Dostałem zaproszenie na kolację. Ciężko było mi w to uwierzyć. Byłem tak bardzo szczęśliwy i tak bardzo zaskoczony. Uśmiechnąłem się szeroko i (zapewne) zarumieniłem.
- Jasne - odparłem. - Z wielką chęcią zjem twoje pyszności z nadzieją, że mnie nie otrujesz - puściłem jej oczko. Zaśmiała się.
- Dobrze gotuję i nie, nie mam zamiaru cię zabić. Nie dzisiaj - powiedziała rozbawiona.
- To... o której? - spytałem.
- Zwykle jem jakoś po dziewiętnastej - odpowiedziała.
- Będę punktualnie - oświadczyłem.
- Muszę już iść. Kolacja sama się nie zrobi - zaśmiała się po raz ostatni i poszła do siebie. Ja również udałem się do swojego namiotu.
Opadłem na łóżko i westchnąłem głęboko. Nigdy nie zostałem zaproszony na kolację przez dziewczynę. Nic dziwnego. Nigdy nie przyjaźniłem się z płcią piękną. Nic dziwnego. Nie wiem czego powinienem się spodziewać. Powinienem ubrać się elegancko? Powinienem przynieść kwiaty? W co ja się wpakowałem... Wydaje mi się, że po prostu zjemy wspólnie posiłek. Normalnie. Ale nie chcę wyjść źle. Nie chcę, żeby pomyślała, że mi na niej nie zależy. Lubię ją. Lubię patrzeć jak się śmieje i lubię spędzać z nią czas. Jest moją przyjaciółką. Pomogła mi trochę oswoić się z tym miejscem.
Dopiero po chwili poszedłem po rozum do głowy i sięgnąłem po paczkę żelków. Tylko w ten sposób mogłem coś wymyślić. Ja, ten kreatywny, dziwny chłopak, musiał coś wymyślić. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Postanowiłem pójść jeszcze na targ.
Najpierw zajrzałem do wcześniej wspomnianego sklepu dopytać o szczegóły dotyczące urodzin. Okazało się, że szykuje się imprezka na około dwadzieścia osób. Będę główną atrakcją, bo klauny są już dość oklepane. O dziwo, zgodziłem się również dać wypróbować solenizantowi monocykl pod moim czujnym okiem. Będzie ciekawie... Spytałem również o Smiley, która mogłaby dotrzymać mi towarzystwa. Mogę z nią przyjść. Zaproponuję jej to przy kolacji.
Zostały mi jeszcze prawie dwie godziny i nie miałem co robić. Chciałem kupić dziewczynie jakieś czekoladki. Ja, na jej miejscu bym się ucieszył, ale nie byłem pewien, czy to aby na pewno dobry pomysł. Usiadłem na najbliższej ławce i zastanawiałem się, co ugotuje.
~~ około 19:00 ~~
Wyrzuciłem patyczek od lizaka do kosza na śmieci przy drzwiach i ruszyłem w stronę namiotu Smiley.
Gdy otworzyła wręczyłem jej niewielki bukiet goździków. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję - odparła wąchając je.
- Oj tam, oj tam... - przewróciłem oczami. - Po prostu głupio było mi przychodzić z pustymi rękami, kiedy ty na pewno tyle czasu spędziłaś na przygotowywaniu tych pyszności... - wyjaśniłem, na co ona również przewróciła oczami. Zapowiada się ciekawy wieczór... Umieram z głodu!
- Jasne - odparłem. - Z wielką chęcią zjem twoje pyszności z nadzieją, że mnie nie otrujesz - puściłem jej oczko. Zaśmiała się.
- Dobrze gotuję i nie, nie mam zamiaru cię zabić. Nie dzisiaj - powiedziała rozbawiona.
- To... o której? - spytałem.
- Zwykle jem jakoś po dziewiętnastej - odpowiedziała.
- Będę punktualnie - oświadczyłem.
- Muszę już iść. Kolacja sama się nie zrobi - zaśmiała się po raz ostatni i poszła do siebie. Ja również udałem się do swojego namiotu.
Opadłem na łóżko i westchnąłem głęboko. Nigdy nie zostałem zaproszony na kolację przez dziewczynę. Nic dziwnego. Nigdy nie przyjaźniłem się z płcią piękną. Nic dziwnego. Nie wiem czego powinienem się spodziewać. Powinienem ubrać się elegancko? Powinienem przynieść kwiaty? W co ja się wpakowałem... Wydaje mi się, że po prostu zjemy wspólnie posiłek. Normalnie. Ale nie chcę wyjść źle. Nie chcę, żeby pomyślała, że mi na niej nie zależy. Lubię ją. Lubię patrzeć jak się śmieje i lubię spędzać z nią czas. Jest moją przyjaciółką. Pomogła mi trochę oswoić się z tym miejscem.
Dopiero po chwili poszedłem po rozum do głowy i sięgnąłem po paczkę żelków. Tylko w ten sposób mogłem coś wymyślić. Ja, ten kreatywny, dziwny chłopak, musiał coś wymyślić. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Postanowiłem pójść jeszcze na targ.
Najpierw zajrzałem do wcześniej wspomnianego sklepu dopytać o szczegóły dotyczące urodzin. Okazało się, że szykuje się imprezka na około dwadzieścia osób. Będę główną atrakcją, bo klauny są już dość oklepane. O dziwo, zgodziłem się również dać wypróbować solenizantowi monocykl pod moim czujnym okiem. Będzie ciekawie... Spytałem również o Smiley, która mogłaby dotrzymać mi towarzystwa. Mogę z nią przyjść. Zaproponuję jej to przy kolacji.
Zostały mi jeszcze prawie dwie godziny i nie miałem co robić. Chciałem kupić dziewczynie jakieś czekoladki. Ja, na jej miejscu bym się ucieszył, ale nie byłem pewien, czy to aby na pewno dobry pomysł. Usiadłem na najbliższej ławce i zastanawiałem się, co ugotuje.
~~ około 19:00 ~~
Wyrzuciłem patyczek od lizaka do kosza na śmieci przy drzwiach i ruszyłem w stronę namiotu Smiley.
Gdy otworzyła wręczyłem jej niewielki bukiet goździków. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję - odparła wąchając je.
- Oj tam, oj tam... - przewróciłem oczami. - Po prostu głupio było mi przychodzić z pustymi rękami, kiedy ty na pewno tyle czasu spędziłaś na przygotowywaniu tych pyszności... - wyjaśniłem, na co ona również przewróciła oczami. Zapowiada się ciekawy wieczór... Umieram z głodu!
< Smiley? > Przesadziłam? XD Ja naprawdę nie wiedziałam co powinnam zrobić XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz