31 sty 2017

Szakal CD Akuma

Westchnęłam.
- Jak chcesz to chodź do mnie, ale już sie zbieram - powiedziałam i wzięłam swoje rzeczy i weszłam do namiotu. Jak tylko sie położyłam to zasnęłam.
Obudziłam sie o około 13, wtulona w kocyk. Śmiało przyznam, że jestem leniuszkiem. Jednak postanowiłam, że będe trenować intensywniej. Sięgnęłam po księge i leżąc bawiłam sie ognikami, poruszającymi sie pomiędzy mymi palcami. Powinnam zacząć coś poważniejszego. Może jakiś napis? Po jutrze jest festyn, w którym promuje cukiernie... Spróbowałam to zrobić. Wychodziły jakieś bazgroły zawieszone nademną. Mój brzuszek za burczał. Zgramoliłam sie z łóżka i wyjżałam z namiotu. Za jasno, ale zmusiłam sie i poszłam pobuszować w kuchni. Wzięłam dwa jabłka i zaczęłam wracać. Po srodze wrzuciłam ogryzki do kosza. Przystanęłam przy namiocie Akumy.
- Akuma?-rozchyliłam.jedno ze skrzydeł wejścia. Leżał na łóżku. Chyba spał. Podeszłam do niego, po drodze chwytając pusty kubek. Usiadłam i zamieszałam, a po chwili wypełnił sie kawą. Postawiłam go na szafce.
- Aki? - dźgnęłam go w polik. - Wstaawaj. Zrobiłam ci kawy...
Wymamrotał coś, więc dźgnęłam go jeszcze raz w mięciusi policzek. Potarł go łapką jak kotek. Usiadłam.na jego brzuchu.
- Kawa ci wystygnie... z miodem jest i mleczkiem...
- Jeszcze chwila...
Tym razem zrozumiałam co mamrotał. Westchnęłam i położyłam sie obok, patrząc jak śpi. Ciekawe czy zasnął od razu jak ja, gdy sie położył. Dźgnęłam go.
- Aki? Już minęła chwila?-mruknęłam.
Akuma?

Akuma CD Vogel

Taszcząc w dłoni plecak, drugą pacnął się w twarz, jęcząc cicho. Zapewne wyglądał okropnie. Jakim cudem postanowił się namówić kolejne ćwiczenia, skoro przed chwilą skończył?
- Tępy, tępy, tępy...- Powtarzał, uderzając się przy każdym słowie w czoło. Wiedział, że musiał mieć już czerwony ślad, ale przestał dopiero po dłuższej chwili. Zmierzwił włosy, po czym niezdarnie rozsunął wejście do namiotu.
- Boże, ten cały Pik musi mieć chyba okres...- Rzucił ze złością, upuszczając swój plecak na ziemię i wspominając paro minutową rozmowę, gdy to "przypadkiem" się spotkali i wymieniali słowa. A raczej Akuma musiał słuchać, jak to długo nie ćwiczył i że to dobrze, iż właśnie idzie na ćwiczenia. Następnie został popchnięty w stronę namiotu do ćwiczeń. Na nic próby wyjaśnień, że właśnie z takowych ćwiczeń wraca. Westchnął cicho. Usłyszał cichy szmer.
- Znowu te myszy. I, na Boga, znowu gadam do siebie!- Sfrustrował się na samą myśl tym.- Miałem z tym skończyć!- Usiadł z rezygnacją na ziemi, kręcąc przy okazji z niedowierzaniem głową.- I jak zwykle nie dotrzymuje postanowień noworocznych! Co z tego, że jest sam koniec stycznia! Przecież to idealna pora na postanowienie! O cholercia...- Palnął, gdy uświadomił sobie, że ponownie mówi na głos. Gdy miał ponownie unieść rękę, by wylądowała z plaśnięciem na czole, usłyszał czyjś cichy chichot. Nie, to na pewno nie myszy. Zaklął cicho (albo nawet głośno?) gdy zauważył, jak zza zasłony ktoś wychodzi. No tak. Wyjątkowo pechowy dzień.
- Zajęte?- Wydukał, już wstając. Otrzepał swoją iście malowniczą część ciała z brudu. Gdy jednak na moment zaprzestał w tej czynności i spojrzał na twarz chłopaka stwierdził, że go nie zna. Większość osób z cyrku znał przynajmniej z widoku, oprócz tych nowych. Właśnie, nowych. Nowe osoby. On jest nowy. Tak, on jest nowy na sto procent.
- A więc świeżuch?- Uśmiechnął się buntowniczo.
<Vogel?>

Od Vogel'a

Zacząłem zbierać swoje rekwizyty. Dziś znów potajemnie dawałem występy dla tych biedniejszych dzielnic. Chociaż dobrze wiem, że gdy Pik się o tym dowie, zrobi mi awanturę, lecz nie mogę bezczynnie patrzeć, jak te dzieciaki nie mają nawet szczęścia ze swojej młodości. Po zebraniu wszystkiego przełożyłem przez ramię pas od podręcznej torby. Wstając, rozejrzałem się po ulicy. Wszędzie walał się brud, lecz dobrze wiedziałem, jakie jest życie. Westchnąłem cicho, zamykając na moment swoje powieki, a kiedy tylko usłyszałem czyjeś głosy, ocknąłem się i ruszyłem wzdłuż drogi. Mijając kilka mieszkań, skręciłem w boczną ścieżkę prowadzącą do lasu. Po jakimś czasie z daleka dojrzałem nasz cyrk. Zatrzymałem się pomiędzy trzewami, opierając się o jedno z nich. Zacząłem się zastanawiać, jak niepostrzeżenie wtargnę na teren. Niestety nic nie przychodziło mi na myśl. Spojrzałem w niebo, modląc się o choć trochę szczęścia, po czym wypuszczając powietrze z ust z charakterystycznym świstem, zacząłem iść w kierunku ogromnego obiektu. Z każdym krokiem czułem, jak ktoś mnie obserwuje, choć, jak widziałem, każdy zajmował się swoimi sprawami. Już zacząłem zwalniać uścisk na torbie, kiedy to usłyszałem dobrze znany głos. Stanąłem w miejscu, a po moim ciele przeszły okropne ciarki. Tak jak myślałem, nie udało mi się to przekradanie do siebie. Kiedy już długo się nie odwracałem do znajomej osoby, odwrócił mnie w swoim kierunku. Będąc na wprost niego, zacząłem się nerwowo uśmiechać. Po krótkiej chwili głupkowatego śmiechu spojrzałem na niego niepewnie. Jak zawsze miał twarz bez żadnego wyrazu, przez co zacząłem się zastanawiać, o czym tak naprawdę myśli. Niestety próba rozwiązania zagadki przeszkodził mi on sam.
- Gdzie się wybierasz? -Na te słowa wzdrygnąłem się, co najwyraźniej zobaczył, gdyż skrzyżował ręce na torsie -A więc?
Przełknąłem ślinę, która spływając po moim przełyku, drażniła mnie. Nienawidzę suchego gardła, bo w moim wykonaniu oznacza to jedno -chorobę.
- Wiesz szefie, ja... -Zatrzymałem się, widząc jego zaciekawienie. Odwróciłem głowę i próbowałem coś na szybko wymyślić. Szczęście się jednak zwraca -Byłem na małym obchodzie po lesie -Dodałem, kiwając głową.
Pik przez chwilę milczał, aż w końcu wydobył z siebie westchnienie.
- Masz szczęście, że ci ufam -Spojrzał na mnie spode łba -ale jeszcze jeden taki numer, a będziesz mi się długo tłumaczył.
Pośpiesznie pokiwałem głową i delikatnie się kłaniając, odszedłem od niego. Na początku szedłem bez żadnego oporu, lecz kiedy zniknąłem z pola widzenia, stanąłem i złapałem się za klatkę piersiową. Serce waliło mi niemiłosiernie i boleśnie. Więc jednak głupi ma szczęście, co? Rozejrzałem się i skierowałem się do swojego namiotu. Na miejscu odstawiłem torbę, wziąłem kilka przekąsek i poszedłem do namiotu przeznaczonego do ćwiczeń. Od dziecka lubiłem patrzeć na popisy innych i tak pozostało aż dotąd. Usiadłem za jakimiś rekwizytami i czekałem, zajadając się słodkościami. Wtedy usłyszałem, że ktoś wchodzi do środka. Zaciekawiony wyjrzałem zza zasłony.
<Ktoś?>

Vogel

"Mówiąc, że dajesz z siebie wszystko, stawiasz sobie mur, którego nawet nie próbujesz pokonać"

30 sty 2017

Azucar CD Smiley

Nie byłem bardzo zaskoczony prośbą Smiley. Po prostu się tego nie spodziewałem. Jednak nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności...
- Jasne, będę przed dziewiątą - oświadczyłem i pożegnałem się z nią.
Wróciłem do siebie i niemal od razu poszedłem spać.
Następnego dnia wstałem jakoś po siódmej. Po krótkim prysznicu wziąłem moją Księżniczkę na spacer do lasu. Było dużo cieplej niż wczoraj, dlatego mogłem pozwolić sobie na spokojną, długą przechadzkę, zwłaszcza, że mam jeszcze czas.
Rzucałem jej piłkę, którą za każdym razem przynosiła bardziej obślinioną. Urocze. Uważam, że to już podchodzi pod obsesję, gdyż uważam, że wszystko co robi ten pies jest słodkie. Bo jest.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał już godzinę w pół do dziewiątej, dlatego zapiąłem suczce smycz i wróciliśmy do namiotu.
Chciałem być różnorodny, dlatego postanowiłem wykorzystać inny sposób pobudki, niż ostatnio. Po cichu wślizgnąłem się do niej. Tak jak ostatnio, wyglądała bardzo uroczo. Jej wargi były lekko rozchylone, a włosy rozrzucone na wszystkie strony. Spuściłem Księżniczkę ze smyczy i pozwoliłem, by wylizała twarz mojej przyjaciółce. Bardzo zabawne było patrzeć jak się budzi. Gdy już "odzyskała przytomność" i przypomniała sobie, w jakim wieku aktualnie żyjemy, spojrzała się na mnie i zapytała:
- Kto to jest? - uśmiechnąłem się szeroko, bo właśnie takiego pytania oczekiwałem.
- Smiley, to jest Adda, Księżniczko, to jest moja przyjaciółka - przedstawiłem je sobie. Dziewczyna podrapała psa po głowie i wróciła do rozmowy ze mną.
- Nie wiedziałam, że masz psa. Nie wiedziałam, że w ogóle masz jakieś zwierze - powiedziała. Wzruszyłem ramionami.
- Mam ją od niedawna, Rue ją znalazła i... tak wyszło. Dopiero wróciliśmy ze spaceru - wyjaśniłem. - Może ty się ogarnij, a ja pójdę ją odstawić do nas i nakarmić. Jak już będziesz gotowa, to przyjdź do mnie, okey? - zaproponowałem, a ona zgodziła się kiwnięciem głową.
Rozsiadłem się na łóżku obserwując, jak moja Księżniczka je śniadanie merdając ogonem. Wybrałem już sobie ubrania, na dzisiejsze urodziny. Postanowiłem założyć białe (jakież zaskoczenie) dresy zwężane przy kostkach, białe trampki, tylko ze względu na to, że chwilowo nie ma śniegu i białą koszulkę z czarnym rysunkiem monocyklu na środku, czyli jedną z moich ulubionych. Do tego postanowiłem, zamiast czapki z daszkiem, założyć kapelusz. Przebrałem się od razu, aby nie musieć już potem wracać. Nie było to przecież nic nadzwyczajnego, więc mogłem tak chodzić na co dzień, a poza tym, nie mieliśmy wcale tak dużo czasu. Starczy, by zjeść śniadanie gdzieś na mieście i przygotować plan pokazu. Nie wymyśliłem nic konkretnego. Myślałem, że dam radę na spontanie. Pewnie tak, ale wolałem mieć coś pewnego. Jedna sztuczka z nożami wystarczy, zwłaszcza, że to niebezpieczne nie tylko dla mnie. Do tego oczywiście jakieś akrobacje w rytm muzyki, a na końcu postaram się, aby solenizant nie zabił się podchodząc do swojej pierwszej próby jazdy na tym jednokołowym rowerze. Będzie dobrze. Smiley również mogłaby coś pokazać, ale nie będę jej namawiać. Ona będzie sama decydować, co zaprezentuje, komu, kiedy i gdzie. Mi z pewnością wystarczy jej obecność, wybór muzyki, bo mi wszystko jedno. Ewentualnie mógłbym zostawić tą możliwość solenizantowi. Na pewno będziemy się oboje świetnie bawić. Mam taką nadzieję...

< Smiley? >

29 sty 2017

Azucar CD Rue

Na szczęście, okazało się, że mojej Księżniczce nie grozi żadna poważna choroba. Muszę dbać o jej oczy i kropić specjalnym lekarstwem, a wszystko będzie dobrze.
Rue wybrała karmę, która jest ponoć bardzo wartościowa, zdrowa i smaczna. Ja, zająłem się najpierw obrożą. Wybrałem porządną skórzaną obrożę, oczywiście koloru białego. Na miejscu złożyłem również zamówienie, dotyczące okrągłej zawieszki z imieniem i numerem telefonu, którą wykonają w ciągu najbliższych dwóch dni. Następnie wziąłem dwie duże, metalowe miski z gumowym dołem. Dokupiłem jeszcze smycz pasującą do obroży, piłkę oraz jeszcze inną dość wytrzymałą zabawkę. Później wróciłem do dziewczyny, z którą spotkaliśmy się przy kasie i razem (ponieważ ona uparła się mnie "wesprzeć").
Po wszystkim założyłem Addzie nową obrożę i zapiąłem jej smycz.
- Może lepiej już wróćmy - powiedziałem.
- Masz racje, i tak mi trochę zimno - przyznała mi rację i wspólnie udaliśmy się w stronę namiotów. Mój nowy pupil zachowywał się bardzo spokojnie. Zdziwiło mnie, jak posłusznie utrzymywała mi kroku. Nie spodziewałem się tego, chociaż jeszcze pewnie pokaże mi swoje rogi. Domyśliłem się, że może być zmęczona. Cieszyłem się, że zmieniłem jej życie i mam nadzieję, że najlepsze. Aktualnie, chciałbym sprawić jej jak najwięcej radości.
Rue odprowadziła mnie pod sam namiot, za co byłem jej naprawdę wdzięczny.
- Dziękuję za wszystko - odparłem.
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że dasz sobie radę - odrzekła.
- Ja też mam taką nadzieję - mówiąc to mój wzrok spoczął na suczce, która dyszała stojąc przy mojej nodze.
- Poszukam trochę w internecie o tresurze takich psów - oświadczyła również na nią spoglądając.
- Dziękuję, ale naprawdę...
- Nie ma sprawy, sama jestem ciekawa, a poza tym, z chęcią zaangażuję się w jej wychowanie, w końcu to ja ją znalazłam - uśmiechnęła się.
- Nigdy ci tego nie zapomnę - powiedziałem. - W takim razie możemy spotkać się jutro na spacerze, co ty na to? - zaproponowałem.
- Pewnie, do zobaczenia - odpowiedziała i oboje poszliśmy do siebie.
Pierwsze co zrobiłem, to nasypałem mojej Księżniczce karmy i nalałem wody do miski. Dla mnie, była to sama przyjemność patrzeć jak merda ogonem pochłaniając swoją kolację. Gdy już skończyła podeszła do mnie i położyła swój obśliniony pysk na moich kolanach. Podrapałem ją za uchem. Było już dość późno, dlatego zjadłem jabłko i poszedłem spać. Przynajmniej taki miałem zamiar. Addzie chyba nie odpowiadało spanie na podłodze. Nie dziwię się. Nie przygotowałem jej żadnego posłania. Nie miałem zamiaru również wydawać na nie dużej sumy pieniędzy. Postanowiłem, że poświęcę dla niej kilka kocy, a do tego czasu, może spać ze mną.
Tak naprawdę, podjąłem tą decyzję, bo tak uroczo wyglądała skulona w moich nogach, że nie miałem serca postępować inaczej. Obawiałem się, że nie będę wystarczająco konsekwentnym właścicielem, ale to w końcu Księżniczka. Moja Księżniczka. Uśmiechnąłem się na tą myśl.
- Dobranoc Księżniczko - szepnąłem, a te duże, błyszczące oczy spojrzały się na mnie. Zasypiałem z naprawdę dobrym humorem. Może nie wiedziałem, jakie przygody jeszcze mnie czekają...

< Rue? >

28 sty 2017

Akuma CD Rue

- Na drzewo!- Wysyczał. Nie miał ochoty dać się zauważyć tylko dlatego, że Rue zachciało się zdobywać darmowe pamiątki. Albo to jej pamiątka, tylko jej ukradli? Mniejsza z tym, pchając dziewczynę z całych sił w stronę najwyższego drzewa, sam zaczął się wspinać na inne. Jeśli jedno z nich zostanie nakryte, drugie będzie bezpieczne. A przynajmniej tak mu się teraz wydawało. Spojrzał, jak oddalona od niego o parę metrów Rue zgrabnie wspina się coraz wyżej. Zrobił to samo.
- Kurw...- Przed dokończeniem tego iście popularnego słowa powstrzymał go własny rozum. Lepiej być cicho. Zerknął ukradkiem w stronę budzącego się mężczyzny. Poprzednią wypowiedź dokończył w myślach, kilka razy, tak na wszelki wypadek. "Świetnie, po prostu świetnie. Gratuluję ci, Rue"- jego wewnętrzny głos nie uciszał się ani na jedną chwilę. Miał ochotę ją teraz udusić. Jednak powstrzymał się od tego tylko przez to, że okoliczności mu na to nie pozwalały.
- Zdawało mi się, że...- Usłyszał stłumione mruknięcie kolesia z dołu. Akuma zatrzymał się. Od ziemi dzieliło go dobre dziesięć metrów. Wstrzymał oddech, jednak pozwolił, by jego ciało pozostało rozluźnione- dzięki temu łatwiej będzie mu się dostosować do ruchu gałęzi otaczających go z każdej strony. "Pamiętaj, kształt nie jest ważny, to ruch prowadzi w ciemnościach"- odezwał się cichy głosik w jego głowie. Zaklął niemo, gdy zobaczył światło zakłócające mrok. No tak, kto normalny nie posiada przy sobie latarki... Teraz trudno było mu uciszyć oddech. Zaczął szukać wzrokiem Rue. Nie dostrzegł jej a żadnej gałęzi- może uciekła i go zostawiła? Zabawne. Może poszuka jego zwłok, jak już zostanie zauważony i usunięty z listy przeszkód?
- Akuma, tutaj...- Niespodziewanie usłyszał jej głos za plecami. Skąd ona się tam wzięła? Skakała po drzewach i bawiła się w Tarzana, czy co? Odwrócił delikatnie głowę w stronę źródła dźwięku tak, by zobaczyć jej twarz. Ujrzał jednak tylko niewyraźny zarys jej sylwetki. Co ona tym razem wymyśliła? Jeszcze pewnie powie, że znalazła liany... Chociaż widział już wiele razy liany, i to nie w jakiejś dżungli, czy nie wiadomo w czym.
<Rue?>

Akuma CD Szakal

Zmrużył oczy, celowo zmieniła temat.
-JA... NIE... WYPIŁEM... TAK WIELE...- Chciał się wyrazić jasno, by nie było więcej rozmów na ten temat. Szakal tylko przewróciła oczami, ignorując już jego słowa.
Po jakichś dziesięciu minutach gry w zgadywanie piosenki (zakończonej "remisem") Akuma poczuł, jak ogarnia go senność. Nie chciał zasypiać, jednak raz przyłapał się na tym, ja oczy samoistnie mu się zamykają. A może jednak ta kawa dała mu energii, która już się wyczerpała? Prychnął cicho. Przecież nie można żyć na samej kawie, tak po prostu bez snu. A może się da? Nie, to nie możliwe... Jednak on nadal nie był pewien.
- Ile da się wytrzymać bez snu, na samej kawie?- Spytał, uznając swoją towarzyszkę za księgę wiedzącą wszystko na temat tego napoju. Był pewien, że będzie wiedzieć. Albo przynajmniej przypuszczać, ile.
- Kawa nigdy nie zastąpi ci snu.- Odpowiedziała prosto, a zarazem tajemniczo.
- Tydzień?- Kontynuował swoje małe śledztwo.
- Bez snu człowiek umrze. Każdy ci to powie.- Wyjaśniła, a raczej po raz kolejny uniknęła trafnej, zdaniem Akumy, odpowiedzi.
- Nawet małpa?- Dopytywał. Usłyszał, jak cicho wzdycha, więc tylko się uśmiechnął. Irytacja ludzi to naprawdę miłe doświadczenie. Tyle można sobie wtedy uświadomić... Chociaż nie, wtedy głównie cieszy się zdenerwowaniem innej osoby. Przynajmniej tak jest w przypadku Akumy.
- Chcę ci się spać.- Zauważyła z cwaniackim uśmiechem. Przewrócił oczyma, czy na prawdę tak to po nim widać? Przecież tylko czuje senność. Nie może mieć jeszcze worów pod oczami, ani bladej twarzy. Chociaż bez przesady, nie jest murzynem, ale widać, gdy blednie. Przynajmniej tak mu się teraz wydawało.
- Tylko troszeczkę.- Mruknął niezadowolony, że dał po sobie poznać, iż jest zmęczony.
<Szakal?>

White CD Lottie

Raptownie wyobraziłem sobie wielką pomarańczową marchewkę, z której wyciąłem magią coś na wzór ust i oczu, oraz dziury na kończyny. Po chwili wszedł w niego wielki biały królik o moim imieniu. Skąd się on tak w ogóle wziął? Szybko pomachałem głową i spojrzałem w kierunku, którym zniknęła dziewczyna. Nic nie rozumiałem, ale tylko wzruszyłem ramionami i wstałem.
- Jak ona się nazywa? - zapytałem Gattę, która najwidoczniej była tym wszystkim rozbawiona. Szkoda, że nie potrafiłem czytać w myślach. Od razu bym się o wszystkim dowiedział.
- Ten pączek? - zaśmiała się prychając, gdy wspomniałem o tej dziewczynie. "Pączek? Nie jest gruba" pomyślałem, ale jakoś nie miałem zamiaru się w tej chwili z nią dzielić tą informacją.
- Jak się nazywa? - zapytałem ponownie. Spojrzała na mnie podnosząc jedną brew, jakby się dziwiła, że znowu się o to zapytałem.
- Lottie – odwróciła się i miała zamiar odejść. Szybko wstałem i zagrodziłem jej drogę. Byłem od niej wyższy, dlatego musiała zadzierać głowę do góry. Bawiła mnie nieco jej mina.
- Lottie jaka? - zapytałem ponownie. Nadęła policzki.
- Larsen – fuknęła, ale po chwili się rozpromieniła, jakby wpadła na wariacki albo wredny pomysł. - A co? Podoba ci się? - zaśmiała się. Ugh... nie lubiłem takiej gadaniny, dlatego mój uśmiech szybko zszedł z twarzy. - Ha! Zabawne! - zaśmiała się. - Pączek oraz koleś, który ma imię królika! - prychnęła rozbawiona. Zmarszczyłem brwi.
- Oj Gatta... czasem nie zważasz na słowa... - pokręciłem głową. - Po za tym, w porównaniu do ciebie, to ona ma jakieś kształty deseczko – uśmiechnąłem się niewinnie, a widząc jej naburmuszoną twarzyczkę, automatycznie się zaśmiałem.
- Wolę być płaska, nić żeby mi się tłuszcz wylewał na boki – zacisnęła pięści i mnie wyminęła. Ponownie się zaśmiałem.
- Spójrz na siebie! - machnąłem ręką za plecami i wyobraziłem sobie mały kawał, który idealnie pasował do jej słów. Spojrzała na mnie nie wiedząc o co mi chodzi, ale gdy wskazałem na jej brzuch, automatycznie krzyknęła i wybiegła ze stołówki. Ja także z niej wyszedłem śmiejąc się, że aż brzuch mnie bolał. Nigdy nie zapomnę tego wielkiego brzucha i sadełka, które latało jej na wszystkie strony! Ha! Czasem przechodzę samego siebie, na prawdę. To było wręcz idealne! Na tych chudziutkich nóżkach daleko nie pobiegnie, a skutki mojego czaru zniknął dopiero jutro. Taka mała kara. Może się w końcu nauczy zważać na słowa, jeśli nie, zabawię się jeszcze raz jej kosztem.
Gruba? Tłuszcz wylewa się na boki? To w ogóle nie pasowąło do opisy... Lottie. Tak, tak się nazywała, jeśli dziewczyna mnie nie okłamała – a to nie możliwe. Ona zawsze mówi prawdę, rzecz w tym, ze jest wredna i tyle, ale rzadko kłamie. Tylko wtedy, gdy to jest konieczne. Takie coś jak zmiana imienia, nie jest w żaden sposób dużym wysiłkiem i nikomu to nie jest potrzebne. Nie rozumiałem, dlaczego tak sądziła. Może wydaje się taka? Jest niziutka i nieco grubsza od tych wysokich i szczupłych panienek, ale nie wydaje mi sie, a raczej to wiem, że nie można jej nazwać grubą. Ma po prostu taką figurę i tyle. Po za tym mówiłem prawdę, mówiąc o tym, że ona ma jakieś kształty. Innych dziewczyn nie ma za co złapać, chyba, że za włosy – większość na długie. Jestem pewien, że gdyby Lottie tego chciała, mogłaby być urocza na swój własny sposób. Po za tym z uśmiechem dużo lepiej wygląda niż z posępną miną, więc dużo pracy przy niej by nie było. Mój ojciec zawsze mi powtarzał, że wystarczy zwrócić na człowieka uwagę, aby stał się pociągający i piękny na swój własny sposób.
Pióra za jakiś czas znowu się pokażą, może spróbować wbić się w powietrze? Raczej nie. Nigdy nie latałem, a w tym wieku to pewnie wywołam jakąś kraksę z własnym udziałem i ewentualnie z jakimś drzewem. W końcu nie polecę nad ulicą, aby pokazać się ludziom, prawda? Chociaż zaklęcie iluzji nie jest trudne... ale nie. Nawet nie mam zamiaru ich uwalniać. Niech pióra się dalej pojawiają, nie ważne. Nie będę próbował, bynajmniej nie sam. Może za jakiś czas, gdy spotkam się z ojcem.
Zacząłem wracać do swojego namiotu, jednak po drodze coś mnie zatrzymało. Konkretnie płacz jakiejś dziewczyny. Jak to ja, podsłuchałem rozmowę. Z głosu jednej z nich poznałem tą Gattą. Inne, to pewnie jej koleżanki, ale czy to ważne? Bardziej zaciekawiła mnie ich rozmowa.
- To ten głupi White mi to zrobił – zaczęła płakać, a mi się chciało śmiać. "Należało się to deseczko" pomyślałem.
- Ale jak? Przecież to tylko magik, to tylko sztuczki. Nie myślisz chyba, że... - przygryzłem dolna wargę. Nikt nie mógł się nawet domyślać. Dlaczego ja czasem się nie pohamuje?
- Jestem pewna! - myślałem, że o mnie chodzi. Byłem już skończony. - To ta gruba! - i nagle wszystko się odwróciło. - Zakochała się w nim, więc na pewno coś mi zrobiła! Chciała się mnie pozbyć, bo wie, że to ja się mu spodobam! - no dobra, jeszcze bardziej mi się chciało śmiać, ale się powstrzymałem. Dalej się temu wszystkiemu podsłuchiwałem z coraz to większym zaciekawieniem.
- No co ty, ona bawi się z małpami, jak to mogła ci zrobić?
- Normalnie! Pewnie jest jakąś wiedźmą! Jeszcze zobaczy, pożałuje!
- A dlaczego wykluczasz tego chłopaka?
- Widziałam kiedyś jak ćwiczył. Zapadnia była pod nim, a królik już dawno wsadzony do kapelusza. To żadna magia! - krzyknęła, a mi się raptownie przypomniały pierwsze dni. Musiałem coś zrobić, ponieważ Pik coś zaczął podejrzewać. Nie sądziłem, że i ona to widziała. - Po za tym, podobam mu się, więc wiem, że tego by nie zrobił – prychnęła. Odsunąłem się od namiotu, a gdy byłem już spory kawał od niej, wybuchnąłem śmiechem.
- Co cię tak rozbawiło? - usłyszałem znajomy głos Pika, który delikatnie się uśmiechał. Spojrzałem w jego stronę próbując się opanować.
- Nic takiego – pokręciłem głową. Zaczął odchodzić, ale go zatrzymałem. - Gdzie jest namiot Lottie? - zapytałem. Zapewniłem go, że chce się tylko z nią poznać i nic więcej, w sumie po części tak było, ale też chodziło mi o to, aby ta dziwna Gatta nic jej nie zrobiła. Nie lubię czegoś takiego, a ona nie wiadomo co czego może się posunąć.
Wszedłem do wskazanego przez niego namiotu, gdzie zobaczyłem na materacu śpiącą dziewczynę, owiniętą w szczelny kokon.
- Ej, Lottie – wzdrygnęła się i automatycznie otworzyła oczy. - Owinęłaś się jak dżem w placku – uśmiechnąłem się, gdy wyobraziłem sobie ten piękny widok placków z dżemem na talerzu. Najbardziej to lubię jabłkowe, najlepsze są papierówki.

<Lottie? Też się spróbowałam rozpisać xd>

Lottie CD White

O mały włos nie upuściłam tego biednego królika na ziemię. Nikt – nigdy – nigdzie nie powiedział mi czegoś takiego. Nie mogłam nawet ruszyć żadną kończyną, gdyż zupełnie osłupiałam. Ja? Urocza? Nie zwróciłam nawet uwagi na resztę zdania, które powiedział, ale skupiłam się na tym tylko fragmencie. Byłam niemal PEWNA, że powiedział to tylko po to, by sprawić mi przyjemność. Albo był to jakiś zakład. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiejś ukrytej kamerki, albo chociaż chciałam usłyszeć ten głos Wielkiego Brata, krzyczący: „Ha! Mamy cię!”. Nic takiego się jednak nie stało, a ja zostałam w namiocie sama, zdana na wyżalenie się ze swych obaw zającowi. Uznałam jednak, że gadanie do królika byłoby co najmniej głupie (a gdyby wrócił tu ten magik, uznałby mnie pewnie za jakąś nienormalną), więc wróciłam do zwierzęcego namiotu, by odłożyć tam White’a. Zwierzak czmychnął do Chloe i Zoe, najwyraźniej mając już dosyć wrażeń tego dnia.
Ale NA PEWNO nie więcej, niż ja.
Czułam się jak balonik z helem, który przy jednym dotknięciu może pęknąć niczym bańka mydlana. To ciekawe, jak dwa słowa – totalnie wyrwane z kontekstu – mogą pozostawić TRAUMĘ na całą resztę życia. Gdybym nie była mną, pewnie bym teraz poszła do tego chłopaka i żądała odszkodowania za zmiany w psychice… Chociaż gdybym nie była mną, pewnie napuszyłabym się jedynie jak paw, uśmiechnęła uwodzicielsko i powiedziała coś w stylu: „Wiem, słodziaku!”. A może gdybym nie była mną, nie byłabym urocza?
Dobre!
Przecież ja nie jestem urocza. Po długich kontemplacjach doszłam do wniosku, że White jest po prostu wynajętym przez kogoś pocieszaczem nastolatek w depresji, a ja jedną z jego nieświadomych tego faktu pacjentek. Z tą właśnie myślą powędrowałam również do naszej pseudo-stołówki, by, w akcie desperacji i nieubłaganego głodu skosztować rozciapanych na plastikowym talerzyku ziemniaczków i kawałka klopsa. Nie tknęłam mięsa. Nie lubię mięsa. Przez mięso mam TRAUMĘ. Nie jadam mięsa, bo, mając dziesięć lat, zobaczyłam biednego, zarzynanego na farmie wujka CIELAKA. Dam głowę, że on wtedy płakał. A wuj Markus miał jeszcze czelność dać mi następnego dnia na obiad „przepysznego kotlecika”. Dzięki, stary.
Me głębokie przemyślenia zakłóciła obca energia, która wtargnęła w moją przestrzeń osobistą (czytaj: ktoś podszedł do mnie na bliżej, niż dwa metry). Odwróciłam się w stronę przybysza, marszcząc brwi.
- Gatta? – zapytałam, lekko zdumiona. Zazwyczaj wielka, lubiana przez wszystkich treserka nie zaszczycała mnie nigdy swoim towarzystwem.
- Hej, Lottie. – uśmiechnęła się promiennie. Jej zachowanie wydało mi się… podejrzane. Zawsze była wobec mnie dość… oschła. Nie wiem, czy to ze względu na mój charakter czy też fakt, że ma konkurencję w swym fachu.
- Dlaczego do mnie mówisz? – zapytałam podejrzliwie, przełykając wodę mineralną.
- A dlaczego nie? – brnęła dalej w swoje udawanie przesympatycznej i do bólu koleżeńskiej osóbki – Chciałam porozmawiać.
- O czym? – odwróciłam od niej wzrok, układając na talerzu zamki z klopsów.
- No nie wiem… - przechyliła zabawnie głowę – O czym byś chciała?
Moją pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, było zwykłe spławienie jej i tłumaczenie w stylu: „Nie mam czasu, właśnie idę się spotkać z moim chłopakiem” albo „Chcę wysłać budowlę na konkurs budowania wieży z jedzenia”. Zaniechałam jednak tego pomysłu, gdyż postanowiłam się trochę wycwanić i wykorzystać moje niesamowite „znajomości”, by dowiedzieć się nieco o nowym obiekcie mego zainteresowania. Teraz czekać tylko na to, aż zrobię mu w swoim pokoju ołtarzyk, gdzie będę trzymać jego zdjęcia i ogryzki jabłek, które wcześniej zjadł. Co jest ze mną nie tak?
- Kim jest tamten gościu? – wskazałam widelcem na siedzącego przy dalszym stoliku White’a, przeżuwającego spokojnie te felerne klopsy. Gatta spojrzała w jego stronę, uśmiechając się zawadiacko. Oho, czyżbym wpędziła się w kłopoty?
- Kaito? – zapytała, powracając wzrokiem do mnie.
- Mhm… - odparłam z ciut mniejszą pewnością siebie. No to wpadła śliwka w kompot.
- Ten świeżak? Jest magikiem. – wzięła kęs jabłka, które nie wiem skąd wzięła – A co, młoda? Pierwsza, młodzieńcza miłość?
- … co? – zajęło mi chwilkę czasu, by się zreflektować – N-nie! Oszalałaś? Po prostu dzisiaj z nim rozmawiałam…
- Rozumiem. – pokiwała głową w zamyśleniu. Teraz na pewno wszystko wygada. Tym bardziej, że, spoglądając na moją zmieszaną minę, szturchnęła mnie i dodała wesoło: - Nie kłam! Podoba ci się!
- Nie. – zmarszczyłam brwi, nie okazując takiego poczucia humoru – Ja tylko…
- Tylko go stalkujesz.
- Wcale nie. – zaprzeczyłam szybko – Przecież ja nawet go nie znam.
- Oj, dobra, wiem, co ci leży na sercu. – westchnęła – Nie musisz udawać.
- Z tym, że ja naprawdę…
- Cześć! – ten radosny głos zwiastował TYLKO kłopoty. Szczególnie w tym miejscu. O tej porze. Z takim zestawieniem osób.
- Hej, White. – Gatcie szczególnie źle patrzyło z oczu, oj, bardzo źle. Chcąc jednak wyglądać jak najbardziej naturalnie (mając przy tym nadzieję, że może dziewczyna nie spróbuje mnie wkopać) i tak, jak mi polecił wcześniej chłopak, uśmiechnęłam się krzywo, starając się zatuszować wszelaki żal i inne negatywne emocje. Magik odwzajemnił mój gest, widocznie uradowany mymi postępami w sztuce suszenia zębów (czyt. szczerzenia się).
- Co tam? – zapytał, siadając na stole. „Pójdź już. Idź stąd. Nie chcę cię tu… Nie TERAZ”.
- A, rozmawiałyśmy sobie. – mruknęła od niechcenia Gatta, kończąc jeść.
- O czym?
Myśli w mojej głowie rozpierzchły się jak stado dzikich… zajęcy. „O, nie. Nie, nie, NIE. Milcz, Gatta, milcz. Zamknij twarz, błagam!”.
- O tobie.
W tym właśnie momencie postanowiłam, że wezmę jednak tę pracę płatnego zabójcy. Najchętniej rozszarpałabym Gattę na malutkie kawałeczki, tu i teraz, na oczach wszystkich. I co z tego, że najpewniej siedziałabym w więzieniu pod zarzutem morderstwa aż do końca mego nędznego życia. Chcę. Usunąć. Gattę. Najlepiej z tego cyrku. Z tego miasta. Z tego ŚWIATA.
- O mnie? – zaśmiał się chłopak wesoło, co jednak trochę zbiło mnie z tropu – Jestem aż tak ciekawym tematem rozmów?
- Nie… - zaczęłam niepewnie - … Znaczy, tak! Nie! Nie tak, jak myślisz. – jęknęłam. Cokolwiek nie powiem, tylko się pogrążę – Wiecie… Ja teraz mam chyba… coś ważnego… Do załatwienia. TAK! Muszę… eee… pójść kupić tego… no… jedzenie! Tak, miałam iść do supermarketu kupić świeżą marchew. Dlatego, ehm… bawcie się dobrze?
Usunęłam się im szybko z drogi i najszybciej, jak tylko pozwalały mi na to moje krótkie nóżki, zniknęłam im z widoku. Schowałam się w swoim namiocie, kuląc w jego kącie. Owinęłam się kocykiem w kokon, przybierając postać martwej natury – tortilli. Nikt nie gada z tortillami. Taką przynajmniej mam nadzieję. Wyciągnęłam z plecaka jeden z batonów i zaczęłam go pochłaniać. „Będziesz grubsza!”, krzyczał mój mózg, ale zupełnie go spławiłam. Teraz Gatta NA STO PROCENT wygadała Kaito (czy jak mu tam było), że niby go kocham. Bo nie kocham! I na pewno on teraz myśli, że jestem dziwna. Ugh! Za jakie grzechy?!
<White? Troszkę się rozpisałam xdd>

27 sty 2017

White CD Lottie

- Wiesz, że ten nicpoń ukradł mi imię? - wskazałem na białego złodzieja, który obdarzył mnie zabójczym wzrokiem i wrócił w objęcia dziewczyny. Zaśmiałem się na ten widok. Lubię zwierzęta, ale nie jestem ich jakimś wielkim fanem, pewnie dlatego, że w dzieciństwie pogryzł mnie bezdomny pies, u dziabał mnie żółw znajomej, a potem na dodatek nietoperze zaatakowały mnie na strychu babci. Jednym słowem, miałem nieprzyjemne spotkania ze zwierzętami. Dlatego też nie miałem żadnych wyrzutów, gdy trzymałem go za uszy, czy oskarżałem o kradzież mojego imienia.
Dziewczyna się nie odzywała, tylko spojrzała na zwierzę będące w jej ramionach. Pogłaskała je i jedynie skinęła głową. Słyszałem jak mruczała coś pod nosem w stylu "On nic nie ukradł", ale trudno było się przekonać w tych słowach, ponieważ nie znajdowałem się najbliżej niej. Była jakaś nieśmiała, wiec postanowiłem chociażby wywołać na jej twarzy uśmiech. - Zobacz – po paru sekundach podniosła na mnie wzrok. Wyobraziłem sobie moją sztuczkę. Gdy tajemnicza dziewczyna poczuła, że braknie jej tego ciężaru an rękach, od razu spojrzała w dół. Niestety nigdzie nie było króliczka, a ona się obejrzała wokół, czy może nie zeskoczył. - Tutaj jest – powiedziałem do niej. Podniosła na mnie wzrok, a ja uniosłem swój kapelusz. Na mojej głowie siedziało białe zwierzę, która od razu wyskoczyło i ponownie pobiegło do dziewczyny.
- To mu się chyba nie podoba... - powiedziała trochę głośniej niż wtedy, ale tak czy siak była bardzo cichutka. Królik schował twarz w jej klatce piersiowej i się nie ruszał. Zaśmiałem się, po czym machnąłem dłonią.
- Uśmiechnij się – po tych słowach wywołałem uśmiech na jej warzy, na co się zdziwiła. Ponownie się zaśmiałem. Wstałem i podszedłem do niej. Zaczęła się cofać i wydawało mi się, jakby chowała się za królikiem. Była niziutka, trochę przy ciele, ale w pewien sposób urocza. - Słyszałam kiedyś takie powiedzenie – Uśmiechaj się na każdym kroku, bo nie wiadomo kiedy ktoś się zakocha w twoim uśmiechu – nachyliłem się lekko nad z nią z ciepłym uśmiechem. - A ty jesteś urocza z uśmiechem – wyszczerzyłem zęby po czym ruszyłem do wyjścia. - A zatem pan magik znika nieznajoma – ukłoniłem się i ponownie ruchem ręki zniknąłem z jej oczu.
Musiałem coś zjeść.
<Lottie? xd>

Rue CD Akuma

To jak gadał w tej chwili, nieco mnie rozbawiło, dlatego też szybko odwróciłam wzrok i się uśmiechnęłam. Rozbawiła mnie ta granica czasu.
- No tak... zapomniałam... - walnęłam się ręką w czoło, po czym szybko się do niego odwróciłam. - Musimy uważać. Ponoć jak zostaje minuta do północy, to pojawia się jakieś dziwne światło, a potem pojawia się nie wiadomo skąd przejście do innego wymiaru! - wymyśliłam.
- Więc uważaj, bo cię może wciągnąć – prychnął Akuma. Sama nie wiem czy to miała być kłótnia. Ostatnimi czasy nie potrafiłam się kłócić, zawsze znalazłam coś, co mnie bawiło, a potem i na mój łeb coś padało, że niby kłótnia zmieniła się w dziwną rozmowę o nadprzyrodzonych rzeczach.
- A ty zgubisz pantofelek kopciuszku – udałam troskę, a potem się cicho zaśmiałam, wyobrażając sobie Akumę w długiej pięknej biało niebieskiej sukni, z koronką na głowie i jak zbiera po schodach gubi swój śliczny pantofelek na swoją małą nóżkę, który odnajduje przystojny książę z bajki... Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Co cię aż tak bawi? - podniósł jedną brew nie rozumiejąc mojego zachowania. Gdy przedstawiłam mu swoje wyobrażanie na temat "Kopciuszek Akuma", zmarszczył brwi. Najwidoczniej nie podobało się to, ale gdy zaczęłam udawać księżniczkę w pięknej sukni i jak gubię swój pantofelek, raptownie się uśmiechnął. - Patrz! - wskazał palcem w stronę lasu za moimi plecami. - Światło! - udawał wystraszonego. Pokiwałam głową z rozbawieniem, przecież mnie wkręca, nie? Na początku tak myślałam, aż zobaczyłam światło. - Uważaj! Zaraz coś cę wciągnie! - dalej udawał pełnego strachu, chociaż widziałam na jego twarzy cień uśmiechu.
- Dobra, koniec – uciszyłam go gestem ręki, a potem machnęłam nią, aby poszedł za mną. - To pewnie tu – po tych słowach zaczęliśmy iść w gąszcz za światłem, aż nie zobaczyliśmy paru koni, jednego wozu i tak z pięć ludzi owiniętych w koce, aby było im cieplej podczas snu. Ognisko już się tak mocno nie paliło jak wtedy, ponieważ dym był słabszy, ale to nie było ważne.
- Myślisz, że to oni? - wzruszyłam ramionami. Po chwili coś mi błysnęło w oczach – mój nóż! Szybko wyszłam z ukrycia i podeszłam do jakiegoś grubszego mężczyzny. Wszyscy spali, słyszałam jakieś ciche szepty za sobą, ale zignorowałam Akumę. Kucnęłam i pomału wyjęłam swoją pamiątkę. Udało się, jedynie coś zamruczał pod nosem i poszedł dalej spać. Ja wróciłam do chłopaka, który był najwidoczniej na mnie zły, albo chociaż zirytowany moim zachowaniem. Wzruszyłam jedynie ramionami i schowałam nożyk.
- To moja pamiątka – wytłumaczyłam szybko. Zauważyłam, jak jeden z nich się porusza.
<Akuma?>

Lottie CD White

Siedziałam sobie w namiocie ze zwierzętami, kuląc się w jego kącie i delikatniutko głaszcząc króliczki i zające po ich burych, puszystych futerkach. Podsłuchałam niedawno rozmowę Pika z jakąś laską, kiedy to skarżył się, że dziwnie dużo jest tu tych „kłaków”, jak to ujął, i że strasznie ostatnio wariują. Dobrze, że nie zauważył, że to ja przygarnęłam te dwa urocze, osierocone zajączki, które znalazłam podczas wypadu do lasu. A że zwierzęta wariowały – tego nie zauważyłam. Przynajmniej w moim towarzystwie były bardzo spokojne, milusińskie i przytulaśne, więc nie zauważyłam u nich Syndromu Szalonego Zająca. Wracając do przybłęd – nazwałam je Chloe i Zoe, bo (nie jestem pewna!) obie są samiczkami. Nie miałam odwagi powiedzieć również Gatcie, głównej treserce zwierząt, że to Chloe obgryzła jej buty. No ale skoro nikt nie pyta, to co będę się wychylać?
Licząc sobie od niechcenia zające, coś mi się nie zgadzało – chyba brakowało White’a, o ile się nie mylę. Nie znosiłam tego, że magicy ciągle go zabierali, ale nic nie mówiłam. Postanowiłam jednak wybrać się na jego poszukiwanie – tak na wszelki wypadek, gdyby jego zniknięcie nie było winą nikogo z trupy. Zaglądałam niepostrzeżenie do każdego kolejnego namiotu – w pierwszym jakaś laska ćwiczyła niesamowite akrobacje, w drugim natomiast siedział koleś od drążków i robił sobie małą przerwę, tańcząc dyskretnie samotne pogo do metalu lecącego z małego, przenośnego radyjka. Do trzeciego zajrzałam tylko przelotnie, gdyż nie miałam ochoty patrzeć na niesmaczne gorące pocałunki jakiejś pary akrobatów. Nieśmiało zajrzałam więc do czwartego z namiotów, gdzie znalazłam „zgubę”.
„PUŚĆ JEGO USZY, IDIOTO, BO JAKBY KTOŚ CIEBIE PODNIÓSŁ ZA WŁOSY, TO NIE BYŁOBY JUŻ TAK ZABAWNIE.” – uszami wyobraźni słyszałam siebie szepczącą te słowa diabelskim tonem – ale była to tylko wyobraźnia. Jedyne, co tak naprawdę powiedziałam, było zwykłym:
- … White?
Magik puścił te jego nieszczęsne uszy, a królik podbiegł do mnie, przebierając swymi puchatymi nóżkami. Podniosłam go i przytuliłam do klatki piersiowej, głaszcząc palcem wskazującym po łebku.
- Chodzi ci o mnie, czy o królika? – zapytał chłopak z szerokim uśmiechem na ustach. Dopiero teraz podniosłam na niego wzrok, wytrzeszczając oczy. „Nie mów do mnie…”, pomyślałam, czując, jak serce chce mi wyskoczyć z klatki piersiowej, „… to mnie krępuje”. Znowu jednak nie przeciwstawiłam się okrutnemu faktowi „bycia zagadaną”, a jedynie uśmiechnęłam się głupawo, wzruszając ramionami.
- Ja… ten… - zaczęłam, przygryzając wargę - … królika. Przyszłam po królika.
<White? XDD>

Szakal CD Akuma

Nie byłam w tym najlepsza. Nie wiedziałam co zanucić. Przypomniały mi się lekcje edb, gdzie pani puszczała Stayin Alive, byśmy uciskali manekina w rytm piosenki. Zanuciłam ją, a on odgadł od razu. Jego kolej. Zanucił coś czego nie znałam.
Poddałam sie po kilku sekundach.
-Nie mam pojęcia co ty nucisz - przyznałam.
- Em... Dream on - powiedział,
- Nie znałam - westchnęłam.
- Dobra, twoja kolej.
Tym razem wiedziałam co zanucić. Guren no Yumiya. Zajęło mu to kilka sekund, ale zgadł. Czekałam, aż on.coś zanuci mając cichą nadzieję, że odgadne co to jest. Jednak do moich uszu nie dobiegła żadna melodia.
- Lubisz anime? - spytał, zapewne wywnioskował to z piosenki, którą zanuciłam.
- Lubię... ale jestem wybredna - uśmiechnęłam się delikatnie. - Jednak czasami tłumaczenia mnie zwalają z fotela.
- Co na przykład?
- W anime bożek powiedział ,, O moje najświętrze bóstwo...", a tłumacz "Słodki Jezuśku!" - powiedziałam.
Prychnął śmiechem. Tylko się uśmiechnęłam.
- Przynajmniej sens zachował.
Pokiwałam głową.
- Jednak wolałabym rozumieć w oryginale. Mój japoński jest słaby, a napisać umiem tylko '' kawa".
- Lepiej niż nic, mimo, kawoholiczko.
Uniosłam brew, lekko zdziwiona.
- Powiedział ten, który się wcale nie uzależnił - mruknęłam.
- Tylko troszke - przewrócił oczami.
- Wypiłeś dziś tyle kawy, że nie zdziwiłabym się, gdyby ci sie przyśniła - stwierdziłam. - Może jako chibi w kubku kawy z lisim ogonkiem?
- To by było ciekawe, ale aż tyle nie wypiłem...
- Wypiłeś - zmrużyłam oczy. - Chcesz grać dalej? Twoja kolej...
<Akuma?>

Akuma CD Rue

Gdy wspiął się równo wysoko, co Rue, uśmiechnął się lekko. Lubił się wspinać, a do tego znajdować się na dużych wysokościach. To zaskakujące, jak mała ilość ludzi spogląda czasem w górę. Przecież w każdej chwili, gdy ktoś idzie przez las, z koron drzew mogą powyskakiwać ubrani na czarno ninja. To takie prawdopodobne... Gdy ujrzał dym w oddali, oczywiście ledwo go ujrzał, usłyszał pytanie dziewczyny. Bez zastanowienia skinął głową.
- Jeśli przez dłuższy czas nie poczujemy zapachu dymu albo nie zauważymy czegokolwiek, co świadczyłoby o naszym zbliżaniu się do ogniska, wchodzę na drzewo sprawdzam.- Oznajmił, gdy zeskakiwał z gałęzi na ziemię. Wiedział, że ta wypowiedź nie była konieczna. bo i tak musieliby tak postąpić, to jednak wolał już sobie zaklepać miejsce na drzewie, tak na wszelki wypadek, gdyby to Rue pierwsza chciała się wspinać. Założyłby się, że właśnie w tym momencie ujrzał, jak przewraca oczami, ale zignorował to.
- Chodźmy szybciej. Strasznie się wleczesz.- Zwróciła mu uwagę, gdy szedł sobie spokojnym, długim krokiem, nie starając się omijać żadnych wzniesień lub dziur w gruncie.
- Aha- mruknął cicho, nawet nie przyśpieszając. Jedynie jeszcze bardziej wydłużył swój krok, co mogło dać takie wrażenie. Usłyszał ciche westchnięcie, podniósł lewy kącik ust tak, by tego nie widziała.
- Jeżeli chcemy tam dojść jeszcze dzisiaj, to się pośpiesz.- Oznajmiła nieco nerwowo, ale widać było, że była podniecona poszukiwaniami.
- A co, jeśli została minuta do północy?- Posłał jej spokojne, aczkolwiek lekko rozbawione spojrzenie.
- Ale tak nie jest.- Usłyszał rozdrażnienie w głosie swojej towarzyszki. Perfekcyjnie stłumił śmiech, a raczej uśmiech.
- Masz pewność? Może właśnie przekraczamy granicę czasu. Lub cały świat błędnie operuje czasem i w rzeczywistości pozostała ta jedna, jedyna minuta do północy?- Kontynuował takim tonem, jakiego używał wcześniej. Może i to nie najlepsza pora na kłótnię, ale akurat tak mu się zachciało.
<Rue?>

Smiley CD Kanekichi

Ostatecznie poszłam z chłopakiem do kafejki. Kanekichi wziął kanapki z kurczakiem i picie. Ja wzięłam również kanapki z kurczakiem i guakamole, a do picia sok pomarańczowy. Wzięłam pierwszy kęs kanapki,a chłopak jak tylko wyjrzał na zewnątrz, wyszedł z kanapki i nic poza tym. Wzięłam swoje kanapki, picie, ubrałam płaszcz i szal, do drugiej ręki wzięłam rzeczy chłopaka. Jak tylko wyszłam z kafejki, zrozumiałam od razu dlaczego chłopak tak szybko wyszedł. Psiak obok, którego stał chłopak był przeuroczy, co prawda trochę brudny, ale i tak uroczy. Nie wiedziałam za bardzo jakiej był rasy bo nie znałam się za bardzo na tym. Przyjrzałam się dokładniej brązowo-białemu piaskowi. Nie wyglądał jakbyście zgubił czy też miał swojego pana lub panią. Zostawili biedaka przyczepionego do słupa i nic poza tym. Nie miał biedak nawet jak schować się przed zimnem.
- Uważaj bo się jeszcze przeziebisz, a tego bym nie chciała - założyłam kurtkę na chłopaka i podeszłam do psiaka.
- Masz szczęście, że to Kanekichi ciebie znalazł, a nie chycel - przykucnęłam tuż obok chłopaka, wyciągnęłam rękę w stronę psa, który do mnie podszedł. Pogłaskałam psiaka po głowie.
- Jak go nazwiesz? - spytałam się, kierując wzrok na chłopaka.
- Severus - odparł krótko.
- Pasuje mu - zaśmiałam się i pogłaskał ponownie psiaka po głowie. - Kaneki-kun to co teraz będziemy robić? - spytałam się.
<Kanekichi?>

Smiley CD Azucar

Chciałabym spróbować spaghetti ala Azucar tak samo jaki i pizzy, która mało kiedy jadłam, bo nie zachwycała mnie za bardzo smakiem.
Jak tylko usłyszałam, że jutro idzie na urodziny i spytał się czy nie poszłabym wraz z nim, on wypowiedział się jeszcze dając mi przy okazji do namysłu chociaż, że nie musiałam się za długo zastanawiać.
- Z miłą chęcią pójdę z tobą i pomogę ci w przedstawieniu. Może nie mam za dużo talentów, ale zawsze coś się wymyśli - mówiąc to miałam nadzieję, że chłopak coś wymyśli w czym mogłabym mu pomóc.
- Nie ma sprawy - odparł z uśmiechem chłopak.
- To co teraz robimy? - spytałam się i spojrzałam na godzinę. Była dwudziesta pierwsza trzydzieści, nie było tak późno i moglibyśmy na pewno coś porobić.
- Co powiesz na spacer? - spytał, a ja wstałam z krzesła i z miłą chęcią wybrałam się na spacer. Ubrałam płaszczyk, szalik i rękawiczki a chłopak kurtkę i szalik.
- To w którą stronę? - spytałam, a on wskazał palcem na prawo czyli w stronę miasta.
- Miasto tak pięknie wygląda nocą...- powiedziałam pod nosem widząc mały urywek panoramy miasta.
- Zgadzam się - na twarzy chłopaka pojawił się ciepły uśmiech.
Rozmawialiśmy ze sobą tak jakby temat nie miał końca. Niestety temat się skończył jak tylko poślizgnełam się i prawie przewróciłam. Dzięki Azucar'owi i szybkiej reakcji nie upadłam.
- Dziękuję bardzo - odparłam z uśmiechem.
- Powinnaś czasami bardziej uważać - dodał, a ja spojrzałam się na niego pytająco.
- Postaram się - odpowiedziałam po pewnym czasie.
Po dwudziestej trzeciej blisko dwudziestej czwartej, wróciliśmy do cyrku. Jak przystało na Azucar odprowadził mnie pod same drzwi namiotu.
- Azucar miałbym taką małą prośbę do ciebie... - powiedziałam trochę niepewnie.
- O co chodzi? - spytał się, a ja zdążyłam swój wzrok.
- Czy mógłbyś mnie jutro obudzić? Oczywiście śniadanie zjemy u mnie i będziesz mógł wybrać strój, dodatki do stroju jak i to co mam narysować sobie na twarzy. Tylko chodzi o to, abyś mnie obudził... - było mi trochę głupio prosić chłopaka o tak błachną rzecz, chociaż dla mnie nie wykonywalną.
<Azucar?>

Azucar CD Smiley

Lody rozpływały mi się w ustach. Mięta wydzielała przyjemny zapach i dodawała smaku. Gdy już skończyłam jeść oparłem się wygodnie o oparcie krzesła. Podczas jedzenia deseru nie odzywaliśmy się do siebie. Pewnie oboje w zupełności oddaliśmy się słodkości.
Przypatrywałem się Smiley, która już kończyła swój deser. W końcu również podniosła wzrok na mnie.
- I jak, paniczu? - spytała i oczywiście nazwała mnie "paniczem", co powoli doprowadzało mnie do szału.
- Bardzo... smaczne - odpowiedziałem udając powagę. Zastanawiałem się, co jeszcze mogę o tym powiedzieć.
- Tylko tyle? - uniosła jedną brew. Faktycznie, moja odpowiedź była dość lakoniczna.
- Na nic więcej mnie nie stać. Brak słów. To było genialne - uśmiechnąłem się, a ona to odwzajemniła. - Ale... Uważam, że spaghetti ala Azucar jest najlepsze - oświadczyłem pewnie. Zaśmiała się.
- Jesteś Włochem, celowo zrobiłam spaghetti, ale z chęcią posłucham twoich porad - powiedziała. Robiłem to danie już jako dziecko. Mama mówiła, że każdy Włoch robi je na swój sposób. U nich, w restauracji jest podawane na wiele sposobów, a każdy z nich nazwany jest nazwiskiem kucharza, który tak je właśnie przygotowuje. Czasem pomagałem im w kuchni. Nie tyko przy tym. Kiedy zachorował kelner, ja zajmowałem jego miejsce. Lubiłem tam pracować, jednak od początku wiedziałem, że to nie to, co chcę robić w życiu. Rodzice to wiedzieli i w zupełności rozumieli.
- Robiłaś kiedyś pizzę? - spytałem, a ona pokiwała przecząco głową. To danie, również jest dość popularne we Włoszech. Odkąd wyjechałem, nie jadłem takiej dobrej pizzy, jak tam. Chyba, że sam ją zrobiłem, chociaż tam, dodatkowo był klimat. Mimo to, chciałem, aby ona również poznała ten niesamowity smak, a nie zachwycała się tą zhańbioną, sztuczną podróbką pizzy z chemikaliami, którą kupuje się w markecie, a potem odgrzewa w piekarniku.
- Nigdy nie robiłam tego ciasta do pizzy - odpowiedziała.
- W takim razie, kiedy masz czas?
- Ale... na co? - zapytała.
- No, nauczę cię robić pizzę, a przy okazji podam ci moje spaghetti - bardziej oświadczyłem, niż zaproponowałem. Chyba jej się ten pomysł spodobał. - Ale to ty zawsze będziesz robić najlepsze desery. Ja bym ewentualnie kupił żelki - zaśmiałem się. Te lody... To wszystko... To było niebo.
- Mam jeszcze kilka takich przepisów w zanadrzu. Może jutro koło 17:00? - zaproponowała
- Em... - podrapałem się po karku. - Bo właśnie... jutro, ja chciałem cię spytać, czy nie poszłabyś ze mną na urodziny - powiedziałem. Wyglądała na dość zdziwioną.
- Co?
- Jutro daję pokaz na monocyklu na urodzinach chłopca, jeśli chcesz, możesz pójść ze mną. Będzie fajnie i... będą słodycze - puściłem jej oczko. - Na gotowanie możemy się umówić pojutrze, wszystko jedno, ale muszę jeszcze zrobić przedtem zakupy - odparłem. Muszę przejść się na targ zaraz przed tym, aby składniki były świeże, a poza jutrem nie mam żadnych planów, dlatego ona może wybrać termin. Teraz jednak, bardziej czekałem na odpowiedź dotyczącą urodzin. W końcu nie musi iść, może się tam nudzić, ja, nigdy nie dawałem pokazu na urodzinach. Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało, ale byłoby na pewno miło, gdyby poszła ze mną. 
< Smiley? >

Rue CD Akuma

Przebrałam się z piżamy w długie spodnie i bluzkę, ponieważ w nocy jest nieco zimno. Do kieszeni wsadziłam jedynie latarkę, chciałam także mój nożyk, którego używam do wszystkiego, a tym bardziej do samoobrony – chociaż i bez ego sobie poradzę – niestety z niedowierzaniem stwierdziłam, że go nie mam. Byłam tym faktem lekko zaniepokojona, ale po chwili stwierdziłam, że pewnie gdzieś indziej leży. Nie marnując czasu na dalsze szukanie przedmiotu, wyszłam z namiotu. Wołałam cicho chłopaka na tyle, aby tylko on usłyszał. Po chwili pojawił się ze swoim plecakiem, oraz wizją, że być może sprawca porusza się po drzewach. Wzruszyłam jedynie ramionami, po czym spojrzałam na miejsc, w którym widziałam ruch. 
- Chodź – powiedziałam do niego, po czym ruszyłam w wyznaczone przed siebie miejsce. - Gdzieś w tym miejscu widziałam, jak coś, ktoś się porusza – powiedziała spoglądając na ziemię. Rzeczywiście, w oddali dwóch, trzech metrów nie było żadnych śladów, a ja byłam pewna w stu procentach, że to było to miejsce.
- Nic nie ma – podrapał się po karku Akuma, po czym oboje spojrzeliśmy na drzewa.
- Zobacz – pociągnęłam go za ubranie i wskazałam materiał wiszący na jednej gałęzi. - Chyba serio skakali po drzewach. Sprytnie – stwierdziłam. Po chwili chłopak zaczął się wspinać na drzewo. - Tylko uważaj, większość jest sucha – powiedziałam. Nie zareagował, a ja wskoczyłam na drugie drzewo, które wydawało się solidniejsze niż te, na które wspinał się Akuma. Na szczęście złamała się jedynie jedna gałązka, tak to swobodnie wszedł na grubszą gałąź, gdzie wisiał kawałek materiału.
- Tylko teraz którędy? Wałęsanie się po lesie nic nam nie da – przyznałam mu rację skinięciem głowy i ponownie zaczęłam się rozglądać. Ponieważ niczego nie znalazłam, wspięłam się wyżej. Gdy moja głowa wystawała znad korony drzewa, zobaczyłam dym unoszący się ku niebu. Zawołałam cicho Akumę, który także po paru sekundach mógł zobaczyć to zjawisko.
- Idziemy tam? - wskazałam na dym, który zapewne jest wywołany ogniskiem. Być może, naszego sprawcy.
<Akuma?>

Rue CD Azucar

Suczka na prawdę była słodka, chociaż wygląda po prostu okropnie – sierść straciła swój błysk i kolor przez brud, skóra na niej wisiała ukazując kości na żebrach, trochę kręgosłup, a to wszystko przez niedożywienie. Miałam małe "ale" co do zaadoptowania jej, ponieważ nie wyglądała na zdrową, a wizja jakieś dziwnej choroby nie zbyt mi się podobała. Ale przecież nie będę zakazywać chłopakowi brania jej ze sobą, prawda? Nawet, jeśli moje słowa dla niego coś znaczyły, bo widząc jego radość, jakbym była jego matką, która pozwala mu mieć swoje własne domowe zwierzątko, stwierdziłam, że mogłabym być jego starszą siostrą.
Suczka, która właśnie prowadziliśmy do weterynarza, została przez chłopaka nazwana Adda. W sumie to imię mi się bardzo podobało, a zwierzę nie wyglądało na zła, że ktoś się nią właśnie zajął. Wręcz przeciwnie, machała ogonem tak radośnie, że można by pomyśleć, że ten brud i niedożywienie nie przeszkadza jej w żadnym stopniu – chociaż miała przekrwione oczy, jakby nie spała. Byłam ciekawa, kto jest na tylko głupi, bezmyślny i podły, aby zrobić coś takiego psu. W sumie to i tak było nic, słyszałam gorsze historie – wyrzucanie kotów w worku do wody, przywiązywanie psa do drzewa w lesie, gdzie mogą go zjeść wilki czy coś innego, przywiązywanie psa do jadącego samochodu, obcieranie kota ze skóry, karmienie kanarkiem dzikie mięsożerne zwierzę. Dużo tego było, ale przestałam o tym myśleć, gdy tylko poczułam na ciele dreszcz.
Weszliśmy do budynku, gdzie leczyli zwierzęta. Aktualnie mężczyzna był zajęty, a by musieliśmy poczekać, ponieważ przed nami było jakieś dziecko z chomikiem. Usiedliśmy na krzesłach i czekaliśmy. Sama nie wiem ile czasu minęło, ponieważ przez rozmowę, jaką toczyłam z chłopakiem, czekanie mi szybko minęło. Zaprowadzaliśmy psa do weterynarza. Opowiedzieliśmy mu o znalezionej Addzie, która wyglądała jak siedem nieszczęść. Weterynarz podał jej jakąś jakąś tabletkę w kawałku mięsa. Powiedział, że ma problem z oczami, ale za jakiś tydzień powinno jej przejść.
- Najpierw trzeba ją nakarmić, a potem umyć. Radziłbym wrócić tu za jakiś miesiąc lub dwa, aby ponownie sprawdzić jej stan – podziękowaliśmy mężczyźnie w białym fartuchu o lekkiej siwiźnie na głowie, po czym wyszliśmy z lecznicy dla zwierząt.
- Gdzie mogę kupić dla niej obrożę i smycz? - zapytał Azucar. Stanęłam i chwilę się rozejrzałam.
- Chodź, pokażę ci, jeśli dobrze pamiętam – skręciłam w drugą stronę i po paru metrach znaleźliśmy odpowiedni sklep. Ja znalazłam dla niej karmę, a chłopak wybrał poszukiwane przedmioty. Dokupił jeszcze miskę, aby miała w czym jeść. Dorzuciłam mu trochę, przynajmniej się odwdzięczyłam za zapłaconą czekoladę w kawiarni. 
<Azucar?>

26 sty 2017

Akuma CD Rue

W zasadzie to chłopakowi nie chciało się już tak spać, jak wcześniej, ale nadal czuł się dziwnie. Nieswojo, niezbyt dobrze, jakkolwiek by tego nie nazwać, i tak nie będzie pasować. On po prostu czuł się... inaczej. Chociaż nawet to słowo nie opisywało jego stanu, gdyż gdy dłużej się skupiał na swoim samopoczuciu, tym mniej różnic dostrzegał między obecnym stanem, a tym normalnym. Trochę pogmatwane, ale on już wiedział, co się święci.
- Idziemy. Pójdę tylko po plecak, parę rzeczy i chusteczki, gdyż k t o ś wpadł na pomysł, by wykąpać się w lodowate wodzie w środku zimy. Ach, i mówiąc ktoś, mam na myśli oczywiście ciebie, Rue.- Powiedział spokojnie i z lekkim rozbawieniem.
- Nie musiałeś wchodzić!- Zaoponowała stanowczo i nieco z urazą i również śmiechem. No, cóż. Czyli na kłótnię nie ma co liczyć, chyba, że zaraz się na niego wydrze. Jak dotąd tego nie zrobiła. Chociaż krzyczała na innych ludzi, ale celem takiego zachowania byłą zabawa. Dłużej już nad tym nie rozmyślając, Akuma wyszedł z namiotu i skierował się do swojego. Był niedaleko, więc droga nie zajęła mu dużo czasu. Szybko wszedł do końca, czując podniecenie. Kto wie, co może ich niedługo spotkać? Skoro ta osoba (załóżmy, że na sto procent była to sprawka zaplanowana) była zdolna do podpalenia namiotu, to dlaczego miałaby się zawahać przed chociażby pobiciem dwójki "prześladowców"? Przecież w namiocie mógł ktoś być. Chłopak westchnął cicho i sięgnął po swój plecak. Wiedział dobrze, co znajdowało się w jego wnętrzu, więc dopakował tam kilka paczek chusteczek, telefon oraz słuchawki, latarkę i do dłoni wziął scyzoryk. Chociaż niepozorny, to bardzo ostry, za czym idzie, groźny.
- Już jestem.- Oznajmił, gdy usłyszał, jak po cichu woła go Rue. Parę sekund po tej wypowiedzi wyszedł. Narzucił na głowę kaptur, poprawił plecak i dotknął swojego nożyka w kieszeni, tak na wszelki wypadek.
- Na ziemi nie ma śladów stóp.- Powiedział ponownie.- Sprawca poruszał się po drzewach, czy co?- Myślał na głos, mrucząc z niezadowoleniem, jak to zwykle u niego bywa.
<Rue?>

Azucar CD Rue

Odłożyłem widelczyk na talerzyk i oparłem się wygodnie o oparcie. Rue również kończyła już swoje ciasto. Sam nie wiedziałem, czy brzuch bolał mnie ze śmiechu, czy od przesłodzenia. Nie, ja się nie przesładzam, po prostu historie, które usłyszałem... Były obłędne!
- Co teraz? - spytała dopijając swój koktajl.
- Spacer? - zaproponowałem. - Słyszałem, że jest w mieście całkiem ładny park, a nigdy w nim nie byłem, więc... - zacząłem drapiąc się po karku.
- Jasne, że ci go pokażę - uśmiechnęła się i wstała. Już chciała zapłacić, jednak wyprzedziłem ją. Położyłem banknot na stole, złapałem za rękę i wyprowadziłem na zewnątrz. - Nie musiałeś, zaraz ci oddam - powiedziała od razu, ale nie zwróciłem na to uwagi, tylko ruszyłem przed siebie.
- Nie wiem, w którą stronę powinienem pójść - oparłem po chwili, kompletnie ignorując jej wcześniejszą uwagę. Westchnęła, ale odpuściła i poszła ze mną w stronę parku.
Było bardzo ładnie. Mimo, że panowała zima, nie było już śniegu, a temperatura była wyjątkowo powyżej zera.
Zobaczyłem przed sobą tabliczkę z nazwą parku, a za nią czarną, ozdobną bramę, którą przeszliśmy.
Pewnie latem jest tutaj jeszcze piękniej. Wyobraziłem sobie te kwiaty, strumyki, zamiast których teraz, jest topniejący lód. Drzewa pokryte pąkami, owocami, a nie suche gałęzie. Jednak taki krajobraz również ma swoje zalety. Weszliśmy z Rue na mostek i patrzeliśmy przed siebie.
- Patrz - wskazała palcem na niewielką budkę niedaleko. - Sprzedają tam dobrą gorącą czekoladę - odrzekła.
- Mogę pójść - oświadczyłem od razu już mając w głowie ten cudowny smak.
- Okej, to ja poczekam na tej ławce - zwróciłem uwagę na pojedynczą ławkę pod dużym drzewem. - Często tam siadam - powiedziała i oboje ruszyliśmy w swoją stronę.
- Dzień dobry, poproszę dwie gorące czekolady - wypowiedziałem zamówienie.
- Azu! Azucar, chodź szybko! - usłyszałem wołanie dziewczyny i zaraz po tym jak mruknąłem do sprzedawcy, że za chwilę wrócę, pobiegłem do niej.
Byłem już na tyle blisko, żeby zobaczyć ją. Rue stała w bezpiecznej odległości od suczki, jednak ja bez wahania do niej podszedłem i ukucnąłem. Dałem jej rękę do obwąchania i przyjrzałem się dokładnie. Była piękna. Od razu rzuciło mi się w oczy to, że jest brudna i najwyraźniej głodna. Podeszła do mnie i usiadła na przeciwko. Starałem się nie patrzeć w jej wielkie, błyszczące oczy, bo wiem, że to budzi w psach strach.
- Em... Azu... Lepiej uważaj. Ostatnio słyszałam, że ktoś wyrzucił psa. Opis pasuje. Ponoć nie była dobrze traktowana. Nie znasz jej i może...
- Spokojnie, dam sobie radę. Możesz odebrać czekoladę, na pewno jest już gotowa - przerwałem jej. Pokiwała głową i zostawiła nas samych. Jeszcze raz wyciągnąłem rękę, a gdy zobaczyłem, że nie ma nic przeciwko, pogłaskałem ją. Wtedy podeszła bliżej tak, że pyskiem dotykała mojego ramienia. Trwaliśmy tak do czasu, kiedy dziewczyna nie wróciła. Suczkę, gładziłem spokojnymi ruchami po plecach.
- Idziemy dalej? - spytała
- Nie - odpowiedziałem krótko. - Nie zostawię jej - odparłem.
- Jesteś pewien? Postąpisz bardzo dobrze, jeśli się nią zaopiekujesz, ale ona nie wygląda na zbyt bezpieczną... - mówiła.
- Myślisz, że ktoś będzie miał coś przeciwko? - pokiwała przecząco głową. - Pomożesz mi?
- Nie znam się bardzo na psach... - westchnęła.
- Ale na pewno wiesz, gdzie jest najbliższy weterynarz i sklep dla zwierząt.
- Wiem, ale... No dobra, niech będzie, to jak ją nazwiesz? - uśmiechnęła się.
- Jesteś wspaniała, dziękuję - powiedziałem. Nie wiem czemu, czułem się, jakbym dostał pozwolenie od mamy na psa. Rue jest mi potrzebna i doceniam jej pomoc. Ja po prostu wiem, że ten pies jest dobry, a ja jestem jej potrzebny. Jako dziecko w okolicy zawsze kręcił się jakiś kundel. Zawsze z kolegami bawiliśmy się z nimi i dokarmialiśmy, ale nigdy nie miałem psa sam. Mojego własnego pupila. Mimo to, coś tam wiem i mam nadzieję, że dobrze spiszę się w tej roli. - Adda będzie idealnie - odparłem po chwili namysłu.
- Czemu? - zmarszczyła brwi
- Taka rzeka we Włoszech. Byłem kiedyś w jej okolicach na wakacjach. To właściwie były moje jedyne wakacje poza domem - wyjaśniłem.
Jakiś czas potem przekroczyliśmy próg weterynarza...

< Rue? >

Kanekichi CD Smiley

Mi nic nie jest, n-naprawdę- Powiedziałem. Teraz mają wymieniać się przeprosinami i zdaniami „nic mi nie jest”?. Wydawało to mu się głupie.
-Skoro na mnie wpadłaś to może już zjemy razem?- Spytałem mając nadzieję, że to nie zabrzmiało ja podryw.
- Jasne- Odpowiedziała wyraźnie zadowolona.
- To gdzie jemy?- Zapytała po paru sekundach.
- Myślałem, że połażę po mieście i znajdę jakąś knajpkę lub budkę z Fast Foodami- Odparłem. Byłem nowy i było oczywiste, że nie znałem tego miasta.
- To może ja pokaże Ci jakąś kafejkę- Powiedział i zrobiła ruch ręka znaczący żebym za nią poszedłem, więc tak jak kazała mi niewerbalnie poszedłem za nią. Po paru minutach weszliśmy do kawiarni. Zamówiłem kawę i kanapkę z kurczakiem, na nic innego ochoty nie miałem. Zapłaciłem i usiadłem przy stoliku przy oknie i czekałem, aż dziewczyna przyjdzie ze swoim zamówieniem.
A tak w ogóle, po co Ci ta przepaska na oko?- Spytała gdy już usiadła ze swoim zamówieniem naprzeciw mnie. Ściągnąłem przepaskę, ukazując tym samym moje jadowicie-zielone oko.
- Uważam, że te kolory nie pasują do siebie więc zasłaniam przepaską- Odparłem i założyłem znowu przepaskę.
- Ja uważam, że nie powinieneś zakrywać oka przepaską- Powiedziała Smiley i wzięła łyk swojego napoju. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem psa, widać było, że nie ma właścicieli. Szybko wstałem, wziąłem do ręki kanapki i wyszedłem z budynku nie patrząc, że wychodzę na zimno bez kurtki, szali czegokolwiek. Kucnąłem mniej więcej 2 metry od zwierzaka i wyciągnąłem do niego dłoń z kawałkiem kurczaka. Pies, oczywiście, długo na mnie patrzył i w końcu podszedł do mnie ostrożnie. Chwycił kurczaka i odszedł ode mnie na parę kroków i zjadł pośpiesznie posiłek. Potem podszedł do mnie prosząc o więcej, więc dałem mu całą kanapkę. Szybko zdobyłem jego zaufanie i pozwolił się głaskać. Nawet nie zauważyłem jak dziewczyna stoi za mną z kurtką. Postanowiłem nazwać psa Severus.
<Smiley?>

Rue CD Akuma

Jakoś nie mogłam usnąć, a raczej nie chciałam. Świadomość, że ktoś jest w lesie i ten ktoś podpalił namiot dziecka, przerażała mnie. Przed oczami ciągle miałam płomienie, które po prostu pożerały mój poprzedni namiot. Wszystko raptownie zniknęło, gdy ktoś nagle wbiegł do mnie. Spojrzałam na osobę, przez chwilę przerażona, że zaraz i mój namiot stanie w płomieniach przez tego kogoś. Ale tym ktosiem okazał się być jedynie nowy znajomy, Akuma, który przyszedł do mnie z bardzo ciekawą opowieścią.
- Jesteś pewny, że jej nie zgubiłeś? - zapytałam po chwili ciszy. Pokręcił stanowczo głową tłumacząc, że nawet go tam nie było. Skinęłam głową, po czym położyłam głowę na poduszce rozmyślając. Zastanawiało mnie tylko teraz, po co mi to mówi? Przecież i tak z tym nic nie zrobię. Chociaż... nie, jednak nie.
Podniosłam się i spojrzałam na niego.
- A widziałeś coś, cokolwiek w lesie? - pokręcił przecząco głową.
- Ale wątpię, żeby ci się przewidziało – powiedział. Byłam w tej chwili bezsilna, ale myśl, że to mój namiot, a co gorsza, cyrk, lub kogoś znajomego namiot zostanie podpalony, a jakiś człowiek także w tym ucierpi, nie dawało mi spokoju i także motywowało do chociaż najmniejszego myślenia.
- A ja zaczynam się bać, że zaraz ten ktosiek wyleci z lasu i znowu coś podpali - skrzywiłam się na tą myśl. To z deka przerażające, prawda? - Ważne, że ty pierwszy znalazłeś tą zapalniczkę. Inaczej mogliby cię oskarżyć – stwierdziłam ponownie kładąc głową na poduszce i spoglądając na sufit.
- Tyle dobrego – odetchnął chłopaka. Raptownie się podniosłam.
- To jak? Polujemy na podpalacza? - zaproponowałam z lekkim uśmiechem. - Bo tak szczerze, to raczej nie zasnę z myślą, że zaraz to wszystko spłonie – machnęłam rękoma, aby wskazać, że chodziło mi o cały namiot. Dobra, to polowanie na podpalacza głupio i dziwnie brzmi, ale w sumie będzie ciekawie, nie?
<Akuma? Mały brak weny>

White DO Lottie

White – biały królik, od spraw magicznych, a dokładniej wyciąganie go za uszy z kapelusza magika, którym jestem ja, czyli White. Obserwowałem białe stworzenie, które właśnie zajadało się niewielką marchewką. Spoglądało na mnie z takim samym zaciekawieniem, co ja na niego. Zmarszczyłem brwi.
- Ukradłeś mi imię. Ja byłem pierwszy – wskazałem na niego palem, kucając przy klatce. On nawet nie zareagował, dalej wcinał tą swoją pomarańczową marchewkę, jakby mnie ignorował. Wsadziłem rękę do klatki i postarałem się do pogłaskać, ale uciekł, na co się uśmiechnął. "Wiadomo, kto jest górą" pomyślałem, po czym się zaśmiałem pod nosem i podrzuciłem mu marchewkę, którą zostawił podczas ucieczki. Popatrzył na warzywo i wziął je dopiero wtedy, gdy cofnąłem rękę.
Poszedłem do siebie, białe pióra znowu mnie uwierały pod ubraniami. Musiałem się rozebrać, aby wszystkie je powyciągać z materiałów. Ech... a może lepiej zeskoczyć z tego klifu i zobaczyć, czy jeszcze mam skrzydła? Przecież od nieużywania ich nie znikną, prawda? Bynajmniej ojciec nic mi o tym nie powiedział. Tak samo mi nic nie mówił o piórach, które znajduje codziennie pod ubraniami. Wychodzi na to, że te skrzydła mają swój własny rozum, ciekawe, chociaż po części przerażające.
Ubrałem się i wyszedłem ze swego namiotu, po czym skierowałem się do cyrku, aby nieco potrenować. Nikogo nie było, może to i lepiej. Chciałem zrobić najprostszą sztuczkę – wyjąc białego królika, który ma moje imię, z kapelusza. Usiadłem wygodnie na krześle, zdjąłem swoją niby magiczną czapeczkę z głowy i wsadziłem do niej rękę. Wyobraziłem sobie, jak wyciągam królika, a czar się spełnił. Po sekundzie trzymałem w dłoni białego złodzieja imion za uszy.
- Ślicznie – pochwaliłem sam siebie, a po tym usłyszałem swoje imię, albo królika. Ta... pięknie. A może je sobie zmienię? Albo nie, powiem wszystkim, aby mówili do mnie po imieniu. Podziała? Ta, jeszcze się okażę, że w cyrku jest drugi Kaito.
- White! - po chwili zza kotary pojawiła się niska dziewczyna i brązowych włosach i czekoladowych oczach. Powtórzyła jeszcze raz moje, albo królika imię, po czym spojrzała na białego futrzaka. Puściłem go, a on raptownie pokicał w stronę dziewczyny.
- Chodzi ci o mnie, czy o królika? - zapytałem z uśmiechem na twarzy. W końcu to było nieco zabawne, mam imię, jak dla królika. Dobrze, że to ja go wyciągam z kapelusza, a nie on mnie. 
<Lottie?>

25 sty 2017

Smiley CD Kanekichi

Chłopak, który znajdował się w namiocie wraz ze mną, był na pewno nowy i trochę nieśmiały. Nie wyglądał na takiego co by był zły od razu na wszystko i wszystkich. Słysząc jego burczenie w brzuchu spytałam się czy nie chciałby ze mną zjeść, jednak on mi odmówił. Wolał zjeść sam. Zobaczyłam jak odchodzi i zmierzał gdzieś, gdzie mógłby coś sobie zjeść. Przedstawiłam się mu i nie spodziewałam się, że mnie zapamięta, jednak ja zapamiętam jego na pewno. Wzięłam swoje rzeczy i postanowiłam, że pójdę coś sobie zjeść. Odłożyłam, a dokładniej mówiąc rzuciłam torbę do swojego namiotu i pobiegłam, aby coś zjeść. Ostatecznie wylądowałam na ziemie, a raczej na chłopaku.
- Przepraszam, nie chciałam... - odparłam.
Mogłam się spodziewać, że jest ślisko i biegnąc to na pewno się przewrócę, znając w dodatku moje szczęście...
- N-nic się nie stało... - powiedziała osoba na którą wpadłam.
Jak tylko usłyszałam znajomy mi głos od razu spojrzałam się na chłopaka. Był to ten sam chłopak co go wcześniej spotkałam.
- Kanekichi wybacz mi! - podniosłam się szybko na nogi, ale było to za szybko i znowu upadłam.
- N-nic ci nie jest? - spytał się, wyciągając pomocną dłoń w moją stronę.
- Nic mi nie jest. To raczej ja powinnam się ciebie spytać czy ci nie jest?! Wreszcie to moa wina, że upadłeś na ziemię. Gdybym nie biegła, to byś na pewno się nie przewrócił i nie musiałbyś poczuć mojego ciężaru na sobie -  spojrzałam się na chłopaka.

<Kanekichi?>

Akuma CD Rue


Chłopak nieco zdziwił się wypowiedzią dziewczyny. Gdy podążył za jej wzrokiem, nie zauważył nic prócz ciemnych drzew. Może zauważyła kogoś, kto podpalił namiot? Bo przecież jak ogień mógł powstać sam i to w dodatku przy tak niskiej temperaturze? Kichnął cicho, po czym poszedł w kierunku lasu. Może dojrzy tam jakieś ślady butów, czy cokolwiek, co mogłoby potwierdzić teorię Rue? O ile ona w ogóle miała na myśli podpalacza. Jeśli jednak to prawda, on nadal mógł tam być. Ale jeśli Akuma na niego natrafi, będzie miał przynajmniej pewność, że to nie był przypadek. A tak w ogóle, to kto mógł zrobić coś takiego? Jakiś inny cyrkowiec? Nieprzyjaciel kogoś z nich? Starał się poruszać bezszelestnie, udawało się mu to nawet bez miękkiego obuwia. Śniegu nie było wiele, a jeśli już, to był zbity i nie trzaskał pod nogami. Błoto było śliskie, ale jak dotąd nawet się nie pośliznął. Tak na prawdę w ogóle o tym nie myślał. Jedyne, na czym się teraz skupił to to, by nie nadepnąć przypadkiem na lód, bo narobi hałasu oraz by nie oddychać zbytnio głośno i nie szurać ubraniami przy każdym ruchu. Szło mu dość sprawnie. Poruszał się jednak bardzo powoli, starając się dostosować ruchy do tańczących gałęzi krzewów. W nocy najłatwiej dostrzec jest właśnie ruch, a nie kształt. Często się skradał, dzięki czemu teraz mógł spokojnie dać sobie radę. Gdy zagłębił się już kilkanaście metrów w las, nie zauważając żadnych śladów butów w miękkim błocie, skręcił w prawo. Skąd bowiem miał wiedzieć, gdzie dokładnie stał sprawca? Właśnie, o ile w ogóle tutaj był... Nadal czuł podniecenie i niepokój po pożarze, ale nawet nie próbował się uspokoić. Wiedział, że to w razie konieczności doda mu prędkości oraz umożliwi szybszą reakcję. Po dwudziestu minutach nadal nie spotkał niczego, co mogłoby wskazywać na spisek. Dlatego już mniej ostrożnie, ale równie cicho, co wcześniej, ruszył z powrotem do domu. Gdy minął ostatnie drzewo lasu, dostrzegł jakiś błysk na ciemnej trawie. Ściągnął brwi, a raczej postarał się to zrobić, gdyż jak zwykle mu się to nie udało. Ale nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Przykucnął i podniósł niewielki przedmiot, który okazał się zapalniczką. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy dostrzegł na niej znajomy napis "X-man", który sam niegdyś napisał. To na sto procent jego zapalniczka! Pobiegł szybko do swojego namiotu, wszystko było na miejscu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Szybko oddychając, pobiegł do drugiego znajomego już namiotu- do Rue. Bez zastanowienia wpadł do środka, wołając dziewczynę. O dziwo, ta jeszcze nie spała. Z grubsza opowiedział jej sytuację.
- Ktoś był u mnie w namiocie.- Dodał na sam koniec, nieco się przejmując. Miał wielu wrogów, ale chyba żaden nie wiedział, gdzie teraz się znajduje. A może ktoś przypadkiem wybrał jego pokój i podrzucił jakąś rzecz tak, by wyglądało na to, że to sprawka Akumy? Bądź po prostu wypadła mu z kieszeni? Ale przecież nie zbliżał się do tamtego spalonego namiotu. Nawet nie miał przy sobie tego przedmiotu.
<Rue?>

Akuma CD Szakal

- Nie potrzebuję jego wróżb, moje życie jest kolorowe jak wielka, piękna tęcza.- Mruknął.- Tęcza składająca się z odcieni czerni.- Dodał jeszcze ciszej, ale bardziej ponuro, gdy również się położył. Częściowo powiedział to poważnie, a częściowo sobie kpił. Nie wierzył we wróżby, nawet te najbardziej trafne. Wystarczy sobie tylko poświecić latarką, by mieć świetlaną przyszłość. Poza tym wszystko może ulec zmianie. A wtedy wróżby się już nie przydadzą, nie ważne, jak byłyby trafne.
- A co do kaszlu, to pewnie masz rację, chyba się rozchoruję. Ale poradzę sobie sam.- Skłamał, kładąc dłonie pod głowę. Na prawdę trudno było mu patrzeć gdzieś indziej, niż w to wyjątkowo jasne niebo. Pamiętał, jak kochał właśnie to robić. A teraz musiał przestać, gdyż bał się, że spadnie na ziemię. Chociaż to trwałoby tylko kilka sekund, miałby wrażenie, jakby mijały minuty szybkiego spadania. Wiedział, że tak by było, gdyż raz właśnie tak się stało. Wolał tego nie powtarzać.
- Skoro tak mówisz...- Nie był pewien, czy Szakal mu uwierzyła, ale wiedział, że jej odpowiedź nie była do końca szczera. Z resztą czym ma się przejmować, skoro sam skłamał? "To takie dziecinne"- pomyślał. Żądać czegoś, czego i tak się nie daje innym. Bardzo mądre. Doprawdy. Ni stąd, ni zowąd w jego głowie pojawiła się piosenka.
- Zagrajmy w grę "jaka to melodia".- Wymyślił i tytuł. A po chwili zasady.- Ja śpiewam melodię, ty dajesz tytuł piosenki bądź wykonawcę. Najlepiej oba. Potem zmiana.- Zaproponował. Wyraz twarzy Szakala wskazywał na to, jakby decyzja była trudna do podjęcia i bardzo ważna, ale w końcu przytaknęła skinieniem głowy. Zaczął więc nucić, po chwili zastanowienia, piosenkę "All Of Me". Oczywiście Johna Legend, chociaż gdyby zaśpiewał jakiś cover, pewnie by się nie spostrzegła. Z resztą jak miałaby to zrobić? Chyba, że musiała to być mocno zmodyfikowana wersja. Wtedy byłoby już trudniej. Skończył przed refrenem. Piosenka łatwa, więc powinna sobie bez problemu poradzić. Gdy usłyszał szybką, do tego poprawną i dokładną odpowiedź, uśmiechnął się lekko, oddychając głęboko i zamykając oczy.
- No, to teraz ty.- Oznajmił, czekając już na jakąś melodię.
<Szakal?>

Smiley CD Azucar

Wróciliśmy do cyrku, gdzie się pożegnaliśmy. Musiałam się pożegnać z chłopakiem, aby zdarzyć zrobić coś do jedzenia. Wreszcie jedzenie samo się nie zrobi. Pożegnałam się z Azucar'em, ale nie na długo. Miałam około trzech godzin, aby coś przygotować. Rozejrzałam się po swojej kuchni. Nie miałam za dużo rzeczy, aby przygotować coś specjalnego. Jednak po włożeniu wszystkich rzeczy na stół, postanowiłam zrobić spaghetti, sałatę z warzywami i jakiś sosem, do tego wodę lub sok z pomarańczy. Na desert już mogłam więcej zaproponować. Upiekłam czekoladowe małe torciki, muffiny, czekoladki, a jako główny desert to lody w czterech różnych smakach z listkami mięty i czekolada. Azucar przyszedł do mnie nawet trochę przed czasem. Przywitałam się z uśmiechem na twarzy. Chłopak odwzajemnił uśmiech i wręczył mi przepiękny bukiet goździków. Przyjęłam bukiet i powąchałam kwiaty, pachniały przepięknie. Poszłam do kuchni, aby znaleźć jakiś wazon czy coś. Wyjęłam jakiś wazon o którym w ogóle pojęcia nie miałam, ale no cóż. Włożyłam do niego kwiaty.
- Usiądź, a ja za chwilę podam jedzenie - odparłam, a chłopak usiadł do nakrytego wcześniej stołu. 
- Pomóc ci może w czymś? - spytał się.
- Podziękuję. Pamiętaj, że nasz zakład wciąż trwa i to ja dzisiaj tobie służę. Dlatego paniczu poczekaj chwilę, a ja za chwilę wszystko przyniosę - zaśmiałam się cicho.
Wzięłam w ręce talerze z spaghetti i podałam jeden z nich chłopakowi. Poszłam jeszcze do kuchni po sałatę, picie i szklanki. Co jak co, ale nie wiedziałam do koca czy będzie mu smakowało...
- Paniczu o to spaghetti ala Smiley! - zaśmiałam się.
- Nie musisz mi mówić paniczu - dodał lekko zmieszany.
- Dobra, dobra niech będzie paniczu! - spojrzałam się na niego i roześmiałam się.
- Co do tego czy jest dobre czy nie wstrzymaj się do końca. Opinię chciałabym poznać co dopiero wtedy, gdy skończymy jeść końcowe danie - dodałam nim zdążył coś powiedzieć. 
- Niech będzie - odparł.
- Smacznego - powiedzieliśmy równo i zaczęliśmy jeść. Po zjedzeniu kolacji, nadszedł czas, aby zjeść desert. Posprzątałam wszystko ze stołu. Wyjęłam na sam początek paterę z muffinami, babeczkami i pralinami na stół, podałam również małe talerzyki, sztućce i zastawę z herbatą.
Wróciłam się po tem na desert który był kulminacyjny i to już zależało czy zasmakuje i spodoba się Azucar'owi. Wzięłam dwa talerze, postawiłam jeden przed chłopakiem. Na talerzu była czekoladowa kulka i kilka kresek zrobionych z czekolady do ozdoby, a pod nią niespodzianka.
- Smiley co to jest? - spytał się chłopak, a ja przyszłam z kuchni z bardzo ważną rzeczą.
- Czekoladowa kula z niespodzianką - odparłam. - Poczekaj chwilę i zobaczysz sam, paniczu - uśmiechnęłam się. - Weź do ręki ten dzbanuszek w którym jest gorąca czekolada, polej nią kulę i zobacz sam - uśmiechnęłam się i czekałam na reakcję chłopaka.
Pod czekoladową kulą były schowane cztery kulki lodów o różnych smakach, z kilkoma listkami mięty i makaroniki do jedzenia.

<Azucar?> Ciekawe czy ci zasmakowało? A jak niespodzianka?

White

"Świat bez magii jest nudny. A ludzie, którzy w nią nie wierzą - przewidywalni"

Informacja #1

Nasz blog istnieje nie cały miesiąc, a już mamy w naszych progach wspaniałe osoby. Jako, że ktoś podsunął mi mały pomysł to go wdrążyłam w życie naszego bloga. Chodzi mi o to, że każdy z nas może posiadać magiczną moc! W formularzu pojawił się nowy podpunkt "Specjalna Umiejętność" no i trochę, ale nie za wiele zmieniła się fabuła. Dlatego, każdy kto chce posiadać magię to musi do mnie tylko podesłać na howrse. Nowością w naszym blogu zawidniała nowa zakładka "Zwierzęta cyrkowe" Wiem też, że niektórzy chcieli by też mieć swojego zwierzaka, dlatego powstała również nowa zakładka "Nasze pupile"
I to chyba by było na tyle, abyście musieli wiedzieć o nowościach jakie zaszły w blogu.

Rue CD Smiley

Propozycja Smiley bardzo mi się spodobała, dlatego też się zgodziłam. Zaczęłyśmy ponownie wszystko okrążać jak leci, w poszukiwaniu Huntera i Lisicy. Byłam ciekawa, czy uda nam się ich znaleźć w najbliższym czasie. Może oni też są w mieście? Moje wszystkie wątpliwości się rozwiały, gdy weszłyśmy do lasu i zauważyłyśmy biegnącą w naszą stronę dziewczynę o rudych włosach i brązowych oczach, ubraną w pomarańczową sukienkę. Nie bez powodu zwą ją Lisica.
- Annabell! - krzyknęłam do niej po imieniu. - Zaczekaj! - podbiegłam do niej, za nim całkowicie zniknęła nam za drzewami. Raptownie się zatrzymała, a ja o mało co na nią nie wpadłam. Utrzymałam się na nogach, a po chwili obok mnie pojawiła się Smiley. - Mamy dla ciebie list - powiedziałam wyciągając w jej stronę biała kopertę. Popatrzyła najpierw na mnie, potem na Smiley, a następnie na list. Chwilę milczała, aż skinęła głową, chwyciłam list i pobiegła dalej.
- Uciekała przed czymś? - zgadywała różowo włosa, na co się zaśmiałam.
- Jest niema - wytłumaczyłam. - I rzadko kiedy ją widzę z jakimś innym człowiekiem - dodałam i spojrzałam na list do Hunter'a. Jeszcze on.
Wyszłyśmy z lasu i jak tylko doszłyśmy do namiotów, dziewczyna zauważyła Setane i Rex'a. Podbiegła do nich, a ja uważnie się przyjrzałam tej parze. Niziutka dziewczyna o czarnych krótkich włosach trzymała w dłoni babeczkę, a chłopak obok, wyższy od niej o blond włosach, trochę przy długich jak na chłopaka, trzymał w dłoni jakąś torbę. Smiley podbiegła do nich. Chwilę wymienili parę zdań, po czym dziewczyna wręczyła im listy.
- Jeszcze tylko jeden list i czekolada! - uśmiechnęłam się radośnie pojawiając się obok Smiley, którą chyba moja obecność ponownie nieco wystraszyła.
- Zawsze się tak skradasz? - zapytała z lekkim uśmiechem patrząc na mnie.
- Tylko gdy kogoś lubię - odparłam, po czym ruszyłyśmy dalej.
Znalezienie Hunter'a było trudniejsze, niż się wydawało. Był to mały dzieciak, który miał w sobie tyle energii, że chyba nawet ja bym mu nie dała radę. Zapewne ciągle się przemieszcza, dlatego też wpadłam na pewien pomysł.
- Zostawmy mu list w namiocie - zaproponowałam stając nagle. Smiley popatrzyła na mnie, a potem na list.
- A wiesz który to? - pokiwałam twierdząco głową i pociągnęłam dziewczynę w kierunku namiotu chłopca. Tak jak przypuszczałam, był on pusty, ale otwarty jak każdy inny. Weszłam do środka, zostawiłam list i wróciłam do dziewczyny.
- Skończyłyśmy! - powiedziałam radośnie. Ta... ten chłopiec ma dużo energii, a ja jestem pełna optymizmu. To czasem przerażające...

<Smiley?>

Kanekichi CD Smiley

Pierwszy dzień w pierwszej pracy. Nic lepszego spotkać Cię nie może. Wszedłem do namiotu i zauważyłem różowłosą dziewczynę robiącą akrobacje na linie. Usiadłem tam gdzie raczej siada widownia i przyglądałem się w ciszy. Gdy zaczęła salto zacząłem klaskać, a dziewczyna wpadła do siatki.
- Wybacz, że ci przeszkodziłem – Powiedziałem mając nadzieję, że mnie nie zamorduje za to.
- Nic nie szkodzi – Powiedziała.
-N-naprawdę S-simase- Powiedziałem jąkając się.
- Mówiłam, nie szkodzi- Powiedział i wyciągnęła do mnie dłoń
-A tak poza tym. Jestem Smiley, a ty?- Zapytała ciepło. Uścisnąłem jej dłoń
-K-kanekichi- Odpowiedziałem na jej pytanie i schowałem ręce w kieszeni.
- Nowy tak?- Zadała kolejne pytanie.
-H-hai- Przytaknąłem nadal mając ręce w kieszeni. Było to niegrzeczne, ale nie myślałem o tym teraz. Usiadła obok mnie.
- Czym się zajmujesz?- Zapytała. Dużo było pytań, ale nie zwracałem na to uwagi. W końcu trzeba kogoś dobrze poznać, zanim się z nim zakoleguje
- Jestem magikiem- Powiedziałem i spojrzałem w jej oczy, co było tylko pokazaniem , że jestem dobrze wychowany, tak naprawdę chciałem teraz uciec gdzie pieprz rośnie. Chciałem zmienić temat, ale, że taki ze mnie boi dudek, to nic nie mówiłem i siedziałem w ciszy. Odwróciłem głowę i patrzyłem na liny. Zaburczało mi w brzuchu co dziewczyna na pewno usłyszała
- Słyszę, że zgłodniałeś – Powiedziała lekko się śmiejąc po czym wstała.
-U-un, ale wolę zjeść sam- Odpowiedziałem również wstając i skierowałem się w stronę wyjścia. 
<Smiley?>

24 sty 2017

Rue CD Azucar

Cała ta akcja mnie nieco bawiła, chociaż musiałam się trochę natrudzić, aby przekonać strażników, że nie mamy z tym nic wspólnego. Dopiero gdy przyszedł Dante, mój znajomy ze straży, który dostał kopniaka od Azucar'a, postanowili mi uwierzyć na słowo. Prowadziłam ich w stronę, w którą pobiegł chłopak. Na szczęście udało się złapać tego kretyna, który podrzucił chłopakowi jakiś kryształ i obarczył go winą.
Pomysł z szarlotką był bardzo dobry. Akurat miałam ochotę na jakieś słodkie ciasto, a owoce to ja uwielbiam! Zaprowadziłam chłopaka do pobliskiej kawiarni, która według mnie miała najlepsze ciasta w mieście. Do wyboru mieliśmy przeróżne smaki owoców, ale wybraliśmy truskawkowy.
- Znasz wiele osób z tego miasta – odezwał się Azucar, kiedy czekaliśmy na nasze zamówienie. Uśmiechnęłam się.
- W ciągu trzech lat poznałam tutaj prawie najmniejszy kąt – powiedziałam i skierowałam wzrok w stronę okna, przy którym usiedliśmy. Nie daleko był targ, a kawiarnia znajdowała się w dzielnicy, której przeważały głownie sklepy – spożywcze, sportowe, odzieżowe i nie wiadomo jakie jeszcze. Tutaj także było dużo ludzi, niektóre twarze znałam. - W prawdzie więcej znam zakamarków i innych budynków, niż ludzi. Większość jest w sumie nowa – wskazałam na tłum, który właśnie przechodził na drugą stronę. Chłopak skinął głową, a po chwili przyszły nasze zamówienia.
- Masz na coś jeszcze uczulenie, niż tylko pomarańcze? - zapytał wkładając do ust kawałek słodkiego ciasta.
- Jagody – powiedziałam gdy przeżułam. Opowiedziałam chłopakowi jak kiedyś kolega chciał mi zrobić żart. Nie wiedział, że mam uczulenie na jagody i dał mi babeczkę z nimi. Gdy ją ugryzłam, wybuchła. Oczywiście raptownie pojawiła mi się wysypka, czerwone krostki, a następnie to ja z niego zażartowałam. Padłam na ziemię i udawałam, że się duszę. Gdy przestałam się ruszać jego mina była tak zabawna, że miałam problemy z udawaniem nie żywej. Szybko jednak się pozbierałam i mu wytłumaczyłam, że to żarty, bo chciał mnie zakopać. Potem już ani razu nie zrobił mi żadnego kawału, a ja musiałam leżeć przez tydzień, póki alergia nie zeszła.
Gdy jedliśmy ciasto, opowiadaliśmy sobie dużo takich głupich scen z życia.

<Azucar?>

Rue CD Akuma

Gdy zobaczyłam światło, a do mojego nosa doszedł zapach siarki, zaraz przed oczami miałam ogień, który pochłaniał cyrk. Wyskoczyłam z namiotu nie zwracając uwagi na niezadowolonego kota, któremu nie spodobało się takie budzenie. Chwilę obserwowałam ogień, a potem podbiegłam do Pika i Akumy, którzy stali parę metrów dalej. Od razu zaczęliśmy gasić ogień. Nie wiadomo skąd się wziął, bynajmniej tak twierdzi Pik. Ale czy ogień może się od tak pojawić? W sumie... Nie ważne. Cały cyrk się obudził, podawaliśmy sobie wiadra z wodą i oblewaliśmy ogień. Cała akcja trwała dobre pół godziny i niestety z namiotu nie zostało nic, oprócz smalonego materaca i jakiegoś kijka, który to wszystko miał podtrzymywać. Nienawidziłam ognia, najwidoczniej uraz dalej pozostał, nawet po trzech latach prób zapominania, nie udało się. Patrzyłam na spalone rzeczy, gdzie po środku nich znajdował się jakiś młody chłopak, miał może jakieś czternaście lat. Zgaduje, że to był jego namiot. Pik kazał się wszystkim rozejść, ale ja oczywiście stałam jak zahipnotyzowana. Bałam się ognia. Miałam wrażenie, że zaraz znowu się pojawi i tym razem wszystko spłonie, nie tylko jeden namiot. Akuma także stał, ale jakby z lekkim uśmiechem na ustach. Nie ważne. Nie miałam nawet miejsca w głowie, aby o tym rozmyślać. Potem słyszałam rozmowę chłopaka z mężczyzną, który kucnął przy nim.
- Wiesz co się stało? - spojrzałam na nich. Młody pokręcił przecząco głową. Czyli co? To nie był jakiś "przypadek"? Jeśli nie, to kto to mógł zrobić? A może kłamię? Próbuje się bronić? Nie wiem. Ma taką niewinną minę, że wygląda na to, iż mówi prawdę.
Przeniosłam wzrok na las, który znajdował się za namiotem. Niby nic tak nie było, ale udało mi się dostrzec jakąś posturę, która się tam poruszała. Rozejrzałam się. Nikogo obok mnie nie było, jedynie Akuma, ale wątpię, aby zauważył to coś, a raczej tego kogoś. Jednak podeszłam do niego i wyrwałam go z myśli.
- Widziałeś to? - zapytałam wskazując ruchem głowy las. Akuma spojrzał na mnie zdziwiony i jakby nieco zły, ale spojrzał w tamtą stronę, a potem posłał mi spojrzenie, które kieruje się głównie do idiotów.
- Niby co? - mruknął. Spojrzałam w tamtym kierunku. Zastanawiałam się, czy pójść tam, ale myśl o ogniu mnie do tego zniechęciła. Pokręciłam przecząco głową.
- Już nic – odwróciłam się i poszłam do siebie. Chociaż wątpię, abym zasnęłam.

<Akuma?>

Szakal CD Akuma

- Mmm... - zmrużyłam oczy. - Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz.
- E? W gwiazdach to wyczytałaś? -mruknął.
- Kaszlałeś dosyć poważnie - powiedziałam. - Jakbyś kiedyś potrzebował mogę zrobić ci napar na kaszel czy inne choroby
Położyłam się nie pytając go już o nic. Opalałam sie w promieniach księżyca niczym członek rodziny Addamsów. Pomyślałam o mojej matce, zawsze idealnie opalona. Wyrzuciłam jej obraz z głowy.
Zerknęłam na Akumę, który mnie obserwował. Uniosłam sie na łokciu i podniosłam brew.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Jak się zarumienisz musi to być bardzo widoczne - powiedział.
- Nie wiem. Nigdy nie widziałam - westchnęłam. - Myślisz, że z białymi włosami wyglądałabym jak widmo? Podobają mi się twoje. A może zrobię ombre? Niebieskie... Wybacz, jeśli cię zanudziłam - znów się położyłam i wzięłam trufelka.
Niebo przecięła mała "spadająca gwiazda". Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- O czym myślisz, że uśmiechasz?
- O niczym takim. Przypomniały mi się bajeczki o spadających gwiazdach, w które ludzie wieżą.
- A to nie jest tak, że wierzysz w te wszystkie bajeczki?
- Bez przesady - zaśmiałam sie cicho. - szczęście może przynieść konik polny, który wskoczy ci ba brzuch - zadrżałam na samą myśl o tych paskudnych, zielonych stworach. - Albo... hm... jak zobaczysz węgiel.na drodze to go podnieś. Na szczęście.
- Chyba lubisz przesądy, co?
- Mm... znam się troche. Na przykład jeśli bym chciała ujrzeć twarz przyszłego ukochanego to w Halloween musze jeść jabłko przy świecach przed lustrem. Ukochany położy dłoń na moim ramieniu w odbiciu i ujrzę jego twarz, ale szczerze ci powiem, że bym padła na zawał w chwili gdy by mnie złapał.
- A jakieś dla faceta?
- Nie należy palić skorupek jajek bo przestanie się nieść kura.
Spojrzał na mnie wymownie.
- No co? Więcej jest wróżb dla dziewczyn. Musiałabym poszukać w księgach w domu. Lepiej by było gdyby mój wujek ci powróżył z kart. Jeśli chcesz wiedzieć czy spotka cie szczeście lub niepowodzenie - powiedziałam.


<Akuma?>

Kanekichi

,,Wróć z tarczą, lub na tarczy, ale nigdy bez tarczy..."

Smiley CD Rue

Miałyśmy roznieść pięć kopert co niby nie było takie trudne jakby się wydawało. Ostatecznie poszłyśmy razem szukać. Zaczęliśmy iść przed siebie. Miałyśmy zamiar odwiedzić miejsca w których to najczęściej można by było ich znaleźć. Odwiedziliśmy wszystkie miejsca, a i tak nie znaleźliśmy.
- Może pójdziemy w stronę wejścia, wyjścia do cyrku. Mało kiedy, ale może kogoś tam znajdziemy i ktoś będzie coś o nich wiedział - powiedziałam już lekko zmęczona tym szukaniem.
- Spróbujmy - odparła Rue.
Poszliśmy we dwie. Cały czas rozmawialiśmy, ale to mi jakoś nie pomagało, aby zapomnieć o tym kogo mamy szukać i że jeszcze nikomu nie dostarczyłyśmy listu. Kilka metrów przed wyjściem, zobaczyłam znajomą mi twarz.
- Fin poczekaj! - krzyknęłam, żeby usłyszał mnie. Wzięłam list i pobiegłam do niego, aby stanął, bo najwidoczniej mnie nie usłyszał.
- Fin! - krzyknęłam ponownie, a on stanął. Chciałam się zatrzymać, ale pod śniegiem był lód. Więc zamiast zatrzymać się, to poleciałam na glebę.
- Smiley nic ci nie jest? - spytała się Rue, podchodząc do mnie.
- Nic mi nie jest...- odparłam, wstając z ziemi.
- Powinnaś bardziej uważać - dodał chłopak, a ja spojrzałam się na niego rozzłoszczonym wzrokiem.
- Gdybyś nie słuchał tak głośno muzyki to bym nie musiała biec, żeby ciebie zatrzymać. Zapewne wtedy bym uniknęła upadku na glebę - odparłam, a on przyznał mi rację.
- Mniejsza o to - wzięłam głęboki oddech, uśmiechnęłam się. - Tutaj masz list który miałyśmy ci dostarczyć - podałam mu kopertę, a on ją przyjął.
- Wiesz może gdzie spotkamy Setana lub Rex'a? - spytałam się nim odszedł.
- Za niecałe pół godziny powinni wrócić z miasta - odparł, a ja podziękowałam. Pożegnaliśmy się nawzajem.
- To pozostały nam jeszcze listy do Huntera i Lisicy. Wiesz może gdzie moglibyśmy jeszcze ich gdzie indziej znaleźć? - spojrzałam na dziewczynę.
- Jakoś nie mogę się domyślić - odparła.
- Nic nie szkodzi. Przejdziemy się jeszcze raz do okoła. Jak tylko znajdziemy tą dwójkę to zapraszam ciebie na kubek gorącej czekolady i coś słodkiego - uśmiechnęłam się.
<Rue?>

23 sty 2017

Akuma CD Szakal

- Eeee, tam. Nie przesadzaj.- Powiedział niby poważnie, gdy połknął łyk nowo poznanego napoju. Mimo wszystko w jego głosie słychać było lekkie rozbawienie. Kawa smaczniejsza, ale to także boskie. Aż dziwne, jak bardzo jest zacofany, jeśli chodzi o kuchnię. Zrobiło mu się wstyd, że trzeba mu o wszystkim mówić i wszystko pokazywać, jak jakiemuś obcokrajowcowi nie znającego tutejszego miasta jak i języka. Spojrzał w górę. Poczuł, jak kręci mu się w głowie. Nienawidził spoglądać w gwiazdy. Czuł się, jakby spadał z samej góry i nabierał prędkości i umierał. Przyłożył dłoń do ust, ponownie opuszczając głowę i kaszląc cicho. Zamknął szczelnie oczy starając się, by już więcej nie kasłać. Nienawidził tego- jedno małe kaszlnięcie, a już nie może przestać. Dopiero, gdy nie oddycha i ściska gardło, zaczyna mu przechodzić. No tak, kochana choroba. Gdy był już pewien, że może swobodnie oddychać, otworzył oczy i upił łyk ciepłego napoju. Rozglądnął się, księżyc świecił dzisiaj bardzo jasno, więc można było bez problemu dojrzeć każde najmniejsze źdźbło trawy, jednak nie mógł rozpoznać jego brunatnego koloru. No tak, trawa w zimie wygląda na prawdę ładnie, zwłaszcza, gdy jest cała z błota. Poczuł, jak chłodny wiatr muska delikatnie jego skórę na twarzy, a ściślej mówiąc, na prawym policzku. To właśnie z tamtej strony wiał wiatr, więc to naturalne.
- Lubisz gwiazdy?- Spytała po chwili ciszy. Spojrzał na nią. Mimo wszystko mógł dostrzec, jak blada była jej skóra. Gdyby powiedziała mu, że jest wampirem, pewnie by uwierzył. Chociaż nie, ostatnio jakoś nie miał tendencji to wierzenia wszystkim wokoło. Ale gdyby to udowodniła...
- Zależy.- Odparł krótko i niejasno. Poczuł na sobie jej wzrok, więc wznosząc oczy ku górze w geście irytacji, zaczął tłumaczyć dalej- lubię gwiazdy. I to bardzo. Ale nie lubię się na nie patrzeć. Nie miałem tak od zawsze, gdy miałem piętnaście lat na prawdę często to robiłem.- Albo szesnaście... Mniejsza z tym, i tak skończył swoją wypowiedź na tamtych słowach
<Szakal?>

Akuma CD Rue

Przebrany w suche ubrania, kapturem szarej bluzy naciągniętym na głowę, leżał skulony na materacu. Owinął się szczelnie swoim ukochanym kocykiem, nie mając zamiaru spod niego wychodzić. Czuł zmęczenie, ale nie zasnął, nadal było mu zimno, ale nie aż tak, jak wcześniej. O wiele mniej. Jednak chłód promieniował od kości, prawdopodobnie złapał przeziębienie. Zaklął siarczyście
- Ja umieram...- Wycedził takim głosem, jakby rzeczywiście tak było. Nie zdawał sobie sprawy, że jedyne, co mu dolega, to katar. Czuł się, jakby miał co najmniej czterdzieści stopni gorączki i wymagał pójścia do szpitala.
- Testamentu nie chce mi się pisać...- Zaczął rozmyślać na głos. I wtedy poczuł chłód na całym ciele oraz usłyszał czyjś głos. Zadrżał cicho, ale mimowolnie odwrócił się w tamtym kierunku i ze zdziwieniem stwierdził, że ma przed sobą Pika. Posłał mu mordercze spojrzenie.
- Jeśli...- Miał zamiar powiedzieć resztę zdania, brzmiącą mniej więcej jak " obudziłeś mnie tylko po to, by sprawdzić, czy nie śpię, to daję słowo ,ukręcę ci łeb", ale zdał sobie sprawę, że nie powinien się tak odzywać akurat do niego, a po drugie, przerwał mu.
-Wstawaj, musisz nam pomóc.- Zdziwił się. "Nam"? Jakim nam?- Och, później wyjaśnię, tylko wstawaj wreszcie!- Westchnął, przewracając oczyma. Ze znużeniem chłopak zrobił to, o co poprosił. Nie mógł się zdecydować, co zrobić. Z jednej strony był bardzo ciekawy, o co chodziło, ale z drugiej miał ochotę pozabijać wszystkich wokół, że kazano mu wstać z wygodnego posłania.
- Bye.- Rzucił na pożegnanie swojemu "pokojowi", po czym wyszedł na zewnątrz, podążając za pikiem. Z szokiem stwierdził, że to, co wcześniej uznał za światło księżyca, było płomieniami trawiącymi namiot. Nie wiedział, do czego on służył, ale widok był szokujący i zarazem imponujący. Akuma wręcz kochał ogień, więc spojrzał z podziwem na wielkie obłoki czarnego dymu oraz tańczące płomienie.
- Witaj! Dobrze, że jesteś, Rue!- Zawołał pośpiesznie, z wyraźnym stresem.- Obudźcie innych, musimy zacząć gasić ten pożar!
<Rue?>

Azucar CD Rue

Rue nieźle dołożyła temu facetowi. Nie chciałem być gorszy i zepsuć jej planu, nie, to był instynkt, ale i tak musieliśmy uciec. Najpierw bezskutecznie się szamotałem, aż w końcu postanowiłem użyć umysłu i kopnąłem go mocno w odpowiednie miejsce. Upadłem na ziemię, ale szybko dotarłem do Rue, która stała trochę dalej. Dotarło do mnie, że może to nie był dobry pomysł. Teraz, dochodzi jeszcze oskarżenie za pobicie. Nie myślałem dużo. Po prostu rzuciłem się w pogoń za tym mężczyzną, który przed chwilą na mnie wpadł. Nie ciężko było zauważyć kogoś, kto przewraca wszystko i wszystkich jak leci. Dziewczyna na początku nie wiedziała o co mi chodzi, jednak po chwili również zauważyła mój cel i zatrzymała na chwilę strażników i zaczęła coś do nich mówić. Nie mogłem jednak długo przyglądać się jej poczynaniom. Nasz uciekinier właśnie próbować przejść przez mur. Krzyczałem coś, żeby go ktoś zatrzymał. Najpierw bez skutku, jednak potem jakiś facet, niekoniecznie z powodu moich próśb, ściągnął go z muru, zanim ten, zdążył uciec. Był wściekły, że jego stragan i porcelanowe figurki zostały zniszczone. Uśmiechnąłem się zwycięsko i powstrzymałem go przed pobiciem złodzieja na śmierć. Schyliłem się i łapczywie brałem oddech.
- Proszę zaczekać, zaraz znajdą się tutaj strażnicy, oni się nim zajmą - powiedziałem.
- Mam może jeszcze zachować spokój, hę?! Cały mój dobytek został zniszczony! Ja, jestem skończony! - krzyczał. Jak zbawienie ujrzałem Rue idącą w naszą stronę z dwoma mężczyznami. Tymi, którzy nas zatrzymali.
- To on? - zapytał jeden z nich wskazując ruchem głowy leżącego faceta, a ona potwierdziła kiwnięciem głowy. Podszedłem szybkim krokiem do przyjaciółki, a tamci zajęli się złoczyńcą.
- Chyba należą mi się wytłumaczenia - oświadczyłem nadal trochę zdyszany, a na jej twarzy pojawił się dumny, zwycięski uśmiech.
- Znam jednego z nich. Tego, którego ty kopnąłeś - zaśmiała się.
- Świetnie, czyli mogłem spokojnie zaczekać, aż ty zaproponujesz mu piwo, w zamian za pomoc? - spytałem zdołowany.
- No co? To nie moja wina, że "twoja duma" - zrobiła cudzysłów w powietrzu. - Kazała ci nas ratować i rzucić się za nim w pogoń, bohaterze - powiedziała z ironią, nie tracąc humoru. Przewróciłem oczami. - Oj, nie obrażaj się... Dobrze ci poszło - poklepała mnie po plecach.
- A oni tak po prostu ci uwierzyli?
- Nie, najpierw mi zaufali i udaliśmy się za tobą. Gdy tylko zobaczyli tego człowieka, rozpoznali go. To już nie pierwszy taki numer z jego strony - wyjaśniła.
- Doskonale... - westchnąłem, a ona nadal chichotała pod nosem, więc posłałem jej groźne spojrzenie, które (jak się spodziewałem) nie zrobiło na niej większego wrażenia. - W takim razie idziemy na szarlotkę. Ciepłą, pyszną szarlotkę - oznajmiłem, a ona nadal uśmiechnięta zgodziła się i razem ruszyliśmy w stronę kawiarni, w której, (według Rue) mają najlepszą szarlotkę na świecie. 
< Rue? >