Oberwałem poduszką w twarz. Znowu. Zacząłem zastanawiać się, czy fakt, że jest ona dziewczyną jeszcze ją przed czymś chroni. Chwyciłem mocno "broń" w obie dłonie i patrzyłem jak śmieje się ze swojego wyczynu. To chyba zadecydowało o tym, że postanowiłem jej oddać. Ona natychmiast chwyciła drugą poduszkę i biliśmy się nawzajem jakiś czas, do czasu, kiedy nie poczułem, jak jakaś ciepła ciecz zaczyna wsiąkać w moją białą koszulkę. Odłożyłem poduszkę i zobaczyłem, że ona również to zrobiła. Herbata.
- Serio, nie odłożyłaś herbaty? - zapytałem śmiejąc się.
- Hej! To Ty uderzyłeś pierwszy, ja nie byłam przygotowana! - powiedziała szukając chusteczek, jednak nadal chichocząc pod nosem.
- Dobra, dobra... Jakie straty? - wstałem poprawiając poduszki, które na szczęście nie były mokre.
- Ty, ja i trochę jeden z kocy, ale... - zaczęła, jednak jej przerwałem.
- Ja też mam dwa koce. Dam Ci jeden, do czasu, kiedy ten nie wyschnie - zaproponowałem.
- Trzeba go będzie uprać, nie wystarczy wysuszyć - poprawiła mnie, ale ja tylko wzruszyłem ramionami. Smiley zdobyła już chusteczki, którymi zaczęła się wycierać.
- Wiesz co? - zwróciłem jej uwagę i spojrzała się na mnie. - Pójdę na chwilę do siebie, przebiorę koszulkę i przyniosę koc, a Ty w tym czasie też będziesz mogła się przebrać - powiedziałem i po cichym "okej" wyszedłem z jej namiotu i ruszyłem do siebie. Poczułem, jak moją skórę pokrywa gęsia skórka, w końcu na zewnątrz nie było tak ciepło jak w środku. Podbiegłem do siebie. Ściągnąłem t-shirt i rzuciłem go gdzieś na łóżko, po czym chwyciłem biały (cóż nowego), puchaty koc. Już chciałem wracać, kiedy zorientowałem się, że dziewczyna również musi się przebrać. Na pewno zajmie jej to trochę więcej czasu, niż mi. Westchnąłem i usiadłem na łóżku podpierając głowę na dłoniach. Skanowałem wzrokiem po kolei każdy fragment mojego pokoju. Doszedłem do wniosku, że o wiele bardziej podobałby mi się w białych barwach i już zaczynałem myśleć nad planem ewentualnego remontu, jeśli miałby szansę się w ogóle wydarzyć, kiedy Smiley weszła do środka. Momentalnie stanąłem na nogi.
- Nie... Nie miałeś zamiaru już wracać? - zapytała niepewnie wiedząc, że jeszcze przed chwilą sobie siedziałem. Zaśmiałem się.
- Nie! Przecież mówiłem, że przyjdę. Po prostu chciałem dać Ci czas na przebranie i zamyśliłem się - wytłumaczyłem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Podałem jej koc i pokazałem, żeby usiadła, co po chwili uczyniłem i ja. - Sytuacja opanowana? - zapytałem.
- Tak, tak... Wiesz, tak myślałam, że teoretycznie "biliśmy się" - zrobiła cudzysłów w powietrzu - już dzisiaj dwa razy.
- Masz na myśli, że na dzisiaj już wystarczy, czy bardziej, że "do trzech razy sztuka"? - spytałem podejrzliwie mrużąc oczy. Zaśmiała się.
- Jeszcze odniósłbyś jakieś szkody! - po jej słowach przyłączyłem się do śmiechu.
- Serio, nie odłożyłaś herbaty? - zapytałem śmiejąc się.
- Hej! To Ty uderzyłeś pierwszy, ja nie byłam przygotowana! - powiedziała szukając chusteczek, jednak nadal chichocząc pod nosem.
- Dobra, dobra... Jakie straty? - wstałem poprawiając poduszki, które na szczęście nie były mokre.
- Ty, ja i trochę jeden z kocy, ale... - zaczęła, jednak jej przerwałem.
- Ja też mam dwa koce. Dam Ci jeden, do czasu, kiedy ten nie wyschnie - zaproponowałem.
- Trzeba go będzie uprać, nie wystarczy wysuszyć - poprawiła mnie, ale ja tylko wzruszyłem ramionami. Smiley zdobyła już chusteczki, którymi zaczęła się wycierać.
- Wiesz co? - zwróciłem jej uwagę i spojrzała się na mnie. - Pójdę na chwilę do siebie, przebiorę koszulkę i przyniosę koc, a Ty w tym czasie też będziesz mogła się przebrać - powiedziałem i po cichym "okej" wyszedłem z jej namiotu i ruszyłem do siebie. Poczułem, jak moją skórę pokrywa gęsia skórka, w końcu na zewnątrz nie było tak ciepło jak w środku. Podbiegłem do siebie. Ściągnąłem t-shirt i rzuciłem go gdzieś na łóżko, po czym chwyciłem biały (cóż nowego), puchaty koc. Już chciałem wracać, kiedy zorientowałem się, że dziewczyna również musi się przebrać. Na pewno zajmie jej to trochę więcej czasu, niż mi. Westchnąłem i usiadłem na łóżku podpierając głowę na dłoniach. Skanowałem wzrokiem po kolei każdy fragment mojego pokoju. Doszedłem do wniosku, że o wiele bardziej podobałby mi się w białych barwach i już zaczynałem myśleć nad planem ewentualnego remontu, jeśli miałby szansę się w ogóle wydarzyć, kiedy Smiley weszła do środka. Momentalnie stanąłem na nogi.
- Nie... Nie miałeś zamiaru już wracać? - zapytała niepewnie wiedząc, że jeszcze przed chwilą sobie siedziałem. Zaśmiałem się.
- Nie! Przecież mówiłem, że przyjdę. Po prostu chciałem dać Ci czas na przebranie i zamyśliłem się - wytłumaczyłem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Podałem jej koc i pokazałem, żeby usiadła, co po chwili uczyniłem i ja. - Sytuacja opanowana? - zapytałem.
- Tak, tak... Wiesz, tak myślałam, że teoretycznie "biliśmy się" - zrobiła cudzysłów w powietrzu - już dzisiaj dwa razy.
- Masz na myśli, że na dzisiaj już wystarczy, czy bardziej, że "do trzech razy sztuka"? - spytałem podejrzliwie mrużąc oczy. Zaśmiała się.
- Jeszcze odniósłbyś jakieś szkody! - po jej słowach przyłączyłem się do śmiechu.
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz