15 maj 2021

Orion CD Cherubin

Zgliszcza... Tyle pozostało po śnie, którego światła, choć były czymś fascynującym, to okazały się być tylko tanią podróbką, która miała odwrócić uwagę od prawdziwej zabawy. Zabawy, która skrywała się w ciemnościach.
Suchy kaszel przerwał głuchą ciszę, która zawisła nad tym nowopowstałym cmentarzysku pogrzebanych snów i nadziei. Wraz z gwałtownym skrzypnięciem spróchniałych desek, spod częściowo spopielonego materiału, wyczołgał się mężczyzna. To jego sen tamtej nocy zamienił się w koszmar, a później umarł wraz z tym miejscem. Mężczyzna nie miał sił się podnieść. Oparł jedynie dłonie o gołą ziemię, oddychając głęboko. Był cały umorusany, a garnitur, który miał na sobie nadawał się już jedynie do kosza. Nie minęła nawet chwila, a tuż przy nim zjawiła się zdecydowanie młodsza i drobniejsza kobieta, która wcale nie była w lepszym stanie. To właśnie ona, łapiąc za jego ramię, pomogła mu wstać.
- Cholerny gówniarz. - wychrypiał, po chwili już odpychając od siebie dziewczynę. Podniósł głowę i dopiero wtedy rozejrzał się dookoła. Owiał wzrokiem każdy fragment spopielonego obozowiska. Miejsca zupełnie spowite mrokiem, jak i te, w których jeszcze tlił się ogień i niespokojnie tańczył na materiale, z którego kiedyś składał się jeden z największych namiotów. Wśród gruzów znajdowali się też ludzie. Jedni w lepszym stanie, drudzy w trochę gorszym, ale nie zapowiadało się, żeby komuś stała się poważniejsza krzywda. Koniec z końców jego wzrok, wiedziony skrawkiem plakatu, który został porwany przez wiatr, zatrzymał się na ocalałym fragmencie jednej z przyczep. Widniał tam napis, który złożony z dość dziwnych znaków wciąż tlił się żywym ogniem. Mężczyzna, widząc to, od razu zmarszczył brwi i złapał dziewczynę za włosy, przyciągając ją znów do siebie.
- Co to znaczy? - wręcz wywarczał, rozwścieczony. Dziewczyna zadrżała ze strachem wymalowanym na twarzy. Spojrzała od razu w tamtym kierunku i przełknęła ślinę, w ciszy przez krótką chwilę przyglądając się specyficznemu napisowi.
- ... Jestem wśród was, ale nie jestem jednym z was. - wymamrotała przerażona. Wypowiedziane przez nią słowa jeszcze bardziej rozwścieczyły mężczyznę, co sprawiło, że pociągnął ją jeszcze mocniej za włosy, przez co dziewczyna upadła na ziemię, a później jeszcze, by jakoś wyładować swoje złości, wymierzył jej kopniaka prosto w brzuch. Dziewczyna już nie miała odwagi wstać, a co dopiero wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

- Lychee, przyjaciółko... - wymamrotałem pod nosem, wydając z siebie głębokie westchnienie. Delikatny wiatr targał pogrążone w nieładzie włosy na mojej głowie, a ja sam zwrócony twarzą do słońca z zamkniętymi oczami, rozkoszowałem się przerwą między treningiem a próbą. Tak wyglądał praktycznie cały mój dzień między jednym zajęciem a drugim. Popadłem w pewnego rodzaju rutynę, co osobiście niezbyt mnie zadowalało. Jednak tym razem powiewu świeżości nie brakowało. Rozmyślania przerwało mi zwierzę, które ni stąd, ni zowąd pojawiło się przy mnie. Z początku zupełnie nie przejąłem się obecnością tego niespodziewanego gościa, jednak na szczęście w odpowiednim momencie zdecydowałem uchylić powieki i spojrzeć na... Małpkę. Od razu zauważając, z jaką ciekawością zwierzak się kręci przy mojej bluzie, którą położyłem koło siebie, wyprostowałem się, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. - Witam. Skąd cię przywiało? - spytałem, wyciągając dłoń do zwierzęcia, które z początku tylko uważnie się mi przyglądało, a po niedługiej chwili wskoczyło na moje ramię i zaczęło swoje igraszki, burząc jeszcze bardziej moją już i tak niedbałą fryzurę.

***

Pan Moon Light (bo tak nazywała się małpka) przywoływał wszystkie moje przyjemne wspomnienia za czasów dzieciństwa, gdzie nie było dnia, żebym nie przyprowadził do domu jakiegoś zwierzaka i błagał mamę o zatrzymanie takowego. Coś z tamtego okresu zostało mi do dzisiaj, jednak tego zwierzaka zdecydowanie nie mogłem sobie przywłaszczyć. Jego właścicielem okazał się być Cherubin, czyli facet, z którym odkąd w ogóle dołączyłem do trupy, zamieniłem zaledwie parę zdań. Od zawsze jakoś się mijaliśmy. Jednak jak widać, dziś miało się to zmienić i się zmieniło. Byłem dość zmieszany naszym pierwszym spotkaniem twarzą w twarz. Od razu wydał mi się dziwny, ale z czasem ta myśl już nie miała żadnego znaczenia. Zwierzęta skutecznie odwracają moją uwagę i w tym przypadku nie było inaczej. Dlatego, gdy tylko chłopak spytał później o spotkanie wieczorem, bez wahania się zgodziłem. Zresztą chcąc nie chcąc i tak bym się tym dzisiaj zajmował. Zapowiadała się naprawdę piękna noc i przede wszystkim bezchmurna, co tylko ułatwi całą sprawę. Szkoda tylko, że moje ulubione konstelacje nie będą i tak widoczne o tej porze roku.
- To jesteśmy umówieni. - dodał jeszcze, siedząc tuż obok i zmieniając strunę w swojej gitarze. Od razu pokiwałem głową, przyglądając się temu co robił, lecz nie na długo. Pan Moon Light ciągle odwracał moją uwagę, a teraz po raz kolejny postanowił się wdrapać na moją głowę.
- Ale z ciebie ruchliwy zwierz. - oznajmiłem rozbawionym tonem. - Cherubinowi się na pewno z tobą nie nudzi. - dodałem jeszcze, zdejmując zwierzaka z głowy. Mój kok już w zupełności się rozwalił, a przez te wszystkie włosy zupełnie już nic nie widziałem.
- A żebyś wiedział. Istne utrapienie. - odpowiedział, kończąc pracę nad instrumentem, gdy ja starałem się zebrać wszystkie włosy w całość i znowu je spiąć. Zaśmiałem się na jego stwierdzenie i na końcu tylko go szturchnąłem w ramię.
- Ale wytrzymujesz. To się ceni. - po tych słowach już wstałem, uświadamiając sobie, że sam powinienem się w końcu zająć własnymi priorytetami, lecz za nim zdążyłem się pożegnać i oddać chłopakowi zwierzaka, ten przejechał palcami po strunach gitary, sprawdzając, czy wszystko już jest z nią w porządku. Wybrzmiała naprawdę ładnie, choć słuchanie muzyki nie było dla mnie czymś wielce pasjonującym. Zagrał jeszcze parę akordów, by po chwili przestać i zadać mi dość niecodzienne pytanie:
- Znasz jakieś piosenki? - nie musiałem się długo namyślać przed odpowiedzią. Była ona jasna i przede wszystkim zgodna z prawdą.
- Nie. - oznajmiłem, wzruszając przy tym ramionami. - Może kiedyś mnie jakiejś nauczysz? - dodałem żartobliwie, odstawiając małpkę na ziemię. Zamierzałem już to zostawić bez komentarza, więc odwróciłem się, chcąc już odejść. Jednak w ostatniej chwili jeszcze spojrzałem za siebie. - Do wieczora.

***

Ta kanalia mimo wszystko nie zostawiła dziewczyny w spokoju. Ona wciąż leżała na ziemi, a jedyną różnicą, jaka nastąpiła, to stopniowo wzrastające ugrupowanie wszystkich ocalałych, które zebrało się wokół niej.
- To ona jest źródłem naszych problemów. - oznajmił dumnie wciąż ten sam mężczyzna, wskazując na leżącą dziewczynę, która z tlącym się strachem w oczach, zerwała się na równe nogi. Niestety nie zdołała uciec za daleko. Tłum ludzi, niczym stado wygłodniałych wilków, rzucił się za nią z zębami. Ktoś ją złapał, jeden uderzył w twarz, drugi wepchnął prosto na deski, a jeszcze jeden ją podniósł i po raz kolejny uderzył. Skończyło się na tym, że wypchnęli ją z obozowiska i zaciągnęli na skraj lasu, a reszta tłumu wściekłe wiwatowała, żeby z nią skończyć, a wśród nich był i ten, który skazał ją na taki los bez mrugnięcia okiem. Dziewczyna chciała uciec aż do ostatniej chwili, nawet mając zaciśnięty sznur wokół szyi. Nie błagała o uwolnienie. Nie próbowała się wybielić, ani zwalić winy na kogoś innego. Chciała tylko uciec. To było w tej chwili jej jedyne marzenie, jednak w najmniej spodziewanym momencie po prostu zastygła, a wola walki już w zupełności ją opuściła. Skrępowali jej dłonie, postawili na pniaku przy jednym z drzew, nad którego gałęzią przewiesili linę. Najgorsze było to, że wśród tego ślepego ugrupowania, nikt z obecnych nie miał w sobie ani krztyny rozumu i współczucia. Nikt nie podważał słów alfy. Wszyscy zapomnieli również, ile dobrego do tego miejsca wniosła ta dziewczyna i oczywiście to swojemu przedstawicielowi zostawili wymierzenie kary i strącenie jej jedynego gruntu pod nogami. Oczywiście dla mężczyzny nie było to nic zaskakującego...
Na to wielce przyjemne wspomnienie aż przejechałem dłonią po własnej szyi.
Byłem wśród was i nigdy nie byłem jednym z was, pomyślałem, uchylając powieki. Nade mną rozciągał się rozgwieżdżony nieboskłon, a trawa, na której zwykłem się praktycznie co wieczór kłaść, była tak miękka i wygodna, jak najlepsze poduszki i pościel w jednym z najdroższych hoteli na tym świecie. Wszechświat bardzo dobrze dba o wszystkie moje potrzeby. Naprawdę dziś niewiele mi brakowało do szczęścia.
- Gwiazdy mi dziś sprzyjają. - oznajmiłem dość głośno, słysząc za sobą czyjeś kroki. Wiedziałem, że był to Cherubin i oczywiście się nie pomyliłem. Taką już mam niezawodną intuicję.
- Myślałem, że będę tu pierwszy. - powiedział na przywitanie ździebko zawiedziony, stając tuż nade mną. - A to przekonanie to niby skąd? - spytał jeszcze, zajmując miejsce obok mnie. Przyszedł sam bez tego kochanego zwierzaka. Poczułem się dość zawiedziony. Gdybym sam miał małpkę, to nie spuszczałbym jej z oczu ani na chwilę. Jednak nie jest mi dane takiej posiadać. A po co by mi była? Najważniejsze, że taką bym po prostu posiadał. Chyba nikt nie ma bardziej zrąbanych priorytetów ode mnie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. To jest w pewnym sensie zabawne.
- Horoskop. - odpowiedziałem krótko, zakładając ręce za głowę i jednocześnie nie odrywając wzroku od nieba.
- Wierzysz w takie rzeczy?
- To... - zacząłem, lecz szybko przerwałem na zupełnie niepotrzebne westchnienie. - Dość skomplikowane. Nie ma co się rozwodzić.
- Ale jesteś powściągliwy. - mruknął w końcu, co bardzo mnie rozbawiło. Miałem dziś świetny humor. Od razu obróciłem się do chłopaka, podpierając głowę na jednej ręce.
- A podasz mi jakiś dobry powód, żebym zmienił swoje podejście? - spytałem, przyglądając się mu. Byłem ciekaw, co odpowie, choć nie było to za bardzo konieczne. W końcu czy nie mieliśmy po prostu oglądać gwiazd?

(Cherubin~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz