- Jasne, będę przed dziewiątą - oświadczyłem i pożegnałem się z nią.
Wróciłem do siebie i niemal od razu poszedłem spać.
Następnego dnia wstałem jakoś po siódmej. Po krótkim prysznicu wziąłem moją Księżniczkę na spacer do lasu. Było dużo cieplej niż wczoraj, dlatego mogłem pozwolić sobie na spokojną, długą przechadzkę, zwłaszcza, że mam jeszcze czas.
Rzucałem jej piłkę, którą za każdym razem przynosiła bardziej obślinioną. Urocze. Uważam, że to już podchodzi pod obsesję, gdyż uważam, że wszystko co robi ten pies jest słodkie. Bo jest.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał już godzinę w pół do dziewiątej, dlatego zapiąłem suczce smycz i wróciliśmy do namiotu.
Chciałem być różnorodny, dlatego postanowiłem wykorzystać inny sposób pobudki, niż ostatnio. Po cichu wślizgnąłem się do niej. Tak jak ostatnio, wyglądała bardzo uroczo. Jej wargi były lekko rozchylone, a włosy rozrzucone na wszystkie strony. Spuściłem Księżniczkę ze smyczy i pozwoliłem, by wylizała twarz mojej przyjaciółce. Bardzo zabawne było patrzeć jak się budzi. Gdy już "odzyskała przytomność" i przypomniała sobie, w jakim wieku aktualnie żyjemy, spojrzała się na mnie i zapytała:
- Kto to jest? - uśmiechnąłem się szeroko, bo właśnie takiego pytania oczekiwałem.
- Smiley, to jest Adda, Księżniczko, to jest moja przyjaciółka - przedstawiłem je sobie. Dziewczyna podrapała psa po głowie i wróciła do rozmowy ze mną.
- Nie wiedziałam, że masz psa. Nie wiedziałam, że w ogóle masz jakieś zwierze - powiedziała. Wzruszyłem ramionami.
- Mam ją od niedawna, Rue ją znalazła i... tak wyszło. Dopiero wróciliśmy ze spaceru - wyjaśniłem. - Może ty się ogarnij, a ja pójdę ją odstawić do nas i nakarmić. Jak już będziesz gotowa, to przyjdź do mnie, okey? - zaproponowałem, a ona zgodziła się kiwnięciem głową.
Rozsiadłem się na łóżku obserwując, jak moja Księżniczka je śniadanie merdając ogonem. Wybrałem już sobie ubrania, na dzisiejsze urodziny. Postanowiłem założyć białe (jakież zaskoczenie) dresy zwężane przy kostkach, białe trampki, tylko ze względu na to, że chwilowo nie ma śniegu i białą koszulkę z czarnym rysunkiem monocyklu na środku, czyli jedną z moich ulubionych. Do tego postanowiłem, zamiast czapki z daszkiem, założyć kapelusz. Przebrałem się od razu, aby nie musieć już potem wracać. Nie było to przecież nic nadzwyczajnego, więc mogłem tak chodzić na co dzień, a poza tym, nie mieliśmy wcale tak dużo czasu. Starczy, by zjeść śniadanie gdzieś na mieście i przygotować plan pokazu. Nie wymyśliłem nic konkretnego. Myślałem, że dam radę na spontanie. Pewnie tak, ale wolałem mieć coś pewnego. Jedna sztuczka z nożami wystarczy, zwłaszcza, że to niebezpieczne nie tylko dla mnie. Do tego oczywiście jakieś akrobacje w rytm muzyki, a na końcu postaram się, aby solenizant nie zabił się podchodząc do swojej pierwszej próby jazdy na tym jednokołowym rowerze. Będzie dobrze. Smiley również mogłaby coś pokazać, ale nie będę jej namawiać. Ona będzie sama decydować, co zaprezentuje, komu, kiedy i gdzie. Mi z pewnością wystarczy jej obecność, wybór muzyki, bo mi wszystko jedno. Ewentualnie mógłbym zostawić tą możliwość solenizantowi. Na pewno będziemy się oboje świetnie bawić. Mam taką nadzieję...
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz