13 mar 2022

Orion (+Riddle) CD Lacie

Wystarczyła tylko chwila nieuwagi, żeby mój największy koszmar się spełnił. Nigdy nie zapomnę tego paraliżującego uczucia, które mnie ogarnęło, gdy moje palce zdołały zaledwie delikatnie musnąć liny - mojej jedynej deski ratunku. Zacząłem spadać prosto w dół. W samo epicentrum zamieszania, pełne bólu i rozpaczy. Zostanę przechwycony przez bestie? Czy najpierw wyląduje na ubabranej krwią arenie, łamiąc kręgosłup? Jedyne czego byłem pewny to, że dołączę do niezliczonej ilości ofiar, które niczemu winne straciły tutaj życie. Bałem się spojrzeć w dół, ale z drugiej strony byłem ciekaw, kiedy nadejdzie koniec. Jednak nie mogło to trwać w nieskończoność, a moją ostatnią nadzieją na życie była lina. Lina, która z każdą sekundą coraz bardziej się ode mnie oddalała. Nie pozostało mi nic innego, jak się poddać. Zdecydowałem się zamknąć oczy. Ciemność - to ostatnie, co widzę przed śmiercią, a potem... cisza? Nie tak sobie wyobrażałem własny koniec. Myślałem, że chociaż coś poczuję. Jakiś przeszywający ból? Nie?
Jednak... Co to? Słysząc delikatną melodyjkę, żywcem wyjętą ze starej pozytywki, otworzyłem oczy. Nie widziałem czy to sen, czy jawa, ale wszystko dookoła mnie zastygło, łącznie ze mną - zawisłem bezwładnie w powietrzu, choć mało mi brakowało to spotkania się z ziemią. Jednak choćbym się bardzo starał, nie byłem w stanie jej jeszcze sięgnąć. Tak, jakbym utknął w ułamku sekundy, zachowując całkowitą świadomość.
- Co do cholery...? - wymamrotałem, tak cichutko, jak to tylko było możliwe, by czasem nie zagłuszyć melodii, która dobiegała do mnie z każdej możliwej strony. W całym namiocie momentalnie zrobiło się lodowato, co zauważyłem głównie przez dym, jaki wydobył się z moich ust, gdy tylko się odezwałem. Mój wzrok uciekał na boki, szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia tej sytuacji. Czy tak wygląda moment śmierci?
Zauważyłem zastygłe bestie, z których jedna już szczerzyła zęby na moje spadające ciało. Pomyśleć, że wszystko się znów zacznie poruszać i ta z ochotą mnie rozerwie na kawałki. Momentalnie zacząłem panikować, gdy tylko to do mnie dotarło. W wyniku czego zacząłem się ruszać na wszystkie strony, ale jedyne co, to okręciłem się wokół własnej osi, nie zniżając się ani milimetra. Czy tak właśnie muszą się czuć astronauci w kosmosie? Nie mogłem znaleźć lepszego porównania... Zresztą, kto by miał na to czas, będąc w takiej sytuacji? Bezradny starałem się zrobić cokolwiek, ale finalnie tylko dorobiłem się zawrotów głowy, które nie tylko sprawiły, że czułem przy gardle zawartość własnego żołądka, ale również wpłynęły na całą melodyjkę - choć wciąż kojarzyłem ją z pozytywką, to nie brzmiała ona już tak czysto, a wręcz jak po spadnięciu na ziemię - nie dało się już tego słuchać. Na moje nieszczęście jeszcze utknąłem, wisząc do góry nogami i ciężko mi było wrócić do lepszej pozycji. Chciałem się na tym skupić, bo już naprawdę myślałem, że zaraz normalnie zwymiotuje, ale w tym momencie też przyuważyłem coś dziwnego kątem oka. Spomiędzy zastygłych w miejscu bestii oraz uciekających ludzi, wyłaniający się z mroków, którymi były spowite trybuny, zauważyłem białe ślepia, które wpatrywały się prosto we mnie. Mógłbym to z łatwością zbagatelizować i uznać za zwykłe omamy, ale heh... To dość zabawne, ale zaczęło się ich pojawiać jeszcze więcej i więcej - a wszystkie skupione na mnie.
- Widzę, że moja skromna świta wzbudza w tobie niepokój. - usłyszałem nagle męski głos, a tuż po nim ujrzałem dość nienaturalnie uśmiechniętą postać, która wyłoniła się zza pokrytych mrokiem ludzkich sylwetek i zmierzała w moją stronę. Cera blada jak ściana, gdzieniegdzie pokryta czarnymi pęknięciami. Końce palców były ostre i czarne jak noc. Wzrok otępiały, wręcz żarzący się zielenią, na którego opadały pojedyncze kosmyki długich do ramion włosów o ciemnym odcieniu.
- Coś za jeden? - spytałem, czując jeszcze większy chłód, gdy postać zatrzymała się przede mną i położyła dłonie na moich policzkach. Ciężko mi tu wspomnieć o jakichkolwiek odczuciach. Fakt, że wisiałem do góry nogami i to z tej perspektywy musiałem się wszystkiemu przyglądać - już był wystarczająco dziwny.

***

Jeżeli już wracać, to z przytupem, mam rację? Była to idealna okazja na rozpoczęcie kolejnej pasjonującej opowieści i poruszenia kolejnych marionetek w moim teatrzyku.
- Kiedyś sam na to wpadniesz. - odparłem krótko, wpatrując się w chłopaka, jednocześnie przejeżdżając palcami po jego twarzy. Sean już od małego był kreowany przez otoczenie na bajeranta idiotę, który na dodatek pomimo promowania bardzo modnego stylu życia opartego na indywidualiźmie, jest strasznie zakłamanym człowiekiem, nie wspominając o jego kochanej znajomej. Nie, żeby coś, ale myślałem, że to ja tutaj jestem od sprawiania kłopotów. Jednak jestem w stanie ją zrozumieć. Posługując się średnio zaawansowanymi klątwami, sam chciałbym z nich korzystać.
W sumie szkoda strzępić język. Przyszedłem tutaj kogoś po prostu ocalić od niechybnego końca. Smutne, że zawsze muszę brać takie sprawy we własne ręce.
- Opowiem ci krótką historię. O pewnym sklepikarzu. - zacząłem, nie kryjąc uśmiechu. - Biznes szedł mu wyśmienicie. Mnóstwo towarów na półkach i mnóstwo klientów. Wszyscy zadowoleni z dobrych produktów i przystępnych cen. Istny raj na ziemi dla właściciela sklepu. - opisałem po krótce, na co chłopak pomimo zaskoczenia, postanowił przynajmniej słuchać. Dodatkowo pokiwał głową, gdy tylko spojrzałem prosto na niego, bym mógł w spokoju kontynuować. - Jednak jak możesz się spodziewać, nic co piękne nie trwa wiecznie. Przed jego sklepem pojawił się czarny kot, który zaczepiał wszystkich klientów, którzy wchodzili bądź wychodzili ze sklepu. - kontynuowałem. - Można powiedzieć, że nie było to nic złego. Co jakiś czas zdarzyło mu się nawet dostać jakiś przysmak albo zostać pogłaskanym. - powiedziałem, podchodząc do jednej z bestii, która akurat mi wpadła w oko. - Jednak kot był czarny i przynosił ogromnego pecha. Nie tyle, co samym kupującym, a samemu sklepikarzowi. Kot był dla niego istnym utrapieniem, którego próbował się wiele razy pozbyć i to na różne sposoby, co również nie podobało się samym klientom. - oznajmiłem, chwilę wpatrując się w bestię, po czym przeniosłem wzrok na chłopaka. Od razu się spiął, po raz kolejny kiwając głową, gdy tylko poczuł na sobie mój wzrok. - Nie oszukujmy się, ludzie są bardzo głupi. - dodałem. - Dlatego jasne było, że nie obwiniali o nic kota, a sam sklep. Z czasem nas sklepikarz zaczynał tracić klientów, jak i swoje dobre imię przez głupią walkę ze zwierzęciem, które nie było takie łatwe do przegonienia. - wróciłem już do mojego rozmówcy, który wciąż wisiał do góry nogami. - Koniec z końców splajtował i stał się wyrzutkiem społeczeństwa, a kot z czasem go zjadł. - westchnąłem, schylając się trochę do niego i dając mu pstryczka w nos. - Pytanie, Shiver. Rusz swoją mózgownicę. Jaki jest morał? - spytałem dość monotonnym tonem i znudzoną miną. Dobrze wiedziałem, jak to się skończy.
- Trzeba się wystrzegać kotów? - zaproponował, na co przewróciłem oczami.
- Otóż nie. - odparłem, znów się prostując. - Co z ciebie za debil. Po co z kotem walczyć, gdy można się z kotem dogadać?
- Ale kot, to tylko zwie...
- Po co trzymać się kurczowo tej dobrej strony, gdy można zaznać słodkości tej mrocznej?

***

"Radzę się nad tym dobrze zastanowić." Ostatnie zdanie, jakie pamiętam po całym zajściu. Później już obudziłem się w przyczepie lekarskiej z dość ciekawym świecidełkiem zaciśniętym w dłoni. O dziwo wyszedłem z tego bez szwanku, co tym bardziej sprawiło, że zaczynałem się naprawdę zastanawiać, czy ta rozmowa była rzeczywiście snem... Wciąż zresztą mi to chodzi po głowie. Jest to dość świeża sprawa. Minął zaledwie dzień od całego zajścia. Wszystkie prace cyrku są zawieszone i nie miałem na razie co ze sobą zrobić.
- Ej, wyłaź! Ile można siedzieć pod prysznicem?! - usłyszałem czyiś głos zza drzwi, co obudziło mnie z zamyślenia i sprawiło, że zakręciłem już wodę i w końcu wyszedłem spod prysznica. To już nie pierwszy raz, gdy zastygam, zaczynając myśleć nad tą całą sytuacją. Prawie zginąłem, ale... Jednak wciąż tutaj stoję, oddycham i czuję mam władze nad wszystkimi kończynami. Pragnąłem tak bardzo wyjaśnić parę kwestii, a w tym niebieskie szkiełko, z którym w dłoni się przebudziłem. Znałem tylko jedną osobę, która zajmuje się tego typu błyskotkami, a skoro już nie miałem, co ze sobą począć w mojej głowie zrodził się dość ciekawy plan...
Poczekałem do zmroku, bacznie z ukrycia obserwując przyczepę kochanej Lacie. Nie wychodziła z niej od dobrych paru godzin i widziałem, że kiedyś to musi nastąpić. Co najbardziej mnie zdziwiło, to pora, w której się to stało. Dochodziła północ, a dziewczyna ewidentnie gdzieś się wybierała. Na razie jednak interesowało mnie, tylko dostanie się do środka jej przyczepy. Później z chęcią zajmę się jej wycieczkami. Musiała coś ukrywać. Byłem tego więcej niż pewien.
Wszystko trwało bardzo szybko. Wyszła, zamknęła za sobą i się ulotniła. Odczekałem jeszcze parę chwil, by mając pewność, że nie ma jej w pobliżu i przystąpiłem do realizacji. Za co jestem wdzięczny, to zamki w przyczepach, które w bardzo łatwy sposób idzie otworzyć bez potrzeby klucza. W dosłownie parę chwil już mogłem wejść do środka. Od razu też ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi, a z kieszeni bluzy wyciągnąłem małą latarkę. Jednak... Cóż ledwo zdążyłem ją zapalić i rozejrzeć się po otoczeniu, a już dostałem czymś w łeb. Tajemnicą nie jest, że przez to też od razu straciłem przytomność. Świetnie, nie? A miał być to taki dobry plan...

Obudziło mnie nerwowe krzątanie po pokoju. Leżałem pod ścianą, a niedaleko mnie jakaś osoba, która z pomocą mojej latarki zbierała z ziemi resztki szkła oraz różnego rodzaju biżuterii. Chciałem się na razie bardziej rozejrzeć po pomieszczeniu. Z tej perspektywy i tak miałem szansę coś dostrzec, jednak poruszenie głową w tym stanie graniczyło z cudem. Nie wiem, czym oberwałem, ale z pewnością porządnie, bo ból czułem nawet teraz. Zastanawiało mnie, ile byłem nieprzytomny, ale sądząc po latarce i tym, co robiła tamta osoba, nie był to jakiś długi czas.
- Hej... - postanowiłem się w końcu odezwać. Wstać nie mogłem, czy też się bardziej podeprzeć. Miałem czymś związane ręce i poniekąd rozumiem powód, ale nie zamierzałem nikomu robić krzywdy, więc co tak agresywnie? Tamta osoba, od razu się spięła, słysząc mój głos i momentalnie wycelowała prosto we mnie latarką, co nieźle mnie oślepiło. - Udajmy, że tego nie było... Nie wiedziałem, że ktoś tu jest. - wymamrotałem, odwracając głowę od intensywnego światła. - Przysięgam.
- To nie zmienia faktu, że jesteś jakimś złodziejem. - usłyszałem w odpowiedzi. Przynajmniej teraz byłem pewny, że mam do czynienia z drugim facetem.
- Nie chciałem nic ukraść, tylko coś ustalić. Wypuść mnie i porozmawiamy jak ludzie. - niestety moje tłumaczenia nie przyniosły żadnych efektów. Chłopak, zamiast kontynuować naszą rozmowę, wrócił do zbierania rzeczy z podłogi. Myślałem, że mnie coś trafi. Jeżeli Lacie mnie tu zobaczy, to mogę się założyć, że kolorowo nie będzie. W końcu jakby nie patrzeć wtargnąłem na jej teren bez zaproszenia, ale w sumie miałem teraz jeszcze więcej pytań. Chociażby, kim jest ten człowiek?

(Lacie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz