3 sty 2019

Robin DO Vivi

Otworzył powoli zaspane oczka, podnosząc się do siadu. Podrapał się po plecach i szeroko ziewnął. Parę razy zamrugał, aż w końcu zeskoczył z gałęzi, na której przespał noc. Na drganie gałęzi zareagowała jego ptaszyna, która podążyła za nim. Podleciała do jego głowy i usiadła mu na włosach, a przez zmęczenie zrobiło sobie na jego czuprynie małe gniazdko i na chwilę przysnęła. Chłopiec nie przejmując się zwierzątkiem, wyciągnął się i spojrzał na niebo. Słońce powoli wstawało, tak więc cyrk też pewnie powoli budził się do życia. Kucnął, oparł rękami o ziemię i na czworaka, powolnym krokiem szedł w kierunku obozowiska. Nie śpieszyło mu się do ludzi. 
Zajrzał do Pika. Był w swoim namiocie i czytał książkę. Robin cichutko wtargnął się do środka i usiadł na podłodze, patrząc na to, co trzymał. Książka miała czerwoną okładkę, niestety nie potrafił przeczytać tytułu, gdyż był schowany. 
- O, nie zauważyłem cię – odparł po chwili ciszy, kiedy mały paszek siedzący na ramieniu chłopca postanowił się odezwać. Mężczyzna zamknął książkę i położył ją na biurku, następnie zerknął na zegarek, który nosił na nadgarstku. - Późno już, muszę się zbierać – stwierdził. - Dzisiaj ktoś inny się tobą zajmie – oznajmił wstając. Gdy zrobił parę kroków stronę chłopca, ten się podniósł i na czworaka odsunął do wyjścia.
- Kto? - zapytał lekkim głosem, po czym oboje wyszli z namiotu. Dopiero wtedy Robin stanął na dwóch nogach i się rozejrzał.
- Nazywa się Vivi, jest pielęgniarzem – pokiwał głową. Ruszyli w kierunku przyczep dla pracowników. Podeszli, a Pik zapukał. Po chwili ze środka wyszedł wysoki… lisowaty człowiek. David patrzył na niego z zaciekawieniem, nigdy nie widział pół ludzi, pół zwierząt.
- Vivi, to jest Robin. Tak jak się wczoraj umawialiśmy, zostawiam go pod twoją opieką – powiedział, po czym się pożegnał. Gdy odchodził, Robin go wyminął, po czym stanął przed drzwiami.
- Wchodzisz? - usłyszał pytanie. Jego głos był nieprzyjemny, a radość, jaka w nim zagościła, gdy zobaczył jego zwierzęta atrybuty, momentalnie zgasła. Mimo to wszedł do środka, rozglądając się po przyczepie. - Muszę coś zrobić. Żebyś się nie nudził, ułóż mi bandaże – wskazał na pudełko z białym materiałem, po czym bez słowa wyszedł. Robin przez chwilę patrzył na drzwi ciesząc się, że wyszedł. Następnie podszedł do pudełka i wyjął pierwszy materiał. Nie miał pojęcia, jak „układa się” bandaże, a jego wszelkie próby skończył się… bardzo źle.
Jakimś cudem owinął samego siebie wszystkimi bandażami, co jeszcze bardziej zniszczyło jego humor tego dnia. Bez rezultatów próbował się wygrzebać, ale nie szło mu to ani trochę. Shani w tym czasie siedział na oknie i obserwowała, jak jej przyjaciel stał się żywą mumią. 

<Vivi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz