niego. Robin wziął ją na ręce.
- Strasznie palą – powiedział szeptem i schował Shani czując, jak jego znaki na ciele nie tylko świecą, ale zaczynały być gorące. Wiedział, że się nie podpali, to nie możliwe, nie sprawiały mu one także bólu, czuł jednak zbyt dużo ciepło, od którego zaschło mu w gardle. Mimo tego nie wstał i nie poszedł do kuchni, chociaż bardzo chciało mu się pić. Deszcz i burza nagle przestały mieć znaczenie, skupił się myślami na dziwnej postaci za oknem. Czyżby Vivi znał tego osobnika? Czy poszedł na spotkanie z nieznajomym? Jednak każąc mu siedzieć cicho, brzmiał tak pewnie, jakby w stu procentach wiedział, co robić.  Szkoda, że Robin nie był taki pewny siebie. Chociaż siedział cicho, starał się nawet oddychać płynnie i spokojnie, nie wydając przy tym dosłownie żadnego dźwięku, słyszał, jak serce mu bije i miał wrażenie, że to go zdradzi, ale nic się nie działo. Miał nadzieję, że medyk zaraz wróci, obcy zniknie, a on będzie mógł wrócić do lasu. Niestety plan ten poszedł w siną dal, kiedy ściana, gdzie było okno, dosłownie została zniszczona, a niebezpieczeństwo, od którego jego znaki zaczęły parzyć, stało przed nim. Czuł, jakby czas się zatrzymał; wstrzymał oddech, wbijając wystraszony wzrok w obcego, które ze zmarszczonym czołem mu się przyglądał. Po chwili zrobił jeden krok w jego kierunku, z tyłu brzmiały głosy medyka, który wołał nieznajomego, ale on był głuchy na jego słowa. Szedł w kierunku Robina, który wcisnął się w ścianę, czując ból w łopatkach. Przytulił do siebie ptaszynę, która cicho zaćwierkała. Dzięki temu czas znowu zaczął płynąć, a wróg się zatrzymał. Nim zdołał coś powiedzieć, do przyczepy wszedł Vivi, który zaczął krzyczeć na obcego.
- Kto to? - zignorował jego wyzwiska i wskazał na chłopca, siedzącego w kącie. On zaś zamknął oczy mając nadzieję, że ciepło, jakie rozpływało się po jego ciele i zaczynało go parzyć, zniknie, tak jak przyczyna tego. - Spytałem, ktoś ty! - krzyknął, Robin czuł, jak pomieszczenia napełnia się dziwną mroczną aurą. 
- Nazywam się Robin - wydał z siebie cichutki dźwięk, gdy do przyczepy wszedł Vivi. 
- Zostaw go - wysyczał. Chłopczyk otworzył oczy i spojrzał na mężczyzn. Ten z uszami stanął pomiędzy nimi, nie dając obcemu przejść do Davida. - Wynocha! Rozwaliłeś mi przyczepę! - krzyknął.
- A co mnie to obchodzi? Daj mi przejść do tego smarkacza! - zza pleców obcego pojawiły się znowu te same macki, które rozwalały wszystko na swojej drodze. Wystraszony chłopiec znowu zamknął oczy, czuł tylko trzęsienie przyczepią, trzaskanie i rozbijanie wszystkiego, co tu było oraz krzyki. Tak bardzo chciał, by ta walka się skończyła... Wiedział, że to przez niego.
Coś owinęło się wokół jego szyi, gdy zacisnęło, chłopiec otworzył oczy. Obcy uniósł go do góry swoją macką, Robin stracił podłoże i zaczął się dusić. Machał nogami i łapczywie próbował nabrać powietrza, ale zaciśnięte gardło mu to uniemożliwiało. Jego znaki nie mogły zaświecić mocniej, do tego dosłownie parzyły. Pierwszy raz czuł ból i nie wiedział, czy gorsze było by podpalenie, czy uduszenie.
Gdyby nie Vivi, udusił by go i zabił. 
Lis uderzył go w głowę i w tym momencie wróg stracił równowagę, puścił Robina, który wylądował na stole, łamiąc go. Wtedy pielęgniarz ponownie uderzył obcego.

<Vivi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz