18 sty 2020

Shu⭐zo CD Lennie

... Jednak ten ból nie nadszedł. Gdy znów postanowiłem otworzyć oczy, ostrze noża było zaledwie parę milimetrów od mojej klatki piersiowej. Mój oprawca trzymał go w drżącej dłoni, zawahał się.
- Nie... Nie mogę tego zrobić. - wymamrotał po chwili ciszy, a jego gniewne spojrzenie zniknęło. Jednak nie był to powód do szczęścia, rozbiegane oczy szaleńca, w dodatku chory uśmiech, nie budził specjalnie mojego zaufania. Częściowo odetchnąłem, ale bałem się co będzie dalej, więc postanowiłem nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i nie odzywać się niepytany. Przeraziłem się, gdy John przejechał delikatnie ostrzem po moim policzku, mamrocząc coś na temat oczu. Na tym się nie skończyło, zaczął się śmiać i schodząc ostrzem z policzka na usta, a potem na podbródek, by stanąć na szyi. Aż wstrzymałem oddech i zamarłem w bezruchu. Nagle nastała grobowa cisza. Nie wiedziałem, co zrobić, co się wydarzy i czy rzeczywiście wyjdę z tego cało. John wlepił we mnie wzrok, nie mógł się oderwać i wciąż przede wszystkim wpatrywał się w moje oczy, jak w jakiś ładny obrazek. Po chwili zabrał nóż, wstał, złapał mnie za włosy i pociągnął w górę, zmuszając do natychmiastowego wstania. Już nie czułem nóg, byłem wyczerpany. Mimowolnie od razu osunąłem się na kolana, dzięki czemu po raz kolejny zostałem pociągnięty za włosy. - No już. Idziemy. - usłyszałem, od razu wręcz zrywając się na równe nogi, a później jedynie opadłem na siedzenie w tym głupim samochodzie.
Niech ten koszmar się już skończy.

W sumie powinienem być mu wdzięczny, a nie ciągle na wszystko narzekać. W końcu dalej żyłem i nic poważnego mi się nie stało, a on porządnie się zdenerwował. Wróciłem z nim znów do miejsca, z którego uciekłem. Wszystko było już w jak najlepszym porządku.
- Widzisz, spryciarzu? Ze mną nie ma tak łatwo. - odezwał się, wypuszczając mnie z samochodu, a potem wciągnął do środka.
- Już tak nie zrobię... - wymamrotałem cicho. - Dotarło do mnie, że to było głupie i bezsensu. - usiadłem od razu na kanapie, cicho wzdychając. Nie miałem już na nic siły. To było smutne, ale trzeba się kiedyś w końcu pogodzić z takim, a nie innym losem. - Jak się dogadamy, to możemy przecież mieszkać, jak przyjaciele. - dodałem z uśmiechem po chwili ciszy. - Odpowiem na wszystkie twoje pytania, a nawet możesz się chwalić, że masz unikalnego pieska w domu. - zapewniłem i wyciągałem lekko drżącą rękę w jego stronę. - Wszyscy nazywają mnie Shuzo, pochodzę z Japonii i aktualnie nie mam już żadnego celu w życiu. - oczywiście tak od razu ręki mi nie podał. Było widać, że kłócił się z własnymi myślami, jednak mi się nie da odmówić tak łatwo. Sam wstałem, złapałem jego rękę i nią potrząsnąłem z uśmiechem, który John odwzajemnił po chwili niepewności.
- Masz piękne oczy, Shuzo. - zwrócił się do mnie miłym tonem.

Pomimo tego, że od dobrych paru dni dogadywałem się z Johnem bez problemu, to i tak nie mogłem wychodzić, ani wszystkiego robić. W dodatku sam nie czułem się najlepiej. Nie mogłem nic przełknąć. W nocy nie umiałem zasnąć, chociaż może też i przez to, że spałem w jednym łóżku właśnie z moim "porywaczo przyjacielem"? Facet naprawdę nie umie trzymać łap przy sobie i nie zna pojęcia przestrzeń osobista. To jest takie męczące to wieczne przypominanie mu o tym albo próbowanie go samemu od siebie odsunąć. Sam już nie wiem. Po prostu czułem, że nie mam na nic siły, a straszna tęsknota zżerała mnie od środka nieustannie.
Jednak wszystko, co jest w miarę dobre, nigdy nie trwa wiecznie. Tamto wydarzenie wspominam jak przez mgłę. Sam nie wiem, co mnie napadło. Siedziałem wtedy w sypialni, dopiero co wstałem, był środek dnia, a ja rzecz jasna nie miałem już w ogóle chęci, żeby się podnosić. Gdy to zrobiłem, to jedynie usiadłem po turecku na łóżku, przecierając oczy dłońmi. Miałem na sobie swoją ukochaną piżamę w owieczki. W domu panowała głucha cisza, a ja na razie siedziałem sam. Z nudów postanowiłem się zająć własnymi paznokciami, a że miałem przy sobie swoją walizkę, to nie musiałem za dużo szukać ani gdzieś chodzić. Usiadłem znów na łóżku, oglądając paznokcie w jednej ręce, a w drugiej trzymając nożyczki właśnie do paznokci. W ogóle moje dłonie wyglądały okropnie. Za nim w ogóle zdążyłem coś z nimi zrobić, do pokoju wszedł John.
- Ooo cześć. - od razu podniosłem głowę i spojrzałem na niego.
- Jak tam? - spytał, siadając koło mnie. Oczywiście za blisko. Momentalnie się odchyliłem do tyłu, podpierając się z tyłu na rękach, trzymając w jednej wciąż te nożyczki z uśmiechem.
- A no wiesz... Wszystko dobrze i tak dalej. - w sumie nie wiedziałem, co powiedzieć. Znowu gapił mi się prosto w oczy, a potem zaczął przybliżać twarz w stronę mojej. Za nim jednak zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, już leżałem przyciśnięty do łóżka. Już zacząłem się trochę denerwować, a prawdziwa panika się stała, gdy koleś mnie pocałował, zaczynając obmacywać w różnych miejscach. Wtedy jakoś urwał mi się film, zacisnąłem dłoń na nożyczkach.
Dopiero gdy puściłem jego ręce, spoglądając na rozciętą szyję, zrozumiałem, że on nie żyje... Odsunąłem się od razu, ręce znów zaczęły mi się trząść, były całe we krwi. Zresztą tak samo, jak cały ja. Momentalnie stanęły mi łzy w oczach.
- J... Ja nie chciałem. - wydusiłem cicho drżącym głosem, patrząc na leżącego trupa i zaczynając się nerwowo wycofywać do wyjścia. O mało co z tego wszystkiego nie spadłem ze schodów. W sumie nie wiedziałem, gdzie idę ani po co. Było mi słabo. Uświadamiając sobie, że miałem na ubraniach, skórze, włosach, dłoniach, twarzy czyjąś krew, chciało mi się jedynie wymiotować. Zszedłem na dół i od razu poczułem delikatny wietrzyk dochodzący z otwartych na oścież drzwi. Gdy tylko podniosłem głowę w ich kierunku, zobaczyłem stojącego w nich... Nie no... Jak to w ogóle...
- Lennie... - wymamrotałem słabo i mimo wszystko się uśmiechnąłem z wyraźną ulgą w sercu. Był z nim jeszcze ktoś, jakaś kobieta, która od razu mnie zauważając, przytuliła się do ramienia Lenniego, odwracając wzrok. W ogóle się tym nie przejąłem, gdy zrobiłem ledwo dwa kroki w ich stronę, ogarnęło mnie znużenie. Sen i zmęczenie, które przez ten cały czas nie dawało mi spać i odpocząć w spokoju. Mój kochany, widząc, w jakim jestem stanie, odtrącił od siebie dziewczynę. Za nim upadłem na ziemię, znalazłem się w jego ramionach. Spojrzałem prosto w jego czarujące oczy, a potem mój świat znów pociemniał.
Koszmar się skończył.

(Lennie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz