Lody rozpływały mi się w ustach. Mięta wydzielała przyjemny zapach i dodawała smaku. Gdy już skończyłam jeść oparłem się wygodnie o oparcie krzesła. Podczas jedzenia deseru nie odzywaliśmy się do siebie. Pewnie oboje w zupełności oddaliśmy się słodkości.
Przypatrywałem się Smiley, która już kończyła swój deser. W końcu również podniosła wzrok na mnie.
- I jak, paniczu? - spytała i oczywiście nazwała mnie "paniczem", co powoli doprowadzało mnie do szału.
- Bardzo... smaczne - odpowiedziałem udając powagę. Zastanawiałem się, co jeszcze mogę o tym powiedzieć.
- Tylko tyle? - uniosła jedną brew. Faktycznie, moja odpowiedź była dość lakoniczna.
- Na nic więcej mnie nie stać. Brak słów. To było genialne - uśmiechnąłem się, a ona to odwzajemniła. - Ale... Uważam, że spaghetti ala Azucar jest najlepsze - oświadczyłem pewnie. Zaśmiała się.
- Jesteś Włochem, celowo zrobiłam spaghetti, ale z chęcią posłucham twoich porad - powiedziała. Robiłem to danie już jako dziecko. Mama mówiła, że każdy Włoch robi je na swój sposób. U nich, w restauracji jest podawane na wiele sposobów, a każdy z nich nazwany jest nazwiskiem kucharza, który tak je właśnie przygotowuje. Czasem pomagałem im w kuchni. Nie tyko przy tym. Kiedy zachorował kelner, ja zajmowałem jego miejsce. Lubiłem tam pracować, jednak od początku wiedziałem, że to nie to, co chcę robić w życiu. Rodzice to wiedzieli i w zupełności rozumieli.
- Robiłaś kiedyś pizzę? - spytałem, a ona pokiwała przecząco głową. To danie, również jest dość popularne we Włoszech. Odkąd wyjechałem, nie jadłem takiej dobrej pizzy, jak tam. Chyba, że sam ją zrobiłem, chociaż tam, dodatkowo był klimat. Mimo to, chciałem, aby ona również poznała ten niesamowity smak, a nie zachwycała się tą zhańbioną, sztuczną podróbką pizzy z chemikaliami, którą kupuje się w markecie, a potem odgrzewa w piekarniku.
- Nigdy nie robiłam tego ciasta do pizzy - odpowiedziała.
- W takim razie, kiedy masz czas?
- Ale... na co? - zapytała.
- No, nauczę cię robić pizzę, a przy okazji podam ci moje spaghetti - bardziej oświadczyłem, niż zaproponowałem. Chyba jej się ten pomysł spodobał. - Ale to ty zawsze będziesz robić najlepsze desery. Ja bym ewentualnie kupił żelki - zaśmiałem się. Te lody... To wszystko... To było niebo.
- Mam jeszcze kilka takich przepisów w zanadrzu. Może jutro koło 17:00? - zaproponowała
- Em... - podrapałem się po karku. - Bo właśnie... jutro, ja chciałem cię spytać, czy nie poszłabyś ze mną na urodziny - powiedziałem. Wyglądała na dość zdziwioną.
- Co?
- Jutro daję pokaz na monocyklu na urodzinach chłopca, jeśli chcesz, możesz pójść ze mną. Będzie fajnie i... będą słodycze - puściłem jej oczko. - Na gotowanie możemy się umówić pojutrze, wszystko jedno, ale muszę jeszcze zrobić przedtem zakupy - odparłem. Muszę przejść się na targ zaraz przed tym, aby składniki były świeże, a poza jutrem nie mam żadnych planów, dlatego ona może wybrać termin. Teraz jednak, bardziej czekałem na odpowiedź dotyczącą urodzin. W końcu nie musi iść, może się tam nudzić, ja, nigdy nie dawałem pokazu na urodzinach. Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało, ale byłoby na pewno miło, gdyby poszła ze mną.
Przypatrywałem się Smiley, która już kończyła swój deser. W końcu również podniosła wzrok na mnie.
- I jak, paniczu? - spytała i oczywiście nazwała mnie "paniczem", co powoli doprowadzało mnie do szału.
- Bardzo... smaczne - odpowiedziałem udając powagę. Zastanawiałem się, co jeszcze mogę o tym powiedzieć.
- Tylko tyle? - uniosła jedną brew. Faktycznie, moja odpowiedź była dość lakoniczna.
- Na nic więcej mnie nie stać. Brak słów. To było genialne - uśmiechnąłem się, a ona to odwzajemniła. - Ale... Uważam, że spaghetti ala Azucar jest najlepsze - oświadczyłem pewnie. Zaśmiała się.
- Jesteś Włochem, celowo zrobiłam spaghetti, ale z chęcią posłucham twoich porad - powiedziała. Robiłem to danie już jako dziecko. Mama mówiła, że każdy Włoch robi je na swój sposób. U nich, w restauracji jest podawane na wiele sposobów, a każdy z nich nazwany jest nazwiskiem kucharza, który tak je właśnie przygotowuje. Czasem pomagałem im w kuchni. Nie tyko przy tym. Kiedy zachorował kelner, ja zajmowałem jego miejsce. Lubiłem tam pracować, jednak od początku wiedziałem, że to nie to, co chcę robić w życiu. Rodzice to wiedzieli i w zupełności rozumieli.
- Robiłaś kiedyś pizzę? - spytałem, a ona pokiwała przecząco głową. To danie, również jest dość popularne we Włoszech. Odkąd wyjechałem, nie jadłem takiej dobrej pizzy, jak tam. Chyba, że sam ją zrobiłem, chociaż tam, dodatkowo był klimat. Mimo to, chciałem, aby ona również poznała ten niesamowity smak, a nie zachwycała się tą zhańbioną, sztuczną podróbką pizzy z chemikaliami, którą kupuje się w markecie, a potem odgrzewa w piekarniku.
- Nigdy nie robiłam tego ciasta do pizzy - odpowiedziała.
- W takim razie, kiedy masz czas?
- Ale... na co? - zapytała.
- No, nauczę cię robić pizzę, a przy okazji podam ci moje spaghetti - bardziej oświadczyłem, niż zaproponowałem. Chyba jej się ten pomysł spodobał. - Ale to ty zawsze będziesz robić najlepsze desery. Ja bym ewentualnie kupił żelki - zaśmiałem się. Te lody... To wszystko... To było niebo.
- Mam jeszcze kilka takich przepisów w zanadrzu. Może jutro koło 17:00? - zaproponowała
- Em... - podrapałem się po karku. - Bo właśnie... jutro, ja chciałem cię spytać, czy nie poszłabyś ze mną na urodziny - powiedziałem. Wyglądała na dość zdziwioną.
- Co?
- Jutro daję pokaz na monocyklu na urodzinach chłopca, jeśli chcesz, możesz pójść ze mną. Będzie fajnie i... będą słodycze - puściłem jej oczko. - Na gotowanie możemy się umówić pojutrze, wszystko jedno, ale muszę jeszcze zrobić przedtem zakupy - odparłem. Muszę przejść się na targ zaraz przed tym, aby składniki były świeże, a poza jutrem nie mam żadnych planów, dlatego ona może wybrać termin. Teraz jednak, bardziej czekałem na odpowiedź dotyczącą urodzin. W końcu nie musi iść, może się tam nudzić, ja, nigdy nie dawałem pokazu na urodzinach. Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało, ale byłoby na pewno miło, gdyby poszła ze mną.
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz