23 kwi 2020

Lennie CD Shu⭐zo

Siedziałem na krześle oniemiały. To było jak jakiś głupi, nieśmieszny żart. Shuzo mógł się nabawić jakiejś nieprzyjemnej choroby, a on mówi, że on jest w ciąży. Przecież to niemożliwe!
Niemożliwym jest podnoszenie przedmiotów siłą woli.
- Ale jest pan stu procentowo pewny? Przecież... - odezwałem się i spojrzałem na Shu, który był równie zdezorientowany jak ja. Potem zerknąłem na monitor i z przerażeniem w duszy stwierdziłem, że tam na prawdę coś jest.
- Badania nie kłamią, chociaż sam nie mogę w to uwierzyć - powiedział przejęty, wydawało mi się, że był tym odkryciem miło zaskoczony. Zmarszczyłem brwi.
- Czyli za dziewięć miesięcy urodzę dziecko? - to zdanie w ustach mężczyzny brzmiało całkowicie bezsensu i zaśmiałbym się teraz, gdyby nie powaga sytuacji.
- Na to wygląda. Jeszcze coś sprawdzę - ponownie przesuwał przedmiot po brzuchu mojego narzeczonego. Głowa mi zaczynała pulsować, tak samo serce... przynajmniej tak sądziłem, bo po chwili lekarz oznajmił, że widzi serduszko, które właśnie biło. Spojrzałem na ekran i długo się w niego wpatrywałem pustym spojrzeniem. To wszystko jeszcze do mnie nie dotarło, a czarnowłosy się uśmiechnął, słysząc ten dźwięk. Ścisnął mocniej moją dłoń i także wpatrywał się w ekran.
A może zwariowałem?
Po wyjściu od doktora nie zamieniliśmy ani słowa na ten temat, dopóki nie spotkaliśmy ojca.
- I co wyszło? - spojrzał na nas obu. Shuzo milczał i posyłał mi jednoznaczne spojrzenie, że jeśli to znowu sknocę, zabije mnie.
- Wiesz co? Powiem ci, jak dojedziemy do domu - położyłem mu dłoń na ramieniu, spojrzał na mnie zdziwiony, a Shuzo zmarszczył niezadowolony brwi.
- Dlaczego?
- Wydaje mi się, że po takim czymś nie będziesz zdolny do prowadzenia auta - wyznałem i ruszyłem w stronę drzwi. Ruszyli za mną i już po kilku minutach byliśmy w drodze do domu. Nikt się nie odzywał, usiadłem nawet z przodu, by nie być przy Shuzo. Być może byłem w tej chwili bardzo egoistyczny, ale to wszystko było zbyt szalone i niemożliwe, aby było prawdą. A jednak nią było.
Nie zauważyłem kiedy byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy z auta.
- Więc? - przede mną stanął ojciec, wskazując na Shuzo. Złapałem chłopaka za dłoń.
- No dobra - nabrałem powietrza. - Wiem, że może to dziwnie zabrzmieć, ale... zostaniesz dziadkiem - wymusiłem entuzjastyczny uśmiech. Jego mina mówiła sama za siebie...
Po długiej i męczącej rozmowie, głównie na tłumaczeniu, że to nie jest żart, musiałem mu pokazać  zdjęcie USG, jakie wydrukował nam lekarz. Potem życzył nam krótko zdrowia i odjechał. Miałem wrażenie, że on to znosił gorzej niż ja, a przecież tak bardzo chciał mieć wnuki. Wróciłem z Shuzo do domu i dopiero tam zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw na temat obiadu, a później chłopak się nagle uśmiechnął uradowany.
- Będziemy mieli dziecko - powiedział, jakby dopiero teraz ten fakt do niego doszedł (i tak szybciej niż do mnie). Zaczął się rozmarzać, jak nasza córeczka bądź synek biega po domu, uczy się chodzić, jak nauczy go lub ją szyć ubrania. Potem spojrzał na mnie i widząc moją niepewną minę, jego uśmiech zniknął. - Nie cieszysz się? - nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nie mam pojęcia, jakoś to do mnie nie dociera - powiedziałem zdezorientowany. Czarnowłosy się skrzywił, ale do mnie podszedł i oplótł mi dłonie wokół szyi. - Ciesze się, że nie jesteś na nic chory, ale... dziecko? Jak? Nie wiem czy mam się martwić, czy cieszyć - westchnąłem.
- Ja w zasadzie też nie wiem, ale... Wolę się cieszyć, niż martwić - spojrzałem na niego i się lekko uśmiechnąłem.
- W takim razie będzie trzeba przyśpieszyć nasz ślub - stwierdziłem całując go namiętnie w usta.
- Nie mogę się już doczekać.
Następne trzy dni minęły dość... chaotycznie. Shuzo wrócił do pracy, a ja zacząłem rehabilitację w domu. Znalazłem jakieś ćwiczenia na internecie oraz poleciłem się specjalisty. Ćwiczenia nie były trudne, ale nużące i po jakimś czasie męczące dla tej jednej nogi. Mimo wszystko chciałem jak najszybciej wyzdrowieć, aby zostawić tę kulę w kącie i więcej nie brać jej do rąk. Miałem dość tego ciągłego siedzenia, dlatego motywowałem się myślami, że znajdę pracę, może zacznę biegać, ale także tym, że wezmę ślub z ukochanym - w końcu z gipsem, chorą nogą tego nie zrobię. 
To był szalony czas, pełny zmian nastroju czarnowłosego, ale także moich, chociaż moje uczucia co do ciąży znajdowały się na granicy obojętności i zmieszania. Nie potrafiłem się jeszcze ani cieszyć, ani smucić. Myśl, że za kilka miesięcy zostanę ojcem, była tak nierealna, że nie potrafiłem w nią uwierzyć, chociaż była już faktem dokonanym. Shuzo... on za to miał gorzej. Nie mam pojęcia czy jego zmiany były wywołane tylko ciążą, czy może jeszcze stresem, ale on potrafił się w jednej chwili cieszyć, jak nigdy, a dosłownie dwie sekundy później zaczynał płakać. Było to bardzo męczące i niekiedy po prostu wychodziłem z pokoju, pod pretekstem, że idę się napić, albo umyć. Bardzo starałem się przy nim zostawać i wspierać go w tej niecodziennej sytuacji, ale po którymś razie stało się to bardzo irytujące. Nasłuchałem się już wielu historii o tym, jak nauczymy go jeździć na rowerze, albo będziemy go szykowali do pierwszego dnia w szkole. Tak samo nasłuchałem się opowieści o tym, jak nie damy rady, jak nie uda nam się go wychować, albo jak po prostu zapomnimy go zabrać ze sklepu. Miałem wrażenie, że im dłużej to potrwa, to zwariujemy oboje. On przez ciążę, ja przez niego. 
Do tej pory ojciec się nie odezwał.

Kiedy leżeliśmy w łóżku, z samego rana ktoś zapukał do drzwi. Wstałem pierwszy, ubrałem spodnie i byle jaką koszulkę, po czym poszedłem do wyjścia. Po otwarciu mieszkania, zobaczyłem dwóch nieznanych mi mężczyzn. Jeden był w średnim wieku, drugi był o wiele młodszy. Oboje byli ubrani w codzienne rzeczy, więc nie wyglądali na nikogo podejrzanego. Mimo wszystko miałem złe przeczucia...
- Dzień dobry. Szukamy pana Shu Ishida oraz pana Leluna Wallteri - odezwał się ten starszy.
- Ja jestem Lelun. W czym mogę pomóc?
- Możemy wejść do środka? - zapytali. Zawahałem się. Nie chciałem ich w naszym domu.
- Lennie, kto przyszedł? - usłyszałem głos z tyłu. Shuzo zdążył wstać, przywitał się z panami, których po chwili wpuściłem do środka.
- Nazywam się Romulus Nicoletti, a to mój współpracownik Anguis Braxton. Dostaliśmy wiadomość o dość nietypowej ciąży - mówił poważnym głosem, dlatego zbliżyłem się do Shuzo i go objąłem. Czego on od niego chciał?
- I co z tego?
- Chcielibyśmy poddać pana kilku testom. Niech się pan nie martwi, to nic złego - uśmiechnął się słabo. 
- To chyba nie wyjdzie, nie lubi szpitali - powiedziałem za niego.
- Rozumiem. W każdym razie, obawiamy się, że ciąża może zaszkodzić panu, w końcu to nie zgodne z naturą. Będą to proste testy, będziemy monitorować stan płodu i poinformujemy o ewentualnych problemach - tłumaczyli dalej. Stałem tak z Shuzo na środku pomieszczenia, a kiedy skończyli, przeprosiłem ich i odszedłem z chłopakiem na bok, do kuchni.
- Co o tym myślisz? - zapytałem go.
- Nie podobają mi się. Nie chce wracać do szpitala - wymruczał. Westchnąłem.
- Też mi nie przypadli do gustu, ale może mają rację? Może powinieneś się dodatkowo zbadać? - zasugerowałem.
- Lennie, jak możesz brać ich stronę. To tylko ciąża - powiedział zdenerwowany.
- Taka nietypowa, która nie wiadomo jakim cudem się zdarzyła. Może to jednak błąd i coś ci dolega? - popatrzył na mnie ze zmarszczonym czołem i nic nie powiedział. Objąłem go. - Shuzo. Strasznie się o ciebie martwię. Boje się, że może ci się coś stać przez tą... ciążę. To będzie kilka testów - owszem, bardzo nie chciałem, by ci ludzie go dotykali, ale jednocześnie bałem się, że lekarz się pomylił i to jakaś inna, niezidentyfikowana choroba, od której może mu się stać coś poważnego. Chciałem go chronić.

<Shu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz