16 mar 2020

Akusai DO Ozyrys

Z lekka byłem zdenerwowany moją obecną sytuacją, wprawdzie przybyłem tu pod wpływem impulsu, wprawdzie nie było to przemyślane, złapanie ostatniej deski ratunku abym może polubił swoje zdolności. Aby nie wyrządzać nimi krzywdy. Nie miałem szczerze mówiąc pojęcia co będę tu robić, gotów byłem na to, że po prostu będę się wlec za grupą z nadzieją na lepsze jutro. Oh, od kiedy taki pesymista się ze mnie zrobił. Spędziłem tu zaledwie kilka dni, jednak nie zdążyłem z nikim porozmawiać, szczerze sam unikałem tego kontaktu, nie wiedziałem co robić, jak się zachowywać. Chciałem w pewnym sensie rozeznać się w sytuacji. Przewidzieć jakiekolwiek zachowania. Zdążyłem skończyć jedną z moich lalek, spędziłem nad nią bardzo dużo czasu, miałem nadzieję, że ona będzie żywa na dłużej, była kolejną próbą zastąpienia sobie kontaktu z innymi. Ciężko było stworzyć lalkę ludzkiego rozmiaru, więc była trochę niska. Mierzyła metr pięćdziesiąt, ale i tak była piękna. Mój twór, moje dziecko. Nie posiadałem świetnych umiejętności, więc marionetka posiadała dużo niedociągnięć, defektów, jednakże bardzo się starałem, była mi jedną z bliższych lalek, tworzyłem ją z nadzieją. Kiedy skończyłem ubierać lalkę miałem w planach ją ożywić licząc, że rzeczywiście się to uda. Stety lub niestety nie udało. Moje starania, skupienie się i próby ożywienia marionetki skończyły się porażką. Czułem żal, że kolejny raz się nie udało. Nie wiedziałem na jakich zasadach działała moc, nie miałem pewności jakie lalki mogę ożywić, a jakich nie.
To strasznie denerwowało. Czułem zrezygnowanie, ponieważ już niewiele mi zostało z chęci do walki. Ale przybyłem tu nie bez powodu, nie mogłem się teraz poddać, po tak dużym kroku na przód. Nie chciałem się cofać, nie chciałem też stać w miejscu, jednakże nie posiadałem siły aby iść naprzód. Musiałem coś jednak zrobić, bo popadnę w szaleństwo, które już się rozpoczynało, niewinnie, zwykłym rozmawianiem do martwych lalek. Potrzebowałem ratunku, ponieważ tonę, w otchłani własnego umysłu i wspomnień, szaleństwie którego nie umiem zatrzymać, chaosie myśli. Z lekka zamyślony wyszedłem z przyczepy. Przechodziłem obojętnie obok wszystkiego, wszyscy mijało mnie z równym brakiem emocji. Stałem niczym za szybą, której nie sposób rozbić, odcięty od wszelkiego świata. A tak bardzo pragnąłem ją zbić, ponownie móc się czegoś chwycić, niczym rzuconej kotwicy. Ustać chociaż na chwilę. Wręcz desperacko szukałem tej przysłowiowej kotwicy, czegokolwiek czego mógłbym się trzymać, czegoś co pozwoli mi wreszcie zostać. Z mojej zadumy nagle wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła, niebezpiecznie blisko mojej osoby. Nim się spostrzegłem ktoś stał obok mnie. Albo stał tam cały czas a ja tego nie zauważyłem? Możliwe. Nawet nie wiedziałem czy to ja coś stłukłem, a było to wprawdzie możliwe. 
- Cholera. - mruknąłem, a po chwili zakryłem usta dłonią. - Znaczy się, przepraszam. - dodałem szybko, z lekkim, przepraszającym uśmiechem. 

Ozyrys?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz