Nie wiedziałem jak zareagować na jej odpowiedź. Byłem tak zaskoczony, że nawet nie wybuchnąłem śmiechem. Postanowiłem jednak nie drążyć tematu i skupić się na monocyklu i ewentualnie rzucaniu nożami. To również intrygujące zajęcie i mimo, że niczego już tak nie pokocham jak jazdy na jednokołowym rowerze, połączenie ich to świetny pomysł.
- Bardzo chętnie - odwzajemniłem uśmiech i ruszyłem za dziewczyną. Nie spodziewałem się zaproszenia z jej strony. Czy ona w końcu przestanie mnie zaskakiwać? Mimo to, ucieszyłem się, że będę miał okazję poznać trochę okolicy.
Przechodziliśmy właśnie między kolorowymi straganami z owocami i warzywami. Zatrzymałem się przy cytrusach, a Rue spojrzała na mnie pytająco.
- Piłaś kiedyś sok z cytryny? - spytałem.
- Nie przypominam sobie, a co?
- Tak pytam... - odparłem podrzucając w ręce pomarańczę. - Lubisz? - wskazałem ruchem głowy na owoc.
- Nie wiem - odpowiedziała obojętnie. Uniosłem brwi.
- Jak to, nie wiem? Nie jadłaś nigdy pomarańczy?!
- Mam uczulenie - oświadczyła, na co zamilkłem i poszliśmy dalej. Po chwili upatrzyłem niewielki sklep na rogu. Słodycze. Moje zapasy powoli się kończyły, a ja nie przeżyję braku cukru. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę sklepu. Nie protestowała, jednak nie kryła zdziwienia i nie powstrzymała się od zadania tysiąca różnych pytań po drodze. Zamilkła, gdy stanęliśmy przed kolorowym szyldem. Zaśmiała się pod nosem i chyba mruknęła coś w rodzaju "czemu się nie domyśliłam". Ja, wybierałem moje ulubione żelki, cukierki i czekolady. Okazało się, że tutaj są smaki, których nie było we Włoszech. Musiałem spróbować wszystkiego. Ona nie kryła zdziwienia i może nawet lekkiej pogardy, bo przecież jestem jakby nie patrzeć jestem sportowcem, a nawet jeśli nie, to nikt nie powinien jeść tyle słodkości. Sama kupiła tylko lizaka.
Gdy opuściliśmy mój raj, ja z dwiema siatkami, liczyłem na upragniony odpoczynek i ucztę, jednak moja kumpela miała inne plany. Jakby miała jakiś radar dotarliśmy bezbłędnie do stoisk z ubraniami. Upatrzyłem jedno z t-shirtami, a dziewczyna dołączyła do mnie po chwili oczywiście po zakupie... czegoś.
- Kupmy sobie takie same koszulki - zaproponowałem i zacząłem je przeglądać.
- W sensie, że Ty chcesz damską, czy ja mam ubrać męską? - dopytywała nie podzielając mojego entuzjazmu, wręcz przeciwnie. Jakby się ze mnie nabijała.
- W sensie, że z takim samym nadrukiem. Każda para przyjaciół ma takie - odpowiedziałem i nawet na nią nie patrząc oglądałem każdą osobno. Minęło może kilka minut, gdy zorientowałem się co przed chwilą powiedziałem. Odwróciłem się w jej stronę. Nadal się na mnie patrzyła. - Czyli możemy uznać to, za nasz pierwszy krok w stronę przyjaźni - poprawiłem się. Wtedy pomogła mi szukać najlepszego wzoru. Lubię Rue, jednak znam ją dwa dni. Nie mógłbym nazwać jej swoją przyjaciółką, mimo, że spędzamy ze sobą czas, jakbyśmy znali się od lat. To dobry znak. Tak myślę.
Nie minęło dużo czasu, kiedy ona stanęła przede mną z koszulką, jeszcze nie pokazując jej nadruku. Ja chyba nigdy nie pojmę, jak te dziewczyny znajdują fajne ubrania w takim krótkim czasie. Chociaż, czy fajne, to się jeszcze okaże. Omal nie wybuchłem z niepokoju czekając, aż pokaże mi swoją propozycję.
- Bardzo chętnie - odwzajemniłem uśmiech i ruszyłem za dziewczyną. Nie spodziewałem się zaproszenia z jej strony. Czy ona w końcu przestanie mnie zaskakiwać? Mimo to, ucieszyłem się, że będę miał okazję poznać trochę okolicy.
Przechodziliśmy właśnie między kolorowymi straganami z owocami i warzywami. Zatrzymałem się przy cytrusach, a Rue spojrzała na mnie pytająco.
- Piłaś kiedyś sok z cytryny? - spytałem.
- Nie przypominam sobie, a co?
- Tak pytam... - odparłem podrzucając w ręce pomarańczę. - Lubisz? - wskazałem ruchem głowy na owoc.
- Nie wiem - odpowiedziała obojętnie. Uniosłem brwi.
- Jak to, nie wiem? Nie jadłaś nigdy pomarańczy?!
- Mam uczulenie - oświadczyła, na co zamilkłem i poszliśmy dalej. Po chwili upatrzyłem niewielki sklep na rogu. Słodycze. Moje zapasy powoli się kończyły, a ja nie przeżyję braku cukru. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę sklepu. Nie protestowała, jednak nie kryła zdziwienia i nie powstrzymała się od zadania tysiąca różnych pytań po drodze. Zamilkła, gdy stanęliśmy przed kolorowym szyldem. Zaśmiała się pod nosem i chyba mruknęła coś w rodzaju "czemu się nie domyśliłam". Ja, wybierałem moje ulubione żelki, cukierki i czekolady. Okazało się, że tutaj są smaki, których nie było we Włoszech. Musiałem spróbować wszystkiego. Ona nie kryła zdziwienia i może nawet lekkiej pogardy, bo przecież jestem jakby nie patrzeć jestem sportowcem, a nawet jeśli nie, to nikt nie powinien jeść tyle słodkości. Sama kupiła tylko lizaka.
Gdy opuściliśmy mój raj, ja z dwiema siatkami, liczyłem na upragniony odpoczynek i ucztę, jednak moja kumpela miała inne plany. Jakby miała jakiś radar dotarliśmy bezbłędnie do stoisk z ubraniami. Upatrzyłem jedno z t-shirtami, a dziewczyna dołączyła do mnie po chwili oczywiście po zakupie... czegoś.
- Kupmy sobie takie same koszulki - zaproponowałem i zacząłem je przeglądać.
- W sensie, że Ty chcesz damską, czy ja mam ubrać męską? - dopytywała nie podzielając mojego entuzjazmu, wręcz przeciwnie. Jakby się ze mnie nabijała.
- W sensie, że z takim samym nadrukiem. Każda para przyjaciół ma takie - odpowiedziałem i nawet na nią nie patrząc oglądałem każdą osobno. Minęło może kilka minut, gdy zorientowałem się co przed chwilą powiedziałem. Odwróciłem się w jej stronę. Nadal się na mnie patrzyła. - Czyli możemy uznać to, za nasz pierwszy krok w stronę przyjaźni - poprawiłem się. Wtedy pomogła mi szukać najlepszego wzoru. Lubię Rue, jednak znam ją dwa dni. Nie mógłbym nazwać jej swoją przyjaciółką, mimo, że spędzamy ze sobą czas, jakbyśmy znali się od lat. To dobry znak. Tak myślę.
Nie minęło dużo czasu, kiedy ona stanęła przede mną z koszulką, jeszcze nie pokazując jej nadruku. Ja chyba nigdy nie pojmę, jak te dziewczyny znajdują fajne ubrania w takim krótkim czasie. Chociaż, czy fajne, to się jeszcze okaże. Omal nie wybuchłem z niepokoju czekając, aż pokaże mi swoją propozycję.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz