5 mar 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Świecie nadchodzę, straciłeś mnie tylko na jeden dzień, a teraz wracam i... Kwitnę na przystanku, czekając na autobus. W sumie minęło dopiero parę minut, ale już nie mogłem się doczekać. Z uśmiechem wypatrywałem naszego środka transportu, przy okazji przyglądając się okolicy. W sumie wydawało mi się, że jedyny mam aż tak dobry humor. Inne osoby zebrane na przystanku stały bezczynnie z poważnymi, a nawet i posępnymi minami. Niektórzy wgapieni w ekrany telefonów, a inni jak zahipnotyzowani wbijali wzrok w chodnik. Za bardzo nikt ze sobą nie rozmawiał. Pomimo słonecznego popołudnia, atmosfera była dość zimna, jak ten delikatny wiaterek dający o sobie znać co jakiś czas.
Nie da się ukryć, że w busie panował mały tłok. Praktycznie wszystkie siedzenia były zajęte, a mi i Lenniemu pozostało stanie. Zastanawiałem się, jak długo będziemy jechać, przy okazji rozglądając się na boki. W zasięgu mojego wzroku znalazło się parę osób. Starsza kobieta, rozmawiająca z wnukiem przez telefon, zgarbiony nastolatek wgapiony w telefon i ze słuchawkami na uszach, kobieta z drobnymi zakupami na kolanach. Młoda dziewczyna, szukająca czegoś w torebce i siedzący obok mnie starszy pan ze słomianym kapeluszem. Nikt nadzwyczajny i też nic się nie zmieniło. Może oprócz tego, że było bardziej tłoczno i na każdym innym przystanku więcej ludzi wsiadało, niż wysiadało, to było tak samo, jak przy czekaniu na autobus. Głównie cisza oraz nadzwyczajnie chłodna atmosfera. Naprawdę nie rozumiem. Tak trudno się uśmiechnąć? Przecież nie samym smutkiem człowiek żyje, a melancholia to najgorsze, w co można popaść w dzisiejszych czasach. Nawet Lennie nie był za bardzo wesoły. Może i się do mnie uśmiechał, rozmawiał ze mną, śmiał się, to i tak jego spojrzenie mówiło zupełnie co innego. Czułem, że coś go gryzie, nie daje spokoju i wręcz prześladuje w środku prawie na każdym kroku.
W sumie już od samego początku wiedziałem, gdzie zabiorę się wspólnie z Lenniem i od razu po wyjściu z autobusu zająłem się realizacją tego planu. Z racji tego, że trochę przegapiliśmy porę obiadową, a sam nie pamiętałem, kiedy coś ostatnio zjadłem (trochę mnie to przeraziło, bo o dziwo nie czułem jakiegoś szczególnego głodu do tej pory), zabrałem nas na targ St. Lawrence, gdzie od razu zrozumiałem, dlaczego Toronto dostało przydomek "Hogtown".
- Tooo, na co masz ochotę? - rozejrzałem się po zaledwie początku tej ogromnej hali, przepełnionej jedzeniem i różnymi przepysznymi zapachami oraz też trochę ludźmi, a przede wszystkim turystami, a jeśli są turyści, to pamiątek też musi być pod dostatkiem. - O wow. Co to jest? - od razu przylgnąłem do jakiejś szyby, przyglądając się jakimiś potrawą, kryjącymi się tuż za nią, ale nie trwało to długo, bo mój nos wyczuł coś o wiele lepszego. I w sumie tak oto zaczął się mały spacerek wzdłuż i wszerz całego tego targowiska.
Oczywiście kres tego chodzenia musiał nadejść. Razem z Lenniem znaleźliśmy sobie coś do jedzenia, a później bez większego problemu znaleźliśmy jakiś wolny stolik, pomimo tego tłumu ludzi, który był wszędzie. Co prawda nie znalazłem tego cuda do zjedzenia, które zasugerował mój nos, ale sądzę, że mam coś równie dobrego.
- O. - doznałem nagłego olśnienia, gdy już miałem zająć się konsumpcją. - A jutro zajrzymy do Chinatown. Zobaczymy, jak sobie radzisz z pałeczkami. - zaśmiałem się na samą myśl o tym, bo przypomniała mi się mała anegdotka z tym związana. Czasem naprawdę brakuje mi tych dwóch małych urwisów, braci, którzy mogli zawsze liczyć na moją pomoc.
- Nie wiem, jak to będzie. - usłyszałem po chwili od Lenniego. Od razu przestałem się śmiać i spojrzałem na niego trochę zdziwiony. - Mam się jutro spotkać z ojcem. - dodał, ale jakoś nie wydawał się z tego powodu bardzo szczęśliwy. W sumie odkąd wrócił, dziwnie się zachowuje. Widocznie to zmęczenie psuje mu humor albo coś innego jest na rzeczy.
- Och... No to pójdziemy kiedy indziej. - uśmiechnąłem się. - Żaden problem. - po tych słowach już zająłem się jedzeniem, a temat się urwał tak szybko, jak się zaczął.
W sumie nie mieliśmy za dużo czasu. Ledwo co po wyjściu z targu, chwilę pospacerowaliśmy, a później już słońce zaczęło się zbliżać ku zachodowi. Chciałem jeszcze iść w parę miejsc, ale stwierdziłem, że nie będę Lenniego nigdzie ciągnąć na siłę. On potrzebuje się wyspać, a nie jeszcze bardziej zmęczyć. Jednak mam nadzieję, że nie zerwie kolejnej nocy na pogaduszki z tatą.
Nie czekaliśmy za długo na autobus z powrotem. Była to taka osobliwa pora, że mogliśmy w spokoju usiąść. Oczywiście Lennie usiadł przy oknie, a ja tuż koło niego. Chciałem się przytulić, ale skończyło się na tym, że jedynie oparłem głowę o jego ramię i cicho westchnąłem.
- Hej, a... Będę mógł kiedyś pójść z tobą do twojego ojca? - spytałem z czystej ciekawości. Nie, żeby mi jakoś zależało.

(Lennie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz