20 kwi 2020

Vivi CD Robin&Riddle

Ponownie się rozejrzał po otwartej przestrzeni, na której się znajdowali. Poczuł ukłucie gdzieś w środku. To nie miało tak wyglądać. Miał tu być. Miał go zabrać z powrotem gdzie jego miejsce. Więc dlaczego?
W chwili, gdy już kompletnie stracił wiarę w jakiś "cud", kątem oka dostrzegł przez mgłę jakąś sylwetkę. Już się nie mógł powstrzymać i chociaż szansa, iż to będzie jego chłopiec była równie nikłą co ta, że jeszcze może żyć... Nadal tam pozostawała. Zakorzeniona gdzieś w tyle jego głowy. Nim się zorientował co tak właściwie zrobił, dawno był już w owej tajemniczej mgle. Znowu nic nie widział, tak jakby sylwetka się rozpłynęła. Zniknęła. Czyżby była to jedynie iluzja...? Może już widział to, co chciał zobaczyć.
Poczuł rękę na swoim ramieniu, ta była jak najbardziej realna. Odwrócił się za siebie, mrugając zaskoczony. Wtedy go zobaczył. Jego człowiek stał przed nim, cały i zdrowy. Całkiem realny. Bez wahania go przytulił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, za tobą tęskniłem! - wydusił łamiącym się od emocji głosem.
W odpowiedzi Robinek się uśmiechnął, gładząc ręką kasztanową czuprynę Viviego.
- Też się za tobą stęskniłem. - szepnął do lisiego uszka.
- Nic ci nie jest? Czy ten łowca cię skrzywdził? - zaraz chwycił twarzyczkę Robina w ręce i zaczął go uważnie oglądać, próbując się doszukać jakiejś skazy na jego perfekcyjnej, nieskazitelnej skórze.
- N-nie... Jestem cały. - oczy mu się zeszkliły i wtulił się w demona.
Tą jakże uroczą scenę przerwała im chrząknięcie dobiegające z tyłu.
Artemis od razu zastrzygł uszami.
- Pożegnałeś się już, gdyż powoli kończy się wasz czas... - mruknął zniecierpliwiony anioł, stojący parę kroków od nich.
Vivi zmieszany spojrzał na Robina.
- Robinku... O czym on bredzi.
- Słuchaj demonie, gdyby nie współpraca "twojego człowieka" to nic z tego by się nie udało.
Brunet o mały włos nie roześmiał się mu w twarz. Robin? Pomagać mu?
- Chodźmy już stąd. On chyba jest jakiś pomylony. - jednak chłopiec się nie ruszył, wpatrując się uparcie w ziemię. - ... Hej... No nie mów, że on... Ty? - młodzieniec się nawet nie odezwał, tylko odsunął się o krok od demona, on za to z niedowierzaniem wpatrywał się w obie sylwetki. Anioła i człowieka. W tym momencie Castiel wykonał pierwszy cios, wykorzystując nieuwagę lisa. Brunet nawet nie miał czasu zareagować, cios był szybki i precyzyjny. Jednak nie miał na celu zabicia go. Ostrze musnęło jego policzek. Zerwał się z ziemi, spoglądając na Robina, jakimś pustym nieobecnym wzrokiem. W tym momencie z rany na jego policzku zaczęła wyciekać dobrze wszystkim znana czarna maź. Przeniósł lodowate spojrzenia w stronę łowcy.
- Czyli już rozpoczynasz naszą małą grę... Grę o przetrwanie. - rzucił jedynie.
Jednak nie otrzymał odpowiedzi, zamiast tego ostrze znowu skierowało się prosto w niego. Tym razem jednak zdążył je chwycić ręką. Nie przejmował się kompletnie bólem, który to spowodowało ani coraz większą ilością czarnej cieczy. Odsunął od siebie włócznie i prychnął pogardliwie.
- Naprawdę sądzisz, że wygrasz ze mną? Zastanów się lepiej czy ty na pewno jesteś łowcą... Bo możesz się jeszcze stać ofiarą... - szepnął cicho, jego ręce zmieniły się w szpony, a źrenice zwęziły w dwie szparki.
W tym momencie już nic go nie zatrzymywało. Jakoś wszystko straciło znaczenie. Tak naprawdę nawet go nie interesowało co się z nim stanie... Dobrym być po prostu nie popłaca, jak widać. Czego by nie zrobił, pogrążał się coraz bardziej w tym wszystkim. Kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Jakby nagle puścił hamulce. Jego ciało samo się ruszało. Ta chęć, by GO zniszczyć, wzięła górę, nawet nie skupiał się na tym, by unikać ciosów zadawanych mu. Przestał odczuwać jakiekolwiek rany, które mu zadawano. Tylko i wyłącznie skupił się na jednym, jakoś aby jakoś dobrać się szponami do jego gardła i jak najbrutalniej je rozpłatać. Tak, żeby cierpiał i nie zginął od razu. Aż tu zachwiał się delikatnie, chwytając za rozcięte ubranie. Łowca demonów wykonał idealnie proste cięcie po ukosie jego klatki piersiowej. Lis się jedynie roześmiał patrząc na niego. Nie, żeby on sam nie zdołał go przykładnie pokiereszować szponami. Ból powoli zaczął do niego wracać. Zrobił chwiejny krok w tył, jeszcze raz obrzucając zebranych krótkim spojrzeniem. Jego wzrok spoczął na Robinie, który wycofał się z pola ich walki, jak najbardziej mógł. Znowu uczuł to samo ukłucie co wtedy. Po raz kolejny nie był w stanie ochronić tego, co miał. Kolejnego człowieka stracił. Może nie tak jak tamtego... Jednak... Nadal go stracił. Odebrano mu go. Spóźnił się. Każda próba była bezsensu. Już zawiódł, gdy go porwano, a teraz co?! To były jedynie konsekwencje. Zastygł w bezruchu, wpatrując się w szkarłatne niebo. Zaczął drżeć. Drżenie niedługo zmieniło się we wstrząsy. Tym razem wyczuwał każdą kość w ciele, jak przeskakuje. Wygiął się do tyłu. Sama jego fizjonomia zaczęła się przekształcać, przestał przypominać człowieka. Cała twarz zmieniła się w lisi pysk wypełniony ostrymi zębami. Moment później opadł na kolana wydając z siebie przeciągły jazgot brzmiący raczej jak wrzask potępieńców. Cała jego postawa zaczęła się zmieniać. Stawy wygięły się w przeciwną stronę. Kręgosłup wydał z siebie trzask jakby w nim coś pękło. Cały urósł. Był przynajmniej wielkości trzech takich Castiel'ów. Bestia zawyła i wbiła spojrzenia czerwonych ślepi prosto w swojego wroga. Zrobiła powolny krok w jego stronę. Zwierzę całe ociekało czarnym śluzem z wielu ran, lecz nie wyglądało jakby miało zamiar się poddać lub odpuścić.
W sumie Castiel wyglądał jakby właśnie na to czekał. Na taką potyczkę, gdy tamten kompletnie odpuści sobie żarty i cyniczną naturę. Wreszcie wziął to na poważnie. Ogromny lis niestety nie miał zamiaru już czekać, dosłownie rzucił się na niego z zębami. Przynajmniej anioł zdążył odskoczyć jednak kreatura od razu odwróciła łeb, aby chwycić jego rękę. Zacisnął na niej zęby i poderwał go do góry. Już nie miał wyboru. Albo teraz utnie ów rękę, albo rozszarpie go wściekły demon. Wahał się jedynie przez mgnienie oka niestety i to wystarczyło, by demon gwałtownie wyrwał mu staw. Oblizał się, upuszczając całą pozostałą formę łowcy na ziemię. Nachylił się do leżącego na ziemi aniołka, posyłając mu podły uśmiech. Dobrze widział jak musiał cierpieć. Podobało mu się to. Podobała mu się perspektywa tego, że cierpiał.
Coś mu jednak przerwało... Jakiś krzyk za nim. Głos wydał mu się znajomy... Odwrócił się strzygąc uszami. I tam za nim stał zapłakany białowłosy człowiek. Jego sylwetka wydawała się mu znajoma. W pewnym sensie... Odwrócił się zapominając na moment o poprzedniej ofierze.
W międzyczasie anioł zdążył się w miarę pozbierać. Nawet jeżeli teraz był równie pokiereszowany co demon, nie mógł się przecież poddać. Spojrzał na zachmurzone niebo. Akurat wtedy do głowy wpadł mu pewien genialny pomysł. Przy pomocy swojej już jedynej ręki podniósł się, jak najciszej był w stanie. Chwycił włócznię w obie dłonie, zaczynając coś szeptać.
Niebo pociemniało. Gdzieś w oddali zagrzmiało. Nawet ogromna bestia podniosła łeb, spoglądając na nieboskłon. Coś się działo. Już to wyczuł. Coś niedobrego. Gwałtownie się odwrócił do swojego przeciwnika, który zmusił się do kpiącego uśmiechu.
- Przegrałeś. - rzucił z tym kpiącym uśmieszkiem.
Wtem z nieba runęła na potwora błyskawica. Zwierzę zaczęło się wić i syczeć, wyginając się przy tym nienaturalnie. W końcu padło na ziemię ciężko dysząc. Całe ciało istoty zaczęło dziwnie bulgotać i się rozpuszczać. W końcu jakby pękło i wylała się krwawo-czarna breja konsystencji smoły. Tkanki zaczęły się rozpuszczać aż nie zostało nic poza pokiereszowanym, na wpół przytomnym lisem (już normalnej wielkości lisek) rozciągniętym w tej mazi. Słysząc za sobą kroki, gwałtownie otworzył oczy, próbując się jakoś podnieść. Mężczyzna w kucyku stanął nad nim, obrzucając go triumfalnym spojrzeniem.
- To koniec... - z tym słowem spuścił ostrze włóczni na jeden z ogonów, które wiły się jak węże. - Jeden mniej. Zostało siedem...
Vivi nawet nie dał rady unieść łba. Co dopiero wydać z siebie jakikolwiek odgłos. Odkaszlnął tą samą masą, która uprzednio się z niego wylała. To był koniec... Przynajmniej znów mógł go zobaczyć. Teraz mógł umrzeć szczęśliwy.

( ROBIN? ZOSTANIESZ JEGO BOHATEREM? A dla zasady Riddle Ty też.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz