Czyli tak... było ich sześciu. Jednego już na samym wstępie się pozbyłam, potem dwóch walczyło ze mną, jeden z chłopakiem... gdy on został pokonany, zaatakowało do kolejnych dwóch idiotów, którzy wcześniej sprawdzali stan kolegi leżącego bez ruchu na ziemi. Obudzi się za jakąś godzinę, w końcu go nie zabiłam, tylko unieszkodliwiłam. Zostało tylko czterech - trzech w sumie. W pewnym momencie usłyszałam głośny krzyk. Nie zdążyłam zobaczyć co się stało, ale kątem oka widziałam Akume. Czyli trzech jeszcze nam zostało. Jednego ja mam, a dwóch nacierało na Akume, który niestety po chwili leżał na ziemi. Próbowałam unieszkodliwić chłopaka, a dzięki temu, że teraz był jeden, mogłam się na nim skupić. Przedtem skupiałam się na tym, aby nie zostać uderzoną. Ułożyłam dwa palce w obu dłoniach, po czym zwinnie omijając jego ataki, uderzyłam go w cztery miejsca, po których padł na ziemie zdrętwiały. Skoczyłam na jednego, który atakował chłopaka. Wymierzyłam w niego mocnego kopniaka. Akuma w tym czasie wstał. Ponieważ drugi przeciwnik, ostatni, swoją uwagę skupił na leżącym przyjacielu, chłopak mógł mu skosić nogi, a następnie mocno uderzyć w twarz, gdy leciał do przodu.
Cała szóstka leżała na ziemi.
- Chodź - pociągnęłam chłopaka w stronę lasu. Puściłam go, gdy zniknęliśmy z uliczki. Teraz pozostało nam się umyć. - Zrobili ci coś? - zapytałam spoglądając na niego z lekka ulgą na twarzy, że to koniec. Nigdy nie przepadałam na walkami. Robiłam to w ostateczności, tak jak teraz.
Cała szóstka leżała na ziemi.
- Chodź - pociągnęłam chłopaka w stronę lasu. Puściłam go, gdy zniknęliśmy z uliczki. Teraz pozostało nam się umyć. - Zrobili ci coś? - zapytałam spoglądając na niego z lekka ulgą na twarzy, że to koniec. Nigdy nie przepadałam na walkami. Robiłam to w ostateczności, tak jak teraz.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz