26 maj 2018

Akuma CD Mefoda

Nie spodziewałem się, że będzie mi się z kimś tak luźno rozmawiało. Gość nie wnikał w szczegóły, dał mi wolne pole do tematu, że tak powiem. Wydawał się też takim, który nie ocenia ludzi zbyt szybko, nawet po wielu wiadomościach na temat danej osoby. Ale cóż, kimże byłbym ja, gdybym już go właśnie ocenił? Nic o nim nie wiem, ale moje przypuszczenia zdawały mi się być jak najbardziej trafne. Szedł luźnym i spokojnym krokiem przed siebie. Na stajnię? Cholera to tutaj mamy stajnie? Uśmiechnąłem się pod nosem. Jednak jeszcze wiele przede mną.
- A ty? - spytałem. Popatrzył się na mnie pytającym wzrokiem. Zanim zadał pytanie typu "Co ja?", kontynuowałem - co robisz w cyrku? Długo już tutaj jesteś? - dopytałem.
- Ahhaaaa - powiedział przeciągle, odwracając głowę przed siebie na znak, że już rozumie. To dobrze,nie chciało mi się znowu tłumaczyć. Zastanowił się na moment, odpowiedział w końcu, lekko krzywiąc twarz:
- Wiesz, góra miesiąc. W każdym razie, jestem tutaj głównie dla źródła dochodu. Pełnię funkcję takiego typowego pracownika, który lata za każdym i podciera dupę. Gdy ktoś występuje przy lwie i nie chce mu się nim zająć, robię to ja, gdy ktoś ma kija w dupie i nie potrafi się schylić, żeby pozamiatać scenę z confetti po występie, robię to ja - wytłumaczył. Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Ciekawe, doprawdy.
- Czyli teraz idziemy zająć się końmi? - spytałem, chcąc znać powód naszej wędrówki. Zaśmiał się cicho pod nosem.
- Zabrzmię teraz jak pedał, ale idziemy zająć się koniem. Moim koniem - zaśmiałem się, po raz pierwszy od dawna szczerze. Co ty ze mną zrobiłeś??? Faktycznie, pedzik. - No, znaczy, IDĘ się zająć. Ty nie musisz jeśli nie chcesz, bo chodzi po prostu o wyczyszczenie boksu i inne tego typu pierdy - dodał po chwili. Zdziwiłem się, czyli chciał po prostu mi tak bezinteresownie pomóc? Wow, Rysiek Lwie Serce.
-  Aleś ty dobroduszny - wyznałem z udawanym zachwytem.
- Mów dalej - odparł w niemalże tym samym momencie. Parsknąłem śmiechem, pokazując mu środowy palec. Nie wiem, jakim cudem zdobyłem się a taki gest już po paru minutach znajomości. Wydało mi się po prostu, że mogę to zrobić, i jak się okazało, był to trafny gest, gdyż odwdzięczył mi się tym samym. Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.
- Przeznaczenie - powiedziałem.
- Wow - wyrwało mu się w tym samym momencie. Ponownie się zaśmialiśmy. Po raz pierwszy poczułem się jak u siebie i zapomniałem o stracie Rue. Na krótką chwilę, ale mi się udało. W tej samej chwili zauważyłem, że jesteśmy już na miejscu. Weszliśmy do środka, Shiro potruchtał od razu do przodu, wąchając wszystkie konie po kolei. Było ich parę, ale i tak się ucieszyłem. Kocham zwierzęta bardziej od ludzi. O kurde, ludzi w ogóle nie kocham. I jak ja śmiem zwać się katolikiem?
- Który jest twój? - zaśmiał się, ja także. Teraz to ja rzucam dwuznacznymi tekstami.
- Zostawmy to może na dalszy okres znajomości, co? - spytał, a ja mrugnąłem do niego okiem zalotnie. Zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Również parsknąłem śmiechem. Wow, czułem się przy nim tak niezwykle lekko. Jakbym spotkał człowieka o równym zrąbaniu umysłowym, co ja, z podobnym podejściem do życia. Taka różnica, że ja go przez jakiś czas nie miałem.
- Ta kruszyna - powiedział, podchodząc do boksu konia o ciemno gniadej sierści. Klaczy. Tak, patrzyłem. - Nazywa się Wołga - oznajmił, a ja podniosłem do góry brwi. Jak stare auto oraz stara rzeka? A jaka rzeka nie jest stara, idioto? - A twoja bestia jak się nazywa? - spytał, a ja się zaśmiałem. Czy naprawdę jesteśmy już na tym etapie, że sprośne teksty są już dla nas czymś normalnym i nie zwracamy na nie większej uwagi?
- Shiro - skrzywił twarz.
- Bardziej dziwnego imienia nie znalazłeś? McDonald's był zajęty? - kpił sobie.
- Serio? - spytałem z udawanym oburzeniem i lekkim niedowierzaniem, tym razem szczerym.
- Serio. - westchnąłem tylko. Wsunął się do boksu, dając znak dłonią, bym zrobił to samo. Oczywiście doberman pchał już się przede mnie, ale nakazałem mu ogarnąć dupę i siedzieć na niej. Dosłownie. Co dziwne, ogarnął o co mi chodzi, bo pozostał w bezruchu. Przez całe półtorej sekundy, potem znowu poszedł wąchać wszystko. Przewróciłem oczami. I tak go kocham.
- Wiesz, nie za bardzo potrafię się obchodzić z końmi...- wyznałem.
- To dlatego masz takie chude ręce - powiedział, a ja jedynie się uśmiechnąłem pod nosem. To wszystko zaczyna mi się zdawać coraz bardziej na miejscu i normalne. Boże, kogoś ty mi zesłał? - Na początek, wyciągnij dłoń przed siebie. Daj jej do powąchania, potem możesz ją pogłaskać - powiedział. Postąpiłem zgodnie z jego wskazówkami. Chrapy zwierzęcia poruszyły się, wciągając mój zapach ( XD tak to się pisze koniareczko? XDD ) Pogłaskałem ją, gdy odsunęła głowę. Uznałem do za znak zgody.
- Wow, chyba zostanę zaklinaczem koni - oznajmiłem. Prychnął.
< Mefoda? Lubię zboczone opowiadania lol > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz