23 gru 2018

Vivi CD Rose & Cal


Gdy chłopiec mnie odesłał poszedłem wrócić do swoich zajęć. Nie żeby miały mi zabrać specjalnie dużo czasu. Jednak nadal musiałem jakoś zapracować na zaufanie. Nie miałem ochoty wyzbywać się tylu ludzi naraz w przypadku gdyby coś zauważyli lub odkryli. Dopiero pod wieczór miałem trochę czasu dla siebie. Przeciągnąłem się i przybrałem cienistą formę. Bez zbędnego trudu prześlizgnąłem się to namiotu chłopca. Obserwowałem go chwilę do czasu aż nie zaczął się rozglądać widocznie zirytowany. Zniknąłem i pojawiłem w pobliżu namiotu jak jej tam było... Ach Rose... Była nawet interesująca, przynajmniej z tego względu, na Cal'a. Coś się w nim zmieniało gdy był przy niej. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na moją prezencję, możliwe, że była zbyt zmęczona. Nic zbyt ciekawego się nie działo do czasu gdy zjawił się zbyt dobrze mi znany wygnaniec.
- O co ci chodzi? Nie możesz z tym poczekać do rana?- zapytała widocznie zirytowana.
- Nie mogę.- odpowiedział pokazując Rose trzy karty.- Co one znaczą?
Po chwili otrzymał odpowiedź nad swoje pytanie. Dalsza rozmowa mnie już nie interesowała zostawiłem ich w spokoju. Przynajmniej na razie.
A więc cierpienie... Śmierć i miłość... Intrygujące... A może... Gdybym tylko znalazł kogoś na kim mu zależy... Z żalem stwierdziłem, że Cal przecież z nikim nie jest tak blisko. Jest oziębłym, aroganckim księciem. Może mu pomogę znaleźć drugą połowę... Zamyśliłem się. No cóż, ale jak do tego podejść? Moje uszy drgnęły. I już miałem genialny plan...
Dałem dzieciakom chwilę spokoju. Och to nie tak, że mi się znudziło potrzebowałem czasu aby wszystko przygotować.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wybiła ósma. Cóż zajęło to dłużej niż sądziłem. No, ale teraz wystarczyło zwabić głównych bohaterów na scenę. Gdy wślizgnąłem się do namiotu książątka ten jeszcze głęboko spał. Widać nocne eskapady mu nie służyły. Nachyliłem się nad nim zamyślony i chwyciłem go za nadgarstek, a moment później oboje znajdowaliśmy się w jakiś ruinach. Odsunąłem się o krok od śpiącego. A z cienia dobiegło gardłowe warczenie.
- Jeszcze nie teraz... - Ofuknąłem istotę ukrytą w cieniu.
Tym razem przeniosłem się do namiotu dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu już nie spała, a siedziała przy lustrze czesząc włosy. Stanąłem za nią.
- Wcześnie jesteś na nogach. Sądziłem, że po tym jak cię Cal obudził będziesz jeszcze głęboko spać.
Aż podskoczyła odsuwając się ode mnie.
- Co ty tu...?!
- Ach nie przejmuj się mną. - Obejrzałem paznokcie zadowolony się uśmiechając. - Ponieważ na twoim miejscu raczej zastanawiałbym się co teraz.
- Co to ma w ogóle znaczyć!? Natychmiast wyjdź.
- Złość piękności szkodzi, panienko.
I puf! Znów staliśmy w tych samych ruinach jednak, trochę dalej od miejsca gdzie leżał Cal. Dziewczyna zaskoczona się rozglądała.
- Ach prawie bym zapomniał... Musicie sobie jakoś poradzić BEZ nadprzyrodzonych zdolności. - Zachichotałem odchodząc od niej.
I teraz wszystko było gotowe. Ogromna bestia, z którą zostawiłem Tyberiasza dostała ode mnie znak do działania. I tak oto z cienia powoli wyłoniła się wielka pręgowana bestia. Ogromny kot rozglądnął się, a końcówka jego ogona niespokojnie drgała. Nagle wypatrzył Cal'a i od razu się przyczaił gotowy do skoku.
Zjawiłem się przy niczego nieświadomym chłopaczku i szturchnąłem go nogą.
- Hej... Cal... Na twoim miejscu zacząłbym biec... Jedno draśnięcie jego kłów lub pazurów i jesteś martwy. - Uśmiechnąłem się wrednie spoglądając na jego zdziwioną twarzyczkę.
Grę w kotka i myszkę czas zacząć.
(Cal? Rose?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz