4 gru 2018

Lennie CD Yin

Patrzyłem na dziewczynę, która nie wiadomo skąd przybywała i kiedy. Miałem ochotę ją udusić, już raz komuś zabrałem życie, a teraz drugą osobę narażam na jej stratę.
- Yin? - mruknąłem bardziej do siebie, dalej nie dowierzając, że nie usłyszałem jej. To, że jej nie zobaczyłem, było normalne, w końcu w środku nocy ciężko kogoś zauważyć, ale że nie wydawała żadnego dźwięku? Jestem pewien, że mnie nie śledziła, tylko pojawiła się tutaj przez przypadek. Przez bardzo okropny przypadek.
- Czyli ją znasz? - odezwał się mężczyzna. Przez chwilę korciło mnie, by pokręcić przecząco głową. Znałem ją jeden dzień, ale czy to oznaczało, że miałem jej bronić? Stanąć przed nią i osłonić własną klatą, na wypadek, gdyby on chciał się jej pozbyć? W końcu gdy robisz coś po kryjomu, nie może być żadnych świadków, nawet tych przypadkowych.
- Tak - odezwałem się w końcu, zastanawiając się, co zrobić. Wątpię, by pozwolił jej na spokojnie odejść do cyrku, w końcu mogła komuś powiedzieć, ze spotykam się z tajemniczym gościem, który na miłego nie wygląda. Wtedy mogliby pomyśleć, że knuje coś za ich plecami, a co gorsza, mogliby porównać mnie do zdrajcy, gdyby stało się komuś coś złego. Pierwszy podejrzany: ja i mój nieznajomy przyjaciel (chociaż przyjacielem go nie mogłem nazwać).
- Jeśli już chciałeś przyjść z jakąś obstawą, mogłeś wybrać kogoś... lepszego pod każdym względem - prychnął patrząc na dziewczynę. Podszedłem do niej i stanąłem obok. Nie miałem pojęcia, jak to spotkanie się zakończy; w sumie nie potrafiłem wyobrazić sobie zakończenia, nawet, gdyby przeszło ono bez żadnych problemów, więc co mam myśleć przy takim obrotu sytuacji? - No i powiedz mi, co mam teraz zrobić? Pozbyć się świadka? Jak ty... - przerwałem mu, za daleko wybrnął w osobności obcej mi jeszcze Yin. Nie znałem jej praktycznie wcale, wiedziałem tylko tyle, że nie należała do wyluzowanych i zabawnych ludzi oraz pięknie grała na fortepianie. Może jest pleciugą i wszystkich rozgada to, co mogłaby usłyszeć z ust mężczyzny? Cicha woda brzegi rwie, nie mogę jej ufać, bo wydaje się nie groźna.
- Ja się tym zajmę - powiedziałem szybko, z naciskiem na każde słowo, dając mu do zrozumienia, że ma nie kończyć zdania. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek: w końcu w tej sprawie się spotkaliśmy. Za dużo wiedział i chciał to wykorzystać, a ja jak ten posłuszny pies o swoje życie, musiałem słuchać. Odwróciłem się do Yin, która była najwyraźniej zakłopotana całą tą sytuacją. Bez przeciągania zdjąłem z głowy kapelusz, wsadziłem do niego rękę, a gdy ją wyciągnąłem, sypnąłem błękitnym proszkiem w oczy dziewczyny. Raptownie je zamknęła i zaczęła trzeć oczy. - Śpij do rana - powiedziałem cicho, a białowłosa osunęła się na ziemię, śpiąc niczym głaz. Odetchnąłem z ulgą.
- Zaczynam rozumieć, jak to zrobiłeś - zaśmiał się widocznie rozbawiony. Posłałem mu wściekłe spojrzenie, ale jego to nie ruszyło. Był niczym drzewo: twarde na zewnątrz i w środku, nie ugięte przed żadną istotą, aż nadejdzie ktoś silniejszy i go złamię. Niestety nie byłem "tym kimś".
Zaniosłem dziewczynę do cyrku, niosąc ją na plecach. Spała grzecznie niczym niemowlę, nie wydając przy tym żadnego dźwięki - dosłownie! Przestraszony musiałem sprawdzić, czy ma puls, bo miałem wrażenie, że spała snem wiecznym. Wszedłem do jej przyczepy, która na szczęście była otwarta, położyłem na łóżku i okryłem. Przez chwilę się jej przyglądałem, lekko zmarszczyłem czoło. Nachyliłem się nad jej twarzą i wpatrywałem w jej oczy. Nasłuchiwałem, ale nie potrafiłem usłyszeć nawet wypuszczanego powietrza z nosa. To było bardzo dziwne, nie wydawał z siebie żadnego dźwięku... a ja będąc pewny, że to pewnie przez późną porę zaczynam wariować, wróciłem do siebie i niestety nie przespałem ani godziny. Ciągle rozmyślałem.

<Yin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz