7 paź 2018

Cal CD Rose & Vivi

Los się do mnie już nigdy nie uśmiechnie. W ogóle nigdy się nie uśmiechnął. Zawsze odczuwam... Że mam pod górkę i z każdym dniem coraz bardziej. Nikt mi nie powiedział, że życie będzie łatwe i usłane różami, ale chciałbym raz odetchnąć w spokoju i się wyciszyć. Występ to była dla mnie tylko kolejna dawka stresu w dodatku za marne grosze. Ta cała wróżbitka zarobi dzisiaj o wiele więcej niż ja przez okrągły miesiąc. Stałem oparty o jakieś skrzynie i obserwując, jak jej interes się kręci. Naprawdę. Czemu ludzie są aż tak głupi, żeby wierzyć w takie dziwne wróżby? Raz się sprawdzi, a za kolejny razem nic z tego. Nagle poczułem, jak coś miękkiego ociera się o moją nogę. Miałem nadzieję, że to będzie normalny kot, ale niestety tak nie było. Ten demon mnie znalazł i teraz nie da mi spokoju. Serio. Prędzej czy później wyzionę ducha i ta piekielna istota dostanie to, co chciała. Nie chciałem być z tym kotem sam na sam. Szybko więc skierowałem swoje kroki przed siebie. Nagle jakiś idiota wepchnął mnie prosto na stoisko dziewczyny. Tak oto znalazłem się na samym początku kolejki.
- O proszę, ale niespodzianka.- odezwała się, widząc mnie przed sobą. Ja jedynie poprawiłem rękaw mojego nowego stroju na występy.
- Nie wierzę w takie bzdety, ale skoro już tu jestem, to przepowiedz mi moją przyszłość.- dziewczyna bez słowa zajęła się wróżeniem. Szczerze to mało mnie obchodziło, co tam wywróży. Nagle jednak ten durny kot wskoczył na stół i rozsypał wszystkie karty. Bezczelnie jeszcze położył łapkę na karcie ze śmiercią i znacząco na mnie spojrzał. Oczywiście nie było widać, że mnie to poruszyło, ale w środku totalnie już byłem przerażony tą całą sytuacją.
- Fatalne tu masz warunki. Byle kot ci wszystko rozwalił. Pierwszy i ostatni raz tu przyszedłem.- po tym słowach skierowałem się do swojego namiotu, zostawiając dziewczynę i tego kota.

Zostałem sam. Demon się odczepił. Oczywiste, że wróci i będzie mnie dalej prześladował. Zastanawiałem się, kiedy i co on teraz robi. Może obmyśla plan jak bardziej mnie zmasakrować? Albo uśmiercić tak na dobre, żeby zdobyć tę moją duszę. Moje przemyślenia przerwała dziwna dziewczyna krążąca między namiotami. Starałem się nie zwracać na nią uwagi i szedłem dalej. Jednak szybko zagrodziła mi drogę parę kroków od mojego namiotu.
- O nareszcie jakaś osoba.- odezwała się do mnie i od razu przytuliła. Miała długie jasne włosy i suknie z poprzedniej epoki. Trudno mi było określić detale. Nie przyjrzałem się jej dobrze i nie chciałem. Od razu, gdy tylko objęła mnie swoimi rękami, ogarnęła mnie panika. Co to za wariatka?! Jakim prawem mnie dotyka?!
- Idealnie się składa. Mój pan potrzebuje twojej duszy.- po tych słowach poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej. Nie zdążyłem nawet zareagować i już miałem wbity sztylet prosto przy sercu. Dziewczyna od razu mnie puściła, więc zgodnie z prawem grawitacji wylądowałem na ziemi. Jak tak dalej pójdzie, to kopnę w kalendarz. Szybkim ruchem wyciągłem sztylet, przez co bardziej powiększyłem swoją ranę. Resztką wziąłem się za ucieczkę. Co mi innego pozostało? Uciekam już całe życie.
- Odważny jesteś, skoro próbujesz uciekać w takim stanie. Oh, a może po prostu lubisz się bawić w chowanego?- spytała, stojąc w miejscu. Szybko znikłem za jakimś namiotem, a echem ciągły się za mną słowa tej dziewczyny: "Doskonale. Policzę do stu, a ty biegnij i szukaj kryjówki. I tak nie uciekniesz przed śmiercią... "
Ostatnią resztką sił wpadłem do czyjegoś namiotu. Oparłem się o jakiś kufer, sapiąc i ściskając ranę dłonią schowaną w rękawiczce. Serio umrę... To już koniec.
- Moje kondolencje Tyberiaszu.- pojawił się przede mną ten cały pielęgniarz, którego spotkałem wtedy w lesie. Tym razem jednak miał lisie uszy i dziewięć ogonów.
- Znowu ty.
- Nie uczyli cię na zamku, że do dorosłych nie mówi się per ty? Ależ z ciebie niewychowane dziecko.
- Dziecko?! N-nie nazywaj mnie tak.
- Podziwiam twój hart ducha, w najlepszym razie została ci godzina.
- Że co?... Nie. Koniec tego.- zerwałem opaskę z oka.- Nie taka była umowa!- demon jedyne co zrobił, to nachylił się do mnie i złapał za podbródek. Przysunął swoją twarz bliżej do mojej (zdecydowanie za blisko) i wypatrywał się w moje oko z pentagramem. On mnie dotyka. On mnie dotyka. Ludzie zróbcie coś, on mnie dotyka. Jest za blisko i mnie dotyka. Zacząłem totalnie panikować, ale on nic sobie z tego nie robił.
- A tak długo czekałem na tę chwilę. Niestety masz rację.- puścił mnie i się wyprostował. Od razu mi ulżyło, a rana w klatce piersiowej zaczęła znikać. Już miałem założyć opaskę na oko, ale nagle do środka weszła Rose. To jest jej namiot?!

<Rose?Vivi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz