19 mar 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Nie mogłem się teraz na nich napatrzeć. To był taki piękny wzruszający obrazek. Ojciec i syn, obaj szczęśliwi, zupełnie szczerzy, niekryjący już nic przed sobą nawzajem. Uwielbiam takie momenty. Te chwile szczerości, gdzie mimo różnych zdarzeń wszystko staje się takie proste i już wiadomo, że może być tylko lepiej. Lennie będzie wracać do zdrowia, ja mam w końcu jakieś zajęcie, a obaj w końcu będziemy szczęśliwi. Nikt już nam tego nie popsuje.
Jednak ta chwila trwała o wiele krócej niż się spodziewałem. Za nim w ogóle zdążyłem cokolwiek powiedzieć, do sali weszła pielęgniarka i poprosiła mnie oraz ojca Lenniego o wyjście. Standard. Nie zamierzałem się sprzeciwiać.
- Zaraz wrócimy. - powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem Lenniego w rękę. Jak ja się cieszę, że powoli wszystko wraca do normy. Oby utrzymało się to jak najdłużej. Nie trzeba było mi nic dwa razy powtarzać. Zadowolony wyszedłem na korytarz, a niedługo po mnie właśnie ojciec Lenniego. Nie kryłem swojej radości z tego dnia. Tyle dobrych rzeczy się już stało, ale teraz panowała głupia cisza. Nie wiedziałem, czy w sumie się odezwać. Niby wypada, ale o czym mamy gadać?
- Jak widzę, tym razem humor dopisuje. - usłyszałem nagle. Poruszyłem uszami i oderwałem wzrok od drzwi do sali, by spojrzeć na ojca Lenniego.
- Już dawno z niczego tak się nie cieszyłem, jak dzisiaj. - przyznałem z uśmiechem. - Czuję się cudownie. Jakby wielki kamień spadł mi z serca, a Lennie będzie wracał do zdrowia. Wszystko zaczyna się układać.
- Skoro już wspomniałeś o moim synu. - usiadł na jednym z krzeseł w korytarzu i wskazał te tuż koło niego. Od razu zrozumiałem, że chce, abym też usiadł. Nie byłem pewny, o co może mu chodzić, ale zająłem miejsce z uśmiechem, pozbawiony jakichkolwiek wątpliwości. - Nie daje mi spokoju to, co powiedziałeś tamtej lekarce, o tym, że jesteś narzeczonym Leluna. To jednak prawda? - spytał, ale coś czułem, że chciał, a nawet wręcz oczekiwał ode mnie zaprzeczenia. Najpierw, gdy usłyszałem to pytanie, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, a później jeszcze pokręciłem głową.
- Nie nie nie. Naprawdę chciałem się tylko dowiedzieć, co z nim. Nic więcej. - mężczyźnie widocznie ulżyło. Nie mnie oceniać jego reakcje, ale na pewno wolałby, żeby zamiast mnie, siedziała tu jakaś dziewczyna, zakochana w jego synu.
- Myśleliście o czymś takim w ogóle? - znów zaprzeczyłem. Nie sądzę, żeby aż tak nam się spieszyło do zapieczętowania tego związku, choćby i w taki symboliczny sposób w postaci obrączek. Priorytetem jest, by Lennie wrócił w pełni do zdrowia. Poza tym to nie jest takie ważne. Wystarcza mi sama świadomość, że po prostu mnie kocha.
- Też nie sądzę, że za szybko pomyślimy. Znamy się dwa lata, a razem też jakoś długo nie jesteśmy. - odpowiedziałem i spojrzałem od niechcenia na paznokcie, by dłużej nie ciągnąć tego tematu. Długo ta pielęgniarka nie wychodzi. Chociaż pewnie minęło może dopiero jakiejś parę minuty. Jak dla mnie to istna wieczność, a czuję, że ta konwersacja nie idzie w dobrą stronę.
- Czyli to dopiero początki. - stwierdził. "Dość dynamiczne z porządnym zgrzytem." Dodałem w głowie dość rozbawiony. - Więc z pewnością jeszcze, mówiąc delikatnie, ze sobą nie spaliście. - dodał, a ja zamarłem na chwilę. Podniosłem wzrok i wbiłem go w ścianę przede mną, by tylko nie złapać kontaktu wzrokowego z mężczyzną. Miałem wrażenie, że mózg mi się zaciął. Zacząłem się nerwowo śmiać.
- Skądże znowu. - już czułem jego wzrok na sobie. - Nie ma takiej opcji... To bardziej platoniczna miłość. - wymamrotałem, wstając oraz wkładając ręce do kieszeni. Od razu też spojrzałem na drzwi, które wciąż były zamknięte. Czemu to tak długo trwa? - Poza tym... - sam już nie wiedziałem, po co się jeszcze odzywam. Jeszcze się sam pogrążę i będzie nieciekawie. W sumie już jest nieciekawie, ale zawsze może być gorzej.
- Chce się po prostu upewnić czy mój syn trafił na odpowiednią osobę. - również wstał i stanął przede mną. Nie wiem, ale jakoś mnie to bardziej zestresowało, niż uspokoiło. - Chce też wiedzieć, czy go nie zranisz. - jeszcze bardziej się zbliżył, patrząc mi prosto w oczy. Brzmiał śmiertelnie poważnie, a jego wyraz twarzy wyglądał dość strasznie. Jedynie nerwowo przełknąłem ślinę i niepewnie się uśmiechnąłem.
- Ja bym nawet muchy nie skrzywdził. - odpowiedziałem dość nerwowo, a później od razu miałem czystą ochotę walnąć się w łeb. Co ja odwalam? Jakie to głupie... Serce mi stanęło, gdy ku mojemu przerażeniu położył mi rękę na ramieniu.
- Jeśli jednak go skrzywdzisz, to wiedz, że wtedy cię znajdę i powieszę za jaja do masztu. - oświadczył z uśmiechem, a mnie znów zatkało... Sądząc, że niedługo później parsknął śmiechem, moja mina musiała być komiczna. Jednak za nim zdążyłem się tu spalić ze wstydu, nadeszło moje wybawienie. Mianowicie pielęgniarka wyszła z sali. Od razu wręcz wbiegłem do środka i znów usiadłem na wcześniejszym miejscu, łapiąc za rękę Lenniego.
- Wróciliśmy. - odezwałem się z uśmiechem, starając się odprężyć po tej rozmowie.
- Trochę sobie porozmawialiśmy. - dodał ojciec chłopaka, stając po drugiej stronie łóżka i posyłając mi znaczące spojrzenie, a ja jedynie skinąłem głową z uśmiechem, gdyż byłem prawie pewny, że mógł żartować... Chociaż kto tam wie. Wolę się nie przekonywać.

(Lennie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz