26 sty 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Bez zastanowienia od razu wtuliłem się w Lenniego. Trudno opisać, jak bardzo mi tego brakowało, jak bardzo tęskniłem, jak bardzo przerażała mnie myśl, że możemy się już nigdy więcej nie spotkać. Trudno też opisać, jak bardzo mi ulżyło i jak bardzo się cieszę, że znów jestem przy nim.
- Zamknij oczy. - poprosiłem po chwili ciszy, podnosząc na niego wzrok. Lennie zupełnie nie rozumiał, dlaczego ma to zrobić, ale i tak wykonał to bez zbędnych pytań.
- I co teraz? - spytał, gdy już zamknął oczy. Spojrzałem na niego, wciąż się do niego tuląc.
- Powiedz mi... Co teraz widzisz?
- Nic... Ciemność. - odpowiedział, mając wciąż zamknięte oczy. Puściłem go, a na mojej twarzy już pojawiły się rumieńce. Wiedziałem, że teraz już nie ma odwrotu.
- Cóż, wyobraź sobie, że uświadomiłem sobie, że dokładnie tak wygląda moje życie bez ciebie. - po tych słowach, niepewnie się do niego zbliżyłem, a potem pocałowałem. Nie obchodziło mnie, co on tam sobie już poukładał razem z Morgan. Byłem przy nim pierwszy i znam go o wiele lepiej, więc nie będę się przejmować żadną głupią babą. Nie odrywając się od jego ust, objąłem go w szyi i kontynuowałem całowanie, które jakoś z każdą chwilą stawało się coraz bardziej namiętne. Lennie nie stawiał oporu, na początku pewnie był w szoku, ale po niedługiej chwili niepewnie mi to odwzajemnił, a później... Po prostu było cudownie.
Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie. W końcu odsunąłem głowę, łapiąc oddech. Siedziałem okrakiem na kolanach Lenniego, oparłem głowę o jego ramię, splatając palce na jego karku. Miałem wrażenie, że jestem już cały czerwony jak burak. Nie miałem odwagi podnieść wzroku na mojego ukochanego, który obejmował mnie w talii. Też sobie w ogóle moment wybrałem na miłostki, ale mimo to uśmiechałem się delikatnie pod nosem. Po chwili poczułem, jak jego dłoń zaczyna głaskać mnie po głowie. Przymknąłem oczy, przymilając się do głaszczącej mnie dłoni, ale nie trwało to za długo. Usłyszałem, że ktoś się zbliża do drzwi.
- Widzisz? To ja jestem lepszy i tylko ja cię tak zadowolę, a nie jakaś tam Morgan. - wymruczałem mu do ucha, potem już wstałem, a sekundę później drzwi się otworzyły. Oczywiście stała w nich Morgan, trzymając w rękach walizkę Lenniego z miłym uśmieszkiem.
- Przydałoby się już zbierać, nie sądzicie? Wzięłam już twoje rzeczy. Wystarczy zapakować i możemy jechać.
- Fajnie, że postanowiłaś tak mu ulżyć w dźwiganiu. - zauważyłem ze złośliwym uśmiechem i podszedłem do niej. - Nie, żeby to w jakikolwiek sposób ubliżało jego męskości. Z tego, co wiem, to podobno przede wszystkim faceci są od dźwigania czyż nie? - dziewczynie drgnęła powieka. Zdecydowanie miała mnie dość.
- Chciałam tylko pomóc.
- A mi się wydaje co innego. - zapewniłem, patrząc na nią jakoś z góry. Nawet nie chodzi o to, że i tak byłem trochę wyższy. W odpowiedzi dostałem jedynie wkurzone spojrzenie i tę walizkę.
- To bądź taki męski i sam ją zanieś. - odpowiedziała, a potem stanęła przy Lenniem, znów tuląc się do jego ramienia.
- Ależ z ogromną radością, tylko się wrócę również po swoje graty. Nie mogą ot, tak zostać pominięte. - mruknąłem i wszedłem znów do środka. - Nie odjeżdżajcie beze mnie.

Oczywiście będąc już w samochodzie, wylądowałem samotnie z tyłu. Morgan się uparła, żeby Lennie siedział z przodu, więc tak też się stało. Gdy usłyszałem, że jedziemy do Toronto, byłem najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Już chciałem powiedzieć, że od razu jedziemy do ojca Lenniego, ale w sumie nie chce tam Morgan. Jeszcze sobie coś jego tatuś ubzdura i będę już kompletnie na przegranej pozycji. Dlatego po prostu pokiwałem głową, siedząc z boku za Lenniem i gapiąc się przez okno. Na miejscu pomyślimy, co i jak. Wygodnie się ułożyłem, wtulając się w moją cieplutką bluzę, która od wewnątrz pokryta była mięciutkim białym futerkiem. Już oczy zaczęły mi się same zamykać, gdy nagle mignęło mi przed oczami miejsce, gdzie o mało co nie zostałem zadźgany. Bawiła się tam dwójka dzieci, a w zasadzie szarpała się o kapelusz, który tam kiedyś zostawiłem.
- Zatrzymaj się! - wrzasnąłem, gwałtownie się zrywając z miejsca. Morgan od razu ostro zahamowała, a ja wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem do tych dzieci. Musiałem odzyskać to nakrycie głowy. W końcu jak Lennie ma kiedyś wrócić do bycia magikiem bez swojego cudownego kapelutka? Moim obowiązkiem było go odzyskać. Szarpiące się dzieci nie zwróciły na mnie uwagi. Dopiero gdy się do nich odezwałem i zapytałem o ten kapelusz, nie były za bardzo zadowolone moim widokiem. Oddać go też nie chciały. Trochę mi zajęło, za nim się zgodziły. Na szczęście były to dwie dziewczynki, więc uprosiłem je na kolanach, a później zmieniłem się w pieska, dając im się głaskać. Mało im do szczęścia brakowało. Po głaskaniu oddały mi go, a ja od razu pobiegłem na tych swoich małych łapkach do Lenniego i Morgan, którzy stali na chodniku. Dziewczyna nie była zadowolona, ciągle na coś narzekała, stojąc niedaleko samochodu. Pewnie komentowała mnie i moje głupie zachowanie, ale samochód był cały, nie wiem, o co jej mogło chodzić. Usiadłem przed magikiem z kapeluszem w pyszczku i wesoło machając ogonkiem. Morgan od razu zamilkła, zdziwiona na mnie patrząc. Cóż, widocznie nie spodziewała się, że tak umiem. Lennie z uśmiechem kucnął przede mną, odbierając kapelusz.
- I to wszystko z powodu zwykłego kapelusza? Strasznie nieodpowiedzialne zachowanie. - spojrzała na mnie niezadowolonym wzrokiem, a później wróciła do samochodu. Ja korzystając z okazji, oparłem przednie łapki o kolana Lenniego, dając mu do zrozumienia, że chce, żeby mnie podniósł. Oczywiście tak się stało. Zaniósł mnie do samochodu i resztę drogi przeleżałem na jego kolanach.
W Toronto byliśmy już na wieczór. Wróciłem wtedy już na swoje miejsce z tyłu i zmieniłem się w człowieka.
- To, gdzie się zatrzymamy? - spytałem, opierając się głową o jeden z przednich siedzeń.

(Lennie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz