- Dasz radę? - zapytałam. Chłopak chwilę nic nie mówił, aż skinął głową.
- T-tak... - stęknął, po czym usiadł na ziemi. - Tylko... odetchnę... - dodał. W końcu śmiech mnie opuszczał, a ja przestałam czuć ten niepotrzebny ból brzucha, który pojawia się, gdy za mocno się śmiejesz. Jakoś nie potrafiłam się opanować i tyle, ale Akuma chyba nie był tym zrażony. Gdy doszedł do siebie, czyli po paru minutach, kontynuowaliśmy straszenie. Tyle, że tym razem chłopak starał się być nieco dalej od ofiary, aby przypadkiem znowu nie zostać zaatakowanym. Ja oczywiście wszystko omijałam, każdą obronę, bo i tak to były jednorazowe i szybkie machnięcia, więc nie musiałam się wysilać.
Po zabawie sami musieliśmy odnaleźć drogę wyjścia, której akurat nie znałam na pamięć. Po drodze rozmawialiśmy na temat ludzi, których wystraszyliśmy. Śmialiśmy się z ich min, reakcji, słów, które wypowiedzieli w strachu, a ja przypomniałam sobie atak kobiety. Na szczęście Akuma też się zaśmiał i bez żadnych problemów kontynuowaliśmy naszą rozmowę, aż udało nam się wydostać z parku.
- Teraz trzeba się umyć... - zauważyłam wyciągając z ust dwa liście, które jakoś się ześlizgnęły z polików, aż na usta.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz