Nie wiem, może to moja duma nie pozwala na to, by dziewczyna oddawała mi swój szalik. To prędzej ja powinienem jak w tych romantycznych filmach ściągnąć marynarkę (której swoją drogą na sobie nie miałem) i okryć nią damę.
- Od tych śnieżek i tak dostanę kataru, więc co za różnica - odparłem obojętnie ściągając szalik, po czym kolejna śnieżka wylądowała na moim ciele. Tym razem na klatce piersiowej. Zaśmiałem się. - Nawet nie wiesz w co się pakujesz... - pogroziłem palcem, na co podniosła wyzywająco brwi. Schyliłem się i szybko ulepiłem śnieżkę, którą wycelowałem w Smiley. Ona nie została mi dłużna. Bawiliśmy się w bitwę na śnieżki może kilkanaście minut. Byliśmy cali przemoknięci i zmarznięci, jednak zabawy była przednia! W końcu postanowiłem wystawić na próbę moją grę aktorską. Poza tym, mam niedobór wykręconych numerów. Czekałem tylko, aż jej pocisk trafi mnie w twarz. Mniej więcej oko. Gdy tak się stało szybko złapałem się za nie i zacząłem pocierać. Ukucnąłem nie ściągając dłoni z twarzy. Wydawałem przy tym odgłosy bólu. Ona była najpierw nieco zdezorientowana, jednak po chwili podbiegła do mnie.
- Azucar... Ja, przepraszam... Nie chciałam. Chodźmy do środka... - również ukucnęła i przerażona położyła mi trzęsącą rękę na ramieniu. W tej chwili przewróciłem ją na plecy i obsypałem śniegiem. Ona przygnieciona ciężkością mojego ciała również sypała mnie śniegiem po twarzy. Później oboje ledwo łapaliśmy oddech, przez śmiech, więc położyłem się obok i zrobiłem "anioła" na śniegu. Dziewczyna poszła w moje ślady. Leżeliśmy tak chwilę. Ja podniosłem się pierwszy i podałem jej rękę. Oboje byliśmy już na nogach, więc sięgnąłem po jej szalik i zawiązałem go jej na szyi, przy czym karciła mnie wzrokiem. Moim zdaniem, gdyby spojrzeniem można by było zabijać, dawno leżałbym martwy.
- Nie martw się tak o mnie, bo widzisz jak to się kończy - puściłem jej oczko. - Ja dam sobie radę - powiedziałem. Nic nie odpowiedziała. Może to i lepiej. Moje słowa zabrzmiały tak poważnie... A ja właściwie byłem jej bardzo wdzięczny. Mało kto zdobyłby się na tak szlachetny gest w stosunku do kogoś, kogo zna może godzinę. Złapała mnie pod ramię i wróciliśmy do namiotu.
- Proponuję herbatę z cytryną...
- I cukrem - wtrąciłem.
- I cukrem, a do tego... może czekolada? - po tych słowach już nie mogłem odmówić.
- Zatem prowadź - uśmiechnąłem się i ruszyłem za nią.
- Od tych śnieżek i tak dostanę kataru, więc co za różnica - odparłem obojętnie ściągając szalik, po czym kolejna śnieżka wylądowała na moim ciele. Tym razem na klatce piersiowej. Zaśmiałem się. - Nawet nie wiesz w co się pakujesz... - pogroziłem palcem, na co podniosła wyzywająco brwi. Schyliłem się i szybko ulepiłem śnieżkę, którą wycelowałem w Smiley. Ona nie została mi dłużna. Bawiliśmy się w bitwę na śnieżki może kilkanaście minut. Byliśmy cali przemoknięci i zmarznięci, jednak zabawy była przednia! W końcu postanowiłem wystawić na próbę moją grę aktorską. Poza tym, mam niedobór wykręconych numerów. Czekałem tylko, aż jej pocisk trafi mnie w twarz. Mniej więcej oko. Gdy tak się stało szybko złapałem się za nie i zacząłem pocierać. Ukucnąłem nie ściągając dłoni z twarzy. Wydawałem przy tym odgłosy bólu. Ona była najpierw nieco zdezorientowana, jednak po chwili podbiegła do mnie.
- Azucar... Ja, przepraszam... Nie chciałam. Chodźmy do środka... - również ukucnęła i przerażona położyła mi trzęsącą rękę na ramieniu. W tej chwili przewróciłem ją na plecy i obsypałem śniegiem. Ona przygnieciona ciężkością mojego ciała również sypała mnie śniegiem po twarzy. Później oboje ledwo łapaliśmy oddech, przez śmiech, więc położyłem się obok i zrobiłem "anioła" na śniegu. Dziewczyna poszła w moje ślady. Leżeliśmy tak chwilę. Ja podniosłem się pierwszy i podałem jej rękę. Oboje byliśmy już na nogach, więc sięgnąłem po jej szalik i zawiązałem go jej na szyi, przy czym karciła mnie wzrokiem. Moim zdaniem, gdyby spojrzeniem można by było zabijać, dawno leżałbym martwy.
- Nie martw się tak o mnie, bo widzisz jak to się kończy - puściłem jej oczko. - Ja dam sobie radę - powiedziałem. Nic nie odpowiedziała. Może to i lepiej. Moje słowa zabrzmiały tak poważnie... A ja właściwie byłem jej bardzo wdzięczny. Mało kto zdobyłby się na tak szlachetny gest w stosunku do kogoś, kogo zna może godzinę. Złapała mnie pod ramię i wróciliśmy do namiotu.
- Proponuję herbatę z cytryną...
- I cukrem - wtrąciłem.
- I cukrem, a do tego... może czekolada? - po tych słowach już nie mogłem odmówić.
- Zatem prowadź - uśmiechnąłem się i ruszyłem za nią.
< Smiley? > To ja przepraszam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz