26 maj 2018

Mefoda CD Akuma

- Jestem pierwszy w kolejce, okay skarbie? - spytałem, poruszając sugestywnie brwiami.
- Oczywiście kochanie - odparł, wysyłając mi całusa w powietrzu. Gdy się odwrócił, pozwoliłem sobie na otworzenie szeroko oczu i ust. Albo udaje geja, albo też nim jest. Mniejsza z tym, jeszcze chwila, a się zakocham. Głośny śmiech. 
- A więc, trzeba wyczyścić Wołgę, boks oraz wyprowadzić ją na pastwisko, dać siano, słomę i wymienić wodę. Bo ta jest dziwnie zielona - powiedziałem.
- Wyrwę ci jaja, jeśli ją otrułeś - przytulił się do końskiej szyi. - Ja cię nie zostawię z tym złym panem, kochanie - przybrałem rozgniewaną minę. Powstrzymałem śmiech, ten widok naprawdę mnie rozwalał. Zakład o ile, że konia na żywo widzi pierwszy raz w życiu?
- Ej, jeszcze przed chwilą to ja byłem twoim kochaniem!- zawołałem, starając się zabrzmieć jak najbardziej zazdrośnie.
- Kobiety są zmienne - odparł, trzepocząc rzęsami. Je*nę przy nim.
- Mniejsza z tym, do roboty - powiedziałem, a on otworzył zamknięte na moment oczy. Popatrzył się na mnie zabójczo.
- Nie przeszkadzaj nam w takiej chwili - prychnąłem. On także. - Nigdy nie zrozumiesz naszej miłości. Choć kochanie, wyczyścimy cię - powiedział. Podniosłem wysoko brwi. Zagrodziłem mu drogę, uśmiechając się sprytnie.
- Po pierwsze, kto powiedział, że to ty będziesz ją czyścić? Po drugie, jakim cudem chcesz ją wyprowadzić, skoro nawet nie ma kantara? - spytałem, a on otworzył szeroko usta. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiej odpowiedzi:
- Co to kantar? - wybuchnąłem śmiechem. Jaki debil! I on nazywa Wołgę swoim kochaniem? Przecież on nawet nie potrafiłby jej z boksu wyprowadzić! - I z czego rżysz? - jego niski, obrażony głos rozbawił mnie jeszcze bardziej, powodując wciąż nasilający się rechot. Otarłem łzy.
- Chodź, pokażę ci - powiedziałem, łapiąc za przedmiot wiszący na gwoździu przybitym do desek zamkniętego wejścia do boksu. Akuma zbliżył się, powiedziałem mu, żeby patrzył się na to, co robię. Powoli, aczkolwiek pewnie siebie, zacząłem zakładać na koński łeb kantar. Starałem się robić to tak, żeby wszystko zobaczył. Gdy skończyłem, odezwałem się:
- Potem przypinasz tutaj - pokazałem na metalowy okrąg - taki fajny sznur, dzięki czemu możesz konia potem podpiąć gdziekolwiek i zacząć go czyścić. - Ściągnąłem kantar, przekazałem go czerwonowłosemu. Kocham farbowane włosy, dlaczego ja takich nie mam?
 - Teraz ty - oznajmiłem. Odwrócił się do mnie gwałtownie.
- Ja nie potrafię - wyjąkał. - A co jak mnie ugryzie? - spytał, a ja powstrzymałem śmiech. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Wtedy będę się śmiał - zgromił mnie spojrzeniem. Podniosłem ręce w obronnym geście - no dobra, dobra już...upie*doli palce - uśmiechnąłem się cwanie, na co on pokazał mi środkowy palec. Jeśli dalej będzie tak robił, naprawdę koń go ugryzie. Boże, ale bym się śmiał, o jaaa... Zaczął powoli, starając się naśladować moje wcześniejsze ruchy. Klacz jednak podniosła łeb do góry, unikając zwinnie małego więzienia. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy powtórzyło się to kolejne trzy razy. Podszedłem do niego od tyłu, łapiąc za nadgarstki. Zabijałem się w myślach za nieczyste wyobrażenia, gdy cały spiął się pod moim dotykiem. Nienawidzę swojej orientacji.
- Spokojnie, nie zgwałcę cię - zaśmiałem się mimo wszystko. Pokiwał jedynie głową, widziałem kątem oka jak przełyka ślinę. Zacząłem delikatnie kierować jego dłońmi, tak, by nie zrobić mu krzywdy moim dotykiem. Z jakiegoś powodu jednak te bandaże nosił, prawda? Wykonując odpowiednie ruchy, udało mi się nałożyć koniowi "ubranie" na pysk.
- Mówiłem, że dam sobie radę - powiedział radośnie i  odwrócił się szybko, puściłem go, na co koń zarżał. Spojrzałem na niego surowo widząc, że syczy z bólu. Ja mu to zrobiłem?
- Nie tak prędko, straszysz konia - oznajmiłem już łagodniej, wyciągając rękę przed siebie. - Pokaż - zażądałem, a on spojrzał na mnie jak na idiotę. Odruchowo czy też nie, schował ręce za siebie. Westchnąłem, zachowywał się jak dziecko.
- No pokaż, mogłem ci coś zrobić - oznajmiłem, czując wyrzuty sumienia, że przeze mnie chłopak cierpi. Co prawda to on się odwrócił, ale to ja nie poluźniłem uścisku.Tkwił w bezruchu, patrząc na mnie niczym osaczone zwierze. - Nie zachowuj się jak dziecko, pokaż to - zażądałem. Zero reakcji. Miałem ochotę uderzyć w coś pięścią. Co on odwala?! Jeśli to faktycznie poparzenia, to przecież mógł się zranić. Zwłaszcza, jeśli są świeże.
< Akuma? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz