18 lip 2022

Arche CD Ozyrys

Gdy tak siedziałem obok Ozyrysa z ciekawością, przyglądałem się tym, którzy znajdowali się w głównym namiocie. Spostrzegłem, że biała niemal siwa czupryna od czasu do czasu, spogląda w naszym kierunku. O ile się nie pomylę, jest to Doll. Jest to dziecko, z taką ilością słodyczy oraz przesiąkniętą zazdrością w tych pięknych oczkach. Gdzieś słyszałem, że Doll jest blisko Ozyrysa, dlatego wolę też to sprawdzić. Poza tym Ozyrys jest mi dłużny za ogon mojego pupila, ale też jestem ciekawy jego zdolności, może nawet będziemy musieli współpracować. Przysunąłem się i przejechałem palcami po plecach chłopaka. Jego spięcie można było łatwo odczuć, gdyż to było tak nagłe, że aż zabawne. Zamiast się zaśmiać, zrobiłem coś zupełnie innego. Cyrkowcy byli zajęci sobą, dlatego też z ciekawością chciałem zobaczyć, jakich reakcji można się spodziewać, po kimś tuż obok mnie. Przysunąłem się do jego ucha, by nikt nas nie usłyszał, zresztą kto miałby oprócz moich kotów.
  - Chcesz ode mnie uciec?. - wyszeptałem, jednocześnie pytając. Blisko jego ucha. Na koniec tych słów, dmuchnąłem tuż przy jego uszku i delikatnie, ale nie za daleko się odsunąłem. Clam siedziała przy wejściu do namiotu, nie wiem dokładnie, co mogła tam ujrzeć, ale nie chciałem jej przeszkadzać, gdyby coś się zadziało, by przyszła do mnie i zaczepiła.
  - Ucieczka to złe określenie. - powiedział i wstał, tylko po to, by usiąść kawałek dalej. Zakryłem usta, gdyż to jak się speszył, było zarówno słodkie, jak i śmieszne. Najwyraźniej Ayo to spostrzegł i się podniósł, tylko po to, by zbliżyć się do chłopaka. Nie powstrzymałem go, od tego, co zamierzał. Dlatego spięcie i zastygnięciu w ruchu, było kolejnym elementem tak zabawnym, że musiałem odwrócić głowę, by się zaśmiać.
  - Jednak uciekłeś. - rzekłem ponownie i spojrzałem na niego. - Wracaj z miejsca, z którego uciekłeś. - dodałem, nadymając policzki i poklepałem dłonią miejsce obok mnie. Jeszcze chwilę uciekinier tu siedział.
Nasz szanowny Pan Uciekinier, może tak teraz będzie trzeba go nazywać, spojrzał na mnie takim spojrzeniem, jakbym był jakimś świrem. (No możliwe, że tak jest). Spuścił głowę, westchnął, a tuż po tym tak niepewnie wstał i ponownie przysiadł na wcześniejszym miejscu, z którego uciekł.
  - Panie uciekinierze, nie uciekaj mi więcej. - mruknąłem jak zadowolone dziecko. Przysunąłem się do niego, po czym oparłem głowę o jego ramię. Zmęczyło mnie to, potrzebowałem chwili. Dlatego też Ayo położył łeb na tyle blisko i na tyle daleko, od Ozyrysa, by ten nic mu więcej nie zrobił, ale też by nigdzie nie uciekł. Kolejne spięcie można było wyczuć. Dlatego jedynie chwyciłem go za rękę i trzymałem, by się nie spłoszył.
Przymknąłem oczy, na krótką chwilę, by niemalże po kolejnej wzdrygnąć się i przylec do osobnika obok siebie. Jak wystraszony kot. Clam należała do tych odważniejszych, dlatego dalej siedziała tam, gdzie wcześniej, mimo iż już zaczęło padać, grzmieć i błyskać się, na tyle rozlegle, że nie prędko się stąd ulotnimy.
  - Jestem zmęczony. - mruknąłem i mimo iż siedzieliśmy na tych trybunach, na których to siedzą goście cyrku, tym razem położyłem się zgrabnie, a swoją głowę ułożyłem na udzie chłopaka. - Ogrzejesz mnie swoim ogniem? - spytałem i delikatnie na niego spojrzałem, po czym wtuliłem się w niego, o tyle ile było można. Chłodno się robiło, a u mnie łatwo z przeziębieniem. Dlatego dobrze, że miałem przy sobie ciepłego, niemalże ognistego Ozyrysa, który mógłby mnie uwolnić od chłodu.
  - Mam coś ważnego do zrobienia. - rzekł. Najwyraźniej moje działania miały odwrotny skutek. Speszył się do takiego stopnia, że tak niespodziewanie i szybko wstał, że aż spadłem z tej ławeczki na tyłek. To akurat zabolało. Nim się podniosłem, tej już zwiał.
Wstałem powoli i sobie rozmasowałem rozbolałe miejsce. Zacząłem kaszleć, co poskutkowało dusznościami.
  - Ayo, Clam. Wracamy. - rzekłem między kaszlem. Ostatnimi siłami, jakimi w sobie miałem, zacząłem biec do swojego namiotu, jednak gdzieś w połowie drogi. Oczy mi się zamknęły oraz miałem poczucie upadku. Uratowała mnie jednak moja moc oraz Ayo, który użyczył mi swojego grzbietu. Nie jestem pewny, po jakim czasie udało nam się dotrzeć do namiotu. Jednakże, gdy już tam zawitaliśmy. Powoli odzyskałem przytomność, tylko po to, by móc się przebrać, zamknąć szczelnie namiot, oraz wdrapać się na łóżko. Musiałem odnaleźć grube i ciepłe koce, tylko po to, by na moment przed ponowną utratą przytomności. Mieć możliwość nałożenie maseczki z tlenem na nos i usta. Po tym zdarzeniu już nie kontaktowałem z niczym.

***

Przebudziłem się wtulony w Clam z maską tlenową. Najwyraźniej ktoś do mnie zawitał, gdyż na stole były leki oraz świeża woda w butelce. Nie miałem zbytniej siły i ochoty sięgać. Dlatego też nie zdejmując maski, ponownie wtulony w mojego geparda udałem się, by zasnąć. Po raz kolejny obudziłem się tym razem sam, uchylone było wejście do namiotu. Clam ani Ayo tutaj nie było. Był już ranek, jasno i ciepło. Jednakże kaszel uniemożliwiał mi cokolwiek. Dlatego też ściągnąłem na krótką chwilę maskę, która dostarczała mi tlen, tylko po to, by wziąć leki i je popić. Poczułem dreszcze zimna, dlatego też ponownie założyłem maskę, mój głos był zdarty, a obolałe gardło nie pomagało. Dlatego też zwyczajnie się położyłem pod grzewczym kocem i udałem się ponownie do krainy snów. O ile można to tak nazwać. Było mi zimno, do tego ciężko mi się oddychało i nawet nie miałem chęci, by się ruszyć, coś zjeść. Dlatego jedynie leżałem na łóżku, próbując się ogrzać.
W jakimś momencie ktoś jak burza wtargnął do mojego namiotu. Była to Gatta, wydawała się zarówno zła, jak i zmartwiona.
  - Zakładaj sweter i idziemy. Nie mam całego dnia. - poganiała mnie. Ja jednak się nie poruszyłem z wygodnego i ciepłego łóżka. Ona jednak nie dawała za wygraną. Wyciągnęła mnie z łóżka jak jakiś dźwig. Zdjęła maskę, wzięła mnie pod pachę jak torbę ziemniakami i zaciągnęła do kafeterii. Gdy mnie puściła, osunąłem się po ścianie na podłogę, chciałem jedynie spać. Gdy tylko to zobaczyła, oberwało mi się po głowie. Ziewnąłem jedynie i się podniosłem. Kilka razy kaszlałem, ale mimo to wzięła tackę, którą następnie mi wepchnęła i niemal popchnęła do jednego ze stolików.
Tutaj była chwila spokoju. Jadłem o ile można to tak nazwać.
  - Czy Ayo i Clam są u ciebie? - spytałem.
  - Tak zgadza się, przyszli do mnie. Zjadaj, bo nie mamy całego dnia. - rzekła.
Najwyraźniej nie mogłem się opierniczać, gdyż po kilku gryzach, najchętniej bym się za hibernował w namiocie, z grzejnika i poszedł w sen wśród ciepła i ciszy. Jednakże najwyraźniej nie będzie mi to dane.
Gdy już wychodziliśmy, Gatta zauważyła Ozyrysa, którego bez przeszkód pociągnęła, niemalże za ucho, by ten się ruszał i szedł z nami. Zerknąłem na niego przelotnie, ale wróciłem do dziewczyny. Ponownie tym razem przerzuciła mnie sobie przez ramię i ruszyliśmy do namiotu ze zwierzętami, w którym zazwyczaj jest Gatta.
  - Najlepsze miejsce, by pójść spać oraz, by nikt nie mógł cię znaleźć. Znasz takie miejsce? Jeśli tak to mi je zdradź. - skierowałem swe słowa do ognistowłosego.
  - Nie znam takiego. - powiedział, wzruszając ramionami. Najwyraźniej Gattcie nie umknęły te słowa.
  - Nie szukaj sobie miejsca do spania, masz mi pomagać. - fuknęła, odstawiła mnie, a dokładniej to rzuciła jak wór ziemniaków, na co jedynie nadymałem policzki, ona jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Zrezygnowany wstałem i zacząłem wołać swoje pupile. Clam zjawiła się od razu, niemalże się na mnie rzuciła i zaczęła lizać oraz podgryzać. Głaskałem ją, przytulałem oraz dziękowałem w duchu, że jest bezpieczna.
Ayo najwyraźniej nie był, aż tak chętny. Zobaczyłem go, gdy spogląda na młode jednego z jego gatunku dzikich kotów.
  - Ayo. - zawołałem, spojrzał na mnie, po czym podszedł, tylko po to, by pacnąć moja dłoń pyskiem. Przysunąłem się do niego i go przytuliłem. Wstałem z ziemi ponownie i ruszyłem wraz z pupilami jako pomoc Gatty.

< Ozyrys? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz