Obserwowałem nawet jej najmniejszy ruch. Zauważyłem, że nawet z drabinki schodzi z gracją. Wydaje się taka lekka! Jakby grawitacja dla niej nie istniała. To jest prawdziwe widowisko. Zupełnie inne, niż chłopiec na rowerku, którego przyziemnych wyczynów nikt nie zauważa. I tak o to ten "chłopiec" został poproszony o opinię i poradę dla tej gwiazdy. - Tak to mniej więcej z mojej strony wyglądało. Nie, żebym był jakiś skromny, ale... kurde! W niektórych chwilach (takich jak na przykład ta) zastanawiam się co ja właściwie tutaj robię, z tymi mistrzami. Niby coś tam umiem, tyko dodaję coraz to nowsze i bardziej skomplikowane sztuczki, ale zdecydowanie brakuje mi doświadczenia. W przeciwieństwie do niej.
Na początku chciałem rzucić tekst z ironią w stylu... "Nie no wiesz, było nieźle, ale ja przyczepiłbym się do kilku rzeczy...", ale nie zrobiłem tego. Nie mógłbym,
- Byłaś wspaniała - uśmiechnąłem się, a ona zrobiła wielkie oczy i dopiero po chwili odwzajemniła uśmiech. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mam na ten temat kompletnego pojęcia, prawda? - zapytałem teraz już może mniej poważnie. W końcu ile można!
- Może właśnie o to chodzi! Przecież widownia też raczej na co dzień nie robi salt, nie? A to właśnie im ma się podobać! No bo, co z tego, że wszystko wykonam idealnie pod względem technicznym, jeśli nie będzie tego show... - mówiła. Wsłuchiwałem się uważnie w każde słowo. Wiedziałem, że ta rozmowa należy do poważnych. Nie miałem w nich wprawy, dlatego improwizowałem. Starałem się nie wpleść w moją wypowiedź żadnego żartu, co było naprawdę trudne.
- Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, co ty o sobie myślisz - zacząłem, a po jej minie poznałem, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała. - No bo, co z tego, że dostaniesz oklaski, jeśli będziesz czuła, że to nie sprawia ci przyjemności? Kiedy ja wymyślam coś nowego... - kontynuowałem, a ona z ciepłym uśmiechem usiadła obok mnie, oparła głowę na rękach i słuchała. - To zawsze na lekkich treningach. Albo na spacerach podczas jedzenia słodyczy... - zamyśliłem się na chwilę, na co zachichotała. - Akurat wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam. Raz zainspirowałem się bardzo ruchliwym zającem, z czego powstał układ taneczny na monocyklu.
- Myślałam, że nie tańczysz? - zmarszczyła brwi.
- Nie okłamałbym cie. Nie tańczę. Po prostu skakałem na nim w rytm muzyki, zupełnie jak ten zając. Z jednego miejsca na drugie. Czasem na chwilę się zatrzymywał i śmiesznie ruszał uszami, a ja robiłem jakiegoś fikołka - wytłumaczyłem. - Znajdź swoją inspirację, Rue. To właśnie ty najlepiej wiesz, w czym jesteś dobra. Tylko, kiedy sama sobie postawisz cel, spełnisz go całkowicie - zakończyłem. Oficjalnie oświadczam, że ta mowa mi wyszła. Miałem również nadzieję, że zadziała. Dziewczyna milczała, tak samo jak ja, dłuższą chwilę, a w końcu powiedziała:
- Dziękuję - po czym uśmiechnęliśmy się do siebie.
Na początku chciałem rzucić tekst z ironią w stylu... "Nie no wiesz, było nieźle, ale ja przyczepiłbym się do kilku rzeczy...", ale nie zrobiłem tego. Nie mógłbym,
- Byłaś wspaniała - uśmiechnąłem się, a ona zrobiła wielkie oczy i dopiero po chwili odwzajemniła uśmiech. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mam na ten temat kompletnego pojęcia, prawda? - zapytałem teraz już może mniej poważnie. W końcu ile można!
- Może właśnie o to chodzi! Przecież widownia też raczej na co dzień nie robi salt, nie? A to właśnie im ma się podobać! No bo, co z tego, że wszystko wykonam idealnie pod względem technicznym, jeśli nie będzie tego show... - mówiła. Wsłuchiwałem się uważnie w każde słowo. Wiedziałem, że ta rozmowa należy do poważnych. Nie miałem w nich wprawy, dlatego improwizowałem. Starałem się nie wpleść w moją wypowiedź żadnego żartu, co było naprawdę trudne.
- Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, co ty o sobie myślisz - zacząłem, a po jej minie poznałem, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała. - No bo, co z tego, że dostaniesz oklaski, jeśli będziesz czuła, że to nie sprawia ci przyjemności? Kiedy ja wymyślam coś nowego... - kontynuowałem, a ona z ciepłym uśmiechem usiadła obok mnie, oparła głowę na rękach i słuchała. - To zawsze na lekkich treningach. Albo na spacerach podczas jedzenia słodyczy... - zamyśliłem się na chwilę, na co zachichotała. - Akurat wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam. Raz zainspirowałem się bardzo ruchliwym zającem, z czego powstał układ taneczny na monocyklu.
- Myślałam, że nie tańczysz? - zmarszczyła brwi.
- Nie okłamałbym cie. Nie tańczę. Po prostu skakałem na nim w rytm muzyki, zupełnie jak ten zając. Z jednego miejsca na drugie. Czasem na chwilę się zatrzymywał i śmiesznie ruszał uszami, a ja robiłem jakiegoś fikołka - wytłumaczyłem. - Znajdź swoją inspirację, Rue. To właśnie ty najlepiej wiesz, w czym jesteś dobra. Tylko, kiedy sama sobie postawisz cel, spełnisz go całkowicie - zakończyłem. Oficjalnie oświadczam, że ta mowa mi wyszła. Miałem również nadzieję, że zadziała. Dziewczyna milczała, tak samo jak ja, dłuższą chwilę, a w końcu powiedziała:
- Dziękuję - po czym uśmiechnęliśmy się do siebie.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz